STARY KOMUCH I JEGO WIEŻA KŁAMSTW…
PIS-dzielcom już kompletnie puściły hamulce... I jest to zapewne oznaka ich paniki oraz bezsilności. Od chwili swojego powstania PIS całą swoją "politykę" opiera na kłamstwach, oskarżeniach i manipulacjach, powinniśmy się więc już do tego dawno przyzwyczaić. Ale to, co ci bandyci wyprawiają ostatnio, przechodzi ludzkie pojęcie. Przestali już nawet zwracać uwagę na element prawdopodobieństwa swoich kłamstw i oskarżeń. Są tak zaślepieni chęcią wybielenia siebie i zrzucenia na kogoś odpowiedzialności za całą serię swoich klęsk, że już w czambuł każdą winę przypisują: Tuskowi lub totalnej opozycji, Brukseli i Niemcom (fundusze), spiskowi wielkich koncernów (ceny benzyny, gazu i prądu), Czechom (Turów), Łukaszence lub Putinowi. I nawet nie przejmują się tym, że te łgarstwa są już prawie zawsze zupełnie niedorzeczne, sprzeczne z powszechnie znanymi faktami, a nawet zdrowym rozsądkiem. Politycy Nowogrodzkiej muszą mieć zaiste bardzo niskie mniemanie o inteligencji swoich wyborców, skoro decydują się wciskać im "na rympał" takie brednie. Bo przecież owe łgarstwa nie są adresowane do suwerena, tylko do ściśle określonej, prawicowej i debilnej jego części… Nawet ludzie średnio rozgarnięci, ale w miarę obiektywni i nie zaślepieni ideologią PIS-u oraz nie wpatrujący się w Kaczyńskiego jak w bóstwo, nie wierzą już zupełnie w rzekę kłamstw sączących się z ust polityków Nowogrodzkiej i "kurwizji".
Prym w tym wygadywaniu kompletnych niedorzeczności wiedzie sam Kaczyński, ostatnio bardzo aktywny. On od kiedy pamiętam zawsze bronił się atakując swoich przeciwników. I tak jest również teraz. Dosłownie wszystko, co dla Kaczyńskiego jest naprawdę ważne, znajduje się dziś w opłakanym stanie. Ale ponieważ nie może się on do tego przyznać, więc na prawo i lewo gorączkowo poszukuje wyimaginowanych winnych swoich własnych klęsk. Rozpędza tym samym machinę łgarstw, której trybami są wszyscy jego partyjni podwładni. Swoją drogą to paradoks, że kanalia, paranoik i zwykły socjopata, który doszedł do władzy z hasłami antykomunizmu oraz walki z "postkomuną" i „układem” na sztandarach, okazał się największym komunistą w Polsce i zarazem twórcą oraz jądrem potężnego układu przestępczego. To komuch najczystszej krwi. Komuch typu stalinowskiego, przy którym Gierek i Jaruzelski jawią się jako co najwyżej naiwni socjaliści. W czasach komuny Kaczyński żył jak pączek w maśle, w komunie się wychował, komuna go ukształtowała i z niej czerpał wzorce uprawiania polityki oraz stosowane dziś metody rządzenia. Komuch wychodzi z niego od 30 lat na każdym kroku. Większość dawnych komuchów lub tacy, których tylko uważaliśmy za komuchów, po 1989 r. przejrzała na oczy, zreformowała swoje poglądy i swoją polityczno-ekonomiczną wizję świata, a swoją działalność dostosowała do nowych warunków czyli demokracji, pluralizmu, wolności słowa, wolnego rynku itd. A Kaczyński nie zreformował w sobie nic. Mentalnie tkwi w epoce Gomułki i Cyrankiewicza, czyli w czasach, w których dorastał. Z całą tą ówczesną siermiężnością i intelektualną topornością, zakłamaniem i propagandą sukcesu, nienawiścią do wszelkich elit, indywidualności i ogólnie rozumianej prywatnej własności oraz przedsiębiorczości, z manią centralnego zarządzania wszystkim i niszczenia wszelkich oddolnych inicjatyw, z obsesyjną zawiścią, strachem i podejrzliwością w stosunku do zgniłego, wrogiego Zachodu, a już szczególnie Niemiec.
To postkomunistyczny dinozaur, święcie przekonany o słuszności poglądów i metod, które już dawno cały świat (z wyjątkiem kilku reżimów) uznał za zbrodniczy archaizm. 30 lat po upadku komuny i 17 lat po naszym wejściu do Unii Polską rządzi psychologiczny dziwoląg, który sądzi, że władza powinna i może dyktować ceny w sklepach, repertuar kin i TV, stosowanie środków antykoncepcyjnych oraz wyroki sądowe zapadające np. w Szczebrzeszynie lub Łomży. A najdziwniejsze jest to, że Kaczyński sam nie dopuszcza do siebie myśli, że jest zwykłym komuchem. Jest przekonany, że jest antykomunistą! Bo dla niego "komuchami" są tylko te dawne komuchy, które dziś nie lubią PIS-u. Natomiast byłe komuchy, które są obecnie w PIS, uważa za konserwatystów i patriotów... Miarą patriotyzmu jest dla niego bowiem nie wierność tradycjom oraz wartościom narodowym i zdolność do poświęceń dla Ojczyzny. Tylko wierność, lojalność i zdolność do poświęceń dla niego i partii…
GRANICA. A to kilka złotych myśli żoliborskiego dyktatorka, wygłoszonych tylko w ciągu ostatnich 2 tygodni. O sytuacji na granicy z Białorusią. „Są dwa fronty wojny hybrydowej: na granicy i w Warszawie. Gdyby działania opozycji były inne, ta operacja miałaby zupełnie inny przebieg. Uformowanie się dwóch frontów zachęciło Aleksandra Łukaszenkę i Władimira Putina do eskalacji i wzmocnienia ataku. To konsekwencje tego, że opozycja zdefiniowała się jako totalna, czyli odrzucająca reguły demokracji, uznającą wyłącznie siebie za jedyną możliwą i legalną władzę. Konsekwencją takiego określenia jest działanie w każdej sprawie przeciwko wybranej w demokratycznych wyborach większości. Totalność wepchnęła ich we wspieranie agresji przeciwko Polsce. Nie liczę niestety na otrzeźwienie ze strony tych ludzi. Ale bez względu na to, co robili, robią i co robić będą nasza determinacja nie zmieni się. Granice Rzeczpospolitej Polskiej są święte. Koniec. Kropka…” Tych słów nie da się spokojnie skomentować. To trzeba lać w pysk. Pieprzony zwolennik przestrzegania zasad demokracji się odezwał...
„ŻYJĄCY Z CWANIACTWA”. Komentując zmiany podatkowe zapisane w „PIS Bezładzie” Kaczyński wystrzelił z tekstem o tych, którzy „żyją z cwaniactwa”. To tylko cwaniacy mają stracić na nowym, wielkim oszustwie podatkowym, zaś „cała reszta – to jest ogromna większość – na tym zyska”. Tak więc każdy lekarz pracujący na 1,5 etatu w szpitalu jest dla „Wodza Narodu” cwaniakiem. Także każdy ratownik medyczny, biznesmen i informatyk, każdy inżynier i majster budowlany, profesor, sędzia i prokurator, menedżer, sportowiec, oficer WP, mechanik samochodowy, właściciel piekarni, restauracji lub salonu kosmetycznego, a nawet sporo rolników... Kaczyński "cwaniakami" nazywa, lekko licząc, z 5-6 milionów Polaków, bo prawda jest taka, że na „PIS Bezładzie” stracą wszyscy zarabiający powyżej 6-6,5 tysiąca zł. Co ciekawe, sam Kaczyński oraz członkowie partii "przestępców i skurw*synów" oraz większość ich krewnych i znajomych, pozatrudnianych na państwowych posadach, też mają zarobki znacznie powyżej średniej krajowej. Ale ich Prezes z pewnością nie zalicza do cwaniaków. Oni są przecież elitą narodu. I przedstawiciele tej elity narodu nie mieli pewnie nawet odwagi uświadomić swojemu Prezesowi, jak idiotyczna i bezczelna była ta wypowiedź. I ile milionów ludzi w Polsce nie tylko oszukał, ale i obraził...
AKCYZA. Nie chodzi już o to, jak diametralnie zmieniły się poglądy Kaczyńskiego na zasadność i możliwości obniżania akcyzy na paliwa. Tuskowi w 2012 r. zarzucał brak odpowiedzialności i odwagi, dziś zaś twierdzi, że nie należy obniżać akcyzy dla dobra… Polaków! „ Dla dokonania w Polsce zmian pozytywnych, pozytywnych dla ogromnej większości społeczeństwa, w gruncie rzeczy tak naprawdę dla całego społeczeństwa (…), to jednak wymaga pieniędzy, więc ja bym tutaj dochodów państwa nie obniżał, natomiast sugerowałbym, żeby różnego rodzaju podmioty gospodarcze trochę ograniczyły swoją ekspansję dochodową”. Czyli zdaniem Kaczyńskiego budżet może zarabiać krocie na sprzedaży paliw i nakładać tu nawet nowe podatki (tzw. opłata emisyjna), choć i tak już te wcześniej obowiązujące stanowiły 50% ceny paliwa. Państwo nie stosuje „ekspansji dochodowej” tylko, utrzymując wysoką akcyzę i inne daniny, dba o dobro Polaków. Ale już producenci paliwa oraz właściciele stacji benzynowych powinni ograniczać swoje marże, choć to właśnie te marże zapewniają im byt. Źli są, jak zwykle dla Kaczyńskiego, ci „inni”...
DEBATA. Wyrażając (warunkowo) zgodę na odbycie debaty z Tuskiem Kaczyński nie tylko ponownie skłamał, ale także sam strzelił sobie w kolano. Usłużne kundle doniosły z pewnością Prezesowi, że Tusk zareagował błyskawicznie, zamieścił wymagane przeprosiny i oczekuje na wyznaczenie terminu debaty. Niby słowo się rzekło, ale przecież wszyscy wiedzą, że Kaczyński panicznie boi się nawet kontaktu wzrokowego z Tuskiem, a co dopiero debaty z nim na oczach milionów Polaków. Tyle, że Kaczyński nie może przecież przyznać się do tchórzostwa i swoich kompleksów związanych z osobą lidera PO. Udaje więc, że już zapomniał o własnej propozycji albo że nic nie wie o ripoście Tuska. Osobiście nie odważył się zareagować na nią, czego by zresztą nie powiedział, byłoby to żałosne. Poza tym twardy elektorat PIS słyszał jego propozycję i warunki postawione Tuskowi. W większości nie słyszał natomiast o odpowiedzi Tuska. Ale w końcu by usłyszał, gdyby Kaczyński ponownie podjął temat debaty. I może zacząłby się zastanawiać, dlaczego ten wielki i genialny "wódz" robi takie dziecinne uniki, by do debaty jednak nie doszło.
Ale temat debaty jest nadal obecny w przestrzeni publicznej. Nie wszyscy o nim zapomnieli i coś z nim Kaczyński musiał zrobić. Sam więc uciekł, ale wysłał w bój swoje partyjne kundelki, żeby broniły jego dobrego imienia i ostatecznie pogrzebały sprawę jego pochopnej zgody na stanięcie w szranki z Tuskiem. No i mieliśmy cały ciąg żenujących wyjaśnień, dlaczego do debaty jednak dojść nie może. Głos w tej sprawie zabrały takie autorytety naszego życia społeczno-politycznego, jak Horała i Sellin. Obaj stwierdzili mianowicie, że do starcia gigantów nie dojdzie z winy... Tuska! Ale o tych dwóch śmieciach i ich argumentach będę m.in. pisać w następnym poście, więc powracam do kłamstw Kaczyńskiego.
To, że wyleczył się on definitywnie z debaty z Tuskiem nie oznacza wcale, że odpuścił rywalowi. Schował się tylko głębiej w swojej norze i nadal zajadle obszczekuje rywala oraz jego partię. Oczywiście robi to w mediach prawicowych, bo w innych nie ma odwagi występować. Nawet w RMF FM zgodził się wystąpić tylko pod warunkiem, że wywiad będzie z nim prowadzić ta menda Ziemiec. Słyszymy więc w tych reżimowych mediach kolejne oskarżenia i rewelacje nt. Tuska, że "ten człowiek nie potrafi przegrywać, uznawać woli wyborców - swoją porażkę z moim śp. bratem uznał za skandal, a nie za werdykt obywateli". Na sugestię jakiejś hieny z Gazety Polskiej o atakach furii u Tuska, Kaczyński ze spokojem stwierdził, że nie dziwią go te ataki furii (gdzie on je widział?), bo "pamięta jego zachowanie po przegranych wyborach prezydenckich. W Sejmie siedzieliśmy niedaleko siebie i widziałem, jak on atakował posłanki. Trzeba było dosłownie bronić tych pań przed jego słowną agresją, taką furiacką właśnie. Kompletnie nad sobą nie panował". A na pytanie, co może zakończyć "totalność opozycji" Kaczyński wypalił - "myślę, że potrzebne są kolejne przegrane przez nich wybory. Parlamentarne, a dobrze by było, by również i prezydenckie. To mogłoby być impulsem do refleksji - przynajmniej dla niektórych - że dalej tak się nie da". Ocenił przy okazji, że "w tym towarzystwie wielkie znaczenie mają stany emocjonalne poszczególnych ludzi, a ogromna część z nich nigdy nie zinternalizowała zasad demokracji (...) oni naprawdę uważają, że demokracja jest tylko wtedy, gdy oni sprawują władzę". Zaś spytany o szanse PIS na wygranie kolejnych wyborów stwierdził - "w mojej ocenie to scenariusz jak najbardziej prawdopodobny. Powiem więcej, uważam, że mamy perspektywę na utrzymanie władzy nie tylko podczas trzeciej kadencji, lecz także następnej".
Tę narzuconą przez Kaczyńskiego wojenną narrację, pełną nienawiści i pogardy, składającą się głównie z bezczelnych kłamstw, ochoczo naśladują jego partyjni podwładni. Prześcigają się wręcz w wymyślaniu piramidalnych bzdur i snuciu kompletnie nieprawdopodobnych teorii spiskowych. Ponieważ miejsce mi się już skończyło, więc będę kontynuować ten wątek w następnym poście. I w ten sposób dowlokę się może w końcu do ostatniego, poniedziałkowego popisu Cepa w Strasburgu na forum PE. Jeszcze na ten temat nic nie pisałem.
Dziękuję za uwagę.
I proszę o udostępnianie tego tekstu gdzie się da, komu się da i kiedy się da...
Jacek Nikodem vel Jacek Awarski
Post edytowany