Piątek, 17 stycznia. Gdy senat odrzucał ustawę kagańcową, monitor wyświetlił czas głosowania: 15:05. Teraz od sejmu i prezydenta zależy, czy posłuchają argumentów senatu. Jeśli je całkiem zlekceważą, a na to się zanosi, zakończenie wyspiarskich bojów o Brexit zostanie swojsko uczczone zaczątkiem Polexitu. Czy jest sposób, by temu zapobiec? Był. W roku 1505 uchwalono konstytucję Nihil novi, i chociaż to nazwa w obcym języku, każdy ją bez trudu rozumie. Pozostaje mi tylko przypomnieć jej prawny sens: bez trójzgody – króla, sejmu i senatu – „nic nowego” nie może być postanowione. Nic.
Oto jak było… Najpierw sędziego zawieszono, bo chciał obejrzeć listy poparcia do KRS. Potem go odwieszono i zapowiedziano, że je może obejrzeć. Powiało, co tu mówić, nadzieją… Po kilku dniach podano, że nie wszystkie listy, ale tylko jedną, tę z podpisami czytelników „Gazety Polskiej”. Gdy sędzia wyznaczył datę wizji, prezes sądu odmówił mu wystawienia delegacji, a sam udał się na urlop. Wiceprezes wystawił jednak delegację, i znowu było dobrze. Sędzia ruszył do stolicy o 5 rano, dotarł do kancelarii sejmu i tu się dowiedział, że prezes, skróciwszy urlop, delegację mu cofnął. Sędzia wrócił do domu… Skoro tak się obecnie dzieje, szkoda pytać, jak będzie, gdy wypadniemy z Unii i wartości europejskie zostaną zastąpione nowogrodzkimi. Te zagrywki z sędzią Juszczyszynem są nie tylko łamaniem zwykłych zasad przyzwoitości, ale i naigrywaniem się z nas, obywateli, nie wspominając już o prawie. Nie powinno nas więc dziwić, że ono – nomen omen – wyziera nawet z samego frontu nazwiska sędziego: Jus znaczy prawo.
Zwoleńska oracja Andrzeja Dudy, notabene obszernie relacjonowana przez telewizję, radio, a także internet, spotkała się z entuzjastycznym brawami zebranej publiki z burmistrzem i innymi oficjelami na czele. Prezydent, ubrany w granatowy garnitur, stał na podium przed mikrofonem, zaś kilka metrów za nim w imponującym szeregu uformowała się spora grupa czirliderek w kolorowych uniformach z fantazyjnymi sombrerami i furażerkami na głowach. Na tym chwilowo zakończymy, by… policzyć słowa o obcym pochodzeniu w tej dwuzdaniowej relacji – mnie wyszło blisko trzydzieści. By jednak nie przeoczyć finału przemówienia, wróciliśmy na salę w momencie, gdy mówca, oburzony na reakcje wobec sądowych ustaw, głośno wołał: „Nie będą nam tu w obcych językach narzucali jaki ustrój mamy mieć w Polsce”. Tak, rzeczywiście, gdzie nie spojrzeć, obcość przy obcości… Również i tu, w Zwoleniu, miejscu spoczynku Jana Kochanowskiego, epitafium poety jest po łacinie. Ale jego wciąż żywe fraszki są, na całe szczęście, po polsku. Forever!
Elbląski areszt tóg zadomowił się już w prawniczej anegdocie i nie ma żadnych szans na odwrót, bo wyjście jest zamurowane na amen. Z podobnym rozmachem, tyle że na opak, otwarte było kiedyś na ścieżaj tajemne wejście w jednym z opowiadań Kafki. Kolejna różnica między tymi historiami jest taka, że bohaterem pierwszej jest kobieta, prezes sądu w dużym mieście, a drugiej – mężczyzna, skromny przybysz ze wsi. Nic w tym zresztą dziwnego – wszystkie opowiadania, wesołe i nie, mają nie tylko swoich bohaterów, ale i konkretny czas powstania. Togi poszły siedzieć dziesięć dni temu, zaś Kafka zasiadł do pisania dwustronicowej noweli „Przed prawem” przed ponad dziesięcioma dekadami.
W czasach Temistoklesa pojawił się w Atenach zawód płatnego donosiciela. Był prawnie umocowany, gdyż w przypadku skutecznego oskarżenia, autor donosu dostawał część majątku ofiary. Sykofanci, tak ich zwano, brali się głównie za ludzi zamożnych, gdy zaś sprawa była niepewna, nie stronili od szantażu. O rozplenieniu tej profesji mówią rozmaite starożytne księgi, zaś jako jej źródło wskazywano brak odpowiedników prokuratury w organach greckiej polis. A jak jest dzisiaj, nie w Atenach, ale w Polsce? Ano, skoro prokuratura jest w każdym większym mieście, to i donosicielstwo zostało wyrugowane. I to do tego stopnia, że ostatnio w sprawie profesora Grodzkiego CBA musiało rozpaczliwie apelować do nieujawnionych informatorów ustami swego rzecznika, Temistoklesa Brodowskiego. Zmieniła się jednak forma przyobiecanej zapłaty – zamiast pieniędzy, gwarancja niekaralności. I to, miejmy nadzieję, zostanie zapisane w rozmaitych księgach jako dowód niezrównanych duchowych standardów we współczesnej polskiej polis.
Marian Sworzeń
prawnik, pisarz, członek PEN Clubu – autor książek „Dezyderata. Dzieje utworu, który stał się legendą”, „Opis krainy Gog”, „Czarna ikona – Biełomor. Kanał Białomorski. Dzieje.
Post edytowany