Dawno temu, w czasach DDR byłem w Eisleben, mieście w którym urodził się i zmarł Martin Luter. Wstąpiłem do starej knajpy, w której bywał Luter (tak), Na zewnątrz był silny mróz ok. -15 st., ale w środku ciepło, paliło się w piecu. Siadłem przy tym piecu i poprosiłem o grzane piwo. Byłem sam, ale zaraz przysiadł się do mnie pewien Niemiec, zaciekawiony mną. Porozmawialiśmy przy tym piwie ok. 15 min. i "otworzyły mi się oczy" na te sprawy, bo wcześnie była to dla nie "terra incognita". Teraz gdy jadę na Zachód zawsze nocuję w Eisleben i idę na piwo.