Ja sobie zdawałem sprawę, że chcąc dalej pracować i awansować, musiałem mówić to, co reszta – stwierdził w połowie grudnia "GW" były oficer SOP Piotr Piątek. Jak podkreślił, taką wersję przekazał im dowódca zmiany. – On zarządził, jak mamy jechać i jak mamy mówić... To nie było mówione wprost. Raczej: "Piotrek, wiesz, jak było", "wiesz, jak będzie dobrze dla nas", "wiesz, jak mówić" – dodał.
– Za każdym razem, gdy jeździłem do domu pani premier, nie włączaliśmy syren. Jechaliśmy po cichu, żeby nie wzbudzać sensacji – twierdzi Piątek. Według niego mogło chodzić o względy wizerunkowe. – Żeby ludzie nie widzieli, że władza "się wozi i panoszy". (...) Fatalnie się z tym czuję, nie mogłem dłużej z tym żyć – mówił.
W rozmowie TVN24 emerytowany oficer podkreślił też, że za każdym razem podczas składania zeznań przedstawiał nieprawdziwą wersję wydarzeń.
– Przesłuchiwany w tej sprawie byłem trzy razy: raz w komisariacie, raz w prokuraturze i raz przez sąd. Za każdym razem powiedziałem, że jechaliśmy na sygnałach dźwiękowych i świetlnych. Nie było to łatwe. Tak, wiedzieliśmy, że mówimy nieprawdę, ale wtedy uważaliśmy, że dla całej naszej grupy to było lepsze rozwiązanie. Wyrzuty sumienia na pewno wtedy były i są do tej pory – zdradził.
Jak dodał, jest świadomy odpowiedzialności za składanie fałszywych zeznań. Ja sobie zdawałem sprawę, że chcąc dalej pracować i awansować, musiałem mówić to, co reszta – stwierdził w połowie grudnia "GW" były oficer SOP Piotr Piątek. Jak podkreślił, taką wersję przekazał im dowódca zmiany. – On zarządził, jak mamy jechać i jak mamy mówić... To nie było mówione wprost. Raczej: "Piotrek, wiesz, jak było", "wiesz, jak będzie dobrze dla nas", "wiesz, jak mówić" – dodał.
– Za każdym razem, gdy jeździłem do domu pani premier, nie włączaliśmy syren. Jechaliśmy po cichu, żeby nie wzbudzać sensacji – twierdzi Piątek. Według niego mogło chodzić o względy wizerunkowe. – Żeby ludzie nie widzieli, że władza "się wozi i panoszy". (...) Fatalnie się z tym czuję, nie mogłem dłużej z tym żyć – mówił.
W rozmowie TVN24 emerytowany oficer podkreślił też, że za każdym razem podczas składania zeznań przedstawiał nieprawdziwą wersję wydarzeń.
– Przesłuchiwany w tej sprawie byłem trzy razy: raz w komisariacie, raz w prokuraturze i raz przez sąd. Za każdym razem powiedziałem, że jechaliśmy na sygnałach dźwiękowych i świetlnych. Nie było to łatwe. Tak, wiedzieliśmy, że mówimy nieprawdę, ale wtedy uważaliśmy, że dla całej naszej grupy to było lepsze rozwiązanie. Wyrzuty sumienia na pewno wtedy były i są do tej pory – zdradził.
Jak dodał, jest świadomy odpowiedzialności za składanie fałszywych zeznań.
https://www.onet.pl/informacje/onetkrakow/wypadek-...