Arek Szczurek
Jeszcze raz udostępniam fragment opisu Kajetana Wróblewskiego z wydarzeń z 22 na 23.10 2020. W większości pokrywa się z moim doświadczeniem dlatego nie będę sam opisywał.
To bezprawie będę wyjaśniał i skarżył winnych.
Mnie wypuścili dopiero po 17tej czyli po 18tu godzinach zatrzymania pod fałszywymi oskarżeniami. Fałszowano tak oświadczenia jak i dokumenty!
Ponadto uniemożliwiono kontakt z adwokatem. zwodząc przez kilka godzin. A o " zarzutach dowiedziałem się , po kilku godzinach w kajdankach kiedy klawisz powiedział :
"Wyciągaj sznurówki i wszystko z kieszeni. Byłeś już na dołku?"
Dozór mam raz w tygodniu......
PS.
Jak myślą ze mnie zastraszą "nocą na dechach dołku" to się grubo mylą. Jest wręcz przeciwnie!
Atak
Z Lodzią (Leokadia Jung), Wojtkiem Kinasiewiczem, Arkiem Szczurkiem i kilkoma osobami podnieśliśmy baner z ziemi, żeby zasłonić siebie i innych przed gazem, co nas niestety nie uchroniło przed jego skutkami, policjant z zaskoczenia psiknął nim w naszą stronę i dostaliśmy po twarzach, podnieśliśmy baner wyżej, co miało ten skutek, że nie widzieliśmy, co robi policja (ludzie cofnęli się za nas). Dlatego szturm policjantów kompletnie nas zaskoczył, ruszyli na nas i baner, który zaczęli nam wyrywać. Poczułem znowu gaz, dostałem czymś w głowę (dopiero dziś zobaczyłem, że mam strup) na jakiś czas straciłem wzrok, kopano mnie po nogach i podcięto, upadłem, policjanci wyciągali mnie wyrywając mi ręce z barków, leżałem na ziemi nic nie widząc, miałem wrażenie, że za nogę trzyma mnie ktoś z naszych, ale w końcu nie dał rady i policjanci wywlekli mnie bez jednego buta za kordon i ponieśli w kierunku suk przygotowanych dla wyłapanych. Zacząłem znowu coś widzieć, i wtedy zobaczyłem, że tuż obok mnie stoi Arek Szczurek, którego wywlekli chwilę wcześniej, szybko jednak porozsadzali nas po sukach.
Mając w tych sprawach pewne doświadczenie (w końcu pięć lat „na ulicy”), spokojnym głosem żądałem podania mi podstaw prawnych, w tym faktycznej, zatrzymania i jego brutalnej formy. Sierżant, który mnie „upolował” (nazwisko mi znane z akt sprawy), zaczął się drzeć, że czynnie zaatakowałem policjanta, co jest udokumentowane na nagraniach. Absurdalność tej bredni, nawet w tych okolicznościach, tak mnie rozbawiła, że powiedziałem mu: Ja pana zaatakowałem? Chyba że film od końca puścimy! Czemu pan kłamie? Bo każą? Jak panu nie wstyd?
Spuścił trochę pary (czuł się pewnie jak Zawisza Czarny pod Grunwaldem) i na koniec nawet poszedł szukać mojego buta, znalazł i oddał. Do mojej suki wpakowali jeszcze młodego człowieka (Janek S., nie wiem, czy mogę podać nazwisko, serdecznie pozdrawiam, trzymaj się), który w momencie ataku policji, żeby nie zostać właśnie fałszywie oskarżonym, klęczał z uniesionymi w górę dłońmi, jego skuto kajdankami, jak się potem okazało, jak wszystkich innych zatrzymanych, tylko mnie nie skuli, nadrobili to dopiero rano. Powieźli nas na Jagiellońską, słuchaliśmy policyjnego radia, mowa była o 14 zatrzymanych i że „łapiemy między blokami”, Janek opowiadał, że widział, że łapali i dziewczyny. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, jakiś policjant powiedział, że możemy szykować się na 48 (zatrzymanie na 48 godzin).
Na dołku
Koło 2.00 wylądowaliśmy w klatkach dla zatrzymanych. Policja zajęła się „papierologią”, jakimś dziwnym trafem wszystkich obrabiali przed mną i prowadzili do cel, oprócz mnie byli to Arek Szczurek, Janek S. i chłopak o imieniu Marcin, ja zaś siedziałem prawie do 7.00 rano i słyszałem wszystkie rozmowy policjantów (udawałem, że przysypiam, właściwie oczy mi się zamykały ze zmęczenia, ale spać nie mogłem). Odmówiłem podpisania czegokolwiek, bo policjanci zniszczyli mi okulary, a ja nie będę podpisywał niczego, czego nie przeczytam, oczywiście nikomu z nich nie przyszło odczytać mi moich praw. Nikt nie umożliwił mi przez wiele godzin kontaktu ani z najbliższą osobą, ani z prawnikiem.
Z jednej strony młody policjant przepraszał mnie po cichu i mówił „ściągnęli mnie z K., nie chcę tu być, ja pana przepraszam, moja dziewczyna też jest przeciw temu wszystkiemu” (policjantów, jak słyszałem z ich rozmów, ściągnęli m.in. z Katowic, Kielc i Krakowa), z drugiej słyszałem, jak inni mówią: To jakie właściwe zarzuty wpisywać? O co ich oskarżamy? Jakiś starszy odpowiadał: Na pewno wszystkim 222 ! (Art. 222. § 1. Kto narusza nietykalność cielesną funkcjonariusza publicznego lub osoby do pomocy mu przybranej podczas lub w związku z pełnieniem obowiązków służbowych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 3.) Podpisz tu, że to widziałeś i że to jest udokumentowane na nagarniu!/ Nie podpiszę. A jak nie ma tego na nagraniu? Ja tego nie widziałem...
Niech pan tego nie podpisuje! - krzyknąłem z klatki. Nie wiem, czy w końcu podpisał, czy nie.
Przez włączone radio któregoś z policjantów akurat padł komunikat: Nie ma rannych funkcjonariuszy (to tak w związku z tym, że ktoś rzucał w nich kamieniami z torowiska, zawsze znajdzie się jakiś palant, mimo wezwań wszystkich, żeby tego nie robić).
Kiedy już właściwie skończyli wypełniać papiery, przyleciał jakiś inny policjant i mówi: dyżurny kazał wszystkim dać jeszcze 254! (Art. 254 kodeksu karnego, Czynny udział w zbiegowisku, § 1. Kto bierze czynny udział w zbiegowisku wiedząc, że jego uczestnicy wspólnymi siłami dopuszczają się gwałtownego zamachu na osobę lub mienie, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.) Jak to zrobić, jak już podpisane?/ (jakiś oficer) Spytaj dyżurnego, czy można po prostu dopisać i tyle. (dopisali).
Dopiero koło 4.00 umożliwiono mi kontakt ze światem zewnętrznym, w końcu jednak policjant zadzwonił do Agi Czeredereckiej z OSK, która zajmuje się także koordynacją pomocy zatrzymanym, Aga zaś i Marta Puczyńska uruchomiły prawników, ale ja dowiem się o tym dopiero za wiele godzin (dzięki wielkie, dziewczyny!).
Cela
Dopiero koło 7.00 rano odprowadzili mnie do celi. „Profos” (nadzorujący areszt policyjny podoficer), spokojny, starszy człowiek, kazał mi się rozebrać do gaci (obyło się bez hardkoru, którego doświadczali w innych przypadkach Ela Podleśna, młodzież zgarnięta przy okazji protestów w sprawie uwięzienia Margot czy działaczek i działaczy ekologicznych wygarniętych kiedyś z dyrekcji Lasów Państwowych). Pan u nas pierwszy raz pewnie... - zagaił uprzejmie. Ależ skąd, za komuny już miałem przyjemność was odwiedzić jako „polityczny” – odpowiedziałem. A to pan zobaczy, że się wiele zmieniło – uśmiechnął się.
No, może zmieniła się infrastruktura, wszystko w płytkach i jeszcze nie obdrapane i zniszczone, poza tym dzwonek przy drzwiach i – trzeba przyznać – policjant reagujący nań bez ociągania i wypuszczający do toalety (niestety po staremu obsrana, nie da się z tego korzystać) na każde żądanie, ale istota ta sama: twarda decha do leżenia, światło non stop i blenda w zakratowanym oknie, nie wiadomo która godzina, duszno i smród, ze mną jakiś „kryminalny”, padam na te dechy, wszystko mnie boli, cały jestem w gazie, nie daj Boże potrzeć ręką oko, bo natychmiast łzy i ból, wodą się tego nie da zmyć. Na śniadanie się nie załapałem, nie ta godzina, ale na szczęście przynajmniej pozwolili nalać do jednorazowego kubeczka wody z „łazienki”, piję jak najmniej, żeby za często nie odwiedzać „toalety”. Szykuję się na 48, myślę, że specjalnie nas przetrzymają „za karę”, gdzieś na korytarzu słyszę w pewnej chwili Arka Szczurka, powraca nadzieja, że może jednak „obrobią” nas w piątek, a nie przetrzymają do soboty, a potem, na wniosek prokuratury, 48 zmienią w 72 i będziemy siedzieć do poniedziałku (.....).
Przy „obiedzie” strażnik mi mówi, żebym się szykował, bo zaraz nas wywiozą na Żoliborz. Próbuję dwa kęsy „gołąbków”, ale tego się nie da jeść, strażnik lekko obrażony: Nie smakują?/To przez nerwy, odpowiadam ugodowo. Będą nas wozić parami, mam szczęście, jadę w pierwszej, tym razem już skuty „zgodnie z przepisami” (powtarzają to na usprawiedliwienie wiele razy) z tyłu, kuśtykam do „kabaryny”, odnowiła mi się kontuzja kolana, każde schody to dla mnie jak Mount Everest. W środku gorąco, pot mi spływa do oczu, razem z nim gaz, oszaleć idzie, bo ze skutymi z tyłu rękoma nie ma jak tego obetrzeć. ......
Post edytowany