KAMPANIA POWINNA TRWAĆ CAŁY CZAS. A NIE 2 MIESIĄCE…
Wydaje mi się, że jest to właściwy czas na taki tekst. Choć z pewnością wielu z Was on zdziwi. Dotyczyć bowiem będzie kampanii wyborczej. Ale nie tej, która dopiero co się zakończyła. Tylko przyszłych kampanii, choć także tych kampanii, których byliśmy świadkami w ostatnich latach.
Czasami mam ochotę zacząć post od mocnego przekleństwa. Tak jest również teraz. Nie dlatego, że stało się akurat coś bardzo złego. Tylko dlatego, że od lat nie dzieje się nic dobrego… Przecież to się w pale nie mieści, że wśród tysięcy aktywnych politycznie zwolenników opozycji nie ma ani jednego człowieka, który potrafiłaby wymyślić uniwersalny sposób na dotarcie do wyborców PIS… Nie mówię o indywidualnym przekonywaniu pojedynczych osób. Tylko o docieraniu, edukowaniu, wyjaśnianiu i oświecaniu na skalę masową! Nie mam o ten brak pomysłów i bezsilność pretensji do nikogo z Was, bo ja sam już od lat nie potrafię znaleźć na to sposobu. A taki sposób na pewno istnieje! Już nie setki, ale tysiące razy czytałem w Waszych komentarzach stwierdzenia w rodzaju: „oni i tak tego nie przeczytają”, „do nich nic nie dociera”, „szkoda czasu na przekonywanie oszołomów” itd. Mijają kolejne kampanie, przegrywamy kolejne wybory i praktycznie nic się nie zmienia. Rośnie wprawdzie wyraźnie poparcie dla opozycji (patrz - Trzaskowski), ale nie odbywa się to na wskutek spadku poparcia dla PIS. A tylko uaktywnienia się Polaków do tej pory całkiem politycznie biernych. Najgorsze zaś jest to, że poparcie rośnie również PIS-owi. I utrzymuje się na stałym poziomie ok. 36-40%. Biorąc pod uwagę spustoszenia, jakie PIS zrobiło w naszym kraju przez ostatnie 5 lat, jest to i szokujące, i oczywiście przygnębiające.
Ten tekst adresuję właściwie do polityków opozycji, choć obawiam się, że żaden z nich go nie przeczyta. Pora, aby do nich dotarło, że w takim kraju, jakim jest obecnie Polska, kampania wyborcza musi trwać nie 2-3 miesiące. Tylko na okrągło, od wyborów do wyborów. Czyli, jeżeli chcemy odnosić sukcesy, musimy być w stanie permanentnej kampanii wyborczej. My, zwykli obywatele, możemy w niej uczestniczyć, ale nie jest to naszym obowiązkiem. Jest to natomiast psim obowiązkiem polityków opozycji. Nie mam tu jednak na myśli kampanii pozytywnej, promującej jakiegoś polityka lub ugrupowanie opozycyjne. Bo taka kampania non stop zrujnowałaby każdą partię, a nas wszystkich doprowadziłaby do obłędu. W dodatku nie przyniosłaby pożądanych rezultatów. Mam na myśli kampanię negatywną wymierzoną w Zjednoczoną Prawicę. Stałe i konsekwentne, dzień po dniu, podkopywanie zaufania i poparcia społeczeństwa dla partii rządzącej. Bo żeby pozyskać wyborców PIS, trzeba wpierw im to PIS obrzydzić. Pokazać czarno na białym jego prawdziwe, przestępcze i zdemoralizowane oblicze. A PIS samo, niemal co tydzień, dostarcza opozycji amunicję do prowadzenia takiej kampanii. Większości z tych „twardych” wyborców oczywiście nie damy rady przekonać. Są zbyt podobni mentalnie do Sasina, Terleckiego, Ziobry, Suskiego lub Mazurek, by mogli tak łatwo ulec naszej perswazji. Ale część elektoratu PIS jest do „ugryzienia”. Tym bardziej, że mamy w ręku wielki atut, którego z kolei nie ma PIS. My mamy czas.
W Polsce przyjęły się zasady prowadzenia kampanii stosowane w krajach o ugruntowanych demokracjach. 2 miesiące przed jakimiś wyborami zaczynają się pojawiać materiały wyborcze w postaci billboardów i banerów, a potem wyjeżdżają w "teren" działacze danej partii i próbują na zasadzie "a nuż się uda" przekonać wyborców do swojego programu lub kandydatury. Jedzie ci taki jeden z drugim polityk KO lub Lewicy na Podlasie lub w Lubelskie i łudzi się, że jednym, godzinnym wystąpieniem do "tłumu" 100 osób zgromadzonych na wiecu, zdobędzie jakieś dodatkowe punkty. A to marzenia ściętej głowy, naiwność lub zwykła głupota. Tym bardziej, że na ten wiec i tak przyjdą głównie jego sympatycy. Więc może co najwyżej utwierdzić ich w przekonaniu o dalszym popieraniu swojej partii, ewentualnie przekonać jakąś osobę do tej pory niezaangażowaną. Ale człowieka od wielu lat głosującego na PIS nie przekona kilka wypowiedzianych haseł i uścisk dłoni! Tym bardziej, że politycy opozycji nawet w składaniu obietnic wyborczych mają bardzo ograniczone pole manewru. Bo nie mogą, wzorem polityków PIS, obiecywać wszystkiego, czego wyborcy sobie zażyczą.
Nie twierdzę, że takie wyjazdy w „teren” i spotkania z wyborcami są nieskuteczne. To żelazny punkt każdej kampanii. Służą choćby mobilizacji własnego elektoratu. Gdyby tak nie było, już dawno zarzucono by te objazdy kraju. Nie tylko u nas, ale wszędzie na świecie. Problem w tym, że u nas stały się one właściwie jedynym, obok akcji plakatowo-ulotkowej oraz spotów wyborczych w mediach, sposobem wyborczej agitacji. A to za mało, czego dowodem są wyniki wyborów w ostatnich latach. Głównym mankamentem takiej kampanii prowadzonej bezpośrednio przed wyborami jest to, że w tym gorącym czasie wszyscy prowadzą analogiczne kampanie. A to odbija się na ich efektywności. Nawet kampania negatywna, wymierzona w politycznych konkurentów, jest wtedy bardzo utrudniona i mało skuteczna. Po pierwsze dlatego, że ze wszystkich stron płyną zupełnie różne przekazy i ludzie, w tym nawale informacji, nie są w stanie wyłowić tych naszych lub dla nas korzystnych. Po drugie dlatego, że korzyść dla polityka krytykującego swoich przeciwników, jest wtedy zbyt oczywista. I stąd często komentarze: „przez 4 lata mu nie przeszkadzało, że PIS-owcy kradną, a akurat teraz zaczęło mu przeszkadzać?!”
Banery i plakaty wyborcze to też podstawa każdej kampanii, co do skuteczności której mam poważne zastrzeżenia. Moim zdaniem chodzi wyłącznie o to, aby ludzie mieli możliwość oswoić się z nazwiskiem kandydata. A nuż będą je potem pamiętać przy urnie. Bo przecież taki baner nie ma żadnych szans przekonać kogokolwiek do zmiany poglądów! Czym ma niby przekonać? Tym, że kandydat jest na nim ładny? Niebieskie tło, oczęta podkolorowane, szczere spojrzenie, buzia wyszczuplona Photoshopem, obowiązkowo biało czerwone barwy gdzieś z boku. W dupę sobie wsadźcie agitację takim banerem! Tym bardziej, że pojawia się ten sam problem „wyborczego tłoku”. W pobliżu wisi 5 banerów kandydata PIS-u, któremu partia przeznaczyła po prostu znacznie większe środki na kampanię.
To, co właśnie opisałem, to na ogół bicie piany i szastanie pieniędzmi. Obowiązkowe, bo rywale też to robią, ale jego efekt wyborczy jest na ogół niewielki. Co najwyżej jakiś polityk lub działacze terenowi mają powód do satysfakcji, że zrobili, co byli w stanie, aby zdobyć dodatkowe poparcie. A to nieprawda. Wyborców nie zdobywa się 2 tygodnie przed wyborami! I nie odbiera się przeciwnikom politycznym wyborców tydzień przed wyborami! W takim kraju jak Polska i przy tak specyficznym elektoracie, jaki ma PIS, trzeba to robić niemal codziennie…
Są zasadniczo dwa sposoby na osiągniecie dobrego wyniku wyborczego. Pozyskiwanie wyborców i mobilizowanie własnego elektoratu albo na odwrót, demobilizowanie wyborców przeciwnika, zniechęcanie ich do głosowania. Drugi sposób jest oczywiście łatwiejszy. I chyba także mniej kosztowny. Może najwyższy czas, by takie ugrupowania jak KO lub Lewica wynajęły kilku speców od PR lub marketingu, którzy zajmą się badaniem "rynku"... Nie analizą preferencji wyborców opozycji. Tylko tego, czego najbardziej nie lubią wyborcy PIS-u! Tak jak powiedziałem, gdy miesiąc przed wyborami zawiesimy na jakimś płocie baner z wizerunkiem polityka opozycji - efekt będzie minimalny. Będzie to tylko płachta plastiku wisząca obok kilkunastu innych. W natłoku podobnych banerów nikt już na nie zwraca uwagi, tym bardziej, że ludzie bardzo szybko męczą się lub są znudzeni wszechobecną kampanią. Obojętnieją na nią.
Ale gdyby teraz, przy autostradach i w miasteczkach o 20-30 tysiącach mieszkańców, zawiesić billboardy lub banery z napisem "Sasin! Oddaj nasze 70 milionów!" albo "Zapłaciliśmy 200 milionów za respiratory, więc co z nimi zrobiliście, złodzieje?!", to nie tylko te banery dostrzegą wszyscy mieszkańcy, ale i setki tysięcy kierowców przejeżdżających przez takie miejscowości. Baner kosztuje 300 zł, billboard 1.000 zł, a wiszą tygodniami… Pewnie, sympatycy PIS-u nie zmienią od razu swoich poglądów. Ale zapamiętają, co przeczytali na billboardzie. A po 2 miesiącach w tym samych miejscach wisieć będą hasła: "Żona polityka PIS dostała fuchę w KGHM! W miesiąc zarobi tyle, ile Ty przez rok!". A po kolejnych kilku miesiącach: "Polska ma najwyższą inflację od 20 lat! I najwyższą w Europie!". To tylko przykłady, bo hasła muszą być „aktualne”. I głowę sobie daję uciąć, że nawet wyborca od lat zapatrzony w Kaczyńskiego i PIS, w pewnym momencie, zacznie się zastanawiać, czy na tych banerach nie jest przypadkiem napisana prawda... A z kolei w ludziach nie identyfikujących się z PIS-em będzie się kumulować złość. Bo mają pełno własnych problemów, ledwie wiążą koniec z końcem, boją się utraty pracy, a tu widzą codziennie uśmiechnięty, spasiony ryj jakiegoś polityka PIS, opływającego w dostatki, kradnącego na potęgę i załatwiającego krewnym oraz znajomym pracę na państwowych posadach... A złość i frustracja są zaczynem determinacji. Czyli czegoś, czego nam ostatnio bardzo brakuje.
Żadna dobra okazja do wzbudzenia niechęci lub podważenia zaufania do rządzących nie powinna być zaprzepaszczona. Żaden poważny błąd, afera lub zmarnotrawione pieniądze publiczne. Ale nie wystarczą 30-sekundowe krytyczne wystąpienia w mediach Budki, Kidawy-Błońskiej, Biedronia lub Czarzastego. Którzy w dodatku mówią często językiem, którego prości ludzie po prostu nie rozumieją. Politycy opozycji silą się na ogół na długie zdania i wyszukane słowa, tylko nie bardzo wiem, czemu ich stosowanie ma służyć. Ludzie tacy, jak ja, nie padną na kolana i nie będą cmokać z podziwu, bo dla nas ten język jest dość ubogi i cholernie monotonny. Zresztą, nam ten przekaz jest potrzebny jak dziura w moście, bo my to już wiemy. A wyborcy PIS tych wypowiedzi nie zobaczą, bo w „kurwizji” ich przecież nie puszczą. Poza tym człowiek po 5 klasach podstawówki nie rozumie słów "pluralistyczny", "nepotyzm", "ideologiczny". Nie potrafi nawet wytłumaczyć znaczenia słowa „demokracja”. 70% Polaków ma problemy ze zrozumieniem tego, co czytają! Po 30 minutach zapominają godzinę odjazdu pociągu, którą dopiero co sprawdzali! To jak niby mają wychwycić i zrozumieć trudne słowa, niuanse lub sugestie zawarte w wypowiedzi, którą widzą tylko przez kilkanaście sekund, często zresztą mając wówczas na głowie inne zajęcia np. przygotowywanie kolacji dzieciom? Te wystąpienia bardziej są potrzebne politykom, aby mogli zaistnieć w mediach, niż nam…
Nazwałem takie demaskowanie działań PIS "kampanią negatywną", co jednak nie jest tak do końca zgodne z prawdą. Bo kampania negatywna kojarzy się z kłamstwami, oszczerstwami i manipulacjami. A ta byłaby oparta na faktach… Powinno się ją skoncentrować na „ścianie wschodniej”, nie musiałaby mieć zasięgu ogólnopolskiego. Polityk PIS z Łomży lub Końskich okazał się złodziejem, to grillujemy go przede wszystkim w jego okręgu wyborczym. Wszyscy go tam znają, obiekt złości nie będzie więc emocjonalnie obojętny. No i będzie to JEDYNY baner polityczny. Nikt przecież nie prowadzi agitacji, gdy do wyborów są 2-3 lata. Na wielu osobach w pierwszej chwili nie wywrze on być może dużego wrażenia. Będą przechodzić koło uśmiechniętego Sasina, Kempy lub Kuchcińskiego wiele razy i nic. Ale za którymś razem będą akurat po kłótni z żoną, kłopotach w pracy lub kosztownej naprawie auta. I ziarenko złości lub zawiści zakiełkuje. Do kogo ma pretensje Polak, któremu się nie wiedzie? Nie do siebie! Tylko do tych, którym się wiedzie bardzo dobrze… To socjologia lub socjotechnika. Tylko dlaczego ja, który z socjologią nie mam nic wspólnego, muszę o tym pisać?! Od tego są partyjni PR-owcy…
Billboardy i banery (oraz spoty w TV) to oczywiście nie jedyny sposób demaskowania PIS-u. Ale najbardziej spektakularny i w dodatku tani. One powinny stać się naszą codziennością. Przypominam sobie chyba tylko 3 takie duże akcje wymierzone w PIS. Pierwsza – po ujawnieniu kosmicznych nagród dla ministrów Szydłowej. Skutek akcji był piorunujący. PIS bardzo rzadko cofa się od koryta, a wtedy musiało się wycofać, bo tąpnięcie w sondażach było wyraźne. Choć nie była to tylko zasługa banerów na lawetach, ale także wielkiej wrzawy w mediach. Druga – wizerunki wywłoki Lichockiej z wyciągniętym środkowym paluchem (żeby jej ktoś wbił go w oko, co by potylicą wyszedł...). Skuteczność tej akcji jest trudna do zweryfikowania, bowiem ona też splotła się z burzą w mediach wokół odebrania 2 miliardów zł chorym na raka i przekazania ich "kurwizji". I trzecia akcja – „PIS odebrało miliony, a wzięło sobie”. Jak na 5 lat to nie za dużo.
Przeczytałem to, co napisałem. Ten tekst powinien być o 80% krótszy… Właściwie to powinien się zawierać w kilku zdaniach. Do roboty, panowie politycy! Wakacje się skończyły! Nadchodzą bardzo gorące miesiące. Sądy, media, samorządy, kodeks wyborczy, pandemia i kryzys gospodarczy, za miesiąc kolejny ostry konflikt z Unią, ustawa o ochronie zwierząt, w Sejmie ponownie kwestia podwyżek, konflikt w Zjednoczonej Prawicy… Kasa państwa jest pusta. PIS nie ma już jak odrabiać strat sondażowych za pomocą kupowania poparcia. Jeśli mamy wygrać najbliższe wybory, to trzeba je zacząć wygrywać już teraz. A nie 2 miesiące przed wyborami.
Dziękuję za uwagę.
I proszę o udostępnianie tego tekstu gdzie się da, komu się da i kiedy się da...
Jacek Nikodem
Post edytowany