Kamil Durczok
„Jebać PiS”. „Wypierdalać”. „Kot może zostać, reszta won”.
Padły tamy. Poprawności językowej, zakazu manifestowania, werbalnej nienawiści wobec całej, bandy rodzimych talibów. Padły, bo nie wytrzymały buntu dziewczyn, kobiet i popierających ich facetów. Wściekłość nigdy nie była tak wielka, nigdy nie utrzymywała się tak długo.
Od kilku dni pada fundamentalne pytanie: jak i czym się skończy ta rewolucja. Jest już oczywiste, że o żadnym porozumieniu nie ma mowy. Bo z kim i o czym miałaby rozmawiać, powołana przez walczące dziewczyny, Rada Konsultacyjna?
Z prezydentem? Nie ma po co, jest kompletnie niewiarygodny, rozmawia się bowiem z szefem a nie jego podwładnym (nawet jeśli w konstytucji napisano, że Prezydent to pierwsza osoba w państwie). Z Morawieckim? Nawet skrajny idiota widzi, że tytułowany „premierem”, prawdziwego szefa ma nad sobą. Jest jasne, że ogon macha psem. O odlocie i głupocie tej władzy, świadczy najlepiej plan zakupu 300 limuzyn oraz klepnięcie 13 miliardów na nikomu niepotrzebne lotnisko CPK.
Więc właściwie trzeba by rozmawiać z Kaczyńskiem. No, ale tu już pusty śmiech, bo na wszystkich marszach przynajmniej połowa haseł odnosi się bezpośrednio do Króla Prezesa, i sprowadza się do prostego przekazu wypisanego na tekturowych transparentach: „wypierdalać”. A jeśli jeszcze taki facet, jak minister edukacji, każe swoim podwładnym szukać prowokatorów wśród wściekłej młodzieży, to znaczy, że rozwój mini-stra zatrzymał się w czasach PRL albo rządzonego przez Talibów Afganistanu. Gość tyle rozumie z tego co się dzieje, ile ja z gry w snookera - są bile, kije i stół. Reszta to czarna magia.
Na ten stan nakłada się jeszcze jeden problem: czy to młode pokolenie i jego bunt, zorganizuje i poprowadzi powołana właśnie Rada Konsultacyjna. Dla większości młodszych ode mnie, 30, 40 latków, obecność Barbary Labudy, Moniki Płatek czy Michała Boniego, to jakaś abstrakcja. Ich role w czasach PRL to prehistoria.
Tu się z młodymi lekko nie zgadzam. Jeśli to miałyby być twarze rewolucji, to byłoby to fatalne posunięcie. Ale doświadczenie tych ludzi, genialna wiedza prawnicza, doświadczenia pokojowej rewolucji 89 roku, w tej dramatycznie ostrej, grążącej krwią na ulicach sytuacji, są bezcenne. Warto mieć takie zaplecze.
Twarze rewolucji powinny się wyłonić same. To muszą być młodzi, którzy przed kamerą zdejmą maseczki i wykrzyczą, czego żądają, co ich boli. A że język ich buntu jest ostry, czasem wulgarny, ale jasny i prosty - to będzie wszystkich polityków bardzo bolało. I słusznie, bo ma boleć. Jeśli ktokolwiek, jakakolwiek partia, spróbuje się „podpiąć” pod ten protest, to znaczy, że ich głupota jest bezgraniczna. Buntownicy szybciutko wystawią im rachunek. Spory, bo słuszne są opinie, że tzw. kompromis aborcyjny, był w istocie kompromisem polityków z biskupami. Opinia Polek była temu męskiemu towarzystwu, całkowicie zbędna.
Stawiam też, że możliwy jest inny jeszcze scenariusz. Jarosław Kaczyński oszalał. Wrzeszczący do posłów, że są przestępcami, wzywający pod kościoły bandziorów, by fizycznie atakowali protestujących, cedzący w swoim legendarnym już przemówieniu o użyciu „wszelkich sposobów” by zatrzymać protesty - jest w amoku i nie jest już zdolny do pohamowania emocji. Ogromna część jego zaplecza to widzi. I wkrótce (o ile nie już) zacznie się tam partyjna wojna domowa. Sami się powycinają. Używając tych wszystkimi brudów i haków , które na siebie zbierają, czy nie. Nie obchodzi mnie to. Liczy się efekt. A efektem walk buldogów będzie rozpad zjednoczonej prawicy. Oraz koniec tej władzy. To taki piękny sen, śnię nad ranem, od 12 już dni.