Doniesienia z putinowskiej Polski
#TydzieńWReżimie – odcinek 36
Dziś odcinek krótszy, z powodu, że remont i grypa żołądkowa. Punktów będzie tylko kilka, bo nie miałem czasu na bieżąco śledzić drobniejszych detali, a to one dodają reżimowi piękna. Nie będzie też sekcji naukowej, bo i na to czasu zabrakło. Lecimy więc.
Inba na granicy się rozkręca. W minionym tygodniu w okolicy przejścia w Kuźnicy Białostockiej pojawiło się kilka tysięcy migrantów, nadsyłanych nad granicę przez białoruskie służby. Ponieważ polskie media ciągle mają zakaz wstępu na ten teren (z powodu przyczyn), wszystko co wiemy, wiemy z relacji Straży Granicznej, której od początku calej tej afery zdarza się dosyć często mijać z prawdą. Krótko mówiąc: wiemy niewiele ponad to, co mogliśmy zobaczyć na filmikach: a więc tłum migrantów, białoruskich mundurowych (bez naszywek), próby forsowania zasieków ściętymi (prawdopodobnie przez białoruskich mundurowych) drzewami czy łopatami oraz sznury gnających nad granicę radiowozów. No i wiadomo, że w obliczu tak licznej grupy migrantów mało komu wypada krytykować tzw. rząd, co jest bardzo wygodne i pozwala komfortowo dla Partii ustawić narrację o oblężonej twierdzy, o czym pisałem kilka dni temu. Pojawiają się głosy, że w całej tej sprawie Polska jest tylko przedmiotem większej gry, w której Putin próbuje militarnie lub energetycznie (bo Nord Stream 2) zaatakować Ukrainę. Czy tak jest, nie wiem. Wiem natomiast, że Partia od 4 miesięcy nie zrobiła nic, by ten problem rozwiązać, wiem, że od kiedy migrantów zrobiło się więcej, Partii odbiły słupki, oraz że temat uchodźców na granicy skutecznie zakrył całą paletę niewygodnych dla Partii tematów (lexTVN, brak większości, czwarta fala covidu, szalejąca inflacja, brak hajsu z UE, śmierć Izabeli z Pszczyny itd.). Jeśli tam się toczy jakaś większa gra, w której Partia jest tylko pionkiem (co by nie dziwiło, biorąc pod uwagę dominującą na Nowogrodzkiej niekompetencję), to widocznie nie wyklucza się z jawnym wspieraniem politycznym Partii na poziomie taktycznym. [5] [6] [7]
Telenowela z tegorocznym Marszem Niepodległości nareszcie dobiegła końca i szczęśliwie obyło się bez oblężenia Empiku i palenia mieszkań. Po tym gdy chłopcy bąkiewiczowcy nie dopilnowali terminu ponownego zarejestrowania wydarzenia cyklicznego, termin skradło im „14 kobiet z mostu”, które chciały zorganizować marsz antyfaszystowski. Czyli po prostu normalny. Partia dwoiła się i troiła, by Bąkiewicza ratować. Decyzję o rejestracji drugiego marszu odrzucił Konstanty Radziwiłł, więc sprawa trafiła do sądu, gdzie Warszawa wygrała w dwóch kolejnych instancjach. Podobnie zakończyła się skarga nadzwyczajna Zbyszka Ziobry. Ponieważ nie udało się legalnie, to Partia sięgnęła po zastraszanie. Najpierw więc Zbyszek dość jednoznacznie zachęcił nacjonalistów do atakowania marszu kobiet z mostu, przepraszam: do obywatelskiego nieposłuszeństwa (wink wink). Potem różne partyjne drony pokroju Dariusza Mateckiego żądały od miasta uprzątnięcia prowokującego patriotów bruku z remontowanego akurat Ronda Dmowskiego (co miasto zrobiło, usuwając także ławki, śmietniki, stojaki na rowery i inne lewactwa), a na koniec narodowcy opublikowali oficjalny plakat promujący ich Marsz, który jawnie nawiązywał do hitlerowskich obwieszczeń z czasów okupacji i sugerował, że Trzaskowski to niby taki drugi Franz Kutschera. Wszystko to sprawiło, że tuż przed 11 listopada, kobiety z mostu odwołały swój marsz, ze względów bezpieczeństwa. Ja tę decyzję rozumiem i pewnie była słuszna, ale nie oszukujmy się: faszyzujące środowiska narodowe będą to już zawsze traktowały jak zwycięstwo. I marnym pocieszeniem jest fakt, że tym razem Partia skradła im rejestrację cyklicznego wydarzenia, bo od 6 lat widzimy jak świetnie Partia radzi sobie z naporem narodowców, prawda? [1] [2]
Warto odnotować, że całkowicie normalnie na Marszu też nie było. Bąkiewicz spłacał dotacje, którymi Partia (z naszych pieniążków) tuczy od kilku lat jego organizacje, poprzez publiczne powtórzenie narracji Partii a’la Ziobro w sprawie konfliktu z UE. A do tego całe pandemonium reżimowych paranoi, podlane sosem nacjonalizmu. A więc wszyscy atakują Polskę, na świecie trwa wojna, kształtuje się nowy ład, klasyczne pierdololo, że to my musimy cywilizować Zachód (czy będzie to robił sam Bąkiewicz, który sugerował nieść za Odrę „krużganek oświaty” – nie wiadomo), aborcja to morderstwo, lewactwo chce nam zabrać tożsamość kulturową i płciową itp. itd. Na koniec spalono portret Tuska oraz niemiecką flagę, w końcu to były obchody niepodległości, więc bez palenia nie mogło się obejść. I wszyscy rozeszli się do domów. Miasto szczęśliwie nie zostało zdemolowane, ale warto pamiętać, że tym marszem przypieczętował się sojusz środowisk patonarodowych z Partią. Bąkiewicz dostaje od Partii hajs (nasz), a w zamian mówi to co Partia chce usłyszeć. A przy okazji dodaje swoje, co zmusza Partię do zaostrzania kursu. Dokładnie tak samo pchają Partię w prawo Konfederacja, Kościół, Ordo Iuris i oczywiście Ziobro. Podobnie Davida Camerona pchał UKIP i wszyscy wiemy jak się skończyło. To co widzieliśmy w czwartek na ulicach Warszawy, to tylko kolejny etap tego samego procesu. Fakt, że tym razem obyło się bez aktów wandalizmu, niewiele tu zmienia. [3]
Kolejni politycy opozycji otrzymali groźby śmierci. Zarówno Izabela Leszczyna (KO) jak i Joanna Sheuring-Wielgus (Lewica) dowiedziały się, że „wyrok wydała na nie Polska Podziemna”. W obu listach roi się od kuriozalnych gróźb typu „usmażę i zjem twoje serce” czy „wytnę ci serce i podłącze cię do respiratora byś żyła”, godnych 12-letniego samotnego chłopca przechwałek, że ma bunkier, w którym już przeprowadzał egzekucje oraz typowego patopatriotycznego pierdololo, że „moi przodkowie 123 lata walczyli o wolność”, normalnie rozumiecie, codziennie od 8 do 16 walczyli o wolność. Przeszedłbym nad tym do porządku dziennego, ale te groźby to nie jest żart. W Polsce mieliśmy już polityczny mord na Pawle Adamowiczu, a tak się składa, że od tamtej pory ilość generowanego przez Partię hejtu tylko wzrosła. Tak się również składa, że podobne pogróżki (powołujące się zresztą na mord na Adamowiczu) dostają od paru tygodni różni politycy opozycji, w tym Tusk. Więc jeśli za jakiś czas dojdzie do jakiegoś ataku, to pamiętajmy, gdzie to wszystko się zaczyna, bo Auschwitz nigdy nie spada z nieba.[8] [9]
CEBULA NA TORCIE
Cebulą na torcie niech będzie to co wydarzyło się na Rynku Głównym w Kaliszu, gdzie głównym gwiazdorem był znany patoprawicowy oszołom Wojciech Olszański (ps. Aleksander Jabłonowski) z telewizji „Niezależna Polska TV”. Tradycyjnie ubrany w mundur (nie, nie jest żołnierzem, jest aktorem) publicznie spalił tekst Statutu Kaliskiego, czyli przywileju tolerancyjnego dla Żydów, wydanego w roku... 1264. Tak. W trzynastym wieku, przez księcia Bolesława Pobożnego. Cebulą na torcie cebuli na torcie niech będzie fakt, że Olszański vel Jabłonowski dosyć jawnie propaguje w Polsce narracje wielkoruskie. Zdarzało mu się iść w marszach z rosyjską flagą imperialną, a nawet w tym nieszczęsnym Kaliszu (przypomnę: w święto niepodległości) występował w mundurze z naszywką z rosyjską flagą. [4]