W ostatnich dziesięcioleciach bunt człowieka coraz bardziej upodabnia się do buntu (części) aniołów. Ludzie również nie chcą „zachować swojego pierwotnego stanu”. Odrzucają to, że Bóg stworzył „ludzi na obraz swój, na obraz Boga stworzył ich: stworzył mężczyznę i kobietę” (Rdz 1:27). W elitach politycznych, kulturalnych i społecznych zapanowało szaleństwo, uderzające w fundament fizycznego, biologicznego istnienia człowieka.
Wielu myślicieli, polityków a nawet duchownych nie chce uznać dzisiaj faktu, że płeć i seksualność człowieka wynika z natury, którą dał sam Bóg. Ci „mądrzy naszego wieku” twierdzą, że płeć wynika z wpływów kulturowych, czy też społecznych. Ten sposób pojmowania seksualności człowieka nazywa się „gender”iv. Owo diabelskie kłamstwo jest dzisiaj lansowane przez środki masowego przekazu, przemysł rozrywkowy i systemy edukacyjne. Kłamstwo to wpisane jest w politykę społeczną, którą prowadzi wiele „cywilizowanych” krajów.
Ideolodzy gender uczą dzieci i dorosłych oszustwa mówiącego, że płciowość człowieka jest zaprogramowana społecznie. W tym wszystkim, ich spaczone umysły nie dostrzegają, że płeć jest darem i łaską, który człowiek otrzymuje od Boga. Z woli Stwórcy rodzimy się jako mężczyzna lub kobieta. Płeć nie jest zależna ani od kultury, ani wychowania, lub innych zmiennych kulturowych. Wszelkie nauczanie twierdzące, że jest inaczej stoi w zupełnej sprzeczności z Biblijną nauką o człowieku. Płeć jest darem.
Pismo Święte uczy nas, iż Bóg chce by człowiek cenił dar płci i zewnętrznie go manifestował. Dlatego też mamy jasno sformułowane zasady dotyczące ubioru, a nawet długości włosów dla mężczyzn i kobiet:
„Kobieta nie przywdzieje ubrania mężczyzny, mężczyzna zaś nie przywdzieje szat kobiety, gdyż wstrętnymi są dla twego Boga, Jahwe, ci wszyscy, którzy tak czynią” (Pwt 22:5).
„Czy nie poucza nas sama natura, że byłoby hańbą dla mężczyzny nosić długie włosy, gdy dla kobiety jest to zaszczyt? Bóg dał jej włosy na okrycie” (1 Kor 11:14-15).
Otaczająca nas kultura mówi nam zupełnie coś innego. Kultura masowa jest „służącą” gender, która z entuzjazmem zaciera zewnętrzne różnice płciowe. Tak zwani „dyktatorzy mody” przynajmniej od lat dwudziestych XX wieku lansują sylwetkę kobiecą, mającą przypominać dorastającego chłopca (tzw. chłopczyca). Od tego czasu widzimy również postępujące ujednolicenie strojów (tzw. uniseks) dla mężczyzn i kobiet. Dodatkowo, w ostatnich latach wśród mężczyzn rozpowszechnia się styl życia zwany metroseksualnym, w którym szczególną rolę odgrywa skupienie na wyglądzie zewnętrznym, podążanie za modą, korzystanie ze zdobyczy kosmetyki oraz przywiązywanie zbytniej wagi do własnej atrakcyjności fizycznej.v
Z punktu widzenia Boga to zacieranie zewnętrznych różnic płciowych, jest ohydnym buntem przeciwko Jego woli. Jednak większość współczesnych chrześcijan nie widzi problemu. Stwierdzenie, że długie włosy są chlubą dla kobiety a hańbą dla mężczyzny traktowane jest co najwyżej jako dziwactwo, a nie Boży nakaz. Dzisiaj wiele chrześcijanek ma krótkie włosy, a wielu mężczyzn (w tym i usługujących w Kościele) długie. Również w kwestii ubioru następuje widoczny proces unifikacji płci. Kobiety i mężczyźni ubierają się coraz bardziej podobnie. Sukienki i spódnice zastępuje się spodniami. Nawet w zborach uważanych za konserwatywne dostrzega się prawdziwą plagę metroseksualnych młodzieńców, którzy używają markowych kosmetyków, korzystają z usług kosmetyczki, stosują manicure, żelują włosy, odwiedzają solarium, znają się na modzie i jej ulegają. Można odnieść wrażenie, że o ile część chrześcijańskich społeczności pilnuje ubioru kobiecego, to istnieje całkowite przyzwolenie na postępujące zniewieścienie mężczyzn.
W kwestii wyglądu zewnętrznego kobiety i mężczyzny w Kościele istnieje znaczne przyzwolenie na łamanie Bożych standardów. Ideologia gender wyparła i wypiera nadal Bożą naukę z naszych wspólnot. Duchowym wyrazem buntu przeciwko Bogu jest nienakrywanie przez kobiety głowy w czasie modlitwy. Nakrywanie głowy przez kobietę jest bowiem świadectwem dla świata duchowego, że modląca się akceptuje Boży porządek stworzenia: „Dlatego kobieta powinna nosić na głowie nakrycie na znak zależności od władzy – ze względu na aniołów” (1 Kor 11:10).vi
Nieuznanie płci człowieka jako daru Boga, skutkuje możliwością uznania dewiacji seksualnych za zachowania mieszczące się w normievii. Wystarczy jednak przeczytać 18 rozdział Księgi Kapłańskiejviii, żeby zobaczyć, że akceptacja zachowań seksualnych nie zależy od kultury lecz jest uregulowana Bożym postanowieniem. Co za tym idzie, osoby dopuszczające się grzechów seksualnych nie mogą wejść w związek małżeński, niezależnie do tego co mówią o tym normy kulturowe czy prawne. Związek małżeński zarezerwowany jest bowiem dla kobiety i mężczyzny, niespokrewnionych ze sobą. Jedynie w takim związku stają się oni pełnym człowiekiem. Dzieje się tak, gdyż: „… na początku stworzenia [Bóg] «uczynił ich mężczyzną i kobietą. Dlatego opuści człowiek swojego ojca i swoją matkę, a połączy się z żoną i będą oboje jednym ciałem», tak że już nie są więcej dwojgiem [ludzi], lecz jednym człowiekiem. Co więc Bóg połączył, niech człowiek nie rozdziela” (Mk 10:6-9).
Fakt ten był przez wieki oczywisty i nikomu nie przyszłoby z nim dyskutować. Rozumieli to zarówno ludzie prości, jak i ludzie nauki. I tak, w klasycznym socjologicznym ujęciu, małżeństwo jest pojmowane jako prawnie uznany związek dorosłego mężczyzny i kobiety, który niesie prawa i obowiązki.ixPojęcie to, zaczęło jednak ewoluować wraz pojawieniem się z tzw. rewolucji seksualnej.
W wyniku postępującej rozwiązłości dokonano ataku na małżeństwo. Zaczęto eksperymentować w dziedzinie seksu. To, co było wcześniej uważane za zboczenie, zaczęło stanowić normę. Ustalono, że zakazane przez Boga zboczenia są dobre, natomiast małżeństwo uznawano za przeżytek starego, niesprawiedliwego systemu społecznego. W promowanie tego sposobu myślenia aktywnie włączyły się wszelkiego rodzaju media, przemysł rozrywkowy oraz nauki społeczne. Dzisiaj np. homoseksualizm pojmowany jest jako tzw. orientacja seksualna.
Skoro uzna się, że płeć (a więc i seksualność) człowieka jest warunkowana przez czynniki społeczne i kulturowe – a nie przez fakt urodzenia się mężczyzną lub kobietą – należy też uznać za dopuszczalne np. związki jednopłciowe. Stoi to jednak w zupełnej sprzeczności z Prawem Bożym. Chrześcijanin musi się więc sprzeciwiać wszelkiego ludzkiemu prawodawstwu, zrównującemu małżeństwa z tzw. związkami homoseksualnymi. Jednopłciowe związki są bowiem atakiem na instytucję małżeństwa, które ma być „… we czci u wszystkich, a łoże małżeńskie niech będzie nieskalane, Bóg bowiem osądzi rozpustników i cudzołożników” (Hbr 13:4).
Małżeństwo jest Bożym tworem i podstawą funkcjonowania człowieka w społeczeństwie. To właśnie małżeństwo zmienia się w rodzinę. Jedynie ze związku kobiety i mężczyzny rodzi się dziecko. Tylko w tak rozumianej rodzinie możliwy jest harmonijny fizyczny i duchowy rozwój człowieka, dlatego Apostoł Paweł porównuje relację małżeńską do relacji Chrystusa z Kościołem.x
Dla ideologów gender, trwających w diabelskim buncie przeciwko Bożemu porządkowi stworzenia, małżeństwo i rodzina są głównymi wrogami. To właśnie w (tradycyjnej) rodzinie składającej się z ojca, matki i dzieci, widzą oni największe narzędzie przemocy, które „uczy” chłopca jak zostać mężczyzną a dziewczynkę kobietą. Zresztą nie powinno nas to dziwić, gdyż wszystkie totalitarne ideologie (zarówno komunizm jak i nazizm) chciały zniszczyć właśnie małżeństwo i rodzinę.
Atak na rodzinę i małżeństwo następuje poprzez szerzenie idei równości płci (która ostatecznie ma doprowadzić do zaniku różnic płci). Słowo Boże natomiast precyzyjnie określa zarówno rolę mężczyzny jak i kobiety w małżeństwie:
„Bądźcie podlegli sobie nawzajem w bojaźni Chrystusowej. Żony swoim mężom jak Panu, gdyż mąż jest dla żony głową, jak Chrystus jest Głową dla Kościoła, On, Zbawiciel Ciała. Jak Kościół podległy Chrystusowi, tak niech żony będą podległe we wszystkim mężom. Mężowie, miłujcie [wasze] żony, jak Chrystus umiłował Kościół i wydał zań samego siebie” (Ef 5:21-25).
Jednak zgodnie ze współczesnym kulturowym podejściem, tak wcale nie musi być. Jednak, gdy nie jest respektowany i akceptowany porządek stworzenia, według którego mężczyzna jest głową rodziny, rodzi to liczne konflikty i swoistą walkę o władzę. Wagę problemu dostrzegają rozsądni świeccy badacze rodziny:
„Te (…) pary muszą zmierzyć się z brakiem jasno określonych norm w odniesieniu do podziału władzy i obowiązków domowych. A jeśli na dodatek pojawią się dzieci, normy rozmywają się jeszcze bardziej. Jakie czynności w opiece nad dzieckiem powinien wykonywać mąż, a jakie żona? Kto ma decydujący głos i w jakich sprawach? Niełatwo jest odpowiedzieć na te pytanie, zwłaszcza jeśli żona pracuje zawodowo albo poświęca bądź przerywa swoją karierę po to, by zajmować się dziećmi. Jeśli dodamy do tego troskę o sprawy finansowe, zmęczenie pracą i narastające zdenerwowanie oraz wzajemne pretensje wywołane staraniami, aby wszystko układało się jak najlepiej, wówczas okaże się, że w małżeństwie narasta napięcie, które może doprowadzić do rozwodu”
http://www.chrystusowy.pl/i195,Dar-plci,Maciej-Maliszak....