1°C

50
Powietrze
Jakość powietrza jest średnia.

PM1: 18.74
PM25: 30.42 (82,63%)
PM10: 37.18 (202,83%)
Temperatura: 1.36°C
Ciśnienie: 1008.48 hPa
Wilgotność: 91.00%

Dane z 26.04.2024 05:50, airly.eu

Szczegółowe dane meteoroliczne z Mińska Maz. są dostępne na stacjameteommz.pl


facebook
REKLAMA

Forum

1 9 4 6 6

431 postów
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Środa, 6 marca 2019 18:40:12
-3
0 -3
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Afera Żelazo

To afera, jaka wybuchła po ujawnieniu tajnej akcji I Departamentu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Akcja Żelazo prowadzona była w latach 70-tych XX wieku w Zachodniej Europie. Polegała na przeniknięciu do przestępczych struktur i poprzez przestępczą działalność (napady rabunkowe, kradzieże a nawet morderstwa) zdobywanie pieniędzy, złota i dzieł sztuki. Finansowano nimi działalność wywiadu komunistycznej PRL. Część profitów trafiła do rąk oficerów zaangażowanych w akcję i nadzorujących ją z kraju. Szefem I Departamentu był w tamtym czasie generał Mieczysław Milewski.

W jednej z takich akcji zginął francuski policjant. Z "Żelazem" związani byli trzej bracia Janosze: Jan, Mieczysław i Kazimierz, którzy prowadzili przestępczą działalność w zamian za zapewnienie bezkarności w PRL oraz udział w zrabowanych łupach.

Akcja "Żelazo" wyszła na jaw w połowie lat 80-tych.

Ze zrabowanych na zlecenie MSW PRL - 200 kg złota bracia Janoszowie dostali 40 kg. Resztę ukradli złodziejom zasłużeni towarzysze z PZPR. Osłodą miała być gwarancja bezkarności. Kiedy 19 kwietnia 1984 r. do centrali bezpieki przy ul. Rakowieckiej w Warszawie zgłosił się międzynarodowy gangster Mieczysław Janosz, po prostu zażądał wypełnienia kontraktu. Powołał się na swoje związki z Departamentem I (wywiadem) MSW i zażądał wypuszczenia aresztowanego bandyty, swojego brata Kazimierza. Groził ujawnieniem informacji na temat swoich przestępczych powiązań z członkami kierownictwa MSW i KC PZPR. Taki był początek jednej z największych afer kryminalnych PRL, określanej potem mianem afery "Żelazo".

Kontakty z bezpieką Kazimierz Janosz nawiązał w latach 50., w czasie służby w Korpusie Bezpieczeństwa Wewnętrznego. W 1960 r. dostał polecenie osiedlenia się wraz z braćmi na Zachodzie, gdzie po kilku latach miano nawiązać z nim łączność. I rzeczywiście, do Janoszów dotarli oficerowie kontrwywiadu. Wkrótce sprawę przejął Wydział III (niemiecki) Departamentu I MSW, kierowany przez płk. Mieczysława Schwarza. Najważniejsze decyzje dotyczące Janoszów podejmował jednak ówczesny szef PRL-owskiego wywiadu gen. Mirosław Milewski.
W Niemczech Kazimierz Janosz wraz z braćmi Mieczysławem i Janem założyli grupę przestępczą zajmującą się głównie kradzieżami i paserstwem. Z czasem szajka zaczęła dokonywać napadów na sklepy jubilerskie, a nawet na bank. O tym, jaką działalność prowadzą Janoszowie, dobrze wiedzieli ich opiekunowie z wywiadu PRL, którzy czerpali z tego procederu finansowe korzyści, w zamian zapewniając im schronienie w PRL.

Operacja "Żelazo"

Kiedy szajce Janoszów zaczął się palić grunt pod nogami, zwrócili się o pomoc do centrali. Mniej więcej w 1969 r. w Departamencie I MSW zapadła decyzja o wycofaniu ich do Polski. Ale nie za darmo. Opracowano plan operacji o kryptonimie "Żelazo", która miała przynieść duże zyski MSW. Janoszowie mieli wszelkimi dostępnymi metodami zgromadzić duży majątek, którym po powrocie do kraju musieliby się podzielić fifty-fifty z opiekunami z bezpieki.

Z polecenia centrali około 1970 r. Kazimierz Janosz zrezygnował z prowadzenia restauracji w Hamburgu - "przykrywki" jego interesów. Założył firmę handlującą biżuterią i powiadomił ludzi Milewskiego, że jest gotowy do akcji. Potem dokonał ogromnych zakupów złota, srebra, biżuterii, luksusowych towarów konsumpcyjnych, za które miał w ciągu siedmiu dni zapłacić przelewem. Oczywiście, rachunków nie zamierzał regulować, opróżniając konto w banku i przygotowując zgromadzone łupy do podróży do kraju. A było co pakować. W sumie około 200 kg złota w sztabach i wyrobach jubilerskich, tysiące kamieni szlachetnych, siedem kontenerów wyrobów ze srebra oraz wielomilionowy majątek w towarach deficytowych w PRL: luksusowych ubraniach, zegarkach itp. Razem dwa wagony. Na granicy transporty odbierał inspektor wydziału III Departamentu I mjr Marek Strzemień. Sam Janosz pojawił się w kraju 8 maja 1971 r., przywożąc w skrytkach swojego mercedesa ponad 100 kg złota.

Towarzysze Janosza z MSW nie dotrzymali warunków umowy. Ukradli mu 90 proc. luksusowych towarów i oddali ledwie około 40 kg złota. Reszta, zanim z granicy została przetransportowana do centrali MSW, była rozkradana i rozdawana. W systemie przewożenia, liczenia i przechowywania dóbr, skonstruowanym przez gen. Milewskiego, mógł się obłowić każdy. Nim Janosz dotarł do swoich walizek, znikły już najbardziej wartościowe przedmioty: kolie wysadzane drogocennymi kamieniami, kasety z brylantami i szmaragdami i znaczna część innej biżuterii. W sumie bezpieczniacy zagarnęli jakieś 150 kg złota i kosztowności oraz dobra materialne warte miliony marek. Łup był tak okazały, że ludzie Milewskiego postanowili się pochwalić zdobyczą przełożonym. W Katowicach zorganizowano wystawę, na której zjawili się tow. Franciszek Szlachcic, I sekretarz Edward Gierek i Zdzisław Grudzień oraz kilku innych członków kierownictwa PZPR. Jak opowiadał potem Kazimierz Janosz, partyjni przywódcy biegali po sali jak dzieci, obwieszając się kosztownościami.

Ślad po wielu najcenniejszych precjozach wiedzie do Milewskiego i na nim się kończy. W dokumentach jest wiele śladów po kopertach z biżuterią i najcenniejszymi kamieniami, które Milewski zawoził do KC. Co się z nimi stało, "nie ustalono". Tylko niektóre precjoza rozdawane w centrali MSW ewidencjonowano. Z ewidencji wynika, że złoty zegarek na urodziny dostała żona Mieczysława Moczara, Alfreda. Kiedy w 1984 r. próbowano dokonać inwentaryzacji pozostałości zdobytego skarbu, doliczono się około 30 kg złota. Kilkakrotnie więcej znikło.

Janoszowie dostali niewielką część łupu. Nie więcej niż 10 proc. przywiezionych dóbr konsumpcyjnych i liche 30 kg złota. Osiedlili się w rodzinnych Mikuszowicach koło Bielska-Białej i zaczęli prowadzić restaurację. Przynajmniej oficjalnie. A nieoficjalnie nadal kierowali potężną przestępczą organizacją korzystającą z życzliwej opieki kierownictwa MSW. Ilekroć aresztowała ich milicja, z Warszawy przyjeżdżali wysocy funkcjonariusze wywiadu, którzy natychmiast "ukręcali łeb" sprawie. Prośby prokuratury niemieckiej o wydanie niebezpiecznych przestępców były przez władze PRL kompletnie ignorowane. Wkrótce w Komitecie Wojewódzkim PZPR, KW MO i w prokuraturze tajemnicą poliszynela było, że Kazimierz Janosz znajduje się pod opieką gen. Milewskiego. Jego gang działał coraz bardziej zuchwale, przynosząc kolejne zyski centrali. Wykonywał też na Zachodzie "akcje likwidacyjne", czyli zabójstwa zlecane przez MSW. W końcu lat 70. Janoszowie planowali napad na jeden z banków w Niemczech. Miał im on przynieść 10 mln marek. Wedle planu opracowanego w centrali, pieniądze pochodzące ze skoku miano przerzucić kanałami wywiadu przy współpracy z towarzyszami ze Stasi. Planu jednak nie wykonano, podobnie jak w wypadku innej operacji przeprowadzonej przez Janoszów w Szwecji. Zamordowano tam jubilera, którego dobytek (około 80 kg złota i 3 kg brylantów) zamierzano przerzucić pocztą dyplomatyczną do Polski. W sprawę zamieszani byli premier Piotr Jaroszewicz i ówczesny sekretarz KC Stanisław Kania. Wywiad PRL zamierzał też wykonać rękami Janoszów jeszcze inną operację. W 1977 r. płk Jan Rodak zlecił Janoszom zabójstwo przebywającego wówczas na Zachodzie Adama Michnika. Przedsięwzięcia nie udało się zrealizować.

W 1984 r. Kazimierz Janosz po raz kolejny trafił do więzienia. Jego brat Mieczysław, niewiele się namyślając, pojechał do Warszawy po pomoc. Tu zażądał widzenia z kierownictwem MSW, opowiadał o swoich układach i wspólnych interesach. Janoszowie szantażowali kierownictwo PZPR tym, co widzieli na zorganizowanej przez MSW wystawie biżuterii. Wedle dokumentów bezpieki: przedstawiciele kierownictwa partii oglądający złoto i wyroby ze złota zachowywali się w sposób podrywający ich autorytet. Fakt ten - podobnie jak wiele innych - Janoszowie byli zdecydowani ujawnić, jeśli sprawy ułożyłyby się nie po ich myśli.

Janoszowie operowali datami i faktami, jak z rękawa sypali nazwiskami znanych sobie oficerów MSW. Nie mogli konfabulować. Bezpieką kierował wówczas już gen. Czesław Kiszczak, który nie darzył Milewskiego specjalną sympatią. Nadto był z innej partyjnej frakcji. Powołano resortową komisję, która miała dokładnie zbadać sprawę. Kierował nią gen. Władysław Pożoga. W trakcie działań komisja (jej dokumentacja w postaci kilkudziesięciu tomów znajduje się dziś w IPN) napotkała zmowę milczenia przestępców z MSW, ale mimo to opisała wiele szczegółów operacji - napady, strzelaniny i morderstwa. Wiele innych faktów skrzętnie zatuszowano. Z dokumentacji usunięto nazwiska niemal wszystkich zamieszanych w sprawę członków KC PZPR poza Mirosławem Milewskim. Mimo to końcowy raport komisji wspominał o tym, że za operację "Żelazo" odpowiedzialni byli m.in. szefowie MSW, ministrowie gen. Stanisław Kowalczyk, Wiesław Ociepka i Franciszek Szlachcic, a w samej akcji brało udział kilkudziesięciu oficerów MSW, w tym czterech czy pięciu generałów. Komisja nie miała wątpliwości, kto był mózgiem przestępczych operacji. Jak wynika z wyżej przedstawionych ustaleń, operację "Żelazo" na wszystkich jej etapach organizował, kierował i nadzorował tow. Milewski jako dyrektor Departamentu I, a następnie podsekretarz stanu oraz minister spraw wewnętrznych.

Generał Milewski nie był specjalnie zmartwiony. Znał swoją partię od lat, więc mógł ufać, że pozostanie bezkarny. W czasie kontaktów z powołaną później komisją Biura Politycznego KC PZPR odmawiał odpowiedzi, co stało się z zaginionym złotem, prezentując przy tym wyjątkową butę. Miał nawet pretensje, że nie docenia się zasług takich jak on zasłużonych członków PZPR. Uważał, że za "Żelazo" spotkały go dotkliwe i niezasłużone represje: jako jedyny członek kierownictwa na 40-lecie PRL nie otrzymałem żadnego odznaczenia.

Czołowi uczestnicy operacji zostali "przykładnie i surowo" ukarani przez PZPR kierowaną wówczas przez gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Milewski został zmuszony do odejścia z partii. Franciszek Szlachcic dostał naganę partyjną. Podobne "represje" spotkały czołowych oficerów Departamentu I MSW: gen. Józefa Oska, gen. Jana Słowikowskiego i płk. Eugeniusza Pękałę. Płk Mieczysław Schwarz, który odbierał transporty "Żelaza" na granicy, oraz płk Waldemar Wawrzyniak dostali upomnienia. Żaden członek szajki stanowiącej kierownictwo MSW ani szajki Mieczysława Janosza nie stanął przed sądem. Sprawę dyskretnie zatuszowano.

W 1990 r. Jaruzelski już jako prezydent utrzymywał, że zrobiono tak "w interesie kraju", by nie dekonspirować metod działalności polskiego wywiadu za granicą. Oczywiście, było to kłamstwo. Prawdziwymi motywami zatuszowania sprawy była obawa przed publicznymi zeznaniami braci Janoszów i niechęć do pokazania prawdziwego oblicza służb specjalnych PRL. Operacja "Żelazo", przeprowadzona przez rzekomo elitarne struktury wywiadu MSW, była ewidentnym świadectwem postępującej degrengolady komunistycznego aparatu partyjno-państwowego epoki Janoszów, Milewskiego i Jaruzelskiego.

Osoby związane z aferą "Żelazo" kontynuowały działalność przestępczą w tzw. gangu młotkarzy.

Jarosław Marzec, który wraz z byłym szefem policji Konradem Kornatowskim i byłym ministrem MSWiA Januszem Kaczmarkiem pojawia się na słynnych taśmach dotyczących przecieku do Ministerstwa Rolnictwa, kilka lat temu został obciążony przez gdyńskiego gangstera. Piotr S. z tzw. gangu młotkarzy zeznał niemieckiej policji, że Marzec brał łapówki i sprzedawał materiały operacyjne przestępcom. O zeznaniach tych wiedziała prokuratura, ale ukrywała ten fakt. W tym czasie Marzec został szefem CBŚ.
Gdy Piotr S. dokonywał napadów na jubilerów, był wówczas informatorem Marca. Wpadł w Niemczech razem z Arkadiuszem P. z Gdyni. S. zeznał, że Marzec, jeszcze gdy był naczelnikiem wydziału kryminalnego policji koszalińskiej, brał łapówki od gangsterów, m.in. dostał telewizor Schneider. S. obciążył cały wydział kryminalny koszalińskiej policji, w tym Ewę R. Zarzucił policjantom, że brali haracze z miejscowych agencji towarzyskich. Zeznania te trafiły z Niemiec do polskiej prokuratury. CBŚ nic o nich nie wiedziało. Nie sprawdzono tych informacji nawet operacyjnie ani nie wyłączono do odrębnego postępowania. Wyciszono sprawę.

Prokurator Andrzej Błaszczyk z Prokuratury Apelacyjnej w Szczecinie, od lat zajmujący się sprawą młotkarzy, mówi, że materiały obciążające Jarosława Marca do niego nie trafiły. Ale nazwisko Piotra S. kojarzy z grupą gdyńsko-koszalińską, którą rozpracowywała policja z Frankfurtu nad Menem. Tą sprawą zajmowała się prokuratura koszalińska, gdzie wtedy pracowałem, ale być może te materiały trafiły do innego prokuratora. Lub Niemcy przesłali je na przykład do prokuratury w Gdyni, skąd pochodzili sprawcy – mówi prokurator Błaszczyk. Odsyła do Prokuratury Okręgowej w Koszalinie.

Prokurator Ryszard Gąsiorowski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Koszalinie: Taka sprawa dotycząca zeznań Piotra S. i Arkadiusza P. rzeczywiście była. Nie znam jej szczegółów. W tej chwili postępowanie w tej sprawie jest zawieszone.

W prokuraturze trójmiejskiej pracowali w tym czasie Konrad Kornatowski i Janusz Kaczmarek. To Januszowi Kaczmarkowi Marzec zawdzięczał awans na szefa CBŚ.
Od 1999 r. młotkarze byli postrachem zachodnich jubilerów. Głównie w Niemczech, ale i w Austrii, Szwajcarii, Skandynawii, Hiszpanii. Proceder trwa nadal, choć w Niemczech, jak mówi prokurator Błaszczyk, napady są obecnie sporadyczne. Młotkarze napadają na sklepy, rabując zegarki, rzadziej biżuterię. Rozbijają młotkami szklane gabloty. Nierzadko ich łupem padały precjoza o łącznej wartości nawet 5 mln euro rocznie, głównie bardzo drogie zegarki: Cartier, Tissot, Patek. Wykonawcy napadów wywodzą się w większości z regionu koszalińskiego. Bandytów okrzyknięto mianem Hammerbande. Niektórzy jubilerzy byli przez nich napadani po kilka razy, zdarzało się, że bankrutowali, bo ubezpieczalnie nie chciały ich dłużej ubezpieczać.

Według jednego z informatorów, za napadami kryją się ludzie powiązani z dawną aferą „Żelazo”.

Ten proceder nie zniknął, tylko robią to inni ludzie, powiązani z dawnym wywiadem wojskowym – mówi były wysoki oficer PRL-owskiego MSW w czasach Kiszczaka. Kiedyś zajmował się tym obecny biznesmen warszawski z branży handlowej Marek M. z Arabem L. Obaj byli powiązani z braćmi J. z Bielska-Białej, znanymi z afery „Żelazo”. Arab teraz mieszka w Wiedniu i wciąż zajmuje się tym procederem. Ma konkubinę w Gdyni na osiedlu domków jednorodzinnych. Kiedyś był dyrektorem firm polonijnych. Powiązany z tymi napadami jest też człowiek mafii, który ma palarnię kawy w Trójmieście – dodaje.

Specjalne grupy policyjne z Niemiec i Polski nie potrafią rozpracować mózgu bandy młotkarzy. Między innymi dlatego, że złodzieje mają swoich ludzi także na wysokich stanowiskach w policji, dzięki układom tzw. Okrągłego Stołu z 1989 roku.

Wszystkie informacje o napadach na jubilerów w Niemczech dokonywanych przez młotkarzy wpływają do centrali policji w Stuttgarcie. Tamtejsi śledczy ustalili, że jeden z policjantów z Berlina przekazywał informacje złodziejom. Założyli mu podsłuch, okazało się, że otrzymywał informacje od innego policjanta ze Stuttgartu z tzw. grupy jubilerskiej, ten zaś miał je od jednego z policjantów z CBŚ w Koszalinie.

Zegarki skupował Ryszard K. z Koszalina i wywoził je do Trójmiasta i Warszawy. Później znalazł zastępcę. Trzymał zegarki w gołębniku. Policja koszalińska o tym wiedziała, ale ani razu nie zrobiła przeszukania. Kanałem przerzutowym w drodze do Warszawy jest Trójmiasto. Część zegarków trafiała do pasera, jubilera R. z Trójmiasta. Policja też o tym wiedziała, ale nie dokonała przeszukań – były oficer za­chod­nio­po­mor­skie­go CBŚ.
Informatorzy z pomorskiego półświatka twierdzą, że część zegarków, a także biżuterii rozprowadzana jest w stolicy wśród znanych publicznie osób, w tym polityków i ich żon, którzy traktują to jako lokatę kapitału. Markowy zegarek kosztuje od tysiąca do kilkudziesięciu tysięcy euro. Te, które kradną młotkarze, są warte z reguły od 10 do 35 tysięcy euro sztuka. Zrabowane przez młotkarzy zegarki trafiają także, jak ustaliła policja, do USA oraz krajów arabskich i Rosji.

Po towar paserzy przyjeżdżają zawsze pociągami. Gdy przewozi się taki towar samochodem, jest większe ryzyko wpadki podczas przypadkowej kontroli policyjnej. Paserzy znają wartość towaru, płacą od ręki – mówi nformator z Pomorza, dobrze znający układy młotkarzy. Plany napadów powstają w Monte Carlo i koło Dijon we Francji. Tam w prywatnych willach Polaków analizuje się zdjęcia sklepów i okolicy, rysuje plan napadu. Mózgiem bandy są czterej mężczyźni – trzech związanych jest z branżą samochodową na Pomorzu środkowym, jeden to oficer CBŚ. Oni dzielą łupy i od nich biorą towar paserzy-hurtownicy. Związany jest z nimi biznesmen warszawski z branży samochodowej i dżudoka z Warszawy, pochodzący z Koszalina – dodaje
Informator opowiada o spotkaniu, do jakiego miało dojść w 1995 r. w Gdańsku, w którym mieli uczestniczyć m.in. Nikodem Skotarczak pseudo Nikoś, zastrzelony potem szef mafii trójmiejskiej, prokurator K. i oficer policji pomorskiej M. Jak twierdzi, był na nim też Edward Mazur.

Odtąd policjant i prokurator jeździli samochodami od Nikosia na „przebijanych blachach”, czyli zmienionych numerach silnika i podwozia, a także zaczęli szczęśliwie wygrywać w jednym z trójmiejskich kasyn gry. Założył je Polak mieszkający w Niemczech, który dorobił się na przemycie papierosów. Ten Polak przywoził z Niemiec w walizkach pieniądze. Dzielono je w mieszkaniu byłego posła BBWR Tadeusza Kowalczyka, który potem zginął w wypadku samochodowym. To właśnie Kowalczyk poręczył za niego, gdy grunt palił mu się pod nogami. O spotkaniach u Kowalczyka podobno posiada informacje Edward Mazur. W mieszkaniu Kowalczyka bywali wówczas niektórzy oficerowie z najwyższego kierownictwa KGP – mówi informator.

Może to mieć związek ze sprawą młotkarzy, ponieważ wymieniony policjant miał z nią zawodowo styczność.

Śledztwo w sprawie młotkarzy ślimaczyło się od początku. Policja działała opieszale. Jak mówi informator, były oficer CBŚ, przez około roku leżały w szafie policyjnej w Koszalinie zegarki o wartości około miliona złotych z napadu na sklep jubilerski w Baden-Baden dokonanego w lipcu 2002 r. A co by było, gdyby ktoś je ukradł? Ponadto na czarnym rynku można było kupić kopie akt postępowania w sprawach dotyczących młotkarzy, które jeszcze nie rozpoczęły się przed sądem i nie mieli do nich dostępu adwokaci. Dzięki temu bandyci mieli ułatwione zadanie.

Mamy oświadczenie świadka złożone w Prokuraturze Okręgowej w Koszalinie o przebiegu napadów – kupiliśmy na czarnym rynku kopie z II tomu akt przesłuchań prokuratury. Krążyły po mieście w cenie 200–300 złotych sztuka. Handlował tym człowiek, który kserował w prokuraturze akta – mówi przedstawiciel polsko-niemieckiej firmy detektywistycznej pracującej dla dużej niemieckiej sieci jubilerskiej. Zastrzega anonimowość.

Prokurator Blaszczyk mówi, że znany jest mu tylko jeden fakt wypłynięcia materiałów ze śledztwa i to jego zdaniem stało się w Niemczech, nie w Polsce. – Inne dokumenty, które krążyły po mieście, udostępniali sami aresztowani sprawcy, którzy mieli wgląd w swoje akta – mówi.

Policja w tej sprawie również zachowywała się dziwnie. Kiedyś informator policyjny przyniósł do komendy policji w Koszalinie około 30 zegarków z napadu, o wartości około pół miliona euro. Policjanci z Wydziału Techniki Operacyjnej zrobili fotografie tych zegarków, po czym informatora wypuszczono i pozwolono sprzedać kradzione przedmioty, bo skarżył się, że zwierzchnicy w bandzie go zabiją – mówi były oficer zachodniopomorskiego CBŚ. Policjanci z wydziału kryminalnego mieli rzekomo kontrolować sprzedaż zegarków i przekazanie pieniędzy zwierzchnikom, ale podobno przez pomyłkę wysłano policjantów w inne miejsce. Zegarki przepadły – dodaje.

Pomysł napadów na jubilerów powstał w Koszalinie na przełomie lat 1995 i 1996 w środowisku dżudoków i zapaśników.

Wynajmowali sale od policji, tam powstała zażyłość z niektórymi funkcjonariuszami. Pionierami napadów byli bracia Wiesław i Dariusz K., bliźniacy. Oni wciągnęli w proceder innych. Działali w całej Europie. Za tym musi stać zorganizowana przestępczość, bo mafia nie zostawi takiego dochodu. Dlatego tak trudno dojść, kim są mocodawcy – mówi były oficer CBŚ.

Schwytano i osądzono w Niemczech i w Polsce już wielu tzw. żołnierzy – wykonawców napadów oraz tzw. brygadzistów, ale o tych, którzy stoją za „brygadzistami”, policji i prokuraturze nic nie wiadomo.

Nie można dojść do „góry”, bo jest dobrze ukryta, rozkazy wydawane są telefonicznie. Pewnie kiedyś okaże się, że szefem jest szanowany nobliwy obywatel – mówi prokurator Ryszard Gąsiorowski z Prokuratury Okręgowej w Koszalinie.

Głównego szefa nie ustaliliśmy. Wciąż zadajemy sobie pytanie, kto za tym stoi – zastanawiają się w koszalińskim CBŚ.

Natomiast prokurator Błaszczyk uważa, że działało wiele grup. Nie stwierdziliśmy, by był jeden szef mafii, który wszystkim kierował.

Paserów też nie ustalono. A są oni ważnym ogniwem w strukturze bandy, mogliby doprowadzić do jej kierownictwa.

Piotr S., były informator Jarosława Marca, zeznał, że jednymi z organizatorów napadów na sklepy jubilerskie w Niemczech byli Jerzy M. pseudonim Bolek i Damian J. pseudonim Koszula. Obaj mieszkali w Berlinie. To właśnie J. zwerbował Piotra S. do gangu. Scenariusz napadów, według Piotra S., był następujący: Jerzy M. z Damianem J. czekali w Berlinie w restauracji Mc Donald`s, aż w nocy przyjadą rejsowym mikrobusem z Gdyni wykonawcy napadu. Na miejscu tłumaczyli im, które zegarki są najbardziej wartościowe, pokazywali sklep jubilerski, na który mieli napaść. Dawali maski, broń, rowery. Jeden ze sklepów w latach 2002–2003 okradli cztery razy. Napadu dokonywało trzech bandytów. Jeden przytrzymywał drzwi i ten był bez maski, dwóch wchodziło do środka, zakładało maski, tłukło młotkami szyby i rabowało zegarki. Wszystko trwało 1–2 minuty. W pobliżu sklepu mieli przygotowane rowery, którymi uciekali. Po drodze porzucali kurtki. Za napad dostawali od 5 do 12 tys. zł na głowę. Towar odbierał Jerzy M. i przemycał do Polski.

Piotr S. i Arkadiusz P. zeznali niemieckiej policji także o innych grupach młotkarzy. Opowiedzieli o 19 osobach (prawie wszyscy są z Gdyni) i dokonanych przez nich 9 napadach w latach 2002–2003.

Na początku sklepy nie były praktycznie zabezpieczone. Banda jechała do Niemiec, z nią specjalista od kradzieży samochodów, tam kradli auto, uderzali nim w wystawę, zbierali co się dało i uciekali.

Gdy jubilerzy niemieccy zaczęli wyposażać sklepy we wzmocnione szyby i kraty i wpadli na pomysł, by przed wejściem do sklepu stawiać blokujące wjazd zabetonowane kwietniki, wtedy bandyci doczepiali drąg do samochodu i tym drągiem wybijali szybę.

Teraz we wszystkich sklepach są przyciski antynapadowe uruchamiane pilotem, w wielu są ochroniarze, dlatego napad przeprowadzano błyskawicznie. Do sklepu wchodził jeden z bandytów, rzekomo klient, elegancko ubrany, miał sprawiać wrażenie dżentelmena, wzbudzać zaufanie. Pracownicy otwierali mu drzwi i wówczas wbiegali za nim dwaj pozostali...

Do procederu włączyli się przestępcy z okolic Gdyni, Gorzowa, Zielonej Góry, Piły, Łodzi. Poszerzono bazę rekrutacyjną. Policja ma sygnały, że werbowani do napadów są Litwini, Łotysze. Młotkarze weszli też na teren Skandynawii, zaczęli rozlewać się po całej Europie.

Z Jarosławem Marcem, który przebywa w nieznanym miejscu, nie udało się nikomu skontaktować. Nikt nie potrafił powiedzieć, gdzie jest. Podobno nie używa obecnie telefonu komórkowego.

http://www.polonikmonachijski.de/108102/108133.html

http://wiadomosci.wp.pl/wid,9238546,wiadomosc.html

http://yelita.pl/artykuly/art/afera-zelazo
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Środa, 6 marca 2019 18:43:31
-3
0 -3
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Afery inwestorów tytoniowych

W okresie Okrągłego Stołu polski rynek tytoniowy wynosił 80-90 miliardów sztuk rocznie. Polska plasowała się w drugiej dwudziestce na świecie w uży­ciu tytoniu na głowę mieszkańca. Cała produkcja leżała w rękach rządu. Z racji dochodowości, rządy w różnych krajach miały monopol tytoniowy od stuleci. Po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku, do Polski powróciło ponad milion repatriantów z USA. Przywieźli ze sobą zwyczaj palenia tytoniu. Ilość uzależnionych wzrosła do tego stopnia, że sanacyjny rząd wprowadził w roku 1926 monopol państwowy, przejmując wszystkie fabryki (za odszkodowaniem). Po II wojnie światowej przemysł tytoniowy od­bu­do­wa­no równocześnie z innymi gałęziami przemysłu.

Na początku lat dziewięćdziesiątych, pod nogami koncernów tytoniowych w USA zaczął palić się grunt. Na światło dzienne przeciekły tysiące wew­nę­trz­nych tajnych dokumentów. W rękach prawników oznaczały one zapowiedź fali przegranych procesów za raka płuc. Koncernom, które przez cztery po­prze­dnie dekady ani razu nie przegrały procesu, groziły bankructwa.

Wtedy to Philip Morris i konkurencja zwróciły oczy na Europę Wscho­dnią. Ich desperacki wzrok przyciągnął Plan Balcerowicza, eks­pe­ry­ment gospodarczy globalnych decydentów.
Każda przekupka w pierwszej kolejności pozbywa się gorszego towaru, oferując niż­szą cenę. Tylko niepoważna przekupka pozbywa się nioski złotych jajek. Takie po­d­sta­wo­we, oczywiste zasady handlu i go­s­po­dar­ki nie są znane absolwentowi gierkowskiej Szkoły Głównej Pla­no­wa­nia i Statystki, a później Wyższej Szkoły Nauk Społecznych przy KC PZPR, Lesz­ko­wi Balcerowiczowi.

Balcerowicz i S-ka zrobili dokładnie odwrotnie: najpierw sprzedali najlepsze wytwórnie tytoniu, pozostawiając małe i niekonkurencyjne (Łódź, Lublin) w rę­kach państwa.

Póniejsza prywatyzacja fabryki w Łodzi była typową w urzeczywistnianiu Planu Balcerowicza. Doprowadzono ją do bankructwa przymusowym brakiem konkurencyjności, umorzono miliony złotych, zaległych skarbowi państwa składek ubezpieczenia społecznego i sprzedano bez przetargu, za grosze. Wkrótce potem otrzymała ona kontrakt ze sprywatyzowanej już wytwórni Philip Morris w Krakowie.

Zastrzelony w stolicy, były minister rządu premiera Jerzego Buzka, po­wią­za­ny z gangsterami z Pruszkowa, Jacek Dębski, swego czasu kierował fa­bry­ką w Łodzi i złożył zawiadomienie o przestępczej próbie przekupienia go przez inną firmę tytoniową (Scandinavian Tobacco), w zamian za od­stą­pie­nie od długoletniej umowy. Łapówkę próbował wręczyć Henrik Jelert, prze­d­sta­wi­ciel Scandinavian Tobacco. Sprawa karna zakończyła się unie­win­nie­niem z czysto technicznych powodów. Jelertowi nie anulowano wizy, ani nie odebrano pozwolenia na pracę w Polsce. Później ten inwestor Planu Balcerowicza zarządzał Duńsko-Polską Izbą Handlową w Warszawie.

Prywatyzacja fabryk tytoniu w Polsce była długim i skomplikowanym pro­ce­sem. Dokładne ustalenie tego, kto i co negocjował, jest niemożliwe.

Za fabryki tytoniowe uzyskano śmiesznie niskie ceny, jak wynika z do­ku­men­tów Philip Morris.

Za Kraków firma była skłonna zapłacić 400-500 milionów USD, a rząd wynegocjował 200 milionów USD za 2/3 wartości. Za fabrykę w Au­gu­s­to­wie, wynegocjowano 80 milionów USD.

Dla porównania, kryptoreklama Marlboro, w filmie Czas Apokalipsy, miała kosztować Philip Morris 200 milionów USD jeszcze w latach sie­dem­dzie­sią­tych. Konkurencyjna firma tytoniowa BAT wyceniła tę reklamę na dwa razy mniej, czyli więcej, niż za całą polską fabrykę dwie dekady później. W archiwach sądowych w USA znajduje się dokument Philip Morris, lista ponad 190 filmów amerykańskich, gdzie nielegalnie płacono producentom filmowym astronomiczne kwoty za reklamy.

Rząd był w wyśmienitej pozycji przetargowej. Wartoć rynku tytoniowego w Polsce szacowana na ponad 4,5 miliarda USD. Dla rynku gwa­ran­to­wa­ne­go (ze względu na nałóg palaczy) ekonomiści przyjmują 10-letni okres spłaty, jako rozsądny. Tak więc polski rynek tytoniowy jest wart ok. 45 mi­lia­r­dów USD. Do tego dochodzi eksport. Doradcy prywatyzacji z prawdziwego zdarzenia, poleciliby ceny poszczególnych wytwórni według procentu udziału w rynku, a nie wartości maszyn i budynków. Philip Morris posiada ok. 30 procent udziału w polskim rynku.

Za fabrykę w Krakowie firma powinna była zapłacić do 14 miliardów, zamiast 200 milionów USD. Przypomnijmy, licząc po dzisiejszych staw­kach, inwestycja Philip Morris spłaciła się po około dwóch …tygodniach.

Przegapiono też fakt, że koncerny już wtedy były zaawansowane w ucieczce z USA, ze zdelegalizowaną w wyniku procesów technologią, co opisywała prasa światowa. W byłym bloku radzieckim koncerny znalazły jakże do­go­d­ne miejsce na kontynuację szkodliwej społecznie produkcji. Sprzedający dochodowe interesy tytoniowe poza zasięgiem zachodniego bicza praw­ne­go przeciw koncernom tytoniowym, miał w tym czasie lepszą pozycję prze­tar­go­wą niż kiedykolwiek w historii tego przemysłu.

Szacunki te oczywiście dotyczą sytuacji, kiedy sprzedaje się kurę znoszącą złote jajka. Tylko po co? Drugie pytanie: dlaczego polskie władze zgodziły się na przyjęcie do kraju koncernów i technologii potępionych na Za­cho­dzie? Skorumpowany rząd przeznaczył na straty nie tylko majątek i miejsca pracy, wypracowane przez naród od II Wojny Światowej, ale i zdrowie oby­wa­te­li.

Rząd nie ochronił polskich pracowników i rolników. Szef Solidarności w Philip Morris w Krakowie, ujawnił, że faktyczne zarobki spadły po przejęciu zakładu przez inwestora obcego (Philip Morris). Z różnych fabryk tytoniowych zwolniono tysiące osób po 3-letnim okresie ochrony. Koncerny przerzuciły się na przemyt z Rosji. Informacje o masowym przemycie do Polski i na Zachód polska prasa podaje prawie codziennie, ale żaden urzędnik nie skojarzył tego faktu z mechanizmem dystrybucji koncernów zachodnich.

Po rzekomym okresie przymusowego zakupu części surowca w Polsce (3 lata), zachodnie koncerny przeszły na masowy przemyt genetycznie modyfikowanego tytoniu z Zimbabwe, Malawi i Brazylii.

Wiedzieli o tym urzędnicy Bujaka, Balcerowicza i w warszawskim Ce­n­trum Onkologii Witolda Zatońskiego (Unia Wolności).

Tajne dokumenty Philip Morris, znajdujące się w archiwach sądowych w USA, ujawniają, że urzędnicy Państwowego Zakładu Higieny, Jan Krzysztof Ludwicki, Kazimierz Karłowski i Elżbieta Andrzejewska, po­ta­jem­nie współpracowali z Philip Morris nad legalizacją środków che­micz­nych dodawanych do papierosów – środków które służą uzależnieniu palaczy. Koncerny dodają potajemnie do tytoniu związki amoniaku, które wzmacniają nikotynę, więc można zmniejszyć jej ilość w papierosie pod­wyż­sza­jąc jednocześnie jej dostarczanie do mózgu palacza. Identyczną metodę stosuje się do wzmacniania narkotyków.

O manipulacji wiedzieli Balcerowicz, Zatoński, Krzaklewski, Buzek i inni politycy.

Balcerowicz zaciągnął potajemnie, w imieniu Polski, parę wie­lo­mi­lio­no­wych pożyczek w Banku
Światowym, w tym pożyczkę na monitorowanie pożyczek! Pożyczki szły na fikcyjne programy, w rzeczywistości lądując w kieszeniach polityków UW. Jedną z nich zaciągnął na programy ochrony zdrowia dla polityków UW.


Zatoński z Centrum Onkologii. Fundował sobie za to prywatne wycieczki zagraniczne. Wycieczka Zatońskiego, Balcerowicza i lobbysty Zagórskiego (dziennikarza “Gazety Wyborczej”) na Wyspy Kanaryjskie, za pieniądze polskich programów zdrowia, jest przykładem ich korupcji. Zastępca Michnika, Piotr Pacewicz, otrzymuje wynagrodzenie od Witolda Zatońskiego za pisanie o sukcesach walki z rakiem, w “Gazecie Wyborczej”.

W 1999 roku, pracownicy Głównego Urzędu Ceł (GUC) przyłapali koncerny tytoniowe na masowym zaniżaniu cła o ponad 200 procent. GUC zaczął domagać się zapłaty zaległego cła (potencjalnie miliardy dolarów), zgodnie z wytycznymi światowej Organizacji Celnej (WCO) w Brukseli, do której Polska należy.

Dzięki ewidentnym łapówkom dla Balcerowicza, tenże, jako minister finansów, wydał rozporządzenie we wrzeniu 1999 roku, oddające ju­rys­dy­kcję nad GUC wiatowej Organizacji Celnej w Brukseli (sic!). Jest to prawny nonsens, ponieważ rozporządzenie zignorowało polski system prawny i administracyjny. Na dodatek, rozporządzenie działało wstecz!

Wkrótce po tym, WCO odwróciło swoje własne wytyczne, zgodnie z którymi GUC żądał zaległości. WCO nakazało Polsce wsteczną legalizację. Dodatkowo, rząd Buzka-Balcerowicza zrzekł się na przyszłość korzystnych dla Polski i polskich rolników stawek ochronnych. W wyniku prezentu Balcerowicza, skarb państwa stracił parę miliardów dolarów i w dalszym ciągu traci setki milionów USD rocznie.

Ministerialnym doradcą Balcerowicza, pozytywnie opiniującym oszu­s­twa finansowe Philip Morris, był Witold Zatoński, z Centrum Onkologii.
Wysocy urzędnicy państwowi, w tym Bal­ce­ro­wicz, wydawali potajemnie zezwolenia na wielomiliardowe transfery pieniędzy za granicę. W ten sposób gotówka uciekała z kraju i nie była inwestowana na miejscu. Dokładnie według potrzeb inwestorów za­gra­nicz­nych, a dokładniej przeciw in­te­re­so­wi społeczeństwa. Jeżeli przemyt w Pol­sce wynosiłby 20 procent z rynku ob­ra­ca­ją­ce­go 4,5 miliarda USD rocznie, to 31-procentowa działka Philip Morris wynosi 280 milionów USD rocznie. Kto po­wie­dział, że nie było pieniędzy na oddłużanie polskich rolników, czy na płace pie­lęg­niarek?

Lobbyci koncernów podstawiali fikcyjnych naukowców i ekspertów w Sej­mie, za wiedzą polityków UW, Balcerowicza i Zatońskiego. Zaniechanie egzekwowania ceł tytoniowych przez szefa GUC, Zbigniewa Bujaka, było najprawdopodobniej rewanżem za jego prezesurę w Fundacji Batory, zanim został szefem GUC. Fundację finansuje George Soros z USA, który posiada inwestycje związane z międzynarodowym przemysłem i prze­my­tem tytoniowym.
W tym miejscu warto podać, że Philip Morris był sponsorem Unii Wolności, par­tii Balcerowicza.

Koncern ten wykorzystywał w Polsce ame­ry­kań­skie przedsiębiorstwo lob­by­sty­cz­ne o nazwie Bur­son Marteller Polska, ul. Smolna 8, Warszawa. Obecnie Bur­son, poprzez swojego pod­wy­ko­naw­cę, pro­wadzi w Polsce lobbing.

Wielomiliardowe oszustwa, ze wsteczną legalizacją przemytu przez Balcerowicza, nie dorównują korupcji w Sejmie. Na dłu­go przed Rywinem, Philip Morris kupił całą polską ustawę tytoniową z 1995 roku. W tajnych dokumentach ujawnionych w amerykańskich sądach, Philip Morris przyznaje się do autorstwa polskiej ustawy. Faktem jest, że w ustawie są dziury prawne powodujące fikcje ochrony zdrowia.

W archiwach sejmowych sponsorem – figurantem tej ustawy jest po­li­tyk Unii Wolności, Witold Zatoński.

Rola Michnika, jąkającego się czarująco na przesłuchaniach tzw. komisji, w tzw. aferze tzw. Rywina, jest mniej czarująca w świetle analizy do­ku­men­tów Philip Morris. Nawet pobieżna analiza artykułów w gazecie Michnika pokazuje, że gazeta jest narzędziem dezinformacji o prywatyzacji.

Koncerny zmniejszają w Polsce produkcję kłamiąc, że spada spożycie i nie mogą konkurować z przemytem. Tymczasem one same organizują ma­so­wy przemyt. Opłacają skorumpowanych dziennikarzy, by rozgłaszali, że koncerny są ofiarą przemytu, a tymczasem przenoszą produkcję na Wschód. Stamtąd organizują przemyt z powrotem do Polski i na Zachód. Tajne dokumenty z procesów USA, jak również raport zakładów fabryki tytoniu w Lublinie (własność skarbu państwa), potwierdzają wartość obecnego przemytu gotowych papierosów na poziomie miliarda USD rocznie.

Niektóre z oszustw koncernów działających w Polsce, opisują szczegółowo pozwy procesów toczących się przed sądem w Brooklynie. Chodzi o pro­ce­sy Unii Europejskiej i gubernatorów kolumbijskich o zwrot kosztów spo­łecz­nych inwestycji zagranicznych, czyli kosztów leczenia raka płuc oby­wa­te­li Europy i Kolumbii. Poza tym, szczegóły oszustw ujawniono w prze­słu­cha­niach brytyjskiej Izby Gmin i w tamtejszej prasie.

O zarzutach masowego przemytu, przedstawionych w sądach w USA, polityk Marian Krzaklewski dowiedział się osobiście przed podpisaniem współpracy z koncernem BAT. Krzaklewski ofiarował koncernowi pieniądze Solidarności. BAT i Solidarność wspólnie otworzyły fundusz emerytalny Zurich Solidarni, z którego później Solidarność usunięto.
Przyczynę milczenia polskiej prasy wy­jaś­nia­ją dokumenty z amerykańskich pro­ce­sów: Philip Morris płaci sko­rum­po­wa­nym dziennikarzom za niepisanie o nich.

Polak, Jan Beffinger, odkrył w 1957 roku, że długoterminowa fermentacja tytoniu po­wo­du­je dużo mniej szkodliwy dym. Metodę tą stosował polski przemysł ty­to­nio­wy przed Balcerowiczem. Kró­t­ko­trwa­łe podsuszenie w piecach Philip Mor­ris, po polskiej prywatyzacji, po­wo­du­je bardziej szkodliwy dym. Już w latach pięć­dzie­sią­tych była z tego powodu na Za­cho­dzie fala przypadków raka płuc, trzy razy więcej niż w Polsce. Dodawanie zalegalizowanych środków chemicznych zwiększa szkodliwość. Ponownie temat jest przemilczany przez tzw. wolną prasę.

Publikacja oszustw koncernów tytoniowych leży w interesie społeczeństwa polskiego. Przede wszystkim powinna posłużyć reformie polityki in­wes­ty­cyj­nej nowego rządu.

Egzekucja zaległego cła za tytoń i papierosów z przemytu może przynieść miliardy dochodów. Skarb państwa powinien je przeznaczyć na cele socjalne, oddłużanie rolników i inne cele w interesie Narodu, np. pożyczki niskoprocentowe dla małych i rodzinnych przedsiębiorców, by odwrócić proces zubożania i dekapitalizacji społeczeństwa polskiego.

Sprawy przeciw Balcerowiczowi, Buzkowi, Zatońskiemu, Krzaklewskiemu i innym politykomkryminalistom, zamieszanym w oszustwa tytoniowe, po­win­ny być priorytetem.. Ma to znaczenie nie tylko propagandowe i spo­łecz­ne, ale pomoże ujawnić i dochodzić pieniędzy skradzionych spo­łe­czeń­stwu.

Sprawy kryminalne powinny dotyczyć wszelkich oszustw, w tym pry­wa­ty­za­cji zakładów tytoniowych bez przetargu, wstecznej legalizacji prze­my­tu przez Balcerowicza w 1999 roku, dopuszczania do miliardowego przemytu gotowych papierosów przez Bujaka, przekupstwa prasy i tak dalej.

Papierosy i tytoń to szkodliwy społecznie, ale bardzo duży dział gospodarki. Postępowe państwa zabraniają reklam tytoniu i palenia w miejscach nawet marginesowo publicznych i zwalczają koncerny tytoniowe.

To, co politycy i ekonomiści zachodni uznali za inwestycyjne szambo, przygarnął Balcerowicz i S-ka.

Afery tytoniowe zachodnich koncernów w Polsce, uwypuklają poza tym problem odcięcia informacji zza granicy i niskiego poziomu polskich intelektualistów, skoro nie potrafili się połapać w oczywistych i otwarcie dyskutowanych na Zachodzie oszustwach tytoniowych. Obecnie nie reagują na skorumpowany system prawny, który umożliwia koncernom produkcję bardzo szkodliwych, zabronionych na Zachodzie papierosów.

Pomimo przedstawienia informacji przez Kulowskiego, przywódcy jednej z partii opozycyjnych, nie było na ten temat debaty w Sejmie. Miejmy na­dzie­ję, że wyjaśnienie tej patologii politycznej wkrótce samo wyjdzie.

Mirosław Kulowski jest powodem w procesie o skorumpowanie polskich programów zdrowia przez partię Balcerowicza, który toczy się przed Try­bu­na­łem Praw Człowieka w Strasburgu. Kulowski przedstawił trybunałowi kopie dokumentów koncernów tytoniowych dotyczących Polski.

Afery inwestorów tytoniowych || Wolne Media

NIEDOPOWIEDZIANA HISTORIA AMERYKI. EKSPERYMENT W TUSKEGEE


http://yelita.pl/artykuly/art/afery-inwestorow-...
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Środa, 6 marca 2019 22:48:13
-3
0 -3
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Krucjaty - samoobrona Zachodu. Jak sfałszowano historię krzyżowców

Barbarzyńskie poczynania muzułmanów w Jerozolimie skłoniły chrześcijan do obrony Ziemi Świętej.

Papież Urban II powiedział 27 listopada 1095 r. w Clermont do biskupów i możnych z całej Europy: „Jerozolima jest teraz w rękach wrogów Chrystusa. Oczekuje na wyzwolenie i nie można zwlekać z udzieleniem jej pomocy. Bóg powierzył wam, Frankom, największą chwałę rycerską wśród wszystkich narodów. Z tego powodu gorliwie podejmijcie tę wyprawę dla odkupienia waszych grzechów i bądźcie pewni nagrody nieprzemijającej chwały w Królestwie Niebieskim”. „Bóg tak chce” – zapewnił na koniec.

To wezwanie dało początek epoce wypraw krzyżowych. Ich legenda ożywiała w ciągu wieków wiarę i wyobraźnię ludzi Zachodu, budząc dumę i podziw dla męstwa, wytrwałości, pobożności i poświęcenia rycerzy z krzyżami na tunikach okrywających kolcze zbroje. Potem nadeszła epoka wstydu za nich. Może czas przestać się wstydzić...

https://superhistoria.pl/sredniowiecze/95605/krucjaty-s...
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Środa, 6 marca 2019 22:49:49
-3
0 -3
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Tragedia templariuszy. Odkłamana historia obrońców chrześcijaństwa

W 2001 r. odkryto w tajnych archiwach watykańskich tzw. pergamin z Chinon, który jest dowodem na to, że papież na sam koniec oczyścił templariuszy. Powinni więc oni zostać zrehabilitowani w oczach świata - mówi Michael Haag, badacz dziejów krzyżowców, autor książki „Tragedia templariuszy. Powstanie i upadek państw krzyżowców".

PIOTR WŁOCZYK: Jak wyglądała Wielkanoc 1119 r. w Ziemi Świętej?

MICHAEL HAAG: To był bardzo smutny czas dla tamtejszych chrześcijan. Królestwem Jerozolimskim wstrząsnął wówczas potworny mord. Grupa 700 pielgrzymów – mężczyzn i kobiet – wyruszyła z Jerozolimy w kierunku rzeki Jordan. Ludzie ci byli kompletnie bezbronni. Niemiecki kronikarz Albert z Akwizgranu podał, że podróżowali oni „w radości i z dobrym sercem”, gdy natknęli się na wojska Fatymidów z Askalonu...

Muzułmanie nie znali litości?

Nie. Trzystu pielgrzymów zostało zamordowanych, wielu wzięto do niewoli. Ten mord przelał czarę goryczy. Król Baldwin II postanowił stworzyć „żandarmerię”, która ochraniałaby pielgrzymów.

https://superhistoria.pl/sredniowiecze/89501/Tragedia-t...
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Czwartek, 7 marca 2019 10:06:20
-3
0 -3
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Sędzia społecznie szkodliwy? Werdykt w/s blokady legalnej manifestacji musi budzić nasz sprzeciw!

Pewien warszawski sędzia uznał, iż fizyczne blokowanie legalnych manifestacji środowisk narodowych nie jest czynem społecznie szkodliwym, a w konsekwencji uniewinnił 40 osób, które 15 sierpnia 2017 roku zablokowały legalny przemarsz ulicami Warszawy grupy chcącej uczcić zwycięstwo Wojska Polskiego nad Bolszewikami w 1920 roku. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości - werdykt wydany przez wspomnianego sędziego jest niezwykle groźny dla wizerunku polskiego wymiaru sprawiedliwości. Legalizuje zupełnie oczywiste łamanie prawa, a dodatkowo dyskryminuje ludzi o odmiennych poglądach.



Przypomnijmy - 15 sierpnia 2017 roku grupa kilkudziesięciu osób postanowiła zablokować organizowany przez środowiska narodowe całkowicie legalny przemarsz ulicami Warszawy, którego celem było uczczenie zwycięstwa Wojska Polskiego nad Bolszewikami w 1920 roku. Na wysokości skrzyżowania ulicy Chmielnej i Foksal, będąc na oficjalnej trasie przemarszu, wspomniana grupa zablokowała dalszy pochód wykrzykując: "Warszawa wolna od faszyzmu" oraz "Faszyzm jest nielegalny". W efekcie musiała interweniować policja, która po kilku minutach ściągnęła z jezdni wszystkich protestujących.





Konsekwencja całej sprawy było skierowanie do sądu przez policję wniosków o ukaranie 40 osób na podstawie art. 52 kodeksu wykroczeń, który penalizuje "przeszkadzanie lub usiłowanie przeszkodzenia w organizowaniu lub w przebiegu niezakazanego zgromadzenia".

Finał okazał się być kompletnie zaskakujący. Jak donosi "Gazeta Wyborcza" prowadzący postępowanie sędzia Łukasz Biliński stwierdził, że: "blokowanie organizacji o takim dorobku i historii jak Młodzież Wszechpolska czy ONR nie jest czynem społecznie szkodliwym" i uniewinnił wspomniane 40 osób!

To nic, że marsz był zgłoszony, zarejestrowany i całkowicie legalny. To nic, że do czasu zablokowania przez wspomnianą grupę 40 osób, przebiegał on bez zakłóceń i zgodnie z planem. To nic, że część polskiego społeczeństwa identyfikuje się z poglądami o charakterze narodowym i nie są one w żaden sposób prawnie zakazane. Sędzia Biliński postanowił "zalegalizować" zupełnie oczywiste złamanie prawa, a jednocześnie zachęcił do stosowania takich nielegalnych praktyk w przyszłości.



W kontekście powyższego pojawia się pytanie: Czy pobicie osoby głoszącej niepopularne (ale zupełnie legalne) poglądy też będzie można podciągnąć pod czyn społecznie nieszkodliwy? Co z hejtem wobec mniejszości (np. politycznych)? Czy fakt, że z jakąś grupą utożsamia się tylko co 50. Polak będzie a priori legalizował kierowane wobec tej grupy publiczne obelgi? Niestety, ale wyrok sędziego Biliński jest niezwykle groźny dla wizerunku polskiego systemu prawnego. Pozostaje mieć nadzieję, że nie uchowa się on w apelacji, a jego autora najdzie odpowiednia refleksja.

Źródło: Sąd: blokowanie marszów narodowców nie jest społecznie szkodliwe (Wyborcza.pl)
Źródło: Piotr Wolski (Twitter.com)

http://niewygodne.info.pl/artykul9/04759-Sedzia-spoleczn...
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Czwartek, 7 marca 2019 22:56:27
-2
0 -2
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Polacy przepraszają Brytyjczyków za Tuska

Był okres, kiedy lewackie media przekonywały wszystkich, że nasi rodacy, którzy wyemigrowali do Wielkiej Brytanii za pracą psują Polsce i Polakom opinię. Jednak nikt nam tej opinii nie zszargał tak jak obecny „król Europy” Donald Tusk. Drodzy przyjaciele Brytyjczycy macie stuprocentową rację nazywając Tuska w waszych mediach: gangsterem za trzy grosze, aroganckim łobuzem, diabelnym euromaniakiem, żenującym głupim arogantem, protekcjonalnym pacanem. Jednak porównywanie Tuska do Ojca Chrzestnego, don Vito Corleone jakiego dokonał ukazujący się na Wyspach dziennik „The Sun” uważamy za całkowicie chybione i niepotrzebnie nobilitujące tego euromaniaka, aroganta i pacana. W Tusku jest tyle z Vito Corleone, co trucizny w zapałce. Musicie zrozumieć, że Tusk nie jest i nigdy nie był polskim politykiem. Kongres Liberalno-Demokratyczny, czyli partia, w której rozpoczynał swoją polityczną karierę na początku lat 90. ubiegłego wieku była finansowana przez niemiecką CDU. Tusk nie jest żadnym Ojcem Chrzestnym, ale zwykłym fryzjerczykiem i lokajem Angeli Merkel, której wiernie służy, za co obsypywany jest przez Berlin medalami. To za wierną służbę Niemcom otrzymał stanowisko przewodniczącego Rady Europy, a po ostatniej podwyżce zarabia 32700 euro miesięcznie stając się najlepiej zarabiającym na świecie politycznym chłopcem na posyłki. Musicie wiedzieć Drodzy Brytyjczycy, że Donald Tusk tak jak wam, szkodzi również Polsce i Polakom. Obrazowo można powiedzieć, że jest takim doskonale wytresowanym owczarkiem niemieckim spuszczanym ze smyczy i szczutym na każdy kraj, który wskażą mu jego niemieccy mocodawcy. Także za każdym razem, kiedy mówicie lub piszecie o Tusku pamiętajcie, że jego prawdziwą i jedyną ojczyzną są Niemcy, którym już niemal od trzydziestu lat wiernie służy. Dodawanie przy wymienianiu jego nazwisku słowa Polak jest dla nas krzywdzące, obraźliwe i zwyczajnie nieprawdziwe. Mimo wszystko przepraszamy was za haniebne zachowanie Tuska, choć z takimi przeprosinami powinni jako pierwsi pospieszyć jego właściciele Niemcy.

Tekst ukazał się w „Warszawskiej Gazecie”


Źródło: http://niepoprawni.pl/blog/kokos26/polacy-przeprasza...

©: autor tekstu w serwisie Niepoprawni.pl | Dziękujemy! :).
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Piątek, 8 marca 2019 10:37:09
-3
0 -3
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Polska w zakresie praw kobiet jest przykładem dla naprawdę wielu państw, które uchodzą za "postępowe" i "nowoczesne"

http://niewygodne.info.pl/artykul8/04042-Postepowa-jak-w...
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Piątek, 8 marca 2019 10:40:47
-3
0 -3
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
afer cd

Afery i Skandale Muchy

W 2011 roku wywołała skandal, zasiadając w komisji zdrowia, jako posłanka PO.

Tłumaczyła w partyjnej gazetce, jak najefektywniej wydawać pieniądze na leczenie Polaków. Ma rewolucyjne pomysły, np. nie widzi sensu w robieniu operacji biodra u 85-latka, gdy taka osoba "nie chodzi i nie będzie chodzić, bo się nie zrehabilituje". I w ogóle starsi ludzie to kłopot, bo "chodzą do lekarza co dwa tygodnie dla rozrywki".
Ciekawe czy miała na myśli również swoich rodziców?!
Odpowiedzialna za Aferę w Ministerstwie Sportu.

Ministerstwo Sportu mogło wykorzystać ponad sześć milionów złotych niezgodnie z przeznaczeniem. Jak podała TVN24, zamiast na promocję Euro 2012 oraz piłki siatkowej, resort wydał je na koncerty Madonny i Coldplay oraz słynny już "mecz na wodzie" Polska-Anglia. Takie wątpliwości w swoim raporcie przedstawia Najwyższa Izba Kontroli.

Joanna Mucha nie zgadza się z zarzutami Najwyższej Izby Kontroli o niezgodnym z przeznaczeniem wykorzystaniu rezerwy finansowej resortu na Euro 2012 i upowszechnianie siatkówki wśród dzieci i młodzieży. Na konferencji prasowej w Warszawie Mucha poinformowała, że rezerwa miała dotyczyć wszystkich imprez testowych Stadionu Narodowego.
Koncert Madonny

Koncert Madonny odbył się 1 sierpnia 2012 roku na Stadionie Narodowym. Budził kontrowersje ze względu na termin - 68. rocznicę wybuchu powstania warszawskiego.

Z raportu NIK wynika, że koncert zakończył się finansową katastrofą. Zamiast zysku, przyniósł 4,8 mln zł strat. Głównym powodem było to, że NCS nie znalazł sponsora dla imprezy.

Brytyjska grupa rockowa Coldplay zagrała w stolicy 19 września 2012 roku. Październikowy mecz eliminacji mistrzostw świata 2014 był przekładany ze względu na deszcz, który całkowicie zalał murawę Stadionu Narodowego. Ostatecznie odbył się dzień później (17 października 2012 r).
Afera Euro 2012

Premie wypłacone przez minister Joannę Mucha, zostały przyznane za przygotowania i pracę przy projekcie Euro 2012.

Szef spółki PL.2012 Marcin Herra otrzymał dokładnie 1.330.436 złotych, a wiceprezes Andrzej Bogucki 1.307.713 złotych.

Rzecznik PL.2012+ Mikołaj Piotrowski mówi, że premie zostały wypłacone zgodnie z umowami. Rada nadzorcza spółki pozytywnie oceniła realizację projektu przygotowań do Euro i przeprowadzenie samego turnieju. "Te pięć lat pracy i sukces Euro został wyceniony na około milion trzysta tysięcy złotych. Jeżeli porównamy stopień zaawansowania tego projektu, wyzwania, ryzyka, problemy które się pojawiały, a finalny rezultat to jest to kwota jak najbardziej uzasadniona" - mówi IAR rzecznik PL.2012+.

Pani minister żaliła się, że najchętniej nie wypłacałaby gigantycznych premii prezesom od Euro 2012, ale nic nie może zrobić. Winą obciążała swoich poprzedników na tym stanowisku. Okazuje się, że nie jest od nich lepsza. Dała nową pracę prezesom spółki PL.2012 – Herrze i Boguckiemu.

Obaj – pod szyldem nowej spółki PL.2012+ – będą zarządzać Stadionem Narodowym. Zarobią po 29 tys. zł miesięcznie. To jednak nie wszystko. Podczas, gdy w normalnych firmach wypłaca się premie od zysku, Herra i Bogucki dostaną premie... od straty.

Na 2013 rok rząd założył, że Stadion Narodowy przyniesie aż 21 mln zł strat. Nowi prezesi premie dostaną za każdy wynik lepszy niż ten założony. Jeśli straty będą o milion mniejsze, czyli wyniosą 20 mln zł na minusie, Herra i Bogucki podzielą się jedną czwartą tej "zmniejszonej straty". Dostaną więc po 125 tys. zł. Jeżeli założoną stratę zmniejszą o 5 mln zł – dostaną 750 tys. zł do podziału. A jeśli o 10 mln zł – podzielą się okrągłym milionem złotych! Resort sportu przekonuje, że to uczciwe zasady i że w ten sposób motywuje nowych szefów Stadionu.
Absurdalna reforma sportu…!!!

Na konferencji prasowej Mucha odtrąbiła wielki sukces. Dumna z nowych zasad przyznawania pieniędzy obwieściła nawet... - Dnia 29 stycznia 2013 roku w polskim sporcie skończył się komunizm.
To było nic innego, jak PR-owa zagrywka. Sporty podzielono na kilka grup. Najważniejsza jest złota, gdzie znalazły się sporty, w których mamy największe szanse na olimpijskie medale. Czy mogą liczyć na zwiększone nakłady? Nic z tych rzeczy, bo poziom finansowania został bez zmian, a w niektórych przypadkach nawet go obniżono o 10%!
Wszystkie dyscypliny z innych grup straciły jeszcze większe pieniądze. Niektóre nawet całkowicie przestaną być finansowane przez ministerstwo sportu.
Miała być rewolucja, a zamiast tego mamy cięcie kosztów i wpadkę Joanny Muchy !
Skandal w Sejmie 12.07.2013r.

Na pytanie dziennikarza Przemysława Szubartowicza z PR -”Dziś było bardzo gorąco w Sejmie. Pani kiedyś była szefową parlamentarnego Zespołu Przyjaciół Zwierząt. Jak pani dzisiaj głosowała w sprawie uboju rytualnego? Odpowiedziała:
Głosowałam tak jak rząd, bo jestem członkiem gabinetu, więc nie wyobrażam sobie, żebym mogła inaczej głosować, ale muszę przyznać, że z ciężkim sercem.
Była całkiem spora grupa rzeczywiście posłów Platformy, którzy albo nie głosowali, albo wstrzymali się, albo głosowali inaczej niż rząd, ale jednak jestem członkiem tego rządu, jeśli to jest przedłożenie rządowe, to nie wyobrażam sobie, żebym mogła głosować inaczej.

Tak wypowiada się hipokrytka minister Mucha która dla poprawy swojego wizerunku w mediach zapisała się do parlamentarnego Zespołu Przyjaciół Zwierząt ale z czasem zasłona obłudy opadła bo 12.07.2013 roku zagłosowała za legalizacją w Polsce ...barbarzyńskiego mordu rytualnego zwierząt..!!!!

A co oznaczają jej słowa „...jeśli to jest przedłożenie rządowe, to nie wyobrażam sobie, żebym mogła głosować inaczej.” - inaczej niż rząd. Rodzi się więc pytanie a gdyby rząd głosował nad kolejnym rozbiorem Polski czy wysyłką Polaków do łagrów czy obozów zagłady?

To minister Mucha oczywiście by ...poparła taką ustawę!

Gdzie jest też humanizm i miłosierdzie posłanki Muchy dla zwierząt???

Drugim skandalem w Sejmie w tym samym dniu było głosowanie posłanki Muchy (PO) za odrzuceniem poprawki do uchwały wołyńskiej w sprawie nazwania jej ludobójstwem oraz przeciwko uchwaleniu 11 lipca Dniem Pamięci Ofiar Zbrodni Wołyńskiej!

Posłanka szokuje: Starsi ludzie chodzą do lekarza dla rozrywki
PiS chce dymisji Joanny Muchy. Chodzi m.in. o organizację koncertu Ma­don­ny
Minister Mucha nie zgadza się z zarzutami NIK
Krystyna Pałka o Joannie Musze: Pani minister w ogóle nie orientuje się, na czym polega biathlon
NIK: pieniądze na koncert Madonny wydano niegospodarnie. Błaszczak: Mucha powinna podać się do dymisji

Rozmowa dnia: Joanna Mucha - Polskie Radio - polskieradio.pl
Mucha była "przyjaciółką zwierząt", głosowała za ubojem
Joanna Mucha kontrolowana przez CBA

http://yelita.pl/artykuly/art/afery-i-skandale-...
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Piątek, 8 marca 2019 10:42:42
-2
0 -2
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Agrotechnika

Zespoły Usługowo-Wytwórcze Agrotechnika − polska spółka zajmująca się handlem artykułami spożywczymi oraz sprzętem komputerowym. Była to pierwsza duża spółka nomenklaturowa w Polsce - znana jako Afera Agrotechniki.
Jej działaczem był m.in Waldemar Pawlak. Jej ostatnim prezesem a następnie likwidatorem był Zyg­fryd Kielarski - jednocześnie pier­wszy prezes towarzystwa u­bez­pie­cze­nio­we­go Polisa SA.

Została założona w 1984 roku przez działaczy ko­mu­nis­tycz­ne­go Związku Młodzieży Wiejskiej oraz oficerów Wojskowej A­ka­de­mii Technicznej. Znaleźli się w niej ludzie nie tylko związani z ów­czes­nym komunistycznym sy­ste­mem partyjnym, ale także mło­dzi dzia­ła­cze ludowi. Z po­cząt­ku zaj­mo­wa­ła się han­dlem (głównie eksportem) artykułów spożywczych. W 1984 r. zysk A­gro­tech­ni­ki wynosił 3,6 mln zł.

W kolejnych latach, korzystając z kredytu Banku Światowego spółka zaczęła sprowadzać do Polski części komputerowe z zachodu mimo że kraje zachodnie zrzeszone w organizacji CoCom wprowadziły embargo na sprzęt elektroniczny wysyłany do krajów socjalistycznych. W 1986 roku, dzięki eksportowi komputerów (w większości do ZSRR) zysk spółki wyniósł 688 mln zł, eksport spółki był ściśle kontrolowany przez radzieckie KGB.

Wokół spółki zrobiło się głośno w połowie 1987 r., kiedy Dziennik Telewizyjny podał, że jej pracownicy zarabiają nawet po kilka milionów miesięcznie (średnia płaca wynosiła wtedy ok. 15 tys.). W spółce prze­pro­wa­dzo­no wtedy nadzwyczajną kontrolę NIK.
27 kwietnia 1991 Jan Bury zawarł w i­mie­niu komunistycznego Związku Młodzieży Wiejskiej umowę darowizny z Andrzejem Gąsiorowskim, reprezentującym głośną później spółkę Art-B (Afera Art-B). Związek oddawał 51 proc. udziałów Agrotechniki w zamian za darowiznę na cele statutowe Związku Młodzieży Wiejskiej. Agro­tech­ni­ka ostatecznie zbankrutowała w 1992.
edług Jana Burego nie ma nic dziw­ne­go w tym, że Agro-Technika prowadziła transakcje z szefami Art-B. – To byli biznesmeni na topie, bywali u prezydenta, premiera, ministrów. Pie­nią­dze zostały przekazane na cele statutowe Związku Młodzieży Wiejskiej – mówi. I jed­no­cześ­nie zapewnia, że nie pamięta szczegółów tamtej transakcji. Co się stało z pie­nię­dzmi przekazanymi ZMW na „cele spo­łecz­ne"? Do dziś nie wiadomo.
Tygodnik Newsweek ujawnił, że w 1997 roku PKO BP zainwestowało ponad 3 mln zł w firmę Agro-Technika, której u­dzia­łow­ca­mi byli J.Bury i R. Sobiecki. Podobno akcje, kupione przed wejściem PKO BP do Agro-Techniki, były trzy razy tańsze niż te kupione przez bank, a za to dawały pięć razy więcej głosów na walnym zgro­ma­dze­niu.
Smaczkiem w spawie jest to że dla starych działaczy ZMW, Jan Bury zawsze był synem ”tego” Burego, Józefa, działacza PZPR, wiceministra pracy, płac i spraw socjalnych w rządzie Jaruzelskiego”.

Kim są naprawdę ludzie PSL?

Wiceszef PSL robił dziwne interesy z Art-B

Tak się robi biznesy

Panie Pawlak, Pan mówi o hipokryzji i kłamstwie? | salon24

http://yelita.pl/artykuly/art/agrotechnika
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Piątek, 8 marca 2019 17:47:57
-3
0 -3
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Piotrusia Pańcia strajkuje

https://dorzeczy.pl/kraj/24071/Piotrusia-Pancia-st...
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Sobota, 9 marca 2019 20:37:46
-3
0 -3
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Amber Gold

Amber Gold Sp. z o.o. – przedsiębiorstwo finansowe z siedzibą w Gdańsku, powstałe w 2009 roku. Zostało założone przez Marcina Plichtę. Był głównym udziałowcem linii lotniczych OLT Express.

Amber Gold to jednocześnie jedna z największych afer w Polsce po 1989 roku, korzystająca z parasola ochronnego, koalicji rządowej PO – PSL.
Założycielem przedsiębiorstwa Amber Gold był gdańszczanin Marcin Plichta (ur. 1984). W latach 2005–2009 był on kilkakrotnie skazywany przez sądy polskie za oszustwa, jednak wymierzane wobec niego kary pozbawienia wolności za każdym razem były warunkowo za­wie­sza­ne (żadna kara nie została wykonana).

27 stycznia 2009 została zarejestrowana przez Sąd Rejonowy Gdańsk-Północ w Gdańsku Grupa Inwestycyjna Ex Sp. z o.o., która 27 lipca 2009 zmieniła nazwę na Amber Gold Sp. z o.o. Firma, podająca się za pierwszy dom składowy w Polsce zajmujący się składowaniem metali szlachetnych, inwestowała w złoto i inne kruszce, a także oferowała klientom kontrowersyjne lokaty w złoto, srebro i platynę, podpisując z nimi tzw. „umowy składu”. Logo firmy przedstawia karawakę tzw. krzyż morowy z XVI wieku, chroniący przed zarazą.
Komisja Nadzoru Fi­nan­so­we­go ostrzegała, że Amber Gold nie posiada zezwolenia KNF na wykonywanie czyn­ności bankowych, w szcze­gól­no­ści na przyjmowanie wkładów pieniężnych w celu obciążania ich ryzykiem.

Od 2 lipca 2012 Agencja Bezpieczeństwa Wew­nę­trzne­go prowadziła, zlecone jej przez Prokuraturę Okręgową w Gdańsku, śledztwo w sprawie wpro­wa­dze­nia w błąd klientów firmy co do zabezpieczenia ich lokat zakupem złota oraz podejrzenia prania brudnych pieniędzy.

13 sierpnia 2012 zapadła decyzja o likwidacji spółki i zamknięciu jej oddziałów, a także o wypowiedzeniu wszystkim klientom przedsiębiorstwa obowiązujących umów depozytów towarowych.

Marcinowi P. postawiono szereg zarzutów, m.in. poświadczenia nieprawdy, nieskładanie sprawozdań finansowych spółki, działalność kantorową bez wpisu do rejestru i działalność bankową bez zezwolenia. Równocześnie liczne zarzuty niedopełnienia obowiązków postawiono pracownikom gdańskich urzędów skarbowych oraz sądów (według nich niesłusznie). Postępowanie dyscyplinarne (później umorzone) wszczęto także wobec prokuratora, który zaakceptował wniosek o dobrowolne poddanie się karze przez Marcina P. we wcześniejszych sprawach gospodarczych.

20 września 2012 Sąd Rejonowy Gdańsk-Północ na posiedzeniu niejawnym ogłosił upadłość likwidacyjną spółki Amber Gold Sp. z o.o.

W opublikowanym w 2013 roku raporcie Komitet Stabilności Finansowej zauważył, że wyłudzenie pieniędzy przez Amber Gold od ponad 11 tys. osób było możliwe m.in. dzięki zaniechaniom ze strony instytucji publicznych, wskazując przede wszystkim na Prokuraturę Rejonową Gdańsk- Wrzeszcz, Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, ABW oraz CBŚ oraz część banków współpracujących z Amber Gold.

Poniżej prezentujemy kalendarium ważniejszych faktów dotyczących Amber Gold.

Grudzień 2009 r.

- KNF zawiadomiła Prokuraturę Rejonową w Gdańsku, że Amber Gold może prowadzić działalność bankową bez odpowiedniej licencji. Prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa, nie dopatrując się znamion przestępstwa. KNF odwołała się od tej decyzji i sąd nakazał prokuraturze ponowne zajęcie się sprawą.

Sierpień 2010 r.

- Prokuratura rejonowa umorzyła śledztwo. Po kolejnym zażaleniu złożonym przez KNF sąd uznał, że śledczy mają jednak podjąć dochodzenie. Postępowanie dot. ewentualnych nieprawidłowości związanych z działalnością Amber Gold z zawiadomienia KNF w lipcu 2012 r. przejęła Prokuratura Okręgowa w Gdańsku.

2011 r.

- Amber Gold przejęła większościowe udziały w dwóch polskich liniach lotniczych OLT Jetair oraz Yes Airways - powstała marka OLT Express.

6 maja 2012 r.

- Bank Gospodarki Żywnościowej zawiadomił ABW o podejrzeniu "prania pieniędzy" przez Amber Gold. W połowie czerwca zawiadomienie to ABW przekazała Prokuraturze Okręgowej w Gdańsku.

28 czerwca 2012 r.

- Prokuratura Okręgowa w Gdańsku wszczęła śledztwo ws. "dopuszczenia od września 2010 r. do 15 maja 2012 r. w Gdańsku, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w kwocie łącznej 25 milionów zł przez wprowadzenie w błąd nieustalonych osób w ten sposób, iż wpłacane przez kontrahentów kwoty na zakup złota i zabezpieczenia w ten sposób lokat oraz gwarantowanych odsetek, w rzeczywistości wydatkowano na inne przedsięwzięcia o charakterze gospodarczym i niezwiązane z taką działalnością". Kodeks karny przewiduje za to karę do 10 lat więzienia.

- W ramach śledztwa dot. Amber Gold prokuratura sprawdza też podejrzenie "prania brudnych pieniędzy" przez spółkę, analizuje w śledztwie wnioski od klientów Amber Gold, dot. podejrzenia niekorzystnego rozporządzenia mieniem przez firmę.

2 lipca 2012 r.

- Prokuratura Okręgowa w Gdańsku powierzyła Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego śledztwo w sprawie wprowadzenia w błąd klientów Amber Gold co do zabezpieczenia ich lokat zakupem złota oraz podejrzenia "prania brudnych pieniędzy".

13 lipca 2012 r.

- Amber Gold złożyła do Sądu Okręgowego w Warszawie pozew przeciwko KNF, która wcześniej umieściła spółkę na liście ostrzeżeń publicznych. Zdaniem przedstawicieli Amberu, KNF swoimi działaniami naruszyła wiarygodność i renomę firmy.

26 lipca 2012 r.

- OLT Express ogłosił, że zawiesza wszystkie rejsy regularne.

27 lipca 2012 r.

- Urząd Lotnictwa Cywilnego zawiesił bezterminowo koncesję lotniczą spółce OLT Express Regional z grupy OLT Express.

- Spółka Amber Gold poinformowała, że wycofuje się z inwestycji w linie lotnicze OLT Express z powodu zablokowania przychodów ze sprzedaży biletów OLT przez operatora płatności.

- Wniosek o upadłość złożyła firma OLT Express Regional.

31 lipca 2012 r.

- Linie lotnicze OLT Express zawiesiły przeloty czarterowe na trasach zagranicznych.

1 sierpnia 2012 r.

- Spółka OLT Express Poland złożyła wniosek o upadłość, a ULC zawiesił koncesję spółki. Kilka dni później holenderski inwestor Panta Holdings poinformował, że kupił od Amber Gold niemieckie towarzystwo lotnicze OLT Express Germany (w 2011 r. AG przejęła niemiecką firmę OLT i przemianowała ją na OLT Express Germany). Okazało się też, że ze spółką OLT Express współpracował pracujący w Porcie Lotniczym w Gdańsku syn premiera, Michał Tusk. O współpracy ze przewoźnikiem Michał Tusk opowiedział w wywiadzie dla trójmiejskiej "Gazety Wyborczej".

3 sierpnia 2012 r.

- Prezes Amber Gold poinformował, że jego spółka nie ma technicznej możliwości wypłaty pieniędzy z depozytów swoich klientów. Podał też, że spółka złożyła w Prokuraturze Okręgowej w Gdańsku zawiadomienie o "podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez funkcjonariuszy publicznych, pracowników Komisji Nadzoru Finansowego i Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego". Szef Amber Gold oświadczył, że ABW prowadziła przeciw jego firmie akcję o kryptonimie Ikar. Jako dowód przedstawił dziennikarzom rzekomą notatkę ABW w tej sprawie. ABW oświadczyła, że to fałszywka i złożyła w tej sprawie zawiadomienia do prokuratury.

6 sierpnia 2012 r.

- Marcin P. zapowiedział, że od 7 sierpnia Amber Gold zacznie wypłacać klientom ich pieniądze, a wypłata może potrwać 3 dni robocze.

8 sierpnia 2012 r.

- Spółka poinformowała, że zacznie wypłacać zaległe wypłaty z zakończonych lokat. Zapewniła, że "posiada wystarczający majątek do zaspokojenia i spłaty wszystkich swoich zobowiązań". Pracownicy oddziałów AB nie udzielają jednak informacji, czy pieniądze są przelewane.

- Tego dnia Marcin P. był przesłuchiwany w prokuraturze w związku ze złożonym przez niego doniesieniem na Komisję Nadzoru Finansowego i na ABW.

9 sierpnia 2012 r.

- Prokurator generalny Andrzej Seremet zwrócił się do prokuratur apelacyjnych w całym kraju o informacje o śledztwach wobec tzw. parabanków.

10 sierpnia 2012 r.

- W Prokuraturze Okręgowej w Gdańsku powołano specjalny zespół ds. Amber Gold.

- Resort sprawiedliwości zwrócił się do gdańskiego sądu o wyjaśnienia ws. wyroków skazujących, które kiedyś zapadły wobec Marcina P.

13 sierpnia 2012 r.

- Spółka poinformowała, że zapadła decyzja o likwidacji Amber Gold Sp. z o.o. z siedzibą w Gdańsku.

- Jedna z kancelarii prawnych poinformowała, że przygotowuje pozew zbiorowy przeciw Amber Gold. Inna podała, że przygotowuje pozew zbiorowy przeciw Skarbowi Państwa - domaga się odszkodowania za zaniechania instytucji państwowych.

- "Gazeta Wyborcza" podała, że w marcu małżeństwo P. wydało 50 mln zł z pieniędzy Amber Gold Sp. z o.o. na założenie nowej spółki - Amber Gold S.A.

14 sierpnia 2012 r.

- Głos w sprawie Amber Gold zabrał premier Donald Tusk, który poinformował m.in., że w opinii ministra sprawiedliwości to kurator sądowy, który zajmował się sprawą właściciela Amber Gold, nie dopełnił swoich obowiązków. Premier zapowiedział też posiedzenie Komitetu Stabilności Finansowej - z jego udziałem.

Tusk pytany przez dziennikarzy, czy doszło do konfliktu interesów w przypadku jego syna Michała Tuska, który jednocześnie pracował dla OLT Express i gdańskiego lotniska, odpowiedział, że to nie jego syn jest głównym negatywnym bohaterem sprawy Amber Gold. Podkreślał, że nie wydaje mu się, aby działania jego syna były działaniami na czyjąkolwiek szkodę.

16 sierpnia 2012 r.

- Funkcjonariusze ABW, na zlecenie Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, przeszukiwali pomieszczenia spółek oraz innych obiektów mających związek z Amber Gold; śledczy szukali dokumentacji finansowej związanej m.in. z zakupem i sprzedażą złota (faktury, rachunki, certyfikaty oraz inne dokumenty dotyczące płatności).

- Posiedzenie Komitetu Stabilności Finansowej. KSF postuluje m.in. zaostrzenie kar dla firm oferujących usługi finansowe bez zezwolenia, a także za oszustwa i fałszowanie dokumentów.

- Sąd Rejonowy Gdańsk-Północ wszczął z urzędu postępowanie dotyczące wpisu do Krajowego Rejestru Sądowego spółek, w których członkiem zarządu lub członkiem rady nadzorczej jest Marcin P., prezes Amber Gold - ciąży bowiem na nim kilka wyroków w zawieszeniu za oszustwa, a według Kodeksu spółek handlowych członkiem zarządu lub rady nadzorczej nie może być osoba skazana prawomocnym wyrokiem za przestępstwa przeciwko mieniu. Zakaz taki trwa pięć lat od dnia uprawomocnienia się wyroku.

- Resort sprawiedliwości skierował do Prokuratury Okręgowej w Gdańsku zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez kuratora sądowego, który dozorował szefa Amber Gold Marcina P.

17 sierpnia 2012 r.

- ABW zakończyło przeszukania pomieszczeń związanych z Amber Gold - śledczy zabezpieczyli 57 kg złota, kilogram platyny oraz mniej niż kilogram srebra. Ponadto zabezpieczono dane teleinformatyczne oraz ok. 500 segregatorów, w których znajdowały się faktury i przelewy związane z działalnością poszczególnych firm.

- Prokuratura Okręgowa w Gdańsku postawiła sześć zarzutów prezesowi Amber Gold, dotyczą one prowadzenia bez zezwolenia działalności bankowej, prowadzenia działalności gospodarczej polegającej na kupnie i sprzedaży wartości dewizowych bez wpisu do rejestru działalności kantorowej, posłużenia się fałszywymi potwierdzeniami przelewów na kwotę 50 mln zł podczas rejestracji spółki przed sądem. Marcin P. jest też podejrzany o niezłożenie sprawozdania finansowego spółki za lata 2009, 2010 i częściowo 2011 r., do czego się przyznał.

- Producent filmu o Lechu Wałęsie w reż. Andrzeja Wajdy poinformował, że spółka Amber Gold nie będzie już sponsorem filmu.

- Poinformowano, że Prokuratura Okręgowa w Gdańsku ma przejąć od Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Śródmieście postępowanie sprawdzające dotyczące zawiadomienia o możliwości działania na szkodę majątkową spółki Port Lotniczy Gdańsk przez Michała Tuska. Zawiadomienie takie złożył prezes stowarzyszenia "Stop Korupcji" Tomasz Kwiatek.

20 sierpnia 2012 r.

- Prokuratura Okręgowa w Gdańsku rozpoczęła sprawdzanie, czy złoto znalezione podczas przeszukania siedzib spółek i miejsc mających związek z działalnością firmy Amber Gold było przechowywane na potrzeby jej klientów.

- Port Lotniczy w Gdańsku zabezpieczył samolot należący do OLT Express. Maszyna typu ATR 42 została zatrzymana na lotnisku w Gdańsku na poczet długów przewoźnika, który złożył wniosek o upadłość 31 lipca. Nieznane są wartość samolotu ani wysokość długów linii wobec lotniska.

- Wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak poinformował, że spółka Amber Gold w 2010 r. zarejestrowała się jako dom składowy. Została jednak wykreślona z rejestru prowadzonego przez resort gospodarki, gdy kontrola wykazała, że prezes firmy był karany.

- Minister sprawiedliwości Jarosław Gowin zapowiedział, że do końca sierpnia będzie gotowy projekt nowelizacji przepisów, który umożliwi sądowi rejestrującemu spółkę automatyczny dostęp do Krajowego Rejestru Karnego na temat osób, które mają zasiadać we władzach spółki.

- Gdańska prokuratura okręgowa przekazała prokuratorowi generalnemu Andrzejowi Seremetowi informacje o biegu postępowania i ustaleniach w śledztwie ws. spółki Amber Gold. W piśmie śledczy poinformowali o biegu postępowań i poczynionych ustaleniach.

- Prezes Portu Lotniczego im. Lecha Wałęsy w Gdańsku Tomasz Kloskowski oświadczył, że Michał Tusk nie ujawniał tajemnic portu prezesowi spółki Amber Gold, właścicielowi OLT Express.

- Media informują, że Marcin P. w sprawie linii lotniczych OLT Express miał się kontaktować z jednym trójmiejskich biznesmenów, powiązanym z nieżyjącym gangsterem Nikodemem S. ps. Nikoś. Z ustaleń "GW" wynika, że klient-rekordzista powierzył Amber Gold 3,2 mln zł.

21 sierpnia 2012 r.

- Prokuratura Generalna i resort sprawiedliwości analizują akta dotyczące wszystkich postępowań organów ścigania i sądów ws. Amber Gold i jego szefa Marcina P.

- Do gdańskiego sądu wpłynęły cztery wnioski o ogłoszenie upadłości Amber Gold spółka z.o.o. Wnioski złożyli wierzyciele. Sąd ustanowił tego dnia w spółce tymczasowego zarządcę, który jako jedyny może podejmować decyzje majątkowe w tej firmie.

22 sierpnia 2012 r.

- Rzecznik dyscyplinarny Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku wszczął postępowanie wyjaśniające wobec prokurator z Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz, która wcześniej zajmowała się działalnością Amber Gold z zawiadomienia Komisji Nadzoru Finansowego z 2009 r.

- PiS, SLD i SP domagają się powołania komisji śledczej ws. Amber Gold. Do Sejmu z wymaganą liczbą podpisów trafił jeden projekt - autorstwa PiS. PO uważa, że na obecnym etapie sejmowa komisja śledcza ws. Amber Gold nie jest potrzebna, bo byłaby tylko "polityczną hucpą".

- Prezes Sądu Okręgowego w Gdańsku zwrócił się do Rzecznika Dyscyplinarnego dla Kuratorów Zawodowych z wnioskiem o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego wobec dwóch kuratorów sądowych dozorujących Marcina P.

23 sierpnia 2012 r.

- Ustanowiony przez sąd zarządca przymusowy w spółce Amber Gold, mec. Józef Dębiński, powiedział, że do 5 października ma przedstawić sądowi sprawozdanie z działań i informacje o majątku spółki. Dodał, że jego sprawozdanie będzie miało dla sądu decydujące znaczenie przy podejmowaniu postanowienia o dalszych losach spółki, m.in. o tym, czy zostanie ogłoszona jej upadłość i jaka to będzie upadłość.

24 sierpnia 2012 r.

- Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów uznał w zakończonym postępowaniu, że reklamy publikowane przez Amber Gold nie wprowadzały klientów w błąd.

- Sąd oddalił wniosek OLT Express Poland o ogłoszenie upadłości, bo spółka nie ma środków na pokrycie kosztów postępowania, które przekraczają 5 mln zł. Tymczasem majątek spółki wynosi 800 tys. zł.

27 sierpnia 2012 r.

- Prokurator generalny Andrzej Seremet poinformował, że będzie wnioskował o dymisję szefa Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz w związku ze sprawą Amber Gold. Mówił też, że konieczne są zmiany systemowe, aby chronić obywateli przed innymi parabankami. Wskazał, że wiele faktów świadczy o "niedoskonałości" pracy prokuratury w sprawie Amber Gold.

28 sierpnia 2012 r.

- Rzecznik dyscyplinarny Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku wszczął postępowania wyjaśniające dotyczące działań kolejnych pięciu prokuratorów, zajmujących się w przeszłości sprawami związanymi z działalnością spółki Amber Gold i jej prezesa Marcina P.

- Prokurator Wojciech Szelągowski z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku poinformował, że zabezpieczono dwie prywatne nieruchomości należące do szefa Amber Gold Marcina P., warte ok. 1,7 mln zł. Szelągowski mówił, że majątek został zabezpieczony na poczet ewentualnych kar i grzywien, które mogą zostać w przyszłości orzeczone wobec Marcina P.

29 sierpnia 2012 r.

- Gdańska prokuratura okręgowa postawiła zarzut oszustwa znacznej wartości szefowi Amber Gold Marcinowi P., za co grozi do 15 lat więzienia. Wystąpiła też do sądu z wnioskiem o trzymiesięczny areszt. Wniosek o areszt dla Marcina P. Sąd Rejonowy Gdańsk-Południe rozpatrzy na niejawnym posiedzeniu 30 sierpnia.

- W prokuraturze stawił się gdański biznesmen Mariusz O., o którym media pisały, że jest powiązany ze sprawą Amber Gold oraz Marcinem P. Biznesmen złożył w prokuraturze zawiadomienie, w którym stwierdził, że doniesienia mediów były nieprawdziwe, a od czasu publikacji odbiera telefony z pogróżkami od osób podających się za klientów Amber Gold. Prokuratura zaproponowała mu ochronę, Mariusz O. odmówił.

Do tego dnia do prokuratury zgłosiło się łącznie 2990 klientów Amber Gold, którzy twierdzą, że zostali poszkodowani na 181 mln 904 tys. 599 zł.

30 sierpnia 2012 r.

- Sąd zdecydował, że Marcin P. trafi za kratki na trzy miesiące.

- Premier Donald Tusk i prokurator generalny Andrzej Seremet mają przedstawić w Sejmie informację o działaniach instytucji państwowych w sprawie spółki Amber Gold.

- Sejm zajmie się też projektem uchwały PiS ws. powołania komisji śledczej ds. Amber Gold.

20 września 2012

Sąd Rejonowy Gdańsk-Północ na posiedzeniu niejawnym ogłosił upadłość likwidacyjną spółki Amber Gold Sp. z o.o.

Zagadki związane z Amber Gold.

- Jakimś dziwnym trafem referentka w I Urzędzie Skarbowym w Gdańsku zapomniała wpisać spółkę Amber Gold do systemu Poltax, który ewidencjonuje podatników biznesowych (po ujawnieniu tych zaniedbań zmieniła pracę; dlatego – jak tłumaczy rzecznik Izby Skarbowej – nie może ponieść odpowiedzialności dyscyplinarnej). Amber Gold był jedną z większych gdańskich firm, siedzibę spółki i Izbę Skarbową dzieli pięć minut spaceru. Dzięki temu Amber Gold przez kilka lat mógł się rozwijać nie niepokojony przez skarbówkę.

- Amber Gold nie był przekrętem działającego w pojedynkę Plichty, tylko grupy na tyle wpływowej, by zapewnić piramidzie parasol ochronny. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego zakładała, że Amber Gold był pralnią pieniędzy, być może mafijnych. – Pieniądze wręcz wylewały się z firmy – mówił wtedy „Newsweekowi” jeden z agentów ABW zajmujących się sprawą ( prokuratura z Bydgoszczy prowadziła postępowanie w sprawie ujawnienia przez niego informacji ze śledztwa).

- Skoro wszyscy w Amber Gold czują się niewinni i bezpieczni, to tym bardziej można być pewnym, że włos z głowy nie spadnie urzędnikom, którzy przez nieudolność, błędy albo zaniechania przyczynili się do uruchomienia procederu na masową skalę. A potem, kiedy imperium Plichty zaczęło się walić, dali mu kilka tygodni na zrobienie porządków (od wstrzymania wypłat w Amber Gold do zatrzymania Plichty minął prawie miesiąc).

- Dokumenty z postępowania upadłościowego tę tezę wydają się potwierdzać. Amber Gold rozrzutnie i notorycznie przepłacał towary i usługi. Za biuro w Gdańsku czy miejsca parkingowe dla licznych służbowych samochodów płacił według stawek warszawskich, choć w Trójmieście jest prawie o połowę taniej. Pośrednik, który pomógł spółce Amber Gold kupić nieruchomość za kilka milionów, dostał za to ponad 800 tys. zł prowizji, kilkanaście razy więcej, niż wynosi zwyczajowa stawka.

- Śledczy muszą wyjaśnić, czy tego typu transakcje to tylko niegospodarność szastającego cudzymi pieniędzmi Plichty, czy może jednak coś więcej. Jeśli bowiem Amber Gold był pralnią pieniędzy, to kluczowe jest pytanie, czyje pieniądze prał – na pewno nie samego Plichty, który jak wynika z danych KRS, przed założeniem Amber Gold był bankrutem

- Według opinii biegłych, do której dotarli dziennikarze RMF FM, Marcin P. działał sam. Specjaliści z firmy Ernst&Young ocenili, że prezes Amber Gold najprawdopodobniej nie miał mocodawców i nikt nie wsparł pieniędzmi jego biznesu.

Analiza opracowana przez Ernst&Young Audyt Polska trafiła do łódzkiej prokuratury pod koniec 2013 roku. Ma ona m.in. służyć do ustalenia faktycznych źródeł finansowania działalności Amber Gold oraz sposobu i poziomu osiąganych przez spółkę zysków. Nad opinią pracowało 28 ekspertów. Do jej treści dotarli dziennikarze RMF FM. Na czyje zlecenie była opracowana ta ekspertyza i kto za nią zapłacił? Ernst&Young potrafi się jak mało kto cenić?

- Zastanawiające jest to jak 28 - letni Maciej Plichta vel Stefański, człowiek z 6 wyrokami w zawieszeniu między innymi za wyłudzenia w ramach spółki Multikasa, a także za wyłudzenia kredytów na podstawione osoby może przez ponad 3 lat być szefem spółki, która gromadzi bez zezwolenia wkłady tysięcy podatników przynajmniej na sumę 80 mln zł, w sytuacji kiedy przynajmniej klika instytucji powinno wiedzieć o jego kryminalnej przeszłości.

- Jak to się dzieje, że gdańska prokuratura mimo doniesienia Krajowego Nadzoru Finansowego w 2009 roku umarza postępowanie wobec Amber Gold, a po odwołaniu się do sądu przez KNF i uchyleniu tego umorzenia, zajmuje się ponowie sprawą dopiero po upływie ponad 2 lat?

- Jak to jest możliwe, że 3-krotnie skazanego Marcina Plichtę przez blisko 3 lata dzielnie wspiera prezydent Gdańska – Paweł Adamowicz (PO), a spółka Amber Gold jest głównym sponsorem wielu inicjatyw kulturalnych, sportowych i społecznych samorządu miasta Gdańska?

- Jak to jest możliwe, że Andrzej Wajda przyjmuje kilka milionów złotych od takiego sponsora na swój film o Wałęsie, choć wszystko wskazuje na to, że te pieniądze mogą pochodzić z oszczędności gromadzonych "na czarną godzinę"??przez starszych ludzi.

- Na te wszystkie pytania nie ma odpowiedzi, ba większość tych pytań w ogóle nie pada a dziennikarze mediów głównego nurtu jak ognia boją się poruszania tematu Tuska i jego syna w związku z aferą Amber Gold.
„Gazeta Polska Codziennie” dotarła do dokumentów dotyczących współpracy Michała Tuska z liniami lotniczymi OLT Express, których właścicielem była spółka Amber Gold. Co ciekawe, syn premiera w czerwcu 2011 roku dopytywał, jaki wpływ na losy OLT miałby ewentualny upadek złotego imperium. W tym czasie wobec firmy Marcina Plichty tajne działania prowadziła ABW.

Michał Tusk już w 2011 roku starał się o pracę w OLT Express. Zabiegał również o wypłatę należności widniejących na fakturze wystawionej 15 czerwca br. Mejl w tej sprawie został wysłany z adresu et42@wp.pl, w polu „nadawca” widniało nazwisko „Józef Bąk”, a odbiorcą był Jarosław Frankowski, dyrektor zarządzający OLT Express.

Syn premiera z racji swojej współpracy miał dostęp do poufnych danych OLT Express. I właśnie w związku z tą współpracą i jednoczesną pracą na gdańskim lotnisku, którego właścicielem jest skarb państwa, Stowarzyszenie Stop Korupcji złożyło zawiadomienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez Michała Tuska, który miał działać na szkodę spółki Port Lotniczy Gdańsk sp. z o.o.

W listopadzie 2011 r. syn premiera jako dziennikarz „GW” przeprowadził wywiad z Marcinem Plichtą, prezesem Amber Gold. Kilka tygodni później Michał Tusk zgłosił się do niego z propozycją współpracy.

Kilka miesięcy po pierwszej rozmowie Michała Tuska z Marcinem Plichtą na temat pracy w OLT Express w gdańskim hotelu Hilton doszło do spotkania Marcina Plichty, prezesa Amber Gold, Jarosława Frankowskiego, dyrektora zarządzającego OLT Express, prezesa gdańskiego lotniska, oraz Adama Skoniecznego, kierownika analiz ekonomicznych i marketingu portu lotniczego w Gdańsku.

Michał Tusk był drugim, po Jarosławie Frankowskim, człowiekiem poleconym do pracy w OLT Express przez władze portu lotniczego.

Aviarail, firma Michała Tuska, została założona 15 marca 2012 r. W tym samym dniu podjął on współpracę z OLT Express. Według informacji „Codziennej” syn premiera zastrzegł, że umowa musi być podpisana z OLT, a nie ze spółką Amber Gold, wokół której – co podkreślał – narosło wiele kontrowersji.

Dopiero później, już po podpisaniu umowy z OLT Express, Michał Tusk podjął pracę w gdańskim Porcie Lotniczym im. Lecha Wałęsy.

Prokuratura w związku z tą aferą wykonała ogromną pracę aby nie przedstawić zarzutów karnych Michałowi Tuskowi jako synowi Donalda Tuska – Premiera RP.

Amber Gold

Nikt nie pomagal Marcinowi P. w uruchomieniu Amber Gold

Marcin Plichta, szef Amber Gold, ma sześć wyroków w zawieszeniu

Nowe śledztwo w sprawie Amber Gold. Urzędniczka nie wpisała spółki do systemu podatkowego

ZUS zostawił w OLT 2 mln. Winni afery AG są w skarbówce

Zwolniona dyscyplinarnie wicedyrektor Izby Skarbowej w Gdańsku: "Jes­tem ofiarą Amber Gold"

Prokurator od sprawy Marcina P. uniewinniona w "dyscyplinarce"

Raport o Amber Gold: władze reagując szybciej, uchroniłyby tysiące osób

http://tvn24bis.pl/informacje,187/klienci-amber-g...

Klienci Amber Gold wpłacili 851 mln zł, spółka kupiła złoto za 10 mln zł

Marcin Plichta: Tusk sam się do nas zgłosił

Oszust z Amber Gold i Adamowicz to sąsiedzi

http://yelita.pl/artykuly/art/amber-gold
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Niedziela, 10 marca 2019 16:58:00
-3
0 -3
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Brudziński i pół ela Dulkiewicz…

…czyli śledztwo obywatelskie



Miłosiernie wpierw pragnę uprzedzić, że tekst będzie opierał się głównie na dygresjach – zatem będzie się składał ze zdań podrzędnie złożonych, owej zmory maturzystów (z których potem otrzymamy magistrów wszelkiego autoramentu, w tym nawet magistrów – inżynierów, ale też przecież np. lekarzy czy sędziów i i to nie piłkarskich – o których radzeniu sobie z ową zmorą mamy codzienne, jakże fikuśne, żeby nie powiedzieć rozpaczliwe, bądź też bolesne przykłady), a jako że mamy właśnie niedzielę (wprawdzie dopiero co wykluwającą się z jajka czasu dobowego, czyli zaledwie co? niedzielkę?) i przeciętne szare komórki są „na ostatnich nogach” (stąd pomysł na dzień odpoczynku) – a więc pragnę uprzedzić, że będzie się „trudno czytało” i lepiej sobie dać spokój, a nie katować umysł daremnym wysiłkiem zrozumienia go (tego tekstu mianowicie). No ale są bystrzacy i to do nich.



Bystrzakiem jest z pewnością Brudziński, który jak to bystrzak lubi jajcarstwo i się nim chwalić. Toteż poszedł on i tym razem w tym kierunku, zamiast… ale po kolei. Nie byłoby oczywiście Brudzińskiego (w tym tekście), gdyby nie pół Ela Dulkiewicz. A nie byłony pół Ela Dulkiewicz gdyby nie – i tu zaczynamy śledztwo obywatelskie! No bo tak: jak na taką wymęczoną kampanią Dulkiewicz to pół ela jest stanowczo za dużo, a pić z psiapsiółkami to z kolei nie ten trunek. Tyle że flaszek było więcej (na tym monitoringu), bo doszły te cole. Cole były ponoć trzy i tu mamy już punkt zaczepienia, ale najpierw rozważmy tego zaczepistego ochroniarza (tego od monitoringu, nie tego od Dulkiewicz, bo on ci był z kolegami; dwoma). Ochroniarz z Biedronki jest tu ciekawy, bo gdyby nie on nie byłoby tych wpisów Brudzińskiego na twisterze. Otóż ów OzB to albo ochroniarz-geniusz, albo ochroniarz- zazdrośnik (i jak to zazdrośnik – wkurzony). Pierwsze wykluczmy, bo geniusz nie marnowałby się po biedronkach: pomyślcie – wpada do takiej Dulkiewicz, a ten nie dość, że pierwszy raz ją tam widzi, to jeszcze rozpoznaje i śledzi? No. Po wykluczeniu co zostaje? Tak jest: OzB widzi ją tam nie pierwszy raz i dlatego jest wkurzony (i zazdrośny) - znowu ona po pół Ela, a te jej goryle pilnują, co by nie stłukła po drodze, bo ma te cole przecież dodatkowo. Teraz proste liczono: goryle trzy, cole trzy. Pół Ela na trzech? Pomalutku; na trzech goryli i to z colą, patent medalowy: balonik nie wykaże za cholerę. Nie chodzi o nawalenie się, tylko o wdzięczność – Dulkiewicz, jak to płeć słabsza, chyba nie jest od tego (znaczy od niej, tej wdzięczności)? Ta słabość może ją zgubić, ale znowu Brudziński i to jego jajcarstwo. Brudzi ma z tym tu jajcarstwem alibi: mu nie zależy. No jak ma mu zależeć, kiedy z namaszczenia na następcę stał się kandydatem na emigranta. Wprawdzie lukratywnego: cztery lata nic nieróbstwa za ciężką forsę przy zero zmartwień… tylko ta ambicja urażona. Więc sobie odpuszcza.



Co odpuszcza Brudzi? Ano doniesienie do prokuratury. Że mianowicie jest domniemanie. Czego?

Płacenia kartą. Służbową. Dlaczego kartą? No Dulkiewicz aż taka wdzięczna chyba powodu nie ma (żeby być). Za własne to nawet w Gdańsku żaden bonza nie zapłaci, Adamowicz dowodem, a ona w końcu wychowanka… Jakby Brudzińskiemu nie zwisało, to by się nie wygłupiał na twitterze, tylko spełnił swą powinność, w końcu nadzoruje te wszelkie nieprawidłowości (a płacenie kartą służbową za wódkę z zagrychą dla goryli to nawet przestępstwo jest); z gorylami, byłoby gorzej, bo się wyprą, że użyli (do tego podlewania, nawet kwiatków, pies z nimi tańcował zresztą, ciężki zawód), ale zakup udokumentowany! Na taśmie! OzB nagrał (i kto wie, który to raz).



Taka aferka. Samorządowa. Się kroiła, ale Brudzi sobie odpuścił. No to pogonimy mu kota. W niedzielę. Jajcarstwo? – też potrafimy, a co!


Źródło: http://niepoprawni.pl/blog/civilebellum/brudzinski-i...

©: autor tekstu w serwisie Niepoprawni.pl | Dziękujemy! :).
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Poniedziałek, 11 marca 2019 06:49:07
-3
0 -3
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Wczoraj w centrum Kijowa doszło do zamieszek wywołanych przez ukraińskich nacjonalistów w ramach tak zwanego dnia gniewu. W ten sposób chcieli oni "zaprotestować przeciwko korupcji w ukraińskim przemyśle zbrojeniowym", w którą osobiście może być zamieszany prezydent Petro Poroszenko. O czym już pisaliśmy: https://prawy.pl/101251-czy-banderowski-prezyde... Są ranni. Zarówno demonstranci, jak i blokujący pochód policjanci.

https://prawy.pl/101286-ukraincy-nacjonalisci-w...
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Poniedziałek, 11 marca 2019 20:19:20
-3
0 -3
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
„Żydokomuna to obraźliwe określenie.” Agnieszka Holland wybiela komunizm i staje w obronie stalinowskiego tatełe

Agnieszka Holland jest jednym z głównych bohaterów najnowszej książki Krystyny Naszkowskiej pt. „My, dzieci komunistów”. W rozmowie z autorką żydowska reżyser i córka stalinowskiego działacza wybiela komunizm i próby odebrania Polsce niepodległości.

Holland wywodzi się z żydowskiej rodziny, która – jak zaznacza sama reżyser – jeszcze przed 1920 rokiem aktywnie wspierała działania bolszewickie w budowaniu na polskiej ziemi tzw. Judeopolonii, czyli państwa dwóch narodów: żydowskiego i polskiego. Pierwszy zabrał w tej sprawie głos publicysta rosyjsko-żydowski z Odessy, Żabotinskij, który w szeregu artykułów począł dowodzi konieczności uznania na terytorium Królestwa Polskiego dwóch równorzędnych narodowości — żydów i Polaków, i pierwszy użył nazwy Judeo-Polonji. W ten sposób koncepcja teryłorjalno-państwowa żydowska przetworzyła się w eksterytorialno-narodową – czytamy w Pamiętniku Pierwszego Walnego Zjazdu Zjednoczenia Polaków Wyznania Mojżeszowego Ziem Polskich...

https://wprawo.pl/2019/03/11/zydokomuna-to-obraz...
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Poniedziałek, 11 marca 2019 20:20:10
-3
0 -3
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Polska nie ma dla nich żadnej wartości! Żydowskie organizacje w Polsce chcą eurokołchozu. Powtórka z XX-lecia międzywojennego?

Niestety. Przez wieki nic nie uległo zmianie. Zdecydowana większość żydowskich organizacji w Polsce oficjalnie opowiada się po stronie opozycji kroczącej w jednym szeregu z esbecją, ubecją, hochsztaplerami, alfonsami, a zwłaszcza komunistycznymi zdrajcami, tym samym wykrzykując to, o czym sami przekonują nas od wieków, że „Polska nie ma dla nich żadnej wartości”. Dlaczego media przemilczają temat? Czyżby obleciał ich strach przed potężnym przemysłem Holocaustu i pałką antysemityzmu, którą uderza się we wszystkich tych, którzy demaskują polonofobiczne postawy?...

https://wprawo.pl/2017/08/24/polska-nie-ma-dla-n...
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Poniedziałek, 11 marca 2019 20:24:49
-2
0 -2
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Wielki i zapomniany "żołnierz bezdomny". Ks. Bolesław Stefański, jedyny kapłan, dowódca oddziału "Żołnierzy Wyklętych"

Ks. Bolesław Stefański był jedynym kapłanem dowódcą oddziału podziemia powojennego i pierwszym kapłanem katolickim skazanym po wojnie na karę śmierci za tę działalność - mówił dziennikarz portalu wPolityce.pl Tomasz Plaskota w programie „Siódma 9” w Poranku Rozgłośni Katolickich.

https://wpolityce.pl/historia/436314-ks-stefanski-j...
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Wtorek, 12 marca 2019 09:36:15
-3
0 -3
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
„Gdy bolszewicy byli blisko Warszawy, niemal każdy więzień twierdził to samo: ‚Będę bronił ojczyzny do ostatniej kropli krwi’”. Wspomnienia żydowskiego złodzieja, którymi zachwycił się Melchior Wańkowicz. [WIDEO]

https://niezlomni.com/gdy-bolszewicy-byli-blisko-war...
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Wtorek, 12 marca 2019 09:39:31
-3
0 -3
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
afer cd

Amer Bank

W latach 90-tych Julia Tymoszenko prała pieniądze w warszawskim banku, kierowanym przez byłego wice-prezesa FOZZ - Amer Bank.
Julia Wołodymyriwna Tymoszenko (ur. 27 listopada 1960 w Dnie­pro­pe­tro­w­sku) – ukraińska polityk, doktor eko­no­mii, była wicepremier, premier Ukrainy od 24 stycznia do 8 września 2005 oraz ponownie od 18 grudnia 2007 do 11 ma­r­ca 2010. Jest liderką partii Bat­ki­w­sz­czy­na oraz Bloku Julii Ty­mo­sze­n­ko.

Przed rozpoczęciem kariery politycznej z sukcesami pracowała w branży energetycznej, stając się jedną z najbogatszych osób w państwie. W 2005 po zwycięstwie pomarańczowej rewolucji została pierwszą kobietą na sta­no­wi­sku premiera Ukrainy. Bez powodzenia kandydowała w wyborach pre­zy­den­c­kich w 2010 i 2014.

Już w połowie lat 90-tych ta ukraińska dama przelewała lewą kasę na ko­n­ta bankowe w banku AmerBank w Warszawie.

Kasa szła na konta Petra Kyryczenki, finansowego doradcy ówczesnego pre­mie­ra Ukrainy Pawło Łazarenko. Petro Kyryczenko nie tylko otworzył kon­to bankowe w Warszawie, został także na krótko aresztowany pod zarzutem nielegalnego posiadania broni, która była użyta do popełnienia przestępstwa. Ale Kyryczenko szybko z Polski wyjechał. Prawdopodobnie był dobrze chroniony przez kogo należy. Były to już czasy prezydentury Ale­ksan­dra Kwaśniewskiego.

W sumie przez warszawskie konto bankowe Kyryczenki w AmerBanku przepłynęło około 150 milionów dolarów, jedna trzecia tej sumy po­cho­dzi­ła z kont spółek Julii Tymoszenko.

Kiedy Łazarenko i Kyryczenko już dobrze nakradli, schowali się w USA i po­pro­si­li tam o azyl polityczny. Kyryczenko podkablował swojego szefa A­me­ry­ka­nom i Łazarenko dostał 8 lat więzienia za pranie brudnych pieniędzy w USA. W 2012 roku wyszedł z więzienia i nadal się chowa, podczas kiedy amerykański wymiar sprawiedliwości zastanawia się komu oddać 250 mi­lio­nów dolarów, zamrożonych na jego kontach.

W połowie lat 90-tych Łazarenko robił z Julią biznesy gazowe i inne. Na­kra­dli sporo, około 500 milionów ówczesnych dolarów. Julia nauczyła się biz­ne­su podczas romansu z naszym dobrym znajomym Wiktorem Pin­czu­kiem, kasjerem Aleksandra Kwaśniewskiego.

Łazarenko i Julia reprezentowali tzw. klan dniepropetrowski, do którego należą np. inni nasi dobrzy znajomi, panowie oligarchowie Ihor Ko­ło­moj­ski i Gennady Bogolubow, ojcowie chrzestni OLT Express.

Klan dniepropetrowski walczył od zawsze z klanem donieckim (Rinat Achmetow), przy okazji padały trupy, tak jak w filmach o Al Capone. To tłu­ma­czy nienawiść Janukowicza do Tymoszenko. Nienawiść gangstera do gangstera.

Dlaczego Petro Kyryczenko otworzył konto bankowe akurat w AmerBanku? AmerBank (Bank Amerykański w Polsce) bank był pierwszą instytucją "zagraniczną", która dostała licencję NBP, już w 1989 roku. Czytelnikom serialu "Goodbye ITI" nie trzeba wyjaśniać co to oznacza ...

Ale przypomnijmy tylko, że długoletnim prezesem banku był Marek Gadomski, była prawa ręka Grzegorza Żemka w FOZZ. W swojej bogatej karierze zawodowej Gadomski nadzorował zagraniczne placówki Banku Handlowego, pracował też w libańskiej filii banku oraz w Bank Handlowy International SA w Luksemburgu, wraz z Żemkiem, za którym przeszedł do FOZZ.
W czerwcu 2012 roku Kwa­śnie­w­ski wraz ze swo­im socjalistycznym kompanem Patem Cox'­em odwiedził w wię­zie­niu Julię Ty­mo­sze­n­ko. In­ter­na­u­ci sko­men­to­wa­li to wówczas nas­tę­pu­ją­co (cytat):

"koledzy po fachu odwiedzili złodziejkę".

Widać, że Ukraina jest tak fajna jak Polska

Tymoszenko dzieliła się kasą z Łazarenko także poprzez konta
w Pol­sce:
Walka polityczna na Ukrainie, już dawno wykroczyła poza granice tego kraju. Jednym z jej nowych przejawów jest decyzja podjęta 1 pa­ź­dzier­ni­ka 2008 r przez byłego premiera Ukrainy Pawła Łazarenko o powrocie do amerykańskiego zakładu karnego w związku z obawą o swoje życie.

Przeszłość biznesowa i polityczna łączy Pawła Łazarenkę z Julią Ty­mo­sze­n­ko. Oboje pochodzą z Dniepropietrowska. We wrześniu 1995 roku został wicepremierem, a od sierpnia 1996 roku do sierpnia 1997 zajmował sta­no­wi­sko premiera Ukrainy. Uważa się, że objęcie tej posady zawdzięczał on prezydentowi Leonidowi Kuczmie, który po wygranych wyborach w 1994 roku otaczał się ludźmi z Dniepropietrowska. Stąd nazwa "Klan Dnie­pro­pie­tro­w­ski", którą w połowie lat 90 często wykorzystywano dla określenia bu­do­wa­ne­go na Ukrainie sytemu oligarchicznego. W tamtym czasie "Klan Dnie­pro­pie­tro­w­ski" był najpotężniejszą grupą biznesowo - polityczną. La­tem 1997 roku oskarżono Łazarenkę o korupcję. Jednak zdaniem nie­któ­rych ekspertów, prawdziwym motywem odwołania Łazarenki były zbyt duże ambicje polityczne i ekonomiczne. Kuczma obawiał się konkurencji pre­mie­ra i zdecydował się na rozbicie "Klanu Dniepropietrowskiego".

Działalność biznesowa byłego premiera była związana przede wszystkim z handlem gazem i ropą naftową. Firmą w latach 90 kontrolująca znaczną część handlu gazem na Ukrainie były Zjednoczone Systemy Energetyczne z Dniepropietrowska. Oficjalnie, po objęciu posady wicepremiera, a nas­tęp­nie premiera, Łazarenko nie miał związku z Zjednoczonymi Systemami Energetycznymi. Prezesem firmy została Julia Tymoszenko, która w drugiej połowie lat 90 zyska tytuł "Królowej gazu". Oprócz związków biznesowych Łazarenkę i Tymoszenko łączył również projekt polityczny pod nazwą "Hro­ma­da". To od tej partii politycznej zarejestrowanej w marcu 1997 roku roz­po­czął się pochód Julii Tymoszenko do władzy. Partia wzięła udział w wy­bo­rach parlamentarnych w 1998 roku i dostała się do Rady Najwyższej U­kra­i­ny. Było to możliwe dzięki olbrzymim funduszom pochodzącym z spółek kon­tro­lo­wa­nych przez Łazarenkę i Tymoszenko z własnym zapleczem me­dia­l­nym.

Sam Łazarenko nie cieszył się długo sukcesem politycznym swojej partii. W związku z nasilającymi się oskarżeniami o "pranie brudnych pieniędzy" pod nogami byłego premiera pali się grunt. Partia "Hromada" pod przy­wódz­twem Tymoszenko i Ołeksandra Turczynowa zmienia nazwę na "Bat­ki­w­szczy­na". Łazarenko do frakcji utworzonej pod taką samą nazwą już nie wchodzi i pozostaje deputowanym niezależnym. W grudniu 1998 roku zo­stał zatrzymany w Szwajcarii z paszportem panamskim. Według niektórych źródeł Łazarenko miał posiadać łącznie 8 paszportów. Łazarenko wywiózł nie­le­ga­l­nie zagranicę znaczne sumy pieniędzy. Oskarżano go o de­fra­u­da­cję pieniędzy pochodzących z handlu gazem. Do tej pory Ukraina posiada długi za gaz z lat 90. Do tego wspominano, ze zarobił on znaczne sumy na nielegalnej sprzedaży okrętów pochodzących z podzielonej Floty Czar­no­mor­skiej.

20 lutego 1999 roku został aresztowany po wylądowaniu w Stanach Zje­d­no­czo­nych, gdzie udał się z wizą turystyczną wbitą w ukraiński paszport dy­plo­ma­ty­czny. Na miejscu poprosił o azyl polityczny, jednak w zamian us­ły­szał oskarżenie związane z nielegalnym wywozem pieniędzy.

25 sierpnia 2006 sąd w San Francisco skazał go w pierwszej instancji na karę 9 lat pozbawienia wolności za defraudację

1 października 2008 r Pawła Łazarenko podjął decyzję o powrocie do ame­ry­ka­ń­skie­go zakładu karnego w związku z obawą o swoje życie.

Julia i jej polska pralnia

Julia Tymoszenko i jej polska pralnia

Kwaśniewski i Cox odwiedzili Tymoszenko

Kwaśniewski i Cox proszą prezydenta Ukrainy o ułaskawienie Tymoszenko

Sprawa Łazarenki – sprawa Tymoszenko

http://yelita.pl/artykuly/art/amer-bank
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Wtorek, 12 marca 2019 09:41:45
-3
0 -3
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Art-B

Art-B (skrót od Artyści Biznesu) – żydowska spółka z ograniczoną odpowiedzialnością z siedzibą w Cieszynie, później z siedzibą Biura Krajowego spółki w Warszawie, założona przez Bogusława Bagsika i Andrzeja Gąsiorowskiego działająca w latach 1989-1991. Jej współ­właś­ci­cie­lem i mózgiem całej afery, był Izraelczyk Meir Bar.

Firma zasłynęła za sprawą wykorzystania tzw. oscylatora eko­no­micz­ne­go, dzięki któremu właścicielom udawało się kilkadziesiąt razy op­ro­cen­to­wy­wać w bankach tę samą wpłatę (tzw. "afera Art-B"). Zarzuty dla Gąsiorowskiego i Bagsika dotyczą oszustw wobec „systemu ban­ko­we­go” na sumę 4,2 biliona starych złotych, czyli około 420 mil USD.

Spółka została założona w 1989 w Cieszynie z kapitałem zakładowym 100 tys. PLZ (równowartość 10 PLN). W 1990 roku podniosła swój kapitał zakładowy do kwoty 300 mld PLZ (30 mln PLN). Zajmowała się handlem praktycznie wszystkimi towarami i dobrami - od kawy i herbaty, przez sprzęt RTV (współpraca z koreańskim koncernem GoldStar - dzisiejsze LG, w tym montownie w Polsce), samochody, aż po dzieła sztuki. Art-B w krótkim czasie przekształciła się w holding 3 tysięcy spółek, zatrudniających około 140 tysięcy osób i obracający bilionami ówczesnych złotych. Jako pierwsza prywatna spółka w Polsce otrzymała koncesję na handel bronią.

Spółka Art-B w części sfinansowała operację MOST.

Chodziło o przerzut kilkuset tysięcy rosyjskich Żydów do Izraela. To zadanie wziął na siebie rząd Tadeusza Mazowieckiego, późniejszy GROM oraz… firma ArtB. Po utworzeniu Rady Ministrów Tadeusza Mazowieckiego (Icek Dikman) Polska wydała zgodę na masową akcję.

Dnia 26 marca 1990 r. na spotkaniu z przedstawicielami Ame­ry­kań­skie­go Kongresu Żydów Tadeusz Mazowiecki złożył poddańczą deklarację, że Polska zapewni ten tranzyt. W wyniku tej decyzji podjęta została współpraca Departamentu I MSW, Mossadu i CIA. W wyniku skutecznej współpracy operacja przebiegła bez zakłóceń. Art B firmowana oficjalnie przez B. Bagsika i A. Gąsiorowskiego miała zapewnić przelot Żydów, czyli skoordynować samoloty. Operację osłaniał m.in. komunistyczny milicjant sierż. podchor. Jerzy Dziewulski, późniejszy poseł SLD.

Cała akcja odbyła się na koszt polskich podatników.
Nieprawidłowości w ob­ro­cie kapitałem zostały za­u­wa­żo­ne już w 1990 roku, ale dopiero w 1991 pro­ku­ra­tu­ra podjęła działania. W nocy z 31 lipca na 1 sier­pnia 1991 obaj właściciele wyjechali do Izraela, gdzie później Gąsiorowski o­trzy­mał obywatelstwo, na­to­miast Bagsik był o­by­wa­te­lem Izraela od 1990 roku (od urodzenia posiada również obywatelstwo Nie­miec). Gąsiorowski nie został do dziś ujęty, Bagsik został aresztowany w 1994 w Szwajcarii, na podstawie wniosku o ekstradycję; wydany Polsce w 1996 i skazany w 2000. W 2004 roku przedterminowo wyszedł na wolność. Przegrał wszystkie odwołania od wyroków przed polskimi sądami, ostatecznie wniósł skargę do Strasburga.

Dwóch spryciarzy - Bagsik i Gąsiorowski, którzy wykorzystali luki powstającego systemu bankowego, agenci Mosadu wyprowadzający z Polski miliony dewiz i korumpujący młodą klasę polityczną byli wspierani przez izraelczyka Meira Bara który był mózgiem całej operacji oraz wywiad izraelski Mosad.
półce muzyka i lekarza nie brakowało przebojowości i rozmachu: Art-B działalność na większą skalę zaczęła w drugiej połowie 1989 r., a już rok później była jedną z najprężniej rozwijających się firm w Polsce. Zajmowała się chyba wszystkim: od montażu koreańskich telewizorów Gold Star po handel złotem i bronią. Spółka szybko przerodziła się w koncern o obrotach przekraczających 300 mln dol. rocznie, zatrudniający ok. 15 tys. pracowników.

Jednak nie tylko standardowe przedsięwzięcia Art-B sprawiły, że Bagsik i Gąsiorowski znaleźli się na liście najbogatszych Polaków. Pod koniec 1990 r. uwagę nadzoru finansowego NBP zwróciło wykorzystywanie przez Art-B opóźnienia w księgowaniu operacji czekami rozrachunkowymi w bankach i pobieranie podwójnego oprocentowania na kontach w czasie drogi pocztowej, czyli słynny oscylator. Choć brzmi to skomplikowanie, system był prosty. Wystarczyło założyć lokatę, pobrać potwierdzony przez bank czek, przekazać go do innego banku, zrealizować i założyć tam lokatę, pobrać kolejny czek, zrealizować i założyć lokatę i tak w kółko. Informacja o tym, że czek został zrealizowany, a pieniądze już pobrane z konta w danym banku i przekazane do kolejnego, szła pocztą – całe dnie, a nawet tygodnie, więc te same pieniądze były oprocentowane w kilku miejscach równocześnie, co przy dużych sumach i wielu kontach pozwalało na spore zyski kosztem NBP.

W styczniu 1991 r. ówczesny prezes banku centralnego Władysław Baka nakazał telegraficznie potwierdzać czeki powyżej 30 mld zł. Zmniejszyło to skalę, ale nie uniemożliwiło wykorzystywania oscylatora. Sprawa nie została jednak nagłośniona – o machinacjach Art-B nie poinformowano nawet Ministerstwa Finansów. Mimo ogromnej skali działalności ani Art-B, ani jej właściciele nie byli szerzej znani. W świadomości społecznej pojawili się dopiero w kwietniu 1991 r. po głośnej transakcji kupna ciągników od bankrutujących zakładów Ursus, co pozwoliło fabryce rzęzić jeszcze jakiś czas i zapewniło wdzięczność ówczesnych decydentów.

Bagsik z Gąsiorowskim szybko stali się pieszczochami piewców polskiej przedsiębiorczości. W dworku spółki Art-B w Pęcicach, gdzie można było podziwiać obrazy Renoira, Picassa czy Malczewskiego, jakie zgromadzili gospodarze, bywali wszyscy. Jednocześnie jednak wyjście z cienia miało swoje minusy. Artystami biznesu zainteresowały się UOP i prokuratura, do ministerstw dochodziły też niepokojące głosy z terenu, jak np. raport wojewody bielskiego o machinacjach Art- B w jego regionie. Wkrótce po tym, jak Bagsik z rąk samego Kisiela odebrał nagrodę za „za upór i konsekwencję w realizowaniu przemian w Rzeczpospolitej”, w nocy na przełomie lipca i sierpnia 1991 r., prezes i wiceprezes Art-B wyjechali wraz z rodzinami do Niemiec, a stamtąd do Izraela, gdzie jeden miał obywatelstwo, a drugi wkrótce je uzyskał. Jak sami później zeznawali, o planowanym aresztowaniu ostrzegł ich Maciej Zalewski, poseł PC i sekretarz stanu w kancelarii prezydenta Lecha Wałęsy, główna postać afery Telegrafu, spółki Porozumienia Centrum, na którą Art-B miało wpłacać ogromne sumy.

Sprawa Zalewskiego, który został za to ostrzeżenie skazany, wyszła jednak na jaw dużo później. Bezpośrednio po ucieczce właścicieli Art-B posypały się z kolei aresztowania bankowców oskarżonych o współpracę z nimi. Jak twierdziła bowiem prokuratura, artyzm Art-B zasadzał się na wykorzystywaniu łapówek, znajomości, fałszywych czeków i gwarancji bankowych oraz zwykłych oszustw. Wśród aresztowanych znalazł się nawet sam prezes NBP Grzegorz Wójtowicz, którego sąd ostatecznie uniewinnił od zarzutu nieumyślnego spowodowania strat w bankach na sumę ok. 72 mld starych złotych. Na kary więzienia skazano jednak kilku innych pracowników państwowych banków. We wrześniu 1991 r. zmieniono też prawo bankowe, ostatecznie kładąc kres oscylatorowi i zaostrzając zasady udzielania gwarancji kredytowych przez banki.

Polskie władze wykazały się też zaskakującą energią, jeśli chodzi o próbę ukarania głównych sprawców afery i odzyskania zagarniętego przez nich majątku. Polscy prokuratorzy jeździli przesłuchiwać uciekinierów do Izraela, a likwidator spółki Art-B zdołał przed sądem w Tel Awiwie uzyskać blokadę majątku Bagsika i Gąsiorowskiego, co skłoniło ich do zwrotu Polsce 80 mln dol. Ostatecznie na ławie oskarżonych udało się w 1998 r. posadzić tylko byłego prezesa Art-B Bogusława Bagsika, gdy nieopatrznie wyjechał z Izraela do Szwajcarii, skąd wydano go Polsce. Za aferę Art-B sąd skazał go na 9 lat więzienia, z którego wyszedł po odsiedzeniu dwóch trzecich kary. Jego wspólnik Andrzej Gąsiorowski prawdopodobnie uniknie kary, choć zarzuty wobec niego – zdaniem prokuratury – jeszcze się nie przedawniły. Obaj panowie są więc na wolności, ale już się podobno nie przyjaźnią.
Upadek Art "B"
Proces likwidacyjny rozpoczął się 1 stycznia 1992 r. - pociągnął za sobą upadek Banku Handlowo-Kredytowego w Katowicach - też w likwidacji od lat. To ten bank jest dziś właścicielem spółki Art "B" w likwidacji. Kilka dni po ucieczce, w Hanowerze 4 sierpnia 1991 r. Bagsik i Gąsiorowski zawarli pisemną umowę z BHK reprezentowanym przez prezesa Ryszarda Janiszewskiego.

Bagsik i Gąsiorowski oświadczyli, że przenoszą własność udziałów w spółce na rzecz BHK "w celu zabezpieczenia wszelkich należności Banku wynikających z kredytu debetowego powstałego na skutek wystawienia przez Art "B" czeków płatnych z rachunku w Oddziale Banku we Wrocławiu".

Wprawdzie nie pogodzili się z utratą spółki, ale spór z likwidatorem przegrali. Dr Marian Budka, który szukał majątku Art "B" po ucieczce byłych właścicieli, twierdzi, że podległe im spółki były puste, majątek pochowany.

Poznański biznesmen Aleksander Gawronik, który został prezesem Art "B" po ucieczce Bagsika i Gąsiorowskiego, już 1 sierpnia 1991 r zabrał z rezydencji zarządu spółki, Dworku Polskiego w Pęcicach pod Warsza-wą, 36 obrazów, grafik oraz rysunków i przetransportował do swojej posiadłości.

Stamtąd kilka tygodni później zabrał je UOP, a Gawronik trafił do aresztu. Kolekcja zaliczona została w poczet dowodów rzeczowych w toczącym się przeciwko niemu postępowaniu. Likwidator długo występował o zwrot kolekcji. Prace Picassa spółka Art "B" w likwidacji uzyskała na własność w drodze sądowej w 2006 r. Kolekcja przekazana została jako forma spłaty zadłużenia do katowickiego Banku Handlowo-Kredytowego w likwidacji, a ten przekazał ją na NBP w zamian za własne zobowiązania.

Bagsik i Gąsiorowski wylądowali w Izraelu, są obywatelami tego kraju, ale pokłócili się o pieniądze. W 1996 r. Gąsiorowski porozumiał się z likwidatorem, że wskaże mu, gdzie Bagsik ukrył pieniądze, a wtedy podzielą się "znaleźnym". Ujawnił, że podczas sprzedaży Grupie Liebermana akcji izraelskiego koncernu naftowego PAZ Bagsik wziął pod stołem od Liebermana 17 mln dolarów amerykańskich, mimo że płatności były objęte sekwestrem na rzecz spółki. Od 1997 r. Art "B" w likwidacji procesuje się z Grupą Liebermana o te pieniądze. - Przez Sąd Najwyższy Izraela zostałem zwolniony z zobowiązania płacenia informatorowi - chwali się Cyran. Ma zapłacić Lieberman.
Jerzy Cyran – komunista, przy­ja­ciel Bagsika i Gą­sio­row­skie­go, dożywotni lik­wi­da­tor Art-B. Od 1981 do 1984 roku pełnił funkcję wice­pre­zy­den­ta Katowic. W dniu 16 grudnia 1991 ro­ku ja­ko wice­pre­zydent Katowic był jednym z podejmujących decyzje o pa­cy­fi­ka­cji kopali Wujek. Jest od­po­wie­dzial­ny za przeprowadzenie akcji pod kryp­to­ni­mem "O­czysz­cza­nia Przedpola" przed bramą Kopalin Wujek. Od 1992 roku do teraz Jerzy Cyran jest jednym z dwóch likwidatorów spółki Art-B któ­rej prezesami byli Bogusław Bagsik i Andrzej Gą­sio­ro­wski. Bank Han­dlo­wo Kre­dy­to­wy w Ka­to­wi­cach mia­no­wał Cyrana na lik­wi­da­to­ra.

W 1996 r. spółka odzyskała m.in. 80 mln dolarów za zwrot akcji koncernu naftowego PAZ i był to najlepszy czas dla likwidatora. Od 1997 r. toczyło się postępowanie przed sądem w Jerozolimie przeciwko Bankowi Leumi Lelsrael Ltd, spółce Bartrade o 43,4 mln USD. Po negocjacjach w 2007 r. ostateczna kwota zaakceptowana przez obie strony wyniosła 13,5 mln dolarów. Sprawa dotyczyła rozliczeń z 1990 roku. Z dokumentów księ­go­wych wynika, że nieznany darczyńca wpłacił na konto Art "B" 34 mln zł.
Wynika też, że BRE Bank pożyczył Art "B" 43,4 mln dolarów na pokrycie zagranicznych zobowiązań - zakupu towaru. Art "B" złożyła polecenie wypłaty tych 43,4 mln wskazując jako beneficjenta spółkę Bartrade w Tel Awiwie oraz numer rachunku w Banku Leumi w Izraelu. Kwota transferu, jak się później okazało, wpłynęła na rachunek Bagsika w Banku Leumi. Pomimo tego zlecenia płatności Art "B" nie otrzymała żadnych towarów. Spór z BRE likwidator przegrał. Spółka Art "B" w likwidacji przez te 20 lat tylko dwa razy była na plusie - w 1996 i 2008 r. Poza tym przynosi straty milionowe (np. w 2010 r. 5 mln). Od maja 2006 r. czynności likwidacyjne prowadzi wyłącznie w siedzibie w Katowicach, gdzie pracują dwie osoby z wynagrodzeniem rocznym ponad 700 tys. zł. Żyć, nie umierać.
Zdaniem Jerzego Cyrana, do wygrania są jeszcze 43,3 mln dolarów od Grupy Liebermana dochodzone w postępowaniu polubownym. Ponadto wierzytelności dochodzone w postępowaniu egzekucyjnym, m.in. przeciwko Gąsiorowskiemu i jego żonie - 7 mln zł oraz ponad 37 mln zł od Bagsika. Na konto żony Gąsiorowskiego wszedł już komornik.

Spółka Bogusława Bagsika i Andrzeja Gąsiorowskiego funkcjonowała na rynku zaledwie 2 lata. Jej likwidacja trwa prawie 20 lat i końca tej "żyły złota" nie widać. Odzyskano dotąd tylko 256 mln dolarów z jej majątku.

Art-B sfinansowała też kampanię wyborczą Lecha Wałęsy(Lejba Kohne) i Tadeusza Mazowieckiego (Icek Dikman).
Art-B kronika

04.05.1989: Rejestracja spółki "Art-B" (Bogusław Bagsik 40% (później 55%) udziałowcem i prezesem spółki).

1991: Bogusław Bagsik na 8 miejscu na liście 100 najbogatszych Polaków tygodnika Wprost

14.04.1991: Wykupienie rocznej produkcji Ursusa ratując firmę przed bankructwem za 200 mld zl ($20 mil)

01.01.1991: Decyzja o finasowaniu przez Art B tajnej operacji Mossadu w Polsce pod kryptonimem MOST

20.06.1991: Art-B przekazuje Telegrafowi 57 mld zl (ok 5,7 mln dolarów USA)

01.08.1991: Wyjazd Bagsika i Gąsiorowskiego z Polski.

04.08.1991: Umowa hanowerska- Art-B zostaje przekazany w zastaw do Banku BPH

06.08.1991: Zbrojna akcja UOP na biura Art-B, nakaz aresztowania Bogusława Bagsika.

13.08.1991: Wystawiony list gończy za Bogusławem Bagsikiem.

26.08.1991: Aleksander Gawronik nowym zarządcą Art-B.

26.09.1991: Aleksander Gawronik aresztowany przez UOP

13.11.1991: Wystawiony List gończy za Andrzejem Gąsiorowskim.

05.02.1992: Prezydent Wałęsa w Strasburgu; prośba do prezydenta Izraela o ekstradycję Gąsiorowskiego i Bagsika.

1992: Powołanie dwóch likwidatorów Spółki Art-B: prokurator Kazimierz Radomski i Jerzy Cyran mianowany likwidatorem przez Bank Handlowo Kredytowy w Katowicach.

03.01.1993: Rozpoczęcie likwidacji Art-B.

13.06.1994: Bogusław Bagsik aresztowany w Szwajcarii

26.06.1994: Andrzej Gąsiorowski w Network Intelliegnce Group- Obejmuje udziały, oraz funkcję Prezesa.

01.01.1996: Umowa NBP (Art-B / BHK ) z Andrzejem Gąsiorowskim (w sprawie podziału 50%/50% wspólnie odzyskiwanego majątku Art-B)

01.02.1996: Sprzedaż akcji PAZu na żądanie NBP przelew $80 mill z Izraela do Polski dla NBP na bazie podpisanej umowy

29.02.1996: Ekstradycja Bagsika do Polski.

22.10.2000: Wyrok: Bogusław Bagsik skazany na 9 lat więzienia.

28.05.2000: Na podstawie polskiego listu gończego Meir Bar trafia do aresztu ekstradycyjnego w Monachium.

06.07.2000: Meir Bar zostaje zwolniony z aresztu w Niemczech.

29.03.2005: Wyrok w sprawie FOZZ

07.10.2007: Publiczna Deklaracja Meir Bar odnosnie Art-B.

2012: Andrzej Gąsiorowski wystąpił ze skargą przeciwko Polsce do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. W skardze stawia zarzut, że "Polska dopuściła się w jego sprawie rażącego i trwałego naruszenia praw człowieka”.

W 1991 roku w kilka miesięcy po ucieczce z Polski do Izraela żydowskich hochsztaplerów Bogusława Bagsika i Andrzeja Gąsiorowskiego wraz z pieniędzmi ukradzionymi Polsce, żydowski socjolog Jerzy Diatłowicki opublikował panegiryczną książkę o tych panach i ich umiejętnościach finansowych ( Bagsik and Gąsiorowski. Jak ukradliśmy księżyc. Jerzy Diatłowicki rozmawia z Bogusławem Bagsikiem, Andrzejem Gąsiorowskim i innymi, Tel Aviv 16 sierpnia-1 września 1991 r., Wrocław 1991). Zbiegli żydowscy oszuści prezentowali w książce Diatłowickiego ogromny zestaw pogardliwych określeń o Polsce i Polakach. Na s. 112 np. Bagsik twierdził, że: Polska nie dorosła do demokracji i należy wziąć Polaków za mordę. Ten sam Bagsik ostro atakował Kościół katolicki i wybielał SdRP. Najskrajniejsze były jednak zamieszczone bez komentarza uwagi izraelskiego wspólnika Bagsika i Gąsiorowskiego Meira Bara: Polacy są to dzisiaj najgorsi ludzie na świecie (...) do takiego skurwysyństwa nie przyjadę. Jak będę widział Polaka, a Polak będzie zdychał na ulicy, nawet mu ręki nie podam, żeby więcej pomóc. Nie przyjadę do Polski; bye, bye ( s. 45 cytowanej książki).

Afera Art-B: Najsłynniejszy oscylator w krótkiej historii III RP

Drugie życie afery Art "B"

Byli szefowie Art-B pokłócili się o kasę

Bagsik, Gąsiorowski do prezydenta Wałęsy

Wiceszef PSL robił dziwne interesy z Art-B

Jak chłopcy z Art-B zyski kręcili

Afera byłego szefa Art-B. "Winne jest państwo"

http://yelita.pl/artykuly/art/art-b
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Wtorek, 12 marca 2019 09:43:04
-3
0 -3
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Bezpieczna Kasa Oszczędności

Bezpieczna Kasa Oszczędności (BKO) - firma (parabank) oferująca lokaty oszczędnościowe, założona w październiku 1989 przez Lecha Grobelnego.

Lech Grobelny, za czasów PRL właściciel studia fotograficznego oraz - prawdopodobnie - nielegalny handlarz walutą (w czasach PRL indywidualny handel obcą walutą był prawnie zabroniony a trudnili się nim tzw. cinkciarze), w pierwszych miesiącach transformacji ustrojowej założył spółkę Dorchem (był prezesem jednoosobowego zarządu), będącą właścicielem m.in. sieci kantorów.
Jed­nym z pro­wa­dzo­nych przez nie­go in­te­re­sów by­ła Bez­piecz­na Ka­sa Osz­częd­noś­ci, in­sty­tu­cja o­fe­ru­ją­ca znacznie wyższe oprocentowanie (się­ga­ją­ce na­wet 300% rocz­nie) lo­kat zło­tów­ko­wych niż tra­dy­cyj­ne banki. Miało to być możliwe dzięki wymianie złotówek na dolary. Plan zawiódł, po­nie­waż po wpro­wa­dze­niu z dniem 1 stycznia 1990 r. pełnej wymienialności złotówki i sztywnego kursu dolara siła nabywcza tej waluty w warunkach wysokiej in­fla­cji gwał­tow­nie ma­la­ła. Uwa­ża się, że Ka­sie osz­częd­noś­ci po­wie­rzy­ło ok. 10 tys. osób (szacowano je przed denominacją na 25-26 mld starych złotych). 6 czerwca 1990 Grobelny wyjechał do Niemiec, a już w lipcu siedzibę firmy zaczęli oblegać klienci żądający zwrotu pieniędzy. Ostatecznie syndyk masy upadłościowej wypłacił łącznie klientom 7 mld zł, co odpowiadało 1/4 tej sumy z jesieni 1989.

Za Grobelnym rozesłano listy gończe. Został ujęty w Niemczech, do Polski przewieziono go w 1992. W 1996 Sąd Wojewódzki w Warszawie skazał go na 12 lat więzienia za zagarnięcie w latach 1989-1990 roku ponad 8 mld starych zł (przed denominacją - dzisiejsze 800 tys. zł) z kasy Dorchemu. W 1997 Sąd Apelacyjny w Warszawie uchylił wyrok i zwrócił sprawę prokuraturze, a przedsiębiorcę zwolnił z aresztu. W 2002 prokurator umorzył śledztwo z powodu braku dowodów.

Upadek Bezpiecznej Kasy Oszczędności jest uważany za pierwszą dużą aferę finansową III RP.

2 kwietnia 2007 w pawilonie sklepowym na warszawskim Targówku przy ul. Ogińskiego 5A policja znalazła ciało Lecha Grobelnego. Po­in­for­mo­wa­no, że miał ra­nę kłu­tą klat­ki pier­sio­wej. Wed­ług wstęp­nych us­ta­leń, Gro­bel­ny zmarł pięć dni wcześniej, tj. 28 marca. Prokuratura nie wykluczyła motywu zemsty któregoś z poszkodowanych przy upadku BKO.

http://www.rp.pl/artykul/849906.html

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114873,4033302.ht...

http://www.polityka.pl/rynek/1529757,1,historia-polsk...

http://yelita.pl/artykuly/art/bko

Watek został zamknięty ze względu na długi czas (minimum pół roku), jaki upłynął od ostatniego postu.

Aktualności

OK