yłem w strefie otwartej wojny Ukrainy z prorosyjskimi separatystami wspomaganymi przez Rosjan na Donbasie. Siedziałem w okopie, na linii, i nikt nie zakazywał mi wstępu. Byłem na granicy Osetii w czasie pełzającego konfliktu z przesuwaniem linii granicznych i gruzińscy policjanci pożyczali mi lornetkę, żebym lepiej widział. Byłem na granicy Kosowa podczas napięć z Serbią i nikt mi słowa nie powiedział. Byłem podczas napięć pomiędzy krajami bałtyckimi i Rosją zaraz po zajęciu Krymu na granicy łotewsko-rosyjskiej i litewsko-białoruskiej. I nic. Byłem podczas kryzysów migracyjnych na granicy Węgier i Serbii, Serbii i Chorwacji, Chorwacji i Słowenii, Węgier i Austrii, Serbii i Macedonii, Macedonii i Grecji, Grecji i Turcji – nikt nigdy mnie nie przeganiał. Dopiero Grecy nie pozwolili podejść do samej granicy, ale mogłem spokojnie stać kilkadziesiąt metrów dalej i robić, co chciałem. W Polsce, w Kuźnicy, mamy do czynienia z naprawdę relatywnie małym kryzysem, nieporównywalnym do tego, co działo się w miejscach, o których piszę, ale u nas nie wolno nawet wjechać do strefy. Bo w Polsce panuje prawo dzika, prawo nagiej siły sprzężonej z władzą, prawo kaduka, prawo silniejszego i władze doskonale zdają sobie sprawę z tego, że żadnemu dziennikarzowi nie spodoba się to, co tam zobaczy. Ani nikomu, komu to pokaże. I dlatego szef PiS Kaczyński, wbrew jakiemukolwiek prawu czy demokratycznemu obyczajowi, przestrzeganemu w zasadzie wszędzie, już teraz zapowiada, że nawet po zniesieniu stanu wojennego obecność prasy na granicy będzie „incydentalna". I po pierwsze – dostarczy światu informacji z rosyjskich i białoruskich wyłącznie źródeł. Po drugie – utwierdzi służby mundurowe w ich bezkarności. Po trzecie – będzie mógł robić na granicy, co chce.
Tylko że my, dziennikarze, tego nie zaakceptujemy. Będziemy łamać bezprawne zakazy. Będziemy łamać bezprawie. Bo nie chcemy żyć w prostackim państwie.
https://wyborcza.pl/magazyn/7,124059,27817399,szcz...