Historia jest niemal nieznana szerokiej opinii publicznej.
Stoi w wiosce Malin (Rówieńska oblast) pomnik poświęcony zamordowanym podczas wojny mieszkańcom wioski, Czechom i Ukraińcom.
Spalono ich żywcem lub rozstrzelano 13 lipca 1943 roku, 374 Czechów i 132 Ukraińców.
Napis na pomniku tradycyjny: "ofiarom niemiecko-faszystowskich okupantów”.
Pomnik czesko-ukraińskiej tragedii.
Pomnik nazistowskiej zbrodni.
I może niech by tak zostało, "ofiarom niemiecko -faszystowskich okupantów”?
Gdyż to przecież prawda ...
My wszyscy jeszcze z czasów sowieckich przyzwyczailiśmy się tak pisać: mordowali, Węgrzy, Włosi, Rumuni, Polacy a my piszemy:"niemiecko-faszystowscy okupanci”. I nadal tak pisaliśmy... .
Ale Polska rozpoczęła przeciwko Ukraińcom prawdziwą historyczną wojnę, wojnę podłą, fałszywą i podstępną.
I pomimo niewspółmierności strat, jakie ponieśli Polacy od Ukraińców w porównaniu ze stratami Polaków zaznanymi od Niemców i Rosjan, Polacy wszędzie piszą: "Ukraińcy, Ukraińcy, Ukraińcy”.
Dlatego konieczne jest postawienie kropki nad "i”.
Pomnik w Malinie to jednocześnie pomnik komunistycznej półprawdy i polskiej obłudy.
W Czechosłowacji pisano o Lidicach, w ZSRR pisano o Chatyniu, ale o Malinie milczenie, chociaż ofiar w tej wiosce było zdecydowanie więcej.
Ale to tylko przemilczenie, najbardziej cynicznym i obrzydliwym zakłamaniem wyróżnili się Polacy.
W swojej książce "Ludobójstwo Polaków na Wołyniu” Ewa i Władysław Siemaszko pisali o Malinie.
W ich interpretacji jest to również "ludobójstwo Polaków na Wołyniu" i "ukraińsko-niemiecka zbrodnia”.
Cynizm tej istoty (mam na myśli Ewe Siemaszko) nie zna granic.
Jako wieś, czesko-ukraiński Malin został zniszczony przez niemieckich najeźdźców przy udziale polskich policjantów.
Ale polscy "historycy” nauczyli się kłamać bez mrugnięcia oczami i straszliwą zbrodnię Niemców i Polaków przeciwko Czechom i Ukraińcom, bez najmniejszych wyrzutów sumienia nazwali "zbrodnią ukraińskich nacjonalistów dokonaną na Polakach”.
I tak pisze osoba, której książka "Ludobójstwo Polaków na Wołyniu” otrzymała w Polsce status najbardziej wiarygodnego źródło na ten trudny temat.
Niestety, w krótkim artykule nie mogłem szczegółowo opisać przebiegu wydarzeń w Malinie i okoliczności związanych z niemiecko-polską zbrodnią dokonaną na niewinnej ludności wioski. Dlatego zamieszczę poniżej wspomnienia świadków, bez nich wszystko co napiszę miałoby słabe oparcie w źródłach.
Przyczyną zniszczenia wsi było najprawdopodobniej to, że we wsi pojawił się oddział czerwonych partyzantów Rudniewa (który zabrał z wioski sporo odzieży i żywności, a władze okupacyjne zakwalifikowały to wydarzenie jako pomoc partyzantom i postanowiły zniszczyć wioskę.
Ze źródeł czeskich możemy się dowiedzieć, że powodem akcji pacyfikacyjnej był atak banderowców na Niemców (ale jest to mało prawdopodobne, gdyż dlaczego miałby być zniszczony czeski Malin?)
13 lipca 1943 oddziały egzekucyjne Niemców z pomocą polskiej policji (razem około 1500 żołnierzy) i cywilów - Polaków, otoczyli najpierw ukraiński Malin, a następnie czeski Malin.
Większość ludzi zaczęli zaganiać do kościoła, pod pretekstem, że powinni się ukryć, gdyż zaraz napadnie "banda UPA.”
Potem zamknęli ludzi w cerkwi, polali ją benzyną i podpalili.
Tych, których nie zagnali do cerkwi rozstrzeliwali w ich obejściach i palili we własnych gospodarstwach.
Zdobyczna żywność wywozili do miasteczka Ołyki, gdzie działała polska "placówka samoobrony".
Dalej zeznania ocalałych świadków zbrodni:
I. Wajner zeznaje, że był jednym z tych, którzy przewozili zagrabiony inwentarz do zamku w miejscowości Ołyka, gdzie znajdowała się polska placówka samoobrony.
N. Waszczuk. "Zostaliśmy doprowadzeni do wioski na placu zaczęli zbierać ludzi z wioski. Rozmawiali z ludźmi w języku polskim"
A.Kalkow. "" Byli Niemcy i Polacy, ludzie, którzy przeżyli, mówili, ze wśród napastników widzieli znajomych Polaków.
Mama została w domu, aby upiec chleb. Gdy napastnicy zaczęli biegać po chatach, uciekła do ogrodu, ukryła się w chwastach. Potem też opowiadała, że wśród napastników widziała znajomych Polaków".
G. Kalkowa: "Podczas napadu na Malin, razem z Niemcami byli Polacy. Polak Kaźmierski był przyjacielem Ukraińca Wydawskiego. Wszedł wtedy do niego do domu mówiąc: "siedź w domu, nigdzie nie idź. Jeśli wyjdziesz, Ciebie zamordują". Zostawił mu jakiś list i powiedział: "Kiedy przyjdą do Ciebie i będą mówić po niemiecku lub po polsku, daj im ten list. przeczytają i pójdą sobie". I tak było, przyszli do niego do domu, pokazał im list, przeczytali i odeszli. W domu była cała rodzina, nigdzie nie wychodzili. Nikt ich nie ruszał "
J. Zepik (Czech) o udziale Polaków w pacyfikacji Malina:
"Była w Malinie i polska policja i polska bojówka z Ołyki, a zagrabioną żywność ładowali na wozy i wywozili do do Ołyki” Stwierdził też, że rozmawiał z Ukraińcem Wołodymyrem Zajcem z Malina, który był jednym z tych, którzy tego dnia przymusowo prowadzili zagrabione bydło do Ołyka, gdzie polskie kobiety dosłownie wyrywalły czeskie krowy z ich rąk.
Według Zepika główną przyczyną udziału Polaków w zbrodni w Malina był głód wśród mieszkańców bazy w Ołyce, ich celem było zdobycie żywności.
Z raportu UPA "Terror okupanta i samoobrona ludności":
"Polska policja i oddział Uzbeków pod niemieckim dowództwem zagnali ludzi do miejscowego drewnianego kościoła, do szkoła i stodoły, i spalili ich żywcem. ... Łącznie bestialsko zamordowali 850 osób, Ukraińców i Czechów"
Czterech Polaków, którzy brali udział w mordach na niewinnej ludności Malina znanych jest z nazwiska. Były szef polskiej policji Paweł Paczkowski, Jan Skozepa, Władysław (lub Antoni) Czmielewski i Józef Sosnowski”. Nazwiska te przekazano władzom sowieckim już w 1944 r.