No bo wrogowie KNUJĄ, oj knują!
"Buta i mizeria w jednym stoją domu, czyli do kogo mówi Jarosław Kaczyński.
Idealni odbiorcy przekazów prezesa PiS są przekonani o własnej wspaniałości, a jednocześnie żyją w poczuciu stałego zagrożenia. Paradoks? Owszem, ale tylko pozorny.
Prezesa Kaczyńskiego warto słuchać. Nie, nie dlatego, by mówił coś specjalnie mądrego. Wprost przeciwnie, najczęściej to są żenujące głupstwa, często okraszone obrzydliwym, kołtuńskim rechotem na przykład z osób transpłciowych. Warto Prezesa słuchać, gdyż podczas swej obwoźnej medytacji nad Polską i światem daje on dobry wgląd w pisowskie wyobrażenie swego elektoratu.
Zgodnie z zasadami retoryki – rozumianej w sensie neutralnym, a nawet pozytywnym – jako sztuki argumentacji i przekonywania dobry mówca powinien utrafić w pewne przekonania i wartości po stronie odbiorców. Nie wszystkie, rzecz jasna – wtedy nie miałoby sensu przekonywanie – ale przynajmniej niektóre: najlepiej te tkwiące najgłębiej, czasem nie do końca uświadomione. Dobry retor wydobywa je na wierzch, a następnie zlepia z własnym programem.
Jak więc lider PiS pojmuje swoją publiczność? Cechuje się ona syndromem, który nazwę BiM, od słów „buta" i „mizeria". Idealni odbiorcy przekazów Prezesa – czyli BiM-owcy – są nosicielami owego na pozór paradoksalnego połączenia dwóch postaw. Ale paradoks jest tylko pozorny.
Zbiorowy narcyzm
Z jednej strony BiM-owiec jest butny: przekonany o swej wspaniałości, dumny i hardy. Jeśli coś się nie wiedzie, to dlatego, że świat się na nim nie poznał albo wręcz go nienawidzi, czego przyczyną odkryta przez PiS polonofobia rozpowszechniona na świecie. Paradoksalnie jest ona dowodem naszej wielkości, bo przecież miernej nacji nie ma za co nienawidzić. Brawurowa megalomania nie jest przy tym oparta na jakichś specjalnych osiągnięciach czy wiedzy, ale na tym, że jest się po właściwej stronie w walce cnoty z występkiem.
Wybitna psycholożka społeczna polskiego pochodzenia Agnieszka Golec de Zavala (obecnie pracująca w Anglii, członkini Concilium Civitas, założonego przez polskich uczonych za granicą) nazwała to „narcyzmem zbiorowym", polegającym na połączeniu przekonania o własnej wyjątkowości z markotną konstatacją, że inni tej naszej wybitności nie doceniają. Jak pisze profesor de Zavala, narcystyczne teorie spiskowe „dostarczają przyczyn, dla których inni podważają nadzwyczajność naszej grupy".
Właśnie skłonność do teorii spiskowych jest nieodłączną przypadłością BiM-owca, bo drugą stroną BiM-owskiego medalu jest mizeria, której przejawami są stały niepokój, podejrzliwość, bojaźń i poczucie zagrożenia. Nic nie jest takie, jak na pierwszy rzut oka się wydaje, a kto w to wierzy, jest naiwny albo – co bardziej prawdopodobne – stanowi część spisku, choćby sam o tym nie wiedział.
Ów syndrom najlepiej opisał amerykański historyk Richard Hofstadter w słynnym eseju z 1964 r. o stylu paranoidalnym w polityce amerykańskiej, który łączy „gorącą przesadę, podejrzliwość i fantazję spiskową". Hofstadter przy tym zastrzegał, że rozumie termin „paranoja" nie w sensie klinicznym, ale wyłącznie politycznym (dziś takie zastosowanie terminu medycznego do polityki zapewne zostałoby uznane za nadużycie).
Walka Dobra ze Złem
Jak pisał Hofstadter, polityczna paranoja opiera się na manichejskiej wizji świata, który jest sceną odwiecznej walki Dobra ze Złem. Dla naszego BiM-owca ucieleśnieniem Dobra jest, rzecz jasna, Prezes i jego Partia, a Zła – ktokolwiek akurat wskazany przez Partię jako zagrożenie. Uchodźcy, muzułmanie, spiskowcy smoleńscy, Niemcy, Unia, Tusk... lista zależy od aktualnych potrzeb. Wróg jest koniecznie potrzebny, bo nienawiść do niego jest najlepszym źródłem mobilizacji wokół Wodza.
A wróg jest bezwzględny. Taki kanclerz Scholz na przykład. „Ten plan, nazwę go planem Scholza, żeby po prostu pod wodzą Niemiec, pod kierownictwem Niemiec albo – może bardziej precyzyjnie odnosząc się do historii – pod butem Niemiec. Przynajmniej ta środkowa Europa znalazłaby się pod tym butem" – powiedział Prezes wrocławianom. A i w Polsce „są formacje polityczne (...), które wspierają siły zewnętrzne i dziś reprezentuje to zjawisko KO i Tusk" – wyjaśnił słuchaczom w Łodzi. Na dodatek wróg jest żałosny, godny pogardy: Niemcy „już nie wytrzymują czasem nerwowo", gdy słyszą o reperacjach, winnych Polsce, a Tusk jest „niespecjalnie rozgarnięty". No, chyba że celowo szkodzi Polsce...
I chociaż Zło jest żałosne i słabe, to jednocześnie jest potężne i groźne, więc tylko nadzwyczajna mobilizacja może pomóc Dobru zwyciężyć. Ta sprzeczność nie trapi BiM-owców: potęga Zła jest skutkiem nadzwyczajnej determinacji i perfidii jego nosicieli. Tu BiM ma długi rodowód: Józef Stalin głosił teorię, że wraz z sukcesami socjalizmu (czyli Dobra) zaostrza się walka klasowa, bo wróg (dywersant, trockista, kapitalista, kułak) jest tym bardziej zawzięty i okrutny, im bardziej widzi, jak przegrywa.
Tak i w Polsce: Zło co prawda jest na przegranych pozycjach (któż uczciwy chciałby sprzedać suwerenność na przykład?), ale nie może to osłabić determinacji w walce z nim, bo jak się zagapimy, to wygra. Bo walka, jaką wróg wypowiedział Dobru (czyli PiS-owi), jest „niezwykle brutalna", tym bardziej że prowadzą ją siły, „które są jakby za kulisami", jak powiadomił Prezes mieszkańców Myszkowa. Dobro musi więc walczyć z przeciwnikiem, który jest nie tylko bezwzględny, ale też niewidoczny.
Melodramatyczna jeremiada
Wyobrażony przez Prezesa BiM-owiec skłonny jest do przekonań skrajnych, lęków apokaliptycznych, ekstremalnych drżeń emocjonalnych. Stąd słowa Prezesa pełne najwyższych kwantyfikatorów, odwołujące się np. do „gigantycznego skandalu" (to o sądach), do „niebywałych manipulacji" (to o języku), do „generalnej destrukcji" (to o kulturze i cywilizacji) i do „szaleństwa" obyczajowego (na Zachodzie).
Jak pisał Hofstadter, polityk paranoidalny „nieustannie żyje w momencie przełomowym". Dzisiejszy spór w Polsce jest „fundamentalny", „cywilizacyjny", skoro obcy „próbują nam narzucić kulturę, która rozbija tradycyjne instytucje społeczne" – poinformował Prezes w Sieradzu.
Uczeni tę skłonność do nadzwyczajnej przesady dostrzegają we wszystkich ruchach populistycznych, a prof. Golec de Zavala nazwała to ładnie „melodramatyczną jeremiadą": jest to retoryczna taktyka, która „podkreśla uprzywilejowany status tych w narodzie, którzy są wystarczająco czujni, by dostrzec, że jego wielkość nie jest doceniana przez innych".
Na koniec: BiM-owiec nie lubi półcieni, komplikacji i złożonych wyjaśnień. Wszystko jest białe albo czarne, prawdziwe albo fałszywe. Kaczyński co najwyżej dostrzega możliwość pewnych komplikacji w fizyce, „gdzie są kwanty i tak dalej", ale już gdzie indziej świat jest dziecinnie prosty. Subtelność wielowątkowych wyjaśnień to krętactwo kryjące zawsze złe intencje. Po co wchodzić w trudne analizy ekonomiczne, skoro wiadomo, że naszym kłopotom gospodarczym winni są Niemcy? Po co tłumaczyć złożoną strukturę prawa w Unii Europejskiej, skoro widać i tak, że chcą nam zabrać suwerenność? Po co wyjaśniać plusy i minusy przyjęcia euro, skoro wiadomo, że tylko nasz stary dobry złoty gwarantuje nam niezależność i dobrobyt?
A że nie gwarantuje? No bo wrogowie knują, oj knują!"
Wojciech Sadurski - Gazeta Wyborcza, 24.10.2022