Lepiej być pedofilem niż prawicowcem
Film Sylwestra Latkowskiego, wyemitowany przez TVP, stał się przyczynkiem kolejnej awantury. Niektóre środowiska, zamiast potraktować go jako okazję do refleksji bądź oczyszczenia – zaatakowały telewizję i autora dokumentu. Zupełnie nie starając się przy tym zrozumieć ani o czym ten film mówi, ani jakie mechanizmy ujawnia. Świadczy to niestety o koszmarnej zapaści polskiej debaty publicznej i etosu ludzi biorących w niej udział.
Rozbroić bombę
Są cztery główne sposoby atakowania filmu Latkowskiego. Stosowano więc narrację: to już było opisane, nic nowego, wszyscy wiedzą, o co chodzi? Usiłowano wyciągnąć domniemane zadanie polityczne, które stało za tym filmem i tym samym go zdyskredytować, nie negując jednocześnie zawartych w nim tez.
Argumentowano też, że film nie przedstawia żadnych dowodów i jest jedynie zlepkiem insynuacji i domysłów. W końcu co bardziej krewcy dziennikarze związani z „Wyborczą” uznali, że z założenia ten film nie jest ciekawy, bo nie mówi o pedofilii w Kościele.
Czwarty argument, jak i zresztą większość rzeczy, które można znaleźć w „Gazecie Wyborczej” bądź związanych z nią mediach, pozwolę sobie pominąć, bo jest on tylko dowodem niebezpiecznej fiksacji jego autorów. Pozostałe trzy mają w sobie znamiona sensu, warto więc się nad nimi pochylić.
Stara sprawa, po co drążyć temat?
Argument, że sprawa jest już znana, że Latkowski nie przedstawia niczego nowego, że to działanie nastawione na histerię i odgrzebywanie „starych śmieci” jest o tyle paradoksalny, że tak naprawdę jest on najmocniejszym punktem filmu „Nic się nie stało”.
Właśnie fakt, że to stara sprawa, już opisana, a nikt nadal nie poniósł realnych konsekwencji – kary, jakie zasądzono są po prostu kpiną ze sprawiedliwości – żaden z celebrytów broniących klubu, który okazał się po prostu pedofilską agencją towarzyską, nie musiał się tłumaczyć; w końcu, że ta bezkarność i milczenie trwały już lata całe, mimo że czasem sprawa ta pojawiała się w mediach – to najlepszy dowód na podstawową tezę Latkowskiego: że pedofilia wśród celebrytów i związanych z nimi środowisk jest traktowana jak zbrodnia „lżejszego” kalibru, wobec której nie wyciąga się właściwie konsekwencji.
Sytuacją, która, nie mówiąc nawet już o ewentualnych konsekwencjach prawnych, nie wymaga minimalnej publicznej ekspiacji, wytłumaczenia się z dawnych znajomości etc. Swoistym „było, minęło, po co drążyć temat”.
Tylko, że ten „temat” to pedofilia, stręczycielstwo nieletnich i samobójstwa dzieci… Na tej samej zasadzie można powiedzieć, że nie ma sensu robić filmu o morderstwie Jolanty Brzeskiej, bo już kilka lat minęło. A to, że nikt nie poniósł konsekwencji, mimo oczywistych tropów prowadzących do konkretnych ludzi i organizacji? To już nikogo już nie obchodzi. Ciężko to nazwać inaczej niż pełnym zwycięstwem zwyrodnialców, którzy czynili zło.
Równie absurdalny jest argument z „polityczności” tego filmu. Nawet przyjmując go za zasadny – co to zmienia? Liczy się skutek, a jest nim przypomnienie o zupełnie makabrycznej patologii, de facto bezkarnej, która przez wiele lat bez problemu rozwijała, która nadal nie została wyjaśniona w sposób pełny- a która potrafiła skończyć się nawet śmiercią dzieci. Cóż, z tego punktu widzenia powinniśmy się tylko cieszyć, że taka „potrzeba polityczna” się pojawiła.
Nie ma dowodów?
Sytuacja opisana w filmie Latkowskiego, przyjmując interpretację najbardziej łagodną dla występujących w tym filmie sław, jest bardzo prosta. Dany klub okazał się po prostu pedofilską agencją towarzyską. Miejscem, w którym niszczono dzieci, do tego stopnia, że niektóre popełniały samobójstwo.
Okazuje się, że wiedza o tym, jakie to piekło, nie była tajemna, więcej, była powszechna. Mówi przecież o tym wprost człowiek nie mający zupełnie nic wspólnego z PiSem, a właściwie będący jego zapiekłym wrogiem, czyli prezydent Sopotu, Jacek Karnowski. Ciężko sobie wyobrazić, że ktoś będący regularnym bywalcem takiego lokalu, który w całym Trójmieście, jak się okazało, miał renomę miejsca, w którym dzieją się najgorsze rzeczy, także z dziećmi, faktycznie mógł latami żyć w błogiej nieświadomości.
Ale jeśli nawet, to co to zmienia? Nadal pokazuje to, że latami, może nawet nieświadomie, swoją renomą, sławą, autorytetem a także po prostu pieniędzmi – wspierał miejsce, w którym czyniono zło. Umożliwiał, żeby ono się rozwijało, był jego głównym motorem reklamowym, sankcjonował je swoją osobą.
Sylwester Latkowski zadaje proste pytanie- jak mogliście o tym nie wiedzieć? A nawet jeśli nie wiedzieliście- to co teraz z tym zrobicie? Pozostawiam ocenie czytelników, na ile uważają oni za prawdopodobne, że sławni i bogaci bywalcy tego lokalu rzeczywiście byli jak te słynne figurki chińskich małp- z zasłoniętymi uszami, ustami i oczami.
Może tak było. Tylko nic to nie zmienia w sile oskarżenia Latkowskiego. Bo przecież to milczenie i akceptacja jest największym wsparciem dla zła, jakim jest pedofilia. Zboczeńcy i potwory znajdą się wszędzie. Nie można tego uniknąć. Jednak pełna skala koszmaru uwidacznia się dopiero, gdy następuje wokół tego towarzyski consensus.
Rzadko przybiera on zresztą formę explicite wyrażanego poparcia dla danych czynów. Raczej jest to pewna forma bagatelizacji wewnątrz danej grupy. Bo w końcu fajna knajpa jest. Fajny kolega. Każdemu się może zdarzyć, może nie wiedział. Może jednak wpadnę, bo impreza dobra. Bo przecież nie ma bezpośrednich dowodów, więc po co zajmować sobie tym problemem głowę?
Potwory udające moralistów
Pedofilia to rak, który może się rozrastać poprzez brak reakcji. Tyczy się to każdego środowiska- czy mowa o środowiskach celebrytów, o instytucjach religijnych, dziennikarzy, ludzi organizujących pomoc dla dzieci. Tyczy się to systemu prawnego, który, najczęściej z powodu strachu przed wysoko postawionymi członkami wymienionych grup, rezygnuje z „drążenia tematu”. Film Latkowskiego idealnie pokazuje ten mechanizm.
I niestety sposób, w jaki zareagowały na ten dokument te media, które były pierwsze do atakowania Kościoła pokazuje dokładnie tę samą chorobę. Pedofilia jest rakiem jak się okazuje systemowym. Z którym, co powinno być oczywiste, trzeba walczyć zawsze i wszędzie. Tymczasem okazuje się, że stosunek do pedofilii uzależniony jest od tego, kto krzywdzi dzieci.
Abstrahując od skrajnej niemoralności takiego podejścia- to jest ono też absolutnie kontrskuteczne. Wyobraźmy sobie, że w państwie trawionym korupcją nagle rozpoczynamy nagonkę tylko na jedną grupę społeczną, na nią zrzucając całe zło. Przykładowo na szewców. Nie dość, że dochodzi do standardowego mechanizmu kozła ofiarnego, ze wszystkimi jego niebezpiecznymi konsekwencjami, nie dość, że następuje nieprawdziwe uogólnienie, które może zniszczyć życie wielu osobom- to jednocześnie wszystkie inne skorumpowane grupy mogą nagle stroić się w szatki obrońców moralności i ukrywać własne zło.
A jedyne, co może naprawdę powstrzymać ten rak, to właśnie systemowa zmiana, która „nikomu nie odpuści”. Warto też zauważyć, że w przeciwieństwie do filmu Sekielskich, Latkowski nie usiłuje zrzucać winy na wszystkich, na całość. Zadaje konkretne pytania, wskazuje osoby i oczekuje odpowiedzi – a wraz z nim tego samego powinno oczekiwać polskie społeczeństwo. Zaś z drugiej strony- zamiast jakiejkolwiek próby refleksji- mamy zwarty atak, próbę usprawiedliwiania a wręcz, momentami, pokazywaną solidarność.
Pedofile nie tacy źli…
Spójrzmy, jaką anatemą i hejtem są w stanie środowiska te obłożyć tych celebrytów, którzy wykazują sympatię prawicowe. Jak długo są gotowi ich ścigać, oskarżać, atakować albo zupełnie wykluczyć z salonu artystycznego i życia tej grupy. Przykłady można mnożyć, najlepszym jest Redbad Klinstra.
Zresztą podwójne standardy tego środowiska to nic nowego, spójrzmy na Gazetę Wyborczą, która nie miała problemów, żeby przypuścić homofobiczny atak na Zaradkiewicza, bo ten był związany z PiS, drukować Macieja Giertycha tylko dlatego, że ten uderzał w PiS, która ma na sztandarach tolerancję i walkę z seksizmem – a jest gotowa puszczać wraz z Lisem oczko do antysemitów albo, uderzając w kobiety związane z rządem stosować najprymitywniejszy seksizm.
Do tego ogrodu hipokryzji doszedł kolejny kamyczek. Okazuje się, że celebryci, którzy przez lata odwiedzali i bronili miejsce, które okazało się piekłem dla dzieci- nawet nie muszą się z tego tłumaczyć.
Okazuje się, że dla wspomnianych środowisk zjawisko pedofilii, krzywdzenia najsłabszych, istnienia tuż obok nich mafii, której ofiarami padają dzieci okazuje się mniej ważne, niż to, że ktoś ma inne poglądy od nich.
Ci, którzy przez lata, intencjonalnie czy nie, umożliwiali swoim autorytetem i sławą rozwój tej patologii mogą liczyć na ich dziką obronę. Ale nie daj Boże, gdyby któryś z dziś bronionych celebrytów stwierdził przypadkiem, że Kaczyński nie jest nowym Hitlerem – nagonka jaka ruszyła na niego zakończyłaby się utratą pracy, kontaktów i pełnym zniszczeniem osoby.
I to jest najsmutniejsza prawda, którą pokazał Sylwester Latkowski swoim filmem. Niestety, okazało się, że tytułując ten dokument „nic się nie stało”, reżyser przewidział dokładne reakcje, jakie on wywoła.
https://www.tvp.info/48206166/lepiej-byc-pedofilem-...