A co myślą prawdziwi a nie tylko niedzielni katolicy jak kolega sailor
Tomasz Terlikowski
Projekt „Stop LGBT” jest z mojej - jako konserwatysty i katolika perspektywy - społecznie niedopuszczalny, nieskuteczny, ale i szkodliwy.
Niedopuszczalny dlatego, że w podzielonym od dawna i bardzo mocno społeczeństwie, odbierającym jedną z fundamentalnych wolności, jaką jest manifestowanie swoich poglądów. Nie chodzę ani na Marsze Równości, ani na Marsze Niepodległości, ale uznaję, że i jedna i druga strona, i zwolennicy jednych i drugich poglądów, mają prawo je manifestować. Tak, jak ja mam prawo pójść na Procesję Bożego Ciała czy na Marsz Życia i Rodziny.
Jest szkodliwy, bo odebranie jednej z grup prawa do manifestowania swoich poglądów, prędzej czy później uderzy w inne grupy. Jeśli aktualnie silniejsza strona ma prawo do uznania, że jakieś poglądy, opinie czy przekonania nie mogą być manifestowane, to za kilka lat, gdy karta się odwróci, inna strona będzie mogła odnieść to do poglądów, opinii czy przekonań drugiej strony. Zasada wolności manifestowania poglądów - w tak mocno podzielonym i coraz mocniej oddalającym się od siebie społeczeństwie - chroni każdą ze stron i pozwala ułożyć sobie jakoś życie. Jej naruszenie prędzej czy później uderzy we wszystkich. A język, styl argumentacji, jaki zaprezentowali wnioskodawcy, zamiast odbudowywać możliwość porozumienia, jaka jest potrzebna nam i naszym dzieciom, niepotrzebnie dzieli, stygmatyzuje, wprowadza agresję.
I wreszcie pomysł ten jest zwyczajnie nieskuteczny, a nawet mocniej przeciwskuteczny. Załóżmy (w co nie wierzę, bo nie ma na to większości nawet w Zjednoczonej Prawicy), że ten projekt przejdzie, a nie ugrzęźnie w komisjach sejmowych na lata, czy rzeczywiście ktokolwiek wierzy, że Marsze przestaną być organizowane? To fikcja. Czy zamierzają wnioskodawcy wyprowadzać przeciwko ludziom policję? Jeśli tak, to wtedy z manifestacji poglądów marsze staną się miejscami martyrologii i prześladowania, symbolem odbierania praw jednej grupie. Ciekawe, czy pomysłodawcy nie domyślają się, po czyjej stronie będzie wtedy sympatia społeczna, nie tylko w Polsce, i kto na tym straci. Idąc dalej, czy pomysłodawcy są zdania, że zmiana społeczna, jaka się dokonuje, rzeczywiście wynika z prawa do wolności słowa i poglądów? Czy nie dostrzegają, że zmiany mają liczne, różnorodne, a niekiedy słuszne przyczyny, a rozwiązaniem problemu niektórych zmian nie jest zamordyzm, ale rozsądna polityka, także związana z prawnym ułatwianiem ludziom życia czy niwelowaniem niesłusznej dyskryminacji.
Z tych powodów ten projekt - dla dobra społecznego, ale także ze zwykłej ludzkiej uczciwości, a nawet długofalowego interesu politycznego konserwatywnej strony, powinien być odrzucony.