Minister zdrowia znakomicie pracuje, ale on nie nadrobi zaległości przy tej skali epidemii, do tego walcząc jeszcze z ruchami antycovidowymi, które obok nieudolności poprzedniego ministerstwa odpowiadają w dużym stopniu za rozprzestrzeniania się pandemii.
Rządzący mówią, że przez protesty zwiększy się liczba zakażeń…
Z mojego punktu jest to oburzające, bo jak można winą za skalę epidemii spychać na demonstrujących, którym rząd nie zaproponował niczego, by załagodzić konflikt, był głuchy na te okrzyki i nawoływania. Dziś premier, którego szanuję za aktualną aktywność w walce z epidemią, staje i mówi, że to wkurzona spora część narodu będzie winna liczbie zakażeń. Nie mieści mi się to w głowie.
Nie ma żadnych dowodów, żeby protesty zwiększały zachorowania. Oczywiście przebywanie w tłumie bez masek i zachowania dystansu może narazić na ryzyko zakażenia. Ale proszę zauważyć, że w czasie demonstracji niemal wszyscy mieli maski, starali się utrzymać odległość, poza tym demonstracje odbywały się na świeżym powietrzu, to zupełnie coś innego niż grupy starszych ludzi tkwiących w tłumie w bramach na cmentarzach.
Eksperci podają, że nie ma żadnych dowodów na to, co mówi premier. Być może nieznacznie przyrost zakażeń z tego powodu nastąpi, ale kobiety walczą o swoje prawa, o wolność wyboru i one nie będą chorowały, bo to są młode osoby. Ich potrzeba wolności i sprawiedliwości przeważa nad obawą o zdrowie. https://www.onet.pl/styl-zycia/onetkobieta/prof-si...