W Brukseli uzgodniono, że wypłaty z unijnych funduszy będą po raz pierwszy w historii uzależnione od poszanowania praworządności – nie powiedziano, których krajów ma ta zasada dotyczyć, ale wiadomo, że mowa zwłaszcza o Polsce i Węgrzech. Co na to polski rząd? Na razie ustami jednego z wiceministrów ogłasza "veto albo śmierć", tyle, że to fałszywa alternatywa, bo jeśli Warszawa faktycznie postawi weto, to właśnie wtedy przyjdzie "śmierć", ponieważ nie będzie setek miliardów euro np. na dopłaty dla rolników i wsparcie tysięcy biznesów, które ucierpiały z powodu koronawirusa.
UE. Czy Polska wyrzeknie się miliardowych funduszy z unijnej kasy?
Propozycja złagodzonych kryteriów uruchamiających "mechanizm praworządności" jest bardzo głębokim kompromisem
To próba pogodzenia żądań ostrego karania krajów łamiących zasady rządów prawa, z oczekiwaniami ich stolic, które grożą wetem, jeśli zostanie wprowadzony jakikolwiek "mechanizm"
Polska może skutecznie zawetować zarówno wieloletni budżet Unii, jak i wart 750 mld fundusz odbudowy poszkodowanych przez pandemię gospodarek
POLITICO żartuje: to obrona polskiej suwerenności… do wydawania pieniędzy innych europejskich podatników
Propozycja złagodzonych kryteriów uruchamiających "mechanizm praworządności" jest bardzo głębokim kompromisem
To próba pogodzenia żądań ostrego karania krajów łamiących zasady rządów prawa, z oczekiwaniami ich stolic, które grożą wetem, jeśli zostanie wprowadzony jakikolwiek "mechanizm"
Polska może skutecznie zawetować zarówno wieloletni budżet Unii, jak i wart 750 mld fundusz odbudowy poszkodowanych przez pandemię gospodarek
POLITICO żartuje: to obrona polskiej suwerenności… do wydawania pieniędzy innych europejskich podatników
‹ wróć
Propozycja złagodzonych kryteriów uruchamiających "mechanizm praworządności" jest bardzo głębokim kompromisem
To próba pogodzenia żądań ostrego karania krajów łamiących zasady rządów prawa, z oczekiwaniami ich stolic, które grożą wetem, jeśli zostanie wprowadzony jakikolwiek "mechanizm"
Polska może skutecznie zawetować zarówno wieloletni budżet Unii, jak i wart 750 mld fundusz odbudowy poszkodowanych przez pandemię gospodarek
POLITICO żartuje: to obrona polskiej suwerenności… do wydawania pieniędzy innych europejskich podatników
Więcej takich historii znajdziesz na stronie głównej Onet.pl
Mam nadzieję, że wiceminister Janusz Kowalski zamierza sam ginąć na tej barykadzie. I że raczej będzie to śmierć cywilna.
Pan minister pisze, że "musimy twardo, jednoznacznie i raz na zawsze dać odpór atakowi na Polskę". Przyjrzyjmy się zatem faktom i zobaczmy na czym ten "atak" miałby polegać.
W czwartek, po kilku tygodniach twardych negocjacji, przedstawiciele Parlamentu Europejskiego (gdzie zasiadają wybrani przez obywateli Unii posłowie) i Rady UE (którą kierują delegowani do Brukseli przedstawiciele państw członkowskich) uzgodnili, jak powinien wyglądać mechanizm uzależniający wykorzystanie środków unijnych od przestrzegania zasad rządów prawa.
Z jednej strony Parlament i kilka rządów krajowych zapowiadało, że jeśli ten mechanizm nie przejdzie, to nie przejdzie też długoterminowy budżet Unii, znany jako Wieloletnie Ramy Finansowe (WRF) ani pakiet naprawczy dla gospodarek poszkodowanych przez koronawirusa, znanego jako NextGenerationEU albo po prostu fundusz odbudowy – w sumie ponad 1,8 bln euro.
Z drugiej strony prowadzące te negocjacje Niemcy, które sprawują obecnie rotacyjną prezydencję w Radzie, świadome były groźby weta ze strony Polski i Węgier, na wypadek, gdyby ten mechanizm jednak przeszedł.
Pat rozwiązano w ten sposób, że złagodzono definicję naruszeń rządów prawa, które mogą procedurę wstrzymania wypłat uruchomić.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Spełnia się czarny sen PiS. Kaczyński zrealizuje groźbę?
Co leży na stole w Brukseli
Pierwotna propozycja zakładała, że o takim naruszeniu mogłaby postanowić Komisja Europejska na skutek np. odmowy przez polski rząd podporządkowania się wyrokowi Trybunału Sprawiedliwości UE. Choćby takiemu jak dyskwalifikacja Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego jako powołanej niezgodnie z zasadą niezależności sędziowskiej.
W trakcie walki o znalezienie kompromisowej formuły, prezydencja niemiecka zaproponowała bardzo wąską definicję "naruszenia rządów prawa" jako jedynie nadużycia przy rozdysponowywaniu unijnych środków budżetowych. To było nie do przyjęcia dla krajów, będących płatnikami netto do unijnej kasy, czyli tzw. "oszczędnych" (np. Holandia czy Finlandia).
‹ wróć
Propozycja złagodzonych kryteriów uruchamiających "mechanizm praworządności" jest bardzo głębokim kompromisem
To próba pogodzenia żądań ostrego karania krajów łamiących zasady rządów prawa, z oczekiwaniami ich stolic, które grożą wetem, jeśli zostanie wprowadzony jakikolwiek "mechanizm"
Polska może skutecznie zawetować zarówno wieloletni budżet Unii, jak i wart 750 mld fundusz odbudowy poszkodowanych przez pandemię gospodarek
POLITICO żartuje: to obrona polskiej suwerenności… do wydawania pieniędzy innych europejskich podatników
Więcej takich historii znajdziesz na stronie głównej Onet.pl
Mam nadzieję, że wiceminister Janusz Kowalski zamierza sam ginąć na tej barykadzie. I że raczej będzie to śmierć cywilna.
Pan minister pisze, że "musimy twardo, jednoznacznie i raz na zawsze dać odpór atakowi na Polskę". Przyjrzyjmy się zatem faktom i zobaczmy na czym ten "atak" miałby polegać.
W czwartek, po kilku tygodniach twardych negocjacji, przedstawiciele Parlamentu Europejskiego (gdzie zasiadają wybrani przez obywateli Unii posłowie) i Rady UE (którą kierują delegowani do Brukseli przedstawiciele państw członkowskich) uzgodnili, jak powinien wyglądać mechanizm uzależniający wykorzystanie środków unijnych od przestrzegania zasad rządów prawa.
Z jednej strony Parlament i kilka rządów krajowych zapowiadało, że jeśli ten mechanizm nie przejdzie, to nie przejdzie też długoterminowy budżet Unii, znany jako Wieloletnie Ramy Finansowe (WRF) ani pakiet naprawczy dla gospodarek poszkodowanych przez koronawirusa, znanego jako NextGenerationEU albo po prostu fundusz odbudowy – w sumie ponad 1,8 bln euro.
Z drugiej strony prowadzące te negocjacje Niemcy, które sprawują obecnie rotacyjną prezydencję w Radzie, świadome były groźby weta ze strony Polski i Węgier, na wypadek, gdyby ten mechanizm jednak przeszedł.
Pat rozwiązano w ten sposób, że złagodzono definicję naruszeń rządów prawa, które mogą procedurę wstrzymania wypłat uruchomić.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Spełnia się czarny sen PiS. Kaczyński zrealizuje groźbę?
Co leży na stole w Brukseli
Pierwotna propozycja zakładała, że o takim naruszeniu mogłaby postanowić Komisja Europejska na skutek np. odmowy przez polski rząd podporządkowania się wyrokowi Trybunału Sprawiedliwości UE. Choćby takiemu jak dyskwalifikacja Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego jako powołanej niezgodnie z zasadą niezależności sędziowskiej.
W trakcie walki o znalezienie kompromisowej formuły, prezydencja niemiecka zaproponowała bardzo wąską definicję "naruszenia rządów prawa" jako jedynie nadużycia przy rozdysponowywaniu unijnych środków budżetowych. To było nie do przyjęcia dla krajów, będących płatnikami netto do unijnej kasy, czyli tzw. "oszczędnych" (np. Holandia czy Finlandia).
‹ wróć
Propozycja złagodzonych kryteriów uruchamiających "mechanizm praworządności" jest bardzo głębokim kompromisem
To próba pogodzenia żądań ostrego karania krajów łamiących zasady rządów prawa, z oczekiwaniami ich stolic, które grożą wetem, jeśli zostanie wprowadzony jakikolwiek "mechanizm"
Polska może skutecznie zawetować zarówno wieloletni budżet Unii, jak i wart 750 mld fundusz odbudowy poszkodowanych przez pandemię gospodarek
POLITICO żartuje: to obrona polskiej suwerenności… do wydawania pieniędzy innych europejskich podatników
Więcej takich historii znajdziesz na stronie głównej Onet.pl
Mam nadzieję, że wiceminister Janusz Kowalski zamierza sam ginąć na tej barykadzie. I że raczej będzie to śmierć cywilna.
Pan minister pisze, że "musimy twardo, jednoznacznie i raz na zawsze dać odpór atakowi na Polskę". Przyjrzyjmy się zatem faktom i zobaczmy na czym ten "atak" miałby polegać.
W czwartek, po kilku tygodniach twardych negocjacji, przedstawiciele Parlamentu Europejskiego (gdzie zasiadają wybrani przez obywateli Unii posłowie) i Rady UE (którą kierują delegowani do Brukseli przedstawiciele państw członkowskich) uzgodnili, jak powinien wyglądać mechanizm uzależniający wykorzystanie środków unijnych od przestrzegania zasad rządów prawa.
Z jednej strony Parlament i kilka rządów krajowych zapowiadało, że jeśli ten mechanizm nie przejdzie, to nie przejdzie też długoterminowy budżet Unii, znany jako Wieloletnie Ramy Finansowe (WRF) ani pakiet naprawczy dla gospodarek poszkodowanych przez koronawirusa, znanego jako NextGenerationEU albo po prostu fundusz odbudowy – w sumie ponad 1,8 bln euro.
Z drugiej strony prowadzące te negocjacje Niemcy, które sprawują obecnie rotacyjną prezydencję w Radzie, świadome były groźby weta ze strony Polski i Węgier, na wypadek, gdyby ten mechanizm jednak przeszedł.
Pat rozwiązano w ten sposób, że złagodzono definicję naruszeń rządów prawa, które mogą procedurę wstrzymania wypłat uruchomić.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Spełnia się czarny sen PiS. Kaczyński zrealizuje groźbę?
Co leży na stole w Brukseli
Pierwotna propozycja zakładała, że o takim naruszeniu mogłaby postanowić Komisja Europejska na skutek np. odmowy przez polski rząd podporządkowania się wyrokowi Trybunału Sprawiedliwości UE. Choćby takiemu jak dyskwalifikacja Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego jako powołanej niezgodnie z zasadą niezależności sędziowskiej.
W trakcie walki o znalezienie kompromisowej formuły, prezydencja niemiecka zaproponowała bardzo wąską definicję "naruszenia rządów prawa" jako jedynie nadużycia przy rozdysponowywaniu unijnych środków budżetowych. To było nie do przyjęcia dla krajów, będących płatnikami netto do unijnej kasy, czyli tzw. "oszczędnych" (np. Holandia czy Finlandia).
Ursula von der Leyen i Mateusz MorawieckiFoto: OLIVIER HOSLET / PAP
Ursula von der Leyen i Mateusz Morawiecki
Ostatecznie więc ustalono, że wprawdzie "mechanizm" nie obejmuje szeroko pojętych wyzwań w zakresie rządów prawa, ale koncentruje się na zasadach praworządności, które "wpływają lub stwarzają poważne zagrożenie dla należytego zarządzania finansami budżetu UE lub ochrony interesów finansowych Unii w wystarczająco bezpośredni sposób".
Zakres mechanizmu pozostał więc raczej wąski, ale to coś więcej niż kolejny środek do zwalczania nadużyć. Teraz "naruszenie zasady praworządności" będzie karane, jeśli wystąpią wystarczające implikacje budżetowe – jak na przykład brak niezależnych sądów, które mogłyby w takich sprawach rozstrzygać.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Groźba rozłamu w PiS. Trwają gorączkowe rozmowy
Co z tym wetem
Rząd zareagował na to wspomnianym tweetem jednego wiceministra. I zamilkł.
W jednym z komentarzy w POLITICO, jego dziennikarz Florian Eder zażartował, że w swojej wypowiedzi Janusz Kowalski, "powołuje się, w dobrym europejskim duchu, na polską suwerenność... do wydawania pieniędzy innych europejskich podatników".
Usłyszeliśmy też kilka rytualnych protestów ze strony europosłów PiS, w tym Beaty Kempy, która ogłosiła, że: – To jest dyktat Brukseli. To pachnie po prostu dyktaturą.
Wypowiedź wiceministra Kowalskiego nie wzięła się jednak znikąd. W połowie października Jarosław Kaczyński, już jako wysoki urzędnik państwowy, czyli wicepremier, powiedział w wywiadzie dla Gazety Polskiej Codziennie, że: "Nie damy się terroryzować pieniędzmi. Weto. Non possumus."
Czy zatem Polska może postawić skuteczne weto? Może.
O ile Polska i Węgry nie zdołają się zapewne sprzeciwić wprowadzeniu "mechanizmu warunkowości", to już potem mogą skutecznie zablokować ostateczny kształt wieloletniego budżetu, który musi być jednogłośnie zatwierdzony przez kraje członkowskie.
Natomiast wart 750 mld euro fundusz odbudowy ma powstać z pożyczki, jaką Unia Europejska zaciągnie na rynkach finansowych. Do tej pożyczki potrzebne są państwowe gwarancje wszystkich krajów członkowskich i jeśli Warszawa takich gwarancji nie udzieli, to pożyczki nie ma (przynajmniej w takiej formie, jaka jest obecnie planowana).
Tylko, że jeśli Warszawa postawi weto, to co będzie z tymi 700 mld złotych, które jak ogłosił premier, Polska wywalczyła dla siebie na szczycie przywódców UE w lipcu? Przecież te pieniądze rząd już wliczył do pakietów pomocowych dla zmagających się z pandemią przedsiębiorców i pracowników.
No i jak zareagują rolnicy, jeśli stracą miliardowe subwencje z Unii? Widzieliśmy, jak są w stanie zmobilizować się do protestów w kwestii hodowli zwierząt futerkowych, czyli sprawy o relatywnie dużo mniejszym znaczeniu.
https://wiadomosci.onet.pl/swiat/ue-czy-polska-wyrzeknie-...