Delegalizacja lewicy.

Olga i Ja.

XVII-WIECZNY UKRAIŃSKI CHŁOP PAŃSZCZYŹNIANY…

Kiedyś w jakimś poście napisałem, że minister Jacek Sasin swoim wyglądem, poziomem "intelektualnym” i mentalnością przypomina mi XVII-wiecznego pańszczyźnianego chłopa ukraińskiego po tygodniowym chlaniu samogonu. Opisy takiej wiecznie pijanej tłuszczy znaleźć można na kartach „Ogniem i mieczem”. Przy nich to nawet watażkowie kozaccy w rodzaju Krzywonosa jawili się jako przykłady mądrości, roztropności przyzwoitości, wdzięku i kultury osobistej. Dziś chcę publicznie przeprosić tych XVII-wiecznych ukraińskich chłopów. Tamto porównanie z Sasinem było jednak dla nich bardzo krzywdzące…

No i mamy już taki burdel w związku z tymi cholernymi wyborami, że nawet najbardziej doświadczeni prawnicy i konstytucjonaliści przestali się zastanawiać, jak z tego wybrnąć. Po co zresztą mają sobie tym głowy zaprzątać? Przecież oni, siłą rzeczy, szukają rozwiązań zgodnych z Konstytucją i obowiązującym prawem. A nawet durny pies mojej sąsiadki wie, że PIS i tak podąży własną drogą. Czyli znajdzie rozwiązania nie mające nic wspólnego ani z Konstytucją, ani z PIS-owską „specustawą”, ani nawet z również PIS-owską ustawą o głosowaniu korespondencyjnym, przyjętą w słynnym „powtórzonym” nocnym głosowaniu. Zresztą, każda bez wyjątku sejmowa ustawa przyjęta w ciągu ostatnich 2 miesięcy, w której treści znajduje się słowo „wybory”, jest niezgodna z Konstytucją. Więc każde wybory przeprowadzone w oparciu o te ustawy już na „dzień dobry” będą nieważne, a ich wynik dziecinnie łatwy do podważenia.

Najlepszym przykładem, w jaki samobójczy korkociąg prawno-legislacyjno-organizacyjny PIS samo siebie wpakowało, jest podpisana ostatnio przez „główkę” (prącia – przyp. autora) ustawa likwidująca w zasadzie wszystkie kompetencje PKW. Oczywiście sprzeczna z Konstytucją. Ale najbardziej groteskowe i żałosne jest to, iż ci debile, forsując zapisy odsuwające de facto PKW od udziału w wyborach, w ogóle nie pomyśleli, że przecież ktoś musi spełniać rolę dotychczas spełnianą przez PKW! Jakaś instytucja musi przygotować wybory, do których PIS tak dąży po trupach. Po trupach dosłownie i w przenośni. PIS-owcy sami sobie związali ręce. Bowiem ustawa o głosowaniu korespondencyjnym jeszcze przez 2 tygodnie nie opuści Senatu. A właśnie w tej ustawie zapisane jest, że zadania PKW ma spełniać resort tej bolszewickiej k… Sasina. Do zadań tych należy m.in. określenie wzoru kart do głosowania, zlecenie druku tych kart oraz obwieszczeń. No i parę innych prerogatyw.

Bolszewicka k… Sasin dziś takich uprawnień nie ma. Będzie je mieć dopiero za 3 tygodnie i to też nie na pewno. Nieprzypadkowo tak często przywołuję ostatnio nazwisko Gowina. Można kpić z niego, wyszydzać i gardzić nim, ale jest to obecnie jedyny człowiek w Polsce, którego PIS się… boi. Nas wszystkich mają w d., przynajmniej na razie. Ale to od Gowina i paru jego posłów zależeć będzie, co się stanie z ustawą o głosowaniu korespondencyjnym w chwili, gdy trafi ona z powrotem z Senatu do Sejmu. Jeśli Gowin i tych paru posłów potrafią się postawić Kaczyńskiemu i choćby wstrzymać od głosu, od Bałtyku po Tatry rozlegnie się śmiech oraz kpiny i szydzenie z PIS-owców. Bo nie tylko znajdą się oni wtedy w szambie, ale w dodatku zanurzeni głowami w dół. Na własne życzenie.

Nie będzie można przeprowadzić wyborów korespondencyjnych i nie będzie już czasu na przygotowanie oraz przeprowadzenie wyborów normalnych. A wybory będą musieli przeprowadzić, bo jest to obowiązek państwa! Czyli PIS-owskiego rządu. Nawet przy założeniu, że przesuną wybory na 23 maja, zostanie im najwyżej 2,5 tygodnia. Dojdzie do sytuacji, jaka nie miała jeszcze miejsca w powojennej historii Europy. Jedynym wyjściem dla PIS-u będzie chyba wówczas jednak wprowadzenia stanu klęski żywiołowej, którego tak bardzo nie chcą wprowadzić. Bo jeśli tego nie zrobią i nie przeprowadzą również wyborów (a nie będą ich mogli przeprowadzić), to w sierpniu dojdzie do kuriozum możliwego tylko pod rządami PIS-u. Skończy się kadencja „główki” (prącia – przyp. autora), a nie będzie jego następcy! Podważy to sens istnienia naszego parlamentu, bo po co nam Sejm, którego żadna uchwała nie ma mocy prawnej?! Bo nie ma kto jej podpisać… Chyba, że Komitet Polityczny PIS w nocnym głosowaniu wybierze na 2-letnią prezydencką kadencję np. Jarosława Kaczyńskiego. Dla dobra Polaków i zażegnania chaosu oczywiście.

Ale to dość daleko idące spekulacje, choć całkiem realne. Są i inne fatalne dla PIS-u rozwiązania oraz następstwa ich działań, nieco mniej odległe. W dodatku nie tylko realne, ale w zasadzie pewne. Odstawmy na bok Gowina i wróćmy do PKW oraz k… bolszewickiej. Aby wybory korespondencyjne w ogóle się odbyły, konieczne są m.in.: wydanie zaświadczeń o prawie do głosowania, opracowanie wzoru kart do głosowania, zlecenie druku i wydrukowanie 30 milionów tych kart, 100 milionów kopert, a także obwieszczeń. No i potem jeszcze dostarczenie 30 milionom Polaków tych kart w kopertach. Drobiazg, a cieszy…

Nawet w sprawnie funkcjonującym państwie, mającym doświadczenie w organizacji wyborów korespondencyjnych, byłoby to zadanie bardzo trudne do wykonania. A w tej dziczy, jaką się staliśmy, jest to zadanie po prostu niewykonalne. Choćby dlatego, że Sasin, Poczta Polska i drukarnie nie mogą się tym zająć już w tej chwili. Ustawa przyznająca im prawo do takich działań leży sobie spokojnie w Senacie. Wejdzie w życie najwcześniej 7 maja. I dopiero wtedy będzie można zacząć coś opracowywać, zlecać, zamawiać, drukować i roznosić po domach… Jeśli bolszewicka k… jutro, nie mając żadnej podstawy prawnej, rozpocznie przygotowania do wyborów korespondencyjnych, na bank usłyszy w przyszłości ze 3 zarzuty prokuratorskie. A jeszcze jak Gowin wywinie numer i okaże się, że ustawa o wyborach korespondencyjnych w ogóle nie przejdzie, to Sasin będzie musiał pokryć koszty wszystkich działań, jakie bezprawnie zarządził. 30 milionów kart i 100 milionów kopert pójdzie na makulaturę po 0,08 zł za kg.

Z uporem maniaka upieram się przy twierdzeniu, że żadnych wyborów w maju nie będzie. I to z kilku powodów. To, że chce tych wyborów jeden zdrowo pojeb… maniak, ogarnięty paranoją i chorobliwą żądzą władzy, nie oznacza, że niewykonalne stanie się wykonalne. Nawet gdyby do terminu wyborów były jeszcze 3 miesiące, a nie miesiąc, PIS-dzielcy i tak by się nie wyrobili, szczególnie w warunkach pandemii. Chyba, że pójdą już całkowicie na skróty… Łamanie Konstytucji oraz prawa tak im już weszło w krew i tak spowszedniało, że i takiego wariantu nie można wykluczyć. Tylko, że to im niewiele da. Bo nawet gdyby okazało się, że jakimś cudem te wybory się odbędą, to i tak Sąd Najwyższy nigdy ich nie uzna. Z tego, co pamiętam, najwięcej protestów wyborczych było po wyborach prezydenckich w 1995 r. Po słynnej „magister gate” 600.000 obywateli oprotestowało ich wynik uznając, że zostali przez A. Kwaśniewskiego wprowadzeni w błąd.

Teraz będzie można się spodziewać 15.000.000 protestów. Słownie: piętnaście milionów. A może więcej. Ja sam napiszę co najmniej 3-4 takie protesty i każdy z nich będzie dotyczyć innego wykroczenia przeciwko Konstytucji lub kodeksowi wyborczemu. Bo też żadna z obowiązujących zasad (równe, tajne, bezpośrednie, powszechne) nie zostanie spełniona. W 2015 r. „główka” (prącia – przyp. autora) wygrał z Komorowskim różnicą 550.000 głosów. Przy 15 milionach protestów to tyle, co nic. A już dziś wiadomo, iż 70-80% Polaków mieszkających za granicą w ogóle nie będzie miało możliwości wzięcia udziału w wyborach. Zamiast dotychczas tworzonych 320 zagranicznych obwodów wyborczych MSZ chce teraz uruchomić… 105. Prawa wyborczego zostanie również pozbawionych z 70% Polaków głosujących poza miejscem swojego zameldowania. A pewnie także kilkaset tysięcy innych obywateli, z różnych przyczyn. Ale wyłącznie z winy organizatorów wyborów.

I tak to właśnie wygląda… Są jeszcze różne warianty wariantów, wszystkie dla PIS fatalne. Choćby dogadanie się Gowina z opozycją i przegłosowanie poprawki o vacatio legis dla ustawy o wyborach korespondencyjnych. Można by je wtedy przeprowadzić dopiero w sierpniu, po upływie kadencji ”główki” (prącia – przyp. autora).

1,5 miesiąca temu PIS miało do zjedzenia małą żabkę. Wystarczyło ogłosić stan klęski żywiołowej. Ale pewien psychol uparł się, że pokaże Polakom, kto tak naprawdę rządzi w naszym państwie. No i pokazał. Teraz PIS nie tylko ma już do zjedzenia wielką ropuchę, ale w dodatku sami ją nafaszerowali laskami dynamitu. Sądzę, że taki jest również powód obecnej bierności opozycji sejmowej. Z jednej strony oni już sami chyba nie mają pomysłów, jak w sposób zgodny z obowiązującym prawem przekreślić plany Kaczyńskiego. Wystarczyło zobaczyć, w jak ekspresowym tempie ta niedojda Witek odrzucała poprawki Senatu do ustawy o „tarczy”. Z drugiej strony opozycja nie ma żadnego powodu, aby teraz pomagać PIS-owi wydostać się z tego szamba, w którym PIS samo zanurza się łbem w dół. Gdyby to ode mnie zależało, wrzuciłbym jeszcze do tego szamba nieco napalmu. Na wszelki wypadek. Tych, którzy by dali radę jednak z niego się wydostać, litościwie starałbym się ugasić. Benzyną…

Dziękuję za uwagę.
I proszę o udostępnianie tego tekstu gdzie się da, komu się da i kiedy się da..