Prawda jest taka, że jest to kwestia dziecka. Ja jestem z pierwszego kwartału roku i zostałem w staaarych czasach posłany "rok wcześniej". W podstawówce, poza 7-mą klasą (bunt) miałem czerwone paski, potem w LO najwyższą średnią w męskiej części.
W liceum się wyrównało, ale w podstawówce byłem najniższy i najmniejszy. Na W-f dostawałem bęcki w biegu na 60 czy skoku w dal, od wszystkich poza grubasami. Oczywiście wyrównało się to pod koniec podstawówki, ale miałem z tym problem, udawałem, że boli mnie brzuch na wf'ach itd. To była jakaś tam trauma. I wtedy w tej samej szkole uczyli się 8-mo klasiści, dla mnie KingKongi wtedy.
Faktem jest, że idąc do podstawówki umiałem świetnie czytać. To mi dało niezły start, chociaż przez brak "zerówki" nie wiedziałem czym są samogłoski. Szybko nadrobiłem i później miałem rewelacyjnie.
Teraz mam dziecko z czwartego kwartału i się waham nad swoim zdaniem. Wydaje mi się jednak, że jeśli popracuję nad nim, czyli nauczę czytać i pisać, liczyć to nie zginie, wręcz przeciwnie. "Popracowaniem" nazywam to co kiedyś nazywano po prostu zajmowaniem się dziećmi.
Co do emocji dziecka to nie wiem, ale wydaje mi się, że jak dzieciak jest nieogarnięty mając 6 lat to przez rok w przedszkolu niewiele mu się poprawi.
Czyli z wahania wychodzi, że ja swoje puszczę w wieku 6 lat, ale powinna to być decyzja rodziców jak najdłużej.