To prawda, udała się naszemu burmistrzowi wierna i oddana służba w postaci kilku znanych mińskich person. Ale pojęcia o przyciągnięciu inwestorów to żadnego nie ma.
Jesteśmy bardzo dobrze położeni, mamy interesujący potencjał ludnościowy, demograficzny, duży, acz nierozwinięty rynek usług, handlu i produkcji, który może generować znaczne przychody, jeśli ktoś to umiejętnie wykorzysta. Mińsk aż prosi się by weszła tu jakaś duża firma, aż pojawi się jakiś podmiot, który będzie magnesem dla ludzi, by szli do niego. Najłatwiejszy przykład to to przeklęte kino czy jakaś prawdziwa galeria (jak w Wołominie czy Siedlcach). Przecież taki przyszły właściciel, usługodawca zarobiłby wielokrotność zainwestowanych pieniędzy w nasz rynek, przy takim deficycie usług z wyższej półki i zapotrzebowania na nie. BMJ rządzi już drugą kadencję, 7 rok stuknie w tym roku. Nic nie zrobił by zakręcić się za jakąś firmą, czy czymś tam. Mińsk jaki był za Grzesiaka, z kilkoma wyjątkami w postaci koniecznych inwestycji wynikających z niezależnego od władzy rozwoju, taki i jest teraz. Tylko ten miński cukierek z zewnątrz ładnie wygląda, udało się zmienić opakowanie na ładniejsze i estetyczniejsze, bardziej kolorowe. Ale w środku pozostaje ten sam kwaśny smak rozczarowania.
Być może właśnie potrzebny jest temu miastu taki wstrząs w postaci zostania, tym razem na serio, na szarym końcu miast aglomeracji warszawskiej. Mińsk istnieje tylko teoretycznie, cytując prawnuka wieszcza. Niby jest na mapie, ale w świadomości każdej władzy nie istniejemy. Możemy sobie mieć tam i stu posłów - nic to nie da. Burmistrz może uważać się za kolegę HGW - nic to nie da. Możemy mieć nawet więcej niż 40 tys. mieszkańców - ale nikt nie wie, że tu aż tylu ludzi mieszka, że tkwi w tym mieście potencjał. Kolejny raz Mińsk omija się przy pracach nad zrzeszeniem obszaru metropolitarnego. My nawet nie we wszystkich opracowaniach jesteśmy w aglomeracji. Nawet planiści, urbaniści, architekci nas pomijają. Jesteśmy nieznani, enigmatyczni. Z perspektywy Warszawy leżymy na jakimś zasranym dalekim wschodzie, a nie 38 km od Pałacu Kultury. Nikt nic nie zrobił by wyjść do świata, pokazać się "kur.wa, patrzcie na nas, my tu jesteśmy, hello!". I teraz to wszystko odbija się czkawką. Oczywiście, nie mówię, że powinniśmy dążyć do dołączenia do tego "nowotworu" warszawskiego. Nie potrafię jednoznacznie negatywnie czy pozytywnie ocenić tego pomysłu, bo ma on minusy jak i plusy. Ale być może, jeśli ta zmiana, choć drastyczna przyniesie jakieś efekty pozytywne do tych siłą wcielonych do m.st., a u nas nie zmieni się nic, albo nawet będzie gorzej (co jest możliwe, bo wszystko jeszcze bardziej od nas ucieknie) i na przykład wzrosną mocno ceny nieruchomości za metr, bo będziemy jakby nie patrzeć bliżej Warszawy jeszcze. Może wtedy ktoś pójdzie po rozum do głowy, wyciągnie przez sen rękę z nocnika i coś pomyśli, by razem z mieszkańcami pełnymi werwy i pomysłów wyjść z tego marazmu na drogę jeszcze większego rozwoju. Choćby rozwoju własnej "mikroaglomeracji" na poziomie gminy. Choć w 1% postaramy się konkurować z takimi Siedlcami i dzielnie trzymać się w sąsiedztwie tego molocha zaczynającego się w Cisiu.
E: Naszemu miastu przydałby się prężny i na dobrym poziomie dział marketingu, promocji. Bo to co jest teraz to śmiech na sali. I mówię to jako człowiek "z branży".
Post edytowany
2 razy