Jaka "prawda" taki autorytet...
Tutaj nie ma się czym fascynować i podniecać, a szczególnie wychodzić przed szereg i krzyczeć, że ginęli cywile z rąk żołnierzy wyklętych? A teraz obiektywnie. W jakiej zawierusze nie giną wcale cywile? Chyba w grze komputerowej. Jest tylko jedna nieścisłość. Owszem zginęło 6 tys. cywilów po wojnie do któregoś tam roku, ale oczywiście kumak nie wspomniał o tym, że zdecydowana większość tych osób zginęła z rąk bojówek PPR-owskich, bandytów podszywających się pod NZW czy WiN, albo NKWD.
Przecież to jest najoczywistsza oczywistość, że spory procent z zapisanych aktach rabunków, mordów i podpaleń dokonali podszywujący się bandyci, przebrani w eNeSZetowskie mundury. W tamtym okresie wszystkie podpalenia większe, morderstwa i rabunki dokonywane przez szabrowników buszujących po spustoszonym kraju szły na konto żołnierzy podziemia.
Trzeba pamiętać o misji jaka przyświecała wyklętym. Przede wszystkim obrona ludności cywilnej przed wprowadzaniem władzy ludowej. Są zapiski z dokumentów ówczesnych dowódców o karach śmierci za rozboje na cywilach.
Ostatnia rzecz. Ok, jeśli nawet zdażyło się, że zginęło iluś tam cywili celowo i bezpośrednio z rąk wyklętych, to dla mnie osobiście to nie ma najmniejszego znaczenia. Tak. Trzeba przyjrzeć się dokładnie realiom w jakich egzystowali, bo żyli to za dużo powiedziane tamci żołnierze. Oczwyiście o żadnej wojnie domowej nie ma mowy, bo nie Polska była stroną "rządową". Były przypadki, że musiano zaostrzyć swoje postępowanie. Oko za oko, ząb za ząb. I właśnie to mi się najbardziej podoba. Taka straceńcza walka, nawet romantyczna - to piękny okres polskiej historii, mimo że przegrany z kretesem. Dlatego za tą walkę do samego końca należy im się przeogromny szacunek do końca świata i miliard lat dłużej. Zawsze tak jest, że jak zwykłe środki się kończą, a wróg używa złych sposobów, przychodzi moment na przyjęcie tych samych metod. Nie mieli nic do stracenia. To najwięksi bohaterowie powojennej historii Polski.
-------
A nie drążąc dalej tej kłótni, chciałbym rozpocząć dyskusję merytoryczną bez niepotrzebnego spamowania. Zastanawia mnie dlaczego nie spróbowano, a może spróbowano tylko nie wiem, zabić Bieruta? Nie chciano obarczać narodu jeszcze większymi represjami tym spowodowanymi? Obawiano się, że rozpęta się piekło? W sumie to bardzo logiczne, ale wiadomo było, że władza w Polsce była wtedy kruchuteńka, a utrzymywała się dzięki bratnim, pomocnym łapskom. Wiem, że "Rój" próbował porwać jakiegoś ministra z pociągu, ale nie udało się. Może ktoś zna jakieś inne przykłady prób zamachu na wyższe władze niż PUBP-y itp?