Szanowny Panie Mateuszu Morawiecki.
Ja tak na szybko, bo udzieliło mi się Pańskie podniecenie, gdy te wszystkie tarcze niósł Pan na własnej piersi. Pan nie przemawiał, Pan był dyrygentem. Gdy urzeczony starałem się śledzić Pańskie ręce, miałem wrażenie, że jestem w operze lub w filharmonii, albo co najmniej na dyskotece. Wznosił się Pan i opadał jak najlepszy didżej, miksował wszystko ze wszystkim, jak Magda Gessler w kuchennych rewolucjach.
Ja już naprawdę zrozumiałem, że Pan robi wszystko dla naszego dobra. Powiedział Pan, że państwo to taka wielka rodzina. Tak się zastanawiam, czy jestem Pańskim bratankiem, wujem, czy może zięciem. Trudno się połapać w tych koligacjach narodowych. Grunt, że z tego, co zrozumiałem, w jakiejś części należą również i do mnie działki Pańskiej żony.
Uwierzyłem w końcu, że za wszystko winni są Unia Europejska, Moskwa i Donald Tusk. To znaczy nie Moskwa, bo Pani Moskwa to stała obok, ale Putin. Najbardziej to jednak Donald Tusk ze wszystkich. Podoba mi się, że Pan w odróżnieniu od innych będzie walczył z klimatem, a nie z jego zmianami. Na co nam ten klimat? Tylko z nim same problemy, a w Polsce to i tak każda pora roku jest do dupy.
Podobało mi się bardzo, że Pan nie wie, ile kosztują karnety na jazdę na nartach, bo Pan nie jeździ. Ja też nie, a więc jeszcze więcej nas łączy. Jak będziemy chcieli się to dowiedzieć, to zawsze możemy zapytać Andrzeja Dudę.
W pewnym momencie byłem wręcz zachwycony, gdy powiedział Pan, że obniża VAT na żywność do zera, więc niech też sprzedawcy obniżą ceny o 5 złotych. Już sobie wyobrażałem, że idę do sklepu po mój ulubiony batonik, który kosztuje 2 złote, a Pani w Żabce musi oddać mi 3. To byłby dopiero zarobek. Niestety, jak się okazało, przejęzyczył się Pan, chodziło o 5 procent w dół i to nie na owoce morza, a ja do tej pory lubiłem krewetki, czy inne ośmiorniczki. No cóż, jak trzeba to trzeba, przestanę.
Brzmiał Pan pięknie, jak szum wiatru na polskich szczytach, gdy mówił, że obniża Pan wszystko do zera, nawet temperaturę chyba, więc będzie w zasadzie cieplej, bo teraz zimno. Nie szkodzi, że później inflacja będzie jeszcze większa, prawa ekonomii są dla słabych.
Muszę przyznać, że trochę się zmartwiłem, że ogłosił Pan, że dla większości Polaków 30, 40 złotych miesięcznie to bardzo dużo pieniędzy. Jakiś czas temu mówił Pan, że żyjemy w kraju dobrobytu, a wyszło jakoś tak niezręcznie.
W pewnym momencie sypnął Pan poezją jak śnieg na Giewoncie. Ktoś może widzieć drzewa, a nie widzieć lasu lub jakoś tak, ewentualnie odwrotnie. Trochę się wystraszyłem, że Pan znowu będzie lasy zamykał, a to by oznaczało, że z pandemią to już klęska i wszyscy umrzemy. Na szczęście Pan jak zawsze niezbyt się tym wszystkim przejmuje, byle do wiosny.
Ucieszyłem się, gdy Pan powiedział, że podwyżki w Pańskiej kancelarii to dla specjalistów od cyberbezpieczeństwa, bo w 2012 to wiadomo komu stronę internetową ukradli hakerzy. Nie żebym narzekał, ale w Pańskiej kancelarii to ukradli całego Michała Dworczyka.
Ale jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej. Trzeba Panu uwierzyć i zacisnąć pięści. Aby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej.
Pozdrawiam bardzo serdecznie,
Paweł.