Owszem, podręczniki mogłyby być co roku te same, przynajmniej w danej szkole. Nie sądzę, żeby np. w matematyce zachodziły tak rewolucyjne odkrycia, żeby co roku potrzebne były nowe książki. Idea była (chyba) taka, żeby nie było jednego słusznego podrecznika, tylko swoboda wyboru itd. Ale jak wyszło, każdy widzi. Ale to inna kwestia, podręcznik nowy i stary swoje i tak waży.
Niektórzy tu piszą o "hartowaniu", o tym, jak to "kiedyś było i było OK" i tym podobne...czy naprawdę to, że coś bylo kiedys, oznacza, że było dobre? Nie widzicie nic niefajnego w tym, ze 7-latek ugina się pod ciężarem plecaka? Jeśli to Wasze dziecko, to tez nie robi to na Was wrażenia?
A to, ze w innych regionach jest jeszcze gorzej...no coż, są kraje, gdzie po wodę też trzeba chodzić dalej niż do kuchni czy łazienki, może takie rozwiązania też warto rozważyć i sie troche zahartować, chyba trochę za wygodnie w Polsce mamy. Tekstów o biciu linijką nawet nie będę komentować.
Analogia z lekami chyba nie do końca trafiona - niezaleznie od tego, które wydawnictwo więcej sprzeda, i tak uczeń musi kupić to, co zostanie narzucone przez szkołę.
Dobrze, że przynajmniej w jednej minskiej podstawówce sa szafki, ciekawe, wiemy już, że w Koperniku nie ma, a jak w pozostałych?