KOLEJNY AKT CMENTARNEJ TRADYCJI KACZYŃSKICH…
No i czeka nas dziś kolejny akt smoleńskiego spektaklu Kaczyńskiego. Pozornie spektaklu antyputinowskiego, ale w rzeczywistości będącego na rękę właśnie Putinowi. Można być niemal pewnym, że Prezes, w swoim tradycyjnym wystąpieniu przy schodkach na placu, zakrzyknie na cały świat: "A nie mówiłem! To Putin zlecił zamach na mojego brata i innych członków polskich elit! Napadając na Ukrainę i dokonując masakry ludności cywilnej udowodnił, że był zdolny zorganizować także zamach w Smoleńsku! Czyli nasze wskazywanie na Putina jako na zleceniodawcę wybuchów w samolocie było ze wszech miar słuszne, tylko nikt nas nie chciał słuchać! Od dawna dysponujemy dowodami potwierdzającymi tezę o zamachu". I w tym momencie wyciągnie zza pazuchy płytę z filmem pokazującym zgniatanie puszek po piwie oraz pękające parówki.
Wielu osobom wydaje się, że agent, sojusznik lub zwolennik Putina musi mieć obowiązkowo wymalowany na czole znak "Z" lub czerwoną gwiazdę. Ale tak nie jest… Kaczyński co rusz udowadnia, że można oskarżać Kreml i twierdzić, że Putin to zbrodniarz, ale w rzeczywistości działać na jego korzyść. Putin, jeśli choć przez chwilę zawracał sobie głowę dzisiejszą rocznicą, wie doskonale, co powie Kaczyński. A Kaczyński domyśla się zapewne, jak Putin jego słowa wykorzysta do swoich celów. O ile oczywiście będzie w ogóle chciał je wykorzystać. Prezes już od kilku dni przygotowuje grunt pod swoje wystąpienie. A to rzuca uwagę, że decyzja o zamachu "musiała zapaść na szczycie Kremla", a to enigmatycznie stwierdza, że "kolejne dokumenty w śledztwie, do których mam dostęp jako osoba pokrzywdzona, uzupełniły ostatnie luki w wiedzy o przebiegu tragedii. Pozwoliły złożyć wszystkie elementy w jeden spójny i przekonujący obraz". Jak twierdzi obecnie jest już pewien, że doszło do zamachu, choć przez długi czas miał tylko takie „intuicyjne przeświadczenie”… Ciekawe, czy gdy w 2012 roku, w swoim słynnym, pełnym wściekłości publicznym wystąpieniu, mówił o zbrodniarzach, którzy zamordowali całą polską elitę, kierował się tym „intuicyjnym przeświadczeniem”, czy może jakimiś dowodami. Chyba jednak tym pierwszym, bo wygląda na to, że z owymi rzekomymi dowodami i „pewną wiedzą sprawdzającą” (?) zetknął się dopiero niedawno. Zapewne w tych tajemniczych dokumentach, do których miał dostęp jako „osoba pokrzywdzona”.
Problem w tym, że do wszystkich dokumentów dotyczących katastrofy dostęp ma nie tylko Kaczyński, ale wszystkie osoby pokrzywdzone. I jakoś żadna z nich, poza właśnie Kaczyńskim, nie dopatrzyła się w nich ostatnio niczego nadzwyczajnego lub odkrywczego, żadnych nowych dowodów lub choćby poszlak. Nawet Magdalena Merta, która wśród bliskich ofiar zawsze należała do największych "jastrzębi" i była zapaloną wyznawczynią wszelkich teorii zamachowych, teraz robi kwadratowe oczy gdy słucha słów Kaczyńskiego. I domaga się wyjaśnień, o jakich dokumentach lub przełomowych dowodach ten żoliborski socjopata bredzi. Zaś Joanna Racewicz, wdowa po oficerze BOR Pawle Janeczku, na Instagramie pyta Kaczyńskiego wprost "Naprawdę „nie mamy wątpliwości, że to był zamach”?! Ma pan odwagę, panie prezesie, powiedzieć to w oczy mojemu synowi? Wyryć adnotację na grobie jego taty? Taką - jak to nazwać - polityczną erratę? Dwanaście lat później paliwo z lotniczych baków jest dawno przeterminowane i zwietrzałe. Polityczne najwyraźniej wciąż nie".
Członkowie rodzin smoleńskich, po ostatnich wypowiedziach Kaczyńskiego, kierują również pytania do prokuratury, która nadal prowadzi śledztwo w sprawie katastrofy. Ale prokuratorzy wzruszają bezradnie ramionami i też nie wiedzą, jakich to dokonali ostatnio przełomowych odkryć… Relacje na linii prokuratura-podkomisja Macierewicza układają się zresztą fatalnie, jedni nie informują nawet drugich o przebiegu prowadzonych przez siebie czynności. W dodatku prokuratura jest wściekła, bo Macierewicz nie kwapi się z oddaniem jej materiałów, które użyczyli mu na potrzeby opracowania raportu podkomisji. W rozmowach z członkami rodzin smoleńskich prokuratorzy już nawet nie ukrywają, iż jedynym powodem, dla którego śledztwo nadal nie zostało zakończone, jest to, że PIS nadal rządzi w Polsce. Kaczyński i Ziobro nigdy nie zaakceptują decyzji o umorzeniu śledztwa, a prokuratorzy, którzy się na to odważą, poniosą zapewne surowe konsekwencje dyscyplinarne. Trwa więc nadal przysłowiowe bicie piany. Prokuratura zleca wykonanie kolejnych ekspertyz, których wyniki są z góry znane, potem następnych ekspertyz uzupełniających, a potem następnych. I my za to płacimy…
Nietrudno odgadnąć, że tym przełomowym dokumentem, w opinii oczywiście Kaczyńskiego, jest końcowy raport podkomisji Macierewicza. Pisałem o tym steku bzdur i okolicznościach jego powstania w poprzednim „smoleńskim” poście, więc dziś sobie daruję szczegóły. Ponieważ w treści raportu, materiale dowodowym oraz wnioskach nic się od miesięcy nie zmieniło, więc nadal, jeśli chodzi o teorie o zamachu, jesteśmy na etapie parówek pękających w trakcie gotowania. A także czujników ciśnienia w samolocie, które nie zarejestrowały zmiany tego ciśnienia po wybuchach, bo podobno po prostu… nie zdążyły! Mimo, że od pierwszych rozpaczliwych głosów pilotów do momentu uderzenia TU-134 w ziemię minęło kilkanaście sekund! Jesteśmy na etapie czujników dźwięku, które nie zarejestrowały dwóch wybuchów, bo podobno akurat w tym momencie... zepsuły się. Przedziwna sytuacja, bowiem odgłosy z kokpitu nagrały się bez żadnych przerw, łącznie z tymi tuż przed walnięciem samolotu w ziemię. Nagrały się nawet odgłosy uderzania skrzydła samolotu w gałęzie drzew. Jesteśmy wciąż na etapie materiałów wybuchowych, których nie znaleziono na żadnym z ekshumowanych ciał. Itd., itd…
Ale o tym Kaczyński dziś mówić nie będzie. Bo on w ogóle nie będzie mówić o materiale dowodowym i szczegółach technicznych! Skupi się wyłącznie na złych intencjach Putina, jego zbrodniczym charakterze i domniemaniu winy oraz motywach działań Kremla. Możemy się więc spodziewać licznych porównań zamachu, który nie był żadnym zamachem, z masakrą w Buczy lub bombardowaniami osiedli mieszkalnych w ukraińskich miastach. I tu będzie mieć Kaczyński wielkie pole do popisu, może powiedzieć każdą bzdurę, jaka mu tylko przyjdzie do łba… Emocje będą buzować podwójnie, wszyscy mają przecież w pamięci potworne relacje z Ukrainy, nikt więc nie wrzaśnie podczas jego wystąpienia, że Putin to porządny i uczciwy przywódca państwa. Będzie można tłumowi PIS-owskich baranów zgromadzonych przed schodkami na placu wmawiać banialuki, że Putin od dawna nienawidził braci Kaczyńskich i ich zamordowanie było celem jego życia. Można będzie nawet twierdzić, że gdyby nie zbrodniczy zamach, to później nie doszłoby do zajęcia przez Rosję Donbasu i Krymu, a także obecnej wojny. Lech Kaczyński zostałby bowiem z pewnością wybrany na drugą kadencję i wspólnie z Jarosławem postawiliby tamę imperialnym, zbrodniczym planom Putina. Będzie wreszcie można zrzucić winę na poprzednie rządy, jeśli nie za współudział w zamachu, to za prowadzenie śledztwa pod dyktando Kremla i „oddanie wraku”, którego wcale nie oddały, bo to przecież Rosja miała go oddać.
Zgromadzeni na placu usłyszą z pewnością kilka słów o wszechmocnej agenturze Kremla w Polsce, która robiła wszystko, co się dało, byle nie dopuścić do wyjaśnienia okoliczności zbrodni smoleńskiej. Mieliśmy dwa dni temu przedsmak takich zarzutów w wywiadzie, jakiego Kaczyński udzielił w Radiu Plus. Powiedział: „Była wielka akcja potężnego tutaj lobby składającego się zarówno z niewątpliwie obecnej w Polsce potężnej agentury rosyjskiej plus bardzo wielu ludzi, którzy byli po prostu zainteresowani tym, żeby tę sprawę potraktować w ten sposób, jak ją potraktowano, bo inne potraktowanie skończyłoby się dla nich straszliwą kompromitacją”. Kaczyński miał oczywiście na myśli członków komisji Millera czyli kilkudziesięciu najwybitniejszych polskich pilotów, konstruktorów i techników lotniczych, wojskowych, inżynierów, meteorologów, patomorfologów i speców od materiałów wybuchowych. To ruscy agenci… Aż dziw, że przez 6 lat swoich rządów PIS-owcy żadnemu z tych oczywistych podwładnych Kremla nie tylko nie postawili zarzutów działalności agenturalnej, ale choćby sabotowania śledztwa w sprawie katastrofy, ukrywania lub fałszowania dowodów, poświadczania nieprawdy itd.
Kilkakrotnie już zastanawiałem się, co by było, gdyby jacyś pasażerowie samolotu jednak przeżyli tę katastrofę… Pomyślcie sami, jak wiele by to zmieniło w obrazie dzisiejszej Polski. PIS nie tylko nie mogłoby stworzyć „religii smoleńskiej”, oskarżać przeciwników politycznych i podzielić narodu, ale także zdobyć władzy w Polsce, po trwającej kilka lat kampanii kłamstw, manipulacji i wzniecania nienawiści. Gdyby ocalali uczestnicy lotu potwierdzili prawdę o okolicznościach tragedii, ignorowaniu warunków atmosferycznych i poleceń wieży lotów, a także o zmuszaniu pilotów do samobójczego lądowania, kariera polityczna Kaczyńskiego, wielkiego współwinnego śmierci niemal 100 osób, byłaby definitywnie skończona. A wraz z jej końcem nastąpiłby koniec jego partii i dziś żylibyśmy w normalnej Polsce. Chyba że… Niewykluczone, że bandyci z PIS-u postanowiliby tych ocalałych świadków tragedii definitywnie „uciszyć”. Jestem pewien, że byliby do tego zdolni. Skoro zdolni są, w imię wyłącznie własnych interesów politycznych, do organizowania od 12 lat haniebnego „tańca na trumnach” i drwienia z cierpienia bliskich ofiar, to dla tych interesów byliby zapewne również zdolni do zabójstwa. Czy by im się to udało, to już inna sprawa. Byliby z pewnością bardzo zdeterminowani, a nawet zdesperowani, bo to obaj Kaczyńscy byliby oskarżani o doprowadzenie do tragedii. Byłaby to więc dla PIS walka o wszystko: władzę, kariery polityczne, majątki, wpływy… Taki np. Macierewicz, gdyby nie wielkie kłamstwo smoleńskie, byłby już od wyborów w 2011 r. zwykłym emerytem, bo w chwili tragedii był już na wylocie z PIS. A dzięki temu kłamstwu stał się na kilka lat drugą, po Kaczyńskim, osobą w państwie.
Wspomniałem na wstępie, że dzisiejszy spektakl będzie bardzo na rękę Putinowi. Gdyby nie wojna w Ukrainie, to pewnie po zakończeniu wystąpienia Kaczyńskiego na Kremlu zaczęłyby strzelać korki od szampana. Kto wie, czy wkrótce nie usłyszymy w TV oficjalnego komunikatu Kremla, który usłyszy także cały świat. Miedwiediew, Ławrow lub Pieskow powie w nim, że oto każdy może zobaczyć na własne oczy zakłamanie zachodnich polityków i mediów, którzy oskarżają biedną Rosję o ludobójstwo! Świat usłyszy, że doniesienia o zbrodniach armii rosyjskiej w Ukrainie są tak samo kłamliwe i niedorzeczne, jak brednie Kaczyńskiego o zamachu, na którego zorganizowanie Polacy przez 12 lat nie potrafili znaleźć choćby jednego dowodu! Słów Kaczyńskiego, które dziś wypowie pod pomnikiem, nikt na Zachodzie nie usłyszy. A nawet jeśli usłyszy, to pokiwa co najwyżej z politowaniem głową, bo na Zachodzie już od dawna nikt nie wierzy w żaden zamach w Smoleńsku. Ale już słowa Putina, porównujące absurdalne kłamstwa smoleńskie Kaczyńskiego z rzekomym fałszem i niedorzecznością strasznej prawdy ukraińskiej, usłyszą niemal wszyscy i nie będą mogli nad nimi przejść do porządku dziennego. Dzięki Kaczyńskiemu propaganda Kremla dostanie wspaniały prezent. Jego brednie o zamachu, którego nie było, ułatwią jej głoszenie własnych bredni, że ludobójstwa też nie ma.
I na zakończenie tego w pośpiechu pisanego tekstu… Lech Kaczyński był w Katyniu tylko dwa razy w życiu. W trakcie kampanii wyborczej w 2005 r. (jako kandydat na urząd Prezydenta) oraz we wrześniu 2007 r., czyli tuż przed przyspieszonymi wyborami parlamentarnymi. Trzeci raz leciał do Katynia w 2010 r., ale już nie doleciał. Znów w trakcie kampanii prezydenckiej... Co za zbieg okoliczności! Jeśli ktoś ma wątpliwości, że Kaczyńscy zrobili sobie z grobów naszych pomordowanych oficerów sposób na uprawianie polityki i wygrywanie wyborów, to kalendarium tych wizyt w Katyniu jest nieubłagane, jednoznaczne i obrzydliwe. Kaczyńscy wymyślili ten sposób na długo przed „Smoleńskiem”, potem Jarosław go tylko zmodyfikował. Zamiast wycieczek Lecha do Katynia zaczęły się przemówienia Jarosława w rocznice katastrofy i kolejne zapowiedzi publikacji raportu Macierewicza. Dziś to już nie tylko niemal wszyscy politycy PIS, ale chyba także większość wyborców PIS ma pełną świadomość, że w Smoleńsku żadnego zamachu nie było. I że popierana przez nich partia to zwykłe kanalie i hieny cmentarne, zbijające kapitał polityczny na ekshumacjach zwłok wbrew woli rodzin ofiar oraz na cierpieniu tych rodzin. A najstraszniejsze jest to, że wyborcom PIS, z których większość uważa się za wzorowych katolików i patriotów, to zupełnie nie przeszkadza…
https://www.facebook.com/Polityczne-wariacje-1094218982...
Dziękuję za uwagę.
I proszę o udostępnianie tego tekstu gdzie się da, komu się da i kiedy się da...
Jacek Nikodem vel Jacek Awarski