Edit: w piatek dałam na mszę w intencji "za ofiary Burego, Ognia, Łupaszki, Wołyniaka - cywilów narodowości białoruskiej, ukraińskiej i żydowskiej, obywateli Polski". W warszawskiej katedrze św. Floriana, w której w tenże piatek odprawiono uroczystą mszę za tzw. żołnierzy wyklętych. Dziś o godz. 11 ksiądz odczytał moją intencję w następującej formie: "W intencji ofiar wojny i czasów powojennych, które zginęły na terenie Polski i Ukrainy".)
Doczekałam końca mszy. Ksiądz, który przyjął ode mnie intencję, był obecny w zakrystii, ale nie chciał ze mną rozmawiać. Odesłał mnie do proboszcza. Proboszcz wyraził chęć rozmowy. Powiedział, że osobiście zmienił intencję, ale nie będzie mi tłumaczył, dlaczego. "Są intencje, które są nieprawidłowo sformułowane", ale odmówił tłumaczenia, co w mojej intencji modlitwy za konkretne ofiary konkretnych sprawców było niewłaściwego. Za chwilę zaczął mówić o tym, że to rozgrywka i że Kościół nie chce się w nią mieszać. Przypomniałam mu o mszy, która była odprawiona tu, w tym kościele, również za sprawców ludzkiego cierpienia. Że żyją jeszcze dzieci tych ofiar. Powiedziałam, że byłam członkinią Kościoła, o którym myślałam, że jest otwarty i odważny, że jest w stanie spojrzeć w oczy prawdzie. A ten Kościół nawet za żywcem spalone dzieci i kobiety ciężarne pomodlić się nie jest w stanie. Kiedyś byłam dobrą katoliczką. Ale nie chcę mieć nic wspólnego z tym kłamstwem i szczuciem ludzi, więc złożę apostazję i to on osobiście jest odpowiedzialny za podjęcie przeze mnie tej ostatecznej decyzji. Wtedy zaczął mnie wypraszać z zakrystii.
Iwona Wyszogrodzka próbowała tę końcówkę filmować, ale zakonnica wyrwała jej telefon.
W zakrystii było sporo ludzi, w tym młodzież i dzieci. Zaczęłam mówić na głos, co takiego się właśnie tu dzieje. Mówiłam o treści intencji. Zakonnica krzyknęła: A czy pani nie wie, że to byli ubecy? Proboszcz wołał, zeby z nami nie dyskutować. Że ja zrobiłam to wszystko specjalnie, aby sprowokować awanturę w kościele. Spytałam, czy widzi, jak płaczę i trzęsę się cała i czy sądzi, że jest to udawane. Wówczas jeden ksiądz i jeden świecki zaczęli mnie szarpać i ciągnąć do wyjścia. Stałam w przedsionku i czekalam na Iwonę, która coś jeszcze próbowała tłumaczyć. Świecki ciągle szarpał mnie i krzyczał, że mnie stąd na kopach wyniesie i że zaraz da mi w mordę. Przestał dopiero, gdy mu powiedziałam, że to nagrywam. Oczywiście nie nagrywałam...
Kobieta, która szła obok nas, powiedziała jeszcze: Trzeba było piątkę dzieci urodzić, to byście nie miały czasu na takie awantury...
Tak oto skończyła się moja wszelka relacja z kościołem, który śmie się nazywać powszechnym.
Wojciech Michał Lemański - próbowałam.