Członkowie fundacji dobrze pamiętają pierwsze dni wojny. Robili to, co wszyscy. Jeździli na granicę, przywozili ludzi, których czekały tysiące. Matki, dzieci, osoby starsze, chorzy. Samochody jeździły właściwie bez przerwy. Później doszło szukanie mieszkań dla tych, którzy trafili do Polski.
Tak powstały Domy Mam, tak nawiązała się współpraca z darczyńcami. Ale wszystko się zmienia i to nie tylko w kwestii tych, którzy uciekają przed wojną.
— Dynamika zmian jest ogromna — przyznaje w rozmowie z Onetem Bartosz Kramek z Otwartego Dialogu. — Nasze działania cały czas ewoluują. Na początku koncentrowaliśmy się na kamizelkach kuloodpornych i hełmach. Tego sprzętu wszędzie brakowało, a ceny zwariowały. Ludzie potrafili przepychać się w magazynach, wyrywali sobie nawzajem sprzęt. Zwłaszcza żołnierze obrony terytorialnej początkowo biegali w przysłowiowych trampkach. Nie mieli niczego. W tamtym czasie skupialiśmy się na tym, by na te potrzeby odpowiadać. W pewnym momencie uruchomiliśmy nawet własną produkcję kamizelek — dodaje.
Ale nie tylko potrzeby ukraińskiej armii uległy zmianie od początku wojny. Wiele się zmieniło w kwestii uchodźców. Od kilku tygodni coraz więcej osób decyduje się na powrót do Ukrainy. Jednak kolejni przyjeżdżają. A środki na pomoc się kończą.
— Przewidywaliśmy, że mobilizacja Polaków — choć jest fantastyczna — ma granice swojej wydolności i nie zastąpi skoordynowanej polityki na poziomie rządowym i samorządowym. To musi być wsparcie, a przynajmniej poważne ułatwienia i zachęty o charakterze systemowym, których brakuje. To zaczyna być widoczne. Mamy coraz więcej sygnałów, że ludzie chcieliby wrócić do normalności, że nie radzą już sobie finansowo czy nawet psychicznie. Nie można ich za to winić. Cały czas się obawiamy, że w pewnym momencie widmo kryzysu humanitarnego stanie się bardzo realne — mówi Onetowi Kramek.
Celem nie powinno być teraz tworzenie wielkich hal noclegowych, a lokowanie uchodźców w miejscach, gdzie mogliby zacząć w miarę normalne życie. Tylko że nikt się tym nie zajmuje — tłumaczy Kajetan Jan Wróblewski.
Dlatego Otwarty Dialog próbuje zapewnić nie tylko lepszy byt uchodźcom. — W średnim i długim okresie widzę szansę: przybysze mogą dać nam impuls rozwojowy — demograficzny i infrastrukturalny, potrzebne będą nowe inwestycje, ale musimy zadbać o ich integrację i przystosowanie do potrzeb rynku pracy. To spore wyzwanie w przypadku kobiet opiekujących się dziećmi i seniorów, ale trzeba je podjąć. Dużo zależy od tego, czy w perspektywie dołączą do nich członkowie rodzin broniący obecnie kraju przed Rosją. Potrzebujemy polityki imigracyjnej z prawdziwego zdarzenia, która będzie opierała się na dwóch nogach: relokacji i integracji — mówi Kramek.
Problemem jest także relokacja wewnątrz Polski. Większość uchodźców woli zostać w dużych miastach. — Jest to kwestia dostępu do miejsc pracy, edukacji. Czują się bezpieczniej w dużych miastach, ale to jest złudzenie. Często te mniejsze samorządy mają jeszcze możliwości i chcą się zaangażować. W powiatach jest luźniej, jest więcej miejsca i możliwości lokowania uchodźców. Wiążemy spore nadzieje ze współpracą z samorządami — dodaje.
--
Fragmenty niedzielnej publikacji Onetu o pilnej potrzebie podjęcia systemowych działań na rzecz uchodźców z Ukrainy i co robi w związku z tym Open Dialogue Foundation / Fundacja Otwarty Dialog. Link do zrzutki w komentarzu.