W policji stał się symbolem. Rozbił mafią pruszkowską, zwerbował "Masę", likwidował największe hurtownie amfetaminy. Prawdziwy charakterniak, który raz po raz igrał ze śmiercią. Dla PiS stał się zbrodniarzem. Podpadł pod ustawę dezubekizacyjną, choć z ubecją nigdy nie miał nic wspólnego.
W ramach naszej kampanii "Wybieramy Prawdę" przypominamy wybrane teksty Onetu, które wpłynęły na otaczającą nas rzeczywistość. W najbliższych miesiącach na stronie głównej Onet.pl będą prezentowane kolejne artykuły z serii
Pamiętacie komisarza Pawła Sikorę z serialu "Odwróceni"? W jego postać wcielał się Artur Żmijewski. To w rzeczywistości Piotr Wróbel, jeden z najsłynniejszych polskich policjantów. Przez lata funkcjonariusz warszawskiego wydziału zabójstw, później biura do walki z przestępczością zorganizowaną.
Facet, który w trakcie bitwy z brutalną gangsterką, szedł w pierwszym szeregu. Przed 1989 rokiem uczył się w podległej MSW Szkole Oficerskiej w Legionowie. To wystarczyło, by rząd PiS uznał go za zbrodniarza i przekreślił wszystkie lata pracy w wolnej Polsce.
Piotr Wróbel: - Całe życie walczę. Najpierw biłem się z gangsterami, teraz z systemem. Wychodzi na to, że biję się całe życie, tylko role się zmieniają. Ale nie z mojego wyboru.
Bandyci i pielgrzymka papieża
Koledzy dobrze pamiętają jego pierwszy patrol. Miał 21 lat, na gorącym uczynku zatrzymał niebezpiecznego nożownika. Był 1985 rok. Jak ktoś tak zaczyna, to już wiadomo, że w policji będzie kimś. – Nam wszystkim oczy wyszły na wierzch, bo to był chłopak, który dopiero stawiał pierwsze kroki. W dodatku był wybitnie inteligentny i błyskotliwy. Już wtedy wyróżniał się spośród innych funkcjonariuszy – mówi nam antyterrorysta, który razem z nim zaczynał karierę w policji.
Sam policjant wspomina, że okres dziesięciu miesięcy, które spędził w prewencji, był dla niego prawdziwą szkołą życia. Patrolował warszawską Pragę. – Bandyctwo tam było straszne. Ciągle włamania, kradzieże i pobicia. A my ganialiśmy za tymi bandziorami i toczyliśmy z nimi bitwę. Niebezpieczne, ale fajne czasy – opowiada.
Trzy lata przed upadkiem komunizmu rozpoczął naukę w Szkole Oficerskiej w Legionowie, która podlegała komunistycznemu ministerstwu spraw wewnętrznych. O wyborze zdecydował przypadek: do Legionowa z domu było najbliżej. Mógł wybrać szkołę milicyjną w Szczytnie, ale po co dokładać sobie kilometrów. - A gdybym to zrobił, to dzisiaj nie miałbym takiego bałaganu. Za pobyt w Legionowie po trzydziestu latach władza robi z nas ubeków, za Szczytno - nie. Ale gwarantuję, że materiał na obu uczelniach był identyczny – tłumaczy.
Z okresu studenckiego najlepiej pamięta rok 1987. Z kolegami zabezpieczał pielgrzymkę Jana Pawła II. - A po wyborach czerwcowych w 1989 r. mieliśmy na uczelni niezły dym, bo okazało się, że zdecydowana większość zagłosowała na "Solidarność"… Tacy to z nas byli ubecy - mówi po latach.
"Co dalej? Idę się bić"
Do policji nigdy nie wrócił. Przez ostatnie siedemnaście lat pracował w prywatnym sektorze związanym z bezpieczeństwem. W sądzie bił się z "Masą", a poza sądem z systemem, który nagle przymknął oczy na jego pracę w wolnej Polsce, a na wierzch zaczął wyciągać incydent związany ze szkołą w Legionowie.
W 2008 roku posłowie Platformy Obywatelskiej zdecydowali o obniżeniu emerytur dla byłych funkcjonariuszy SB. Wróbel na ustawę się załapał.
- To było dotkliwe, ale nie miałem wielkich pretensji. Ustawa obniżała świadczenia funkcjonariuszom pozytywnie zweryfikowanym po 1989 roku, lecz tylko za okres komunistyczny. W moim przypadku to był bardzo krótki czas, więc i dość niewielkie pieniądze. W konsekwencji zostałem z emeryturą rzędu dwóch tysięcy złotych - wspomina.
Wtedy, podobnie jak wielu innych, machnął ręką. Ale w 2015 roku rząd Prawa i Sprawiedliwości zapowiedział nową ustawę dezubekizacyjną. Znacznie bardziej restrykcyjną, liczącą emerytury według gorszego wskaźnika niż zabójcom czy pedofilom, siedzącym w więzieniach. W przypadku skazanych ten wskaźnik wynosi bowiem 0,7 proc., a w przypadku byłych funkcjonariuszy… 0,0 proc. za okres służby w PRL-u. W konsekwencji Piotr Wróbel - symbol walki z mafią pruszkowską, policjant z piętnastoletnim stażem - otrzymał niższą emeryturę niż morderca ks. Jerzego Popiełuszki. Choć nigdy nie podjął działań wymierzonych przeciwko opozycji demokratycznej.
Emerytura spadła do 1600 złotych. Wtedy zaczął bić się na nowo. - Nie o pieniądze, tylko o honor - mówi.
Marek Dyjasz: - Oczywiście, wielu Polaków ma niskie emerytury. Nie neguję tego i doskonale to rozumiem. Politycy to wykorzystują. Czasem przychodzą do mnie ludzie i mówią: "no tak, obniżają wam, policjantom, świadczenia, ale przecież wy mieliście specjalne przywileje". Pytam wtedy, dlaczego nie poszli do służby, skoro w policji jest tak fajnie? Odpowiadają, że nie nadawaliby się do biegania za zabójcami i pedofilami, do przesłuchań, oględzin i oglądania spalonych ciał. Na tym kończymy rozmowę.
Dla funkcjonariuszy, którzy "służbę na rzecz totalitarnego systemu" - jak ujmują to politycy PiS - pełnili krótkotrwale, a w wolnej Polsce narażali życie w walce z przestępczością, obóz władzy przygotował furtkę. Specjalny przepis, zgodnie z którym można odwoływać się od decyzji obniżającej emeryturę.
Inspektor Piotr Wróbel wydawał się jedną z tych postaci, które z pewnością zostaną przez system potraktowane szczególnie, dlatego napisał list i od decyzji się odwołał.
22 stycznia 2018 roku otrzymał odpowiedź odmowną. Najbardziej bulwersujący fragment pisma z MSWiA mówi o tym, że "brak jest jakichkolwiek dowodów, aby służba ta pełniona była z narażeniem zdrowia i życia". W ocenie ministerstwa, Wróbel "nie legitymuje się też wybitnymi osiągnięciami w służbie, szczególnie na tle pozostałych funkcjonariuszy".
- Szczerze? Wolałbym, żeby napisali krótko: "nie uwzględniamy pana odwołania". Bez tej całej beletrystyki. Byłoby prościej, uczciwiej i bardziej po męsku - mówi Wróbel.
Według Marka Dyjasza, specjalny przepis dedykowany dla funkcjonariuszy, którzy po 1989 wykazali się bohaterską postawą, od początku był pułapką. - Zwykła ściema. Zresztą, na Boga, panowie Błaszczak i Zieliński mają ułaskawiać ludzi, którzy dla tej roboty prawie oddali życie? Świat na głowie stanął.
Piotr Wróbel: - Co dalej? Idę się bić. Walczę o odszkodowanie za niesłuszny areszt z pomówienia "Masy", a z decyzją o obniżeniu emerytury pójdę do sądu. Mam powód, żeby żyć. I powalczyć o zwycięstwo.
***
Pod pismem skierowanym do inspektora Piotra Wróbla podpisał się Andrzej Sprycha, który całe życie w policji spędził za biurkiem.
Pod koniec stycznia 2018 roku, decyzją ministra Joachima Brudzińskiego, został mianowany Inspektorem Nadzoru Wewnętrznego, którego zadaniem jest "egzekwowanie odpowiednich standardów pracy służb mundurowych podległych MSWiA".
***
Tekst opublikowaliśmy w lutym 2018 roku. Natomiast w kwietniu tego roku wiceszef MSWiA Jarosław Zieliński wysłał pismo do Piotra Wróbla utrzymujące w mocy decyzję o zmniejszeniu mu emerytury. Zdaniem przedstawiciela rządu, w jego przypadku nie można mówić o żadnych wybitnych osiągnięciach.
„Służba Pana Piotra Wróbla przed 31 lipca 1990 roku, uznana za służbę na rzecz totalitarnego państwa, nie była pełniona krótkotrwale oraz brak jest dowodów, aby służba ta była pełniona z narażeniem życia i zdrowia. Ponadto nie legitymuje się on wybitnymi osiągnięciami w służbie, szczególnie wyróżniającymi go na tle pozostałych funkcjonariuszy” - uznał wiceminister Zieliński.
- Nie jestem podłamany, będę nadal bił się o sprawiedliwość. Sposób, w jaki ta władza traktuje policjantów, którzy rzetelnie wykonywali swoją pracę po 89 roku, budzi we mnie sprzeciw i gniew. Nie mam zamiaru odpuścić – powiedział nam Piotr Wróbel.