4°C

24
Powietrze
Wspaniałe powietrze!

PM1: 9.45
PM25: 14.67 (35,51%)
PM10: 15.98 (97,82%)
Temperatura: 4.49°C
Ciśnienie: 1003.10 hPa
Wilgotność: 93.50%

Dane z 20.04.2024 07:35, airly.eu

Szczegółowe dane meteoroliczne z Mińska Maz. są dostępne na stacjameteommz.pl


facebook
REKLAMA

Forum

1 9 4 6 6

431 postów
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Czwartek, 28 lutego 2019 08:43:53
-2
+1 -3
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Afera Gojów PSL!

Od początku stycznia 2013 roku w Polsce nie wolno było praktykować tzw. uboju rytualnego, który polega na podrzynaniu gardła zwierzęcia na żywca bez uprzedniego ogłuszenia zwierzęcia. Tymczasem w Izraelu wciąż można kupować koszerne mięso z Polski. Reporterzy programu „Po prostu” (TVP 1) nie mieli problemów ze znalezieniem w Jerozolimie polskiego mięsa, które "wyprodukowano" w listopadzie 2013 roku. – Nie ma żadnych problemów z dostawą. A klienci lubią polskie mięso – powiedział sprzedawca.
Reporterzy programu „Po prostu” Tomasza Se­kiel­skie­go wybrali się na je­ro­zo­lim­ski targ Mahane Yehuda, by zweryfikować doniesienia prze­ko­nu­ją­ce, że w Izraelu wciąż moż­na kupować ko­szer­ne mięso z Polski. O­ka­za­ło się, że in­for­ma­cje były prawdziwe. Na sto­i­skach można było zna­leźć ko­szer­ne, certyfikowane mięso z Polski.

Mięso pochodziło z Zakładu Przemysłu Mięsnego Biernacki w Golinie, do którego przyjeżdżali żydowscy inspektorzy, by kontrolować koszerny ubój. Reporterzy ustalili, że grupami rzezaków i inspektorów opiekował się Michał Alper, pełnomocnik naczelnego rabina Polski ds. koszerności. Skontaktowali się więc z samym Alperem, a ten zapewnił ich, że „to się odbywa zgodnie z przepisami z dokonaniem elektrycznego szoku”.

Taką wersję potwierdził prezes zakładów w Golinie. – Pracujemy z po­sza­no­wa­niem prawa krajowego i unijnego, które dopuszczają możliwość uboju tylko i wyłącznie z wykorzystaniem metod ogłuszania – powiedział.
Chaim Vardi, rabin Adom Adom, największej ubojni w Iz­ra­elu, przekonuje jed­nak, że koszerne, cer­ty­fi­ko­wa­ne mię­so nie może pochodzić z uboju, pod­czas którego zwie­rzę­ta były ogłuszane. – Były na ten temat debaty na świecie różnych uczonych, dziesiątki lat temu. Badali różne moż­li­wo­ści ogłuszania i nie zatwierdzono żadnej – przypomniał rabin.

Możliwe więc, że w Polsce nadal praktykowany jest ubój rytualny, choć nikt się już do jego stosowania nie przyznaje. Do takiego wniosku prowadzi wy­po­wiedź jednego z a­no­ni­mo­wych informatorów prog­ra­mu „Po prostu”.

– Z jednej strony Żydzi, którzy nadzorują ten ubój, wiedzą, że wy­ko­ny­wa­ny jest jak trzeba, bez ogłuszenia. Z drugiej strony, polska strona twier­dzi, że ubój jest według prawa polskiego, z ogłuszeniem. Wszyscy są szczęśliwi. Taka zmowa milczenia powoduje, że cały proceder może trwać w nieskończoność i nie ma żadnych nacisków z żadnej strony, żeby sprawę rozwiązać – powiedział informator.

http://yelita.pl/artykuly/art/afera-gojow
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Czwartek, 28 lutego 2019 11:06:57
-3
0 -3
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Afera Gruntowa PSL

"Żeby Polska była Polską" i "Polska ziemia dla polskich rolników" - pod takimi hasłami odbył się protest rolników, którzy - jak twierdzą - chcą zwrócić uwagę na problem wyprzedaży polskich gruntów osobom, reprezentującym obcy kapitał. Manifestacja była również wyrazem solidarności z rolnikami strajkującymi w całej Polsce.
Zachodniopomorscy rolnicy protestujący w 2013 roku przed szczecińską siedzibą Agencji Nieruchomości Rolnych, przyjechali do Szczecina kilkudziesięcioma maszynami rolniczymi, jeździli w proteście po głównych ulicach miasta. W nocy ciągniki wraz z dyżurującymi przy nich rolnikami stały przed siedzibą ANR.

Zdaniem rolników sprzedaż prowadzona przez Agencję Nieruchomości Rolnych nie poprawia struktury gospodarstw, a ziemia trafia do osób reprezentujących duże podmioty, które są powiązane z kapitałem zagranicznym. Rolnicy indywidualni - jak przekonują protestujący - nie są w stanie konkurować z dużymi podmiotami.

Rolnicy domagali się przyjazdu ministra rolnictwa Kalemby (PSL) do Szczecina ale minister był zajęty wówczas zajęty pracami nad zalegalizowaniem w Polsce brutalnego i krwawego uboju rytualnego zwierząt na życzenie lobby ubojowego (żydowsko-muzułmańskiego).
ANR odpiera natomiast zarzuty i twierdzi, że jej polityka prowadzi do powiększenia gospodarstw rolnych. Agencja podkreśla, że od momentu podpisania w czerwcu porozumień z protestującymi rolnikami nie sprzedaje ziemi osobom nie­up­raw­nio­nym i odwołuje przetargi, kiedy zachodzi obawa, że stają do nich takie osoby.

Podstawowym problemem pro­te­stu­ją­cych rolników są tzw. słupy czyli podstawione osoby które nabywają polską ziemię a później odsprzedają ją, obcokrajowcom głównie Niemcom, za cichym przyzwoleniem ANR i Ministerstwa Rolnictwa którymi kierują działacze PSL.

http://yelita.pl/artykuly/art/afera-gruntowa
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Czwartek, 28 lutego 2019 11:08:29
-3
0 -3
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Afera Kozienicka PSL

Sprawa Gordiona i Elektrowni Kozienice

Firma doradcza Gordion została wynajęta przez Elektrownię Kozienice, aby wprowadzić zmiany w dziedzinie zarządzania elektrownią. Miała ona stworzyć w elektrowni system zarządzania taki, jaki posiada każda szanująca się firma w XXI wieku. Najważniejszymi zmianami miały być te w systemach przetargowych. Gordion zamierzał wprowadzić transparentny system, który znacząco utrudniałby ustawianie przetargów. Nadepnął tym komuś na odcisk.

Po wyborach w 2007 roku , już w listopadzie zarząd elektrowni został zmieniony, a projekt Gordiona odwołany na 2 tygodnie przed startem. Spółka Gordion została oskarżona o potężne nadużycia, a prokuratura przeprowadzała wnikliwe śledztwo. Gordion dostał łatkę firmy aferowej, klienci od niego się odwrócili, a sama firma zwalniając wszystkich ludzi stanęła na skraju bankructwa.

Szukając materiałów na swoją obronę Gordion dotarł do poważnych nadużyć. Przykładowo jeszcze w 2007r kiedy zaczęto Elektrownię naprawiać, płaciła ona ok 1 mln złotych miesięcznie firmie informatycznej tytułem udzielonej licencji na oprogramowanie. Problem polegał na tym, że takowego oprogramowania nie znaleziono na żadnym komputerze. Podobnie ogromne przekręty zostały znalezione w gospodarce popiołami, gdzie elektrownia zamiast sprzedawać popiół do cementowni jak to się powszechnie robi, gdyż popiół jest wykorzystywany do produkcji cementu to dopłacała pośrednikowi do każdej wywiezionej tony, a pośrednik ten popiół sprzedawał do cementowi. Podobnie w gospodarce handlu węglem, biomasą i na innych polach. Elektrownia straciła grube pieniądze i prawdopodobne jest, że nadal traci.

Jak się okazuje z dalszego rozwoju wypadków, wiele wątków prowadzi do ministra Jana Burego
Najważniejsze jednak jest to, że do zarządu elektrowni trafili koledzy ministra z wątpliwymi kwalifikacjami a kontrahentami elektrowni stali się… inni koledzy tego samego ministra, którzy obecnie są ważnymi partnerami biznesowymi elektrowni np.: dostarczają biomasę i od­bie­ra­ją po­pio­ły z elektrowni. Mało tego, osoby te spotykają się i balują na koszt elektrowni. Natomiast kiedy informacje o tych faktach miały przedostać się do mediów to firma która je zdobyła – Gordion – została ponownie oskarżona tym razem o naciski na ministra i szantaż!

Smaczku sprawie dodaje fakt, że elektrownia jest spółką córką ENEA SA a minister oficjalnie nie ma prawa jej bezpośrednio nadzorować co sam przyznawał w pismach do Gordiona. Mimo to elektrownia twierdzi że spotkania z ministrem to ,,wyjazdowe posiedzenia zarządu z udziałem nadzorującego energetykę ministra”. Wszystko po to aby minister nie musiał wykazać w ustawowym rejestrze korzyści tego, że korzystał z ,,gościny na koszt elektrowni”. To że w imprezach udział biorą kontrahenci elektrowni koledzy ministra to tylko dowód na zatracenie wszelkich standardów. Nic dziwnego że w tych dramatycznych okolicznościach minister i elektrownia przeszły do ataku i chciały wsparcia prokuratury i ABW.

Największa w Polsce elektrownia opalana węglem kamiennym znajdująca się w Kozienicach to doskonały przykład wpływów Jana Burego z PSL. Według "Newsweeka" ta państwowa spółka, którą minister obsadził swoimi ludźmi, robi gigantyczne interesy z firmą jego serdecznego kolegi. Chodzi o dostarczanie biomasy, którą – zgodnie z wymogami unijnymi – elektrownia musi spalać zamiast węgla. Właścicielem firmy, która dostarcza tę biomasę do państwowych Kozienic jest kolega Burego, Zenon Daniłowski – dawny wiceszef Związku Młodzieży Wiejskiej i wieloletni partner biznesowy polityka PSL.

Bury zaprzecza jakoby miał jakikolwiek związek z załatwieniem kontraktu dla firmy znajomego. – Nie miałem i nie mam żadnego wpływu na współpracę tych podmiotów – oświadczył. Tymczasem byli pracownicy elektrowni do których dotarł "Newsweek" twierdzą, że bez wiedzy wiceministra nic się w spółce nie działo. – Bez zgody Burego to prezes Kozienic może sobie zamówić ołówki i papier toaletowy, wszystko inne musi konsultować – twierdzi rozmówca tygodnika.

Oprócz ogromnych wpływów w spółkach były wiceminister miał także generować ogromne rachunki za zakrapiane uczty w restauracjach i noclegi w hotelach. W 2012 r światło dzienne ujrzały zdjęcia oraz rachunek za kolację ministra w towarzystwie członków zarządu spółki i Daniłowskiego. Najlepsze trunki, deski ryb i serów po 2 tysiące złotych każda, owoce morza – w sumie rachunek opiewał aż na 15,7 tys. zł!

Elektrownia Kozienice wydała wówczas oświadczenie, że było to... posiedzenie zarządu spółki i przedstawicieli samorządowców. Na zdjęciach jednak żadnych samorządowców nie było widać. Rozmówca tygodnika przywołuje członka zarządu spółki, który wyznał mu, że miał już dość picia wódki z Burym. – Żalił mi się, że już nie może: "Ja już mam dosyć, a ten otwiera następną butelkę". Mówił, że jak Bury nie patrzy, to wylewa wódkę do kwiatków – pisze "Newsweek".

Nieoficjalnie wiadomo, że dymisja Burego 12 lipca była ruchem wyprzedzeniowym przed publikacją "Newsweeka". Oddanie funkcji szefa klubu PSL raczej mu nie grozi.

Gdy Jan Bury, szef Klubu PSL, nadzorował jako wiceminister skarbu energetykę, jego partnerzy biznesowi dostali od państwowej elektrowni kontrakty na 147,3 mln zł. Bez przetargów – wynika z tajnego audytu Ernst & Young, do którego dotarło „Uważam Rze”

Z raportu śledczego Ernst & Young dla rady nadzorczej Enei Wytwarzanie, do którego dotarliśmy, wynika, że w latach 2010–2012 elektrownia w Kozienicach, która jest oczkiem w głowie Burego, zakupiła biomasę o łącznej wartości 300 mln zł. Niemal połowa tej kwoty – 147,3 mln zł – trafiła do firm powiązanych kapitałowo lub osobowo. Przy czym wspólnym mianownikiem tych powiązań był przyjaciel i dawny wspólnik Burego – Zenon Daniłowski.

Wiele wskazuje na to, że Buremu nie wystarczał parasol rozciągnięty nad interesami jego najbliższych przyjaciół w energetyce, ale sam bezpośrednio próbował się w to zaangażować. Pod koniec maja 2011 r. Bury, wciąż wiceszef resortu skarbu, został przyłapany na złamaniu ustawy antykorupcyjnej.

Ponad pół roku po wyborach, w lipcu 2012r., Jan Bury stracił mi­ni­ste­rial­ną posadę, gdy ujawnienie nadużyć w Elektrowni Kozienice za­po­wie­dział jeden z tygodników. Oficjalnie zrezygnował z powodu niemożności pogodzenia pracy wiceministra z obowiązkami szefa Klubu Par­la­men­tar­ne­go PSL, liczącego raptem 29 posłów.

Afera kozienicka cd. | blog Janusza Palikota
Palikot pozywa Jana Burego: Pił do nieprzytomności za publiczne pieniądze
Gordion kontra Elektrownia Kozienice i Minister Jan Bury - video
http://www.biurwoland.escapi.net/kozienice/impreza-restauracja-...
Palikot kontra Bury. Jest wniosek do CBA


http://yelita.pl/artykuly/art/afera-kozienicka

cdn
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Czwartek, 28 lutego 2019 20:14:52
-2
+1 -3
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Afera Meczetowa w Warszawie

Na temat dżihadu, czy­li wojny świętej z nie­wier­ny­mi, wojny z cy­wi­li­za­cją chrześ­ci­jań­ską, eu­ro­pej­ską, na­szą cy­wi­li­zac­ją, pi­sa­li na­si naj­więk­si: Jan Ko­cha­now­ski, Wac­ław Potocki, Zo­fia Kossak, a przede wszystkim Hen­ryk Sie­nkie­wicz na kar­tach „Pa­na Wo­ło­dy­jow­skie­go” oraz „W pustyni i w puszczy”. Obecnie wys­tar­czy otworzyć gazetę albo włączyć telewizor, aby dowiedzieć się, że dżihad trwa w każdym niemal zakątku globu i stanowi ogromne zagrożenie dla naszej cywilizacji, co­kol­wiek byśmy rozumieli pod pojęciem „nasza cywilizacja”. Do tej cywilizacji należy też Polska.

Tymczasem Urząd m.st. Warszawy wydał zgodę na wybudowanie kolejnego me­cze­tu w stolicy Polski. Pokazuje to, że zaślepieni po­li­tycz­ną poprawnością, ale także ignorancją, urzędnicy nie widzą żadnego za­gro­że­nia, a meczet islamski traktują tak samo jak każdą inną bu­dow­lę.

Tymczasem Liga Muzułmańska, która wnioskowała o wybudowanie me­cze­tu, ma powiązania z radykalnymi ugrupowaniami islamskimi na całym świecie, a zwłaszcza w państwach Unii Europejskiej. Urzędników jednak to nie obchodziło. Byli zainteresowani jedynie petrodolarami z Arabii Saudyjskiej, które otrzymał Urząd m.st. Warszawy. Urząd przyznaje, że nie wiadomo, kim jest Arab, który sponsoruje warszawski meczet.

Nie jest więc wykluczone, że pieniądze pochodzą ze źródeł, które już wielokrotnie wspierały terroryzm. Obecna ekspansja islamu w skali globalnej i europejskiej powoduje, że sprawa ma dużo szerszy aspekt niż sam meczet, chociaż budowany w wyjątkowym miejscu - w stolicy Polski.

Kilka lat temu islamiści na całym świecie masowo palili kukły uosabiające Ojca Świętego Benedykta XVI, tylko dlatego, że to właśnie Pa­pież przy­pom­niał nietolerancję islamu oraz mordowanie tysięcy niewinnych chrześcijan na świecie w imię dżihadu. Warto też przypomnieć fakt znany bardziej wśród terrorystów i fanatyków islamskich niż wśród Polaków.

Oto zaplanowany z diabelską logistyką atak na Amerykę oraz uderzenie na wieżowce World Trade Center w Nowym Jorku 11 września 2001 r. nastąpiły dokładnie w rocznicę bitwy pod Wiedniem, nawet co do godziny. Bitwa pod Wiedniem rozpoczęła się bowiem 11 września 1683 r. ok. godz. 3-5 po południu, kiedy ze wzgórz Kahlenberg i Schafberg zaczęły nadciągać oddziały wojsk chrześcijańskich i rozpoczęły bój z siłami ogromnej armii tureckiej.

Terroryści al Kaidy otwarcie przyznali się, że atakiem na Amerykę 11 września 2001 r. pomścili największą klęskę islamu w dziejach, jaką było zwycięstwo króla Polski Jana III Sobieskiego właśnie pod Wiedniem.

Zgoda władz Warszawy na wybudowanie meczetu to nie tylko polityczna poprawność i naiwna ignorancja, ale to coś dużo gorszego. To dos­łow­nie wyprzedaż za duże arabskie pieniądze polskiej i chrześcijańskiej tożsamości. To powinno być zapamiętane Pani Prezydent Warszawy przy najbliższych wyborach. Hanna Gronkiewicz-Waltz a także powinny by ujawnione jej konta bankowe i jej urzędników odpowiedzialnych za ta gigantyczna aferę.

Budowa meczetu w stolicy Polski musi zostać zatrzymana, bo właściwie jest nielegalna. Nie zostały dopełnione wszystkie formalności, jakie byłyby niezbędnie wymagane przy budowie kościoła parafialnego. M.in. nikt nie pytał okolicznych mieszkańców, czy wyrażają zgodę na sąsiedztwo meczetu tuż przy swoich domach. W dokumentacji złożonej do władz Warszawy przez Ligę Muzułmańską nigdzie nie figuruje słowo „meczet” ani „minaret”, a takie są przecież budowane! Wreszcie należy wyjaśnić, kto wpłacił gigantyczną sumę pieniędzy na meczet - same władze stolicy przyznają bowiem, że jest to osoba anonimowa. Daje to dużo do myślenia i do podejrzeń, że pieniądze mogą pochodzić ze źródeł, które sponsorują islamski globalny dżihad i terroryzm. Co wiedzą na ten temat służby specjalne RP.

- Nie dla radykałów! Nie dla islamu - skandowało kikuset przeciwników meczetu przed jego budową na warszawskiej Ochocie.

Wraca temat dzielnicy arabskiej, która ma powstać w jednym z polskich miast, a najbardziej zainteresowana inwestycją jest Warszawa, rządzona przez Hannę Gronkiewicz – Waltz
Jak informuje dziennik „Puls Biznesu”, do na­sze­go kraju przyjechała już delegacja ze Zje­dno­czo­nych Emiratów Ara­bskich i zbiera oferty. W Pol­sce w tej sprawie była nawet władca Dubaju, szejk Mu­ham­mad ibn Raszid al-Maktuma. ZEA są gotowe zrealizować właś­nie w Pol­sce, jedną z największych inwestycji za­gra­nicz­nych na świecie. W dzie­lni­cy planowane są a­par­ta­men­to­wce z hotelami, częś­cią komercyjną i drogami. Całość ma zajmować minimum 20 hektarów i znajdować się blisko centrum miasta.

Taka inwestycja będzie nieść za sobą konsekwencje typu, takie jak budowa kolejnych meczetów w Warszawie i powstanie gett mu­zuł­mań­skich z czego uradowana jet Hanna Gronkiewicz-Waltz z PO.

– Mimo protestu mieszkańców, urząd miasta w ciągu 7 dni wydał nie­le­gal­ne pozwolenie na budowę meczetu na Reducie Ordona w Warszawie – oświadczył poseł Kukiz’15 Marek Jakubiak.

Podsumowując:

budowa meczetu jest nielegalna.
nielegalna budowla podlega prawnie rozbiórce
budowę finansuje jakiś Arab z Arabii Saudyjskiej z funduszy pochodzących na wspieranie światowego terroryzmu.
doszło skorumpowania polskich urzędników
należy jak najszybciej ujawnic stany kont bankowych urzędników odpowiedzialnych za tą aferę.
sprawa pilna dla Prokuratury, CBA i CBŚ.


http://gazetawarszawska.com/2013/05/23/zydowka-gronkiewicz...

http://www.wykop.pl/ramka/1579291/budowa-meczetu-w...

Protestowali przeciw budowie meczetu na Ochocie

Komu potrzebny meczet w Warszawie

Jakubiak: Pozwolenie na budowę meczetu w Warszawie w 7 dni

W Polsce powstanie wielka arabska dzielnica? Inwestycja ma być jedną z największych na świecie!

Szejkowie chcą wybudować w Polsce arabską dzielnicę. Powstanie w Warszawie?

http://yelita.pl/artykuly/art/afera-meczetowa
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Czwartek, 28 lutego 2019 20:16:14
-3
0 -3
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Afera Mięsna PSL

Jak się okazuje hodowcy w Polsce liczą tylko zyski - nie interesuje ich zdrowie konsumentów, a w pogoni za pieniądzem nie zawahają się nawet przed użyciem niedozwolonych środków!

Reporterka "Uwagi" Edyta Krześniak wniknęła w polski rynek mięsny. Niestety - ujawnia szokujące fakty! Zwierzęta faszerowane są nie­le­gal­ny­mi antybiotykami, często sprowadzanymi z Chin.

Hodowcy pasą zwierzęta by te rosły jak najszybciej w jak najkrótszym czasie! Dziennikarka, by wniknąć w niemalże mafijny system, podawała się za hodowcę zwierząt lub sprzedawcę niedozwolonych środków. Skala zjawiska jest ogromna - kurczaki faszeruje się środkami, które są nielegalne!

- Nie ma takiej możliwości, by hodowca kupił sobie antybiotyki w sklepie i w sposób dowolny podawał zwierzętom - przekonuje prof. Andrzej Rutkowski z wydziału hodowli zwierząt Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu w rozmowie z TVN24.pl Niestety - sprzedawcy sami pukają do drzwi hodowców i sprzedają im nielegalne substancje.

Główny Lekarz Weterynarii oraz Główny Inspektorat Jakości Handlowej Artykułów Rolno- Spożywczych podlegają Ministrowi Rolnictwa. Problem w tym, że minister PSL był bardzo zajęty przywracaniem uboju rytualnego w Polsce!
Odpowiedzialność za produkcję ponosi rolnik. Jeżeli współpracuje z lekarzem weterynarii (o ile ten jest uczciwy), to antybiotyki mogą być stosowane z przepisu lekarza weterynarii. Jeśli są one stosowane w jakikolwiek inny sposób, to jest to postępowanie absolutnie nie­le­gal­ne i karygodne - wyjaśnił Główny Lekarz Weterynarii, Janusz Związek.

Jego zdaniem ciężko przy każdym hodowcy postawić weterynarza. Jednocześnie zapowiada wyciągnięcie konsekwencji wobec hodowców, którzy stosują antybiotyki w pokarmie zwierząt.

Co dzieje się z mięsem kurczaków, które spożywają antybiotyki?

Pamiętajmy, że dodawanie antybiotyków może być niebezpieczne tak dla zwierzęcia, któremu jest podawane, jak dla człowieka, który spożywa mięso z resztkami antybiotyku nie rozłożonego do końca, bo nie upłynął odpowiedni czas od momentu podania go w hodowli - komentował dr Paweł Grzesiowski, ekspert ds. szczepień z Instytutu Profilaktyki Zakażeń.

Zdaniem Grzesiowskiego już teraz dużo dzieci trafia do szpitali z zespołem jelita drażliwego. Mogą to być efekty spożywania mięsa faszerowanych antybiotykami kurczaków.

Część polskich hodowców zwierząt dogadała się z weterynarzami i stworzyli niemal mafijny system – alarmuje TVN24. Telewizja ujawniła proceder, w którym hodowcy pompują swoje zwierzęta antybiotykami. Leki miały być sprowadzane z Chin i nie znajdowały się w żadnym rejestrze.

Hodowcy faszerowali antybiotykami wszystkie zwierzęta: od kurczaków, przez świnie, aż do krów. Cwani rolnicy używali tych leków po to, żeby zwierzęta szybciej rosły przy jednoczesnym mniejszym zużyciu paszy. Celem takiego działania był, oczywiście, łatwy zysk. Jak opisuje TVN24, część z nich stworzyła z weterynarzami "quasi-mafijny układ".

Sprawę ujawnili dziennikarze programu "Uwaga". Jedna z jego dziennikarek miesiącami wnikała w środowisko hodowców, proponując im kupowanie antybiotyków. Z reportażu telewizji wynika, że niektórzy hodowcy chcieli kupować leki na kilogramy, na beczki, hurtem. – Bez tego się już nie obejdzie. Dajemy leki cały czas – mówił jeden z rolników.

Dziennikarka "Uwagi" podkreśliła, że z 25 gospodarstw, w których była, tylko w jednym została pogoniona. Cała reszta była wyraźnie zainteresowana antybiotykami. Problem w tym, że leczenie takimi antybiotykami mogą zlecać tylko weterynarze i muszą ewidencjonować przebieg takiej kuracji.

Niestety, na czarnym rynku bardzo łatwo jest kupić takie antybiotyki, między innymi metronidazol, który ma działanie rakotwórcze. Hodowcy często też sprowadzali leki niezarejestrowane w Polsce, na przykład z Chin. Jak podkreślali eksperci komentujący w TVN24 tę sprawę, jedzenie takiego pompowanego mięsa może być groźne dla ludzi.

Zwierzęta żywią się pokarmem, który zawiera odpadki i odchody, dlatego ich jelita są wypełnione drobnoustrojami, które dla człowieka są zakaźne – mówi doktor Janusz Morawski z Łodzi. – Mogą też wytwarzać jady, które są wręcz zabójcze.

Po śmierci zwierzęcia następuje błyskawiczny proces rozszczelnienia jego układu pokarmowego. Po kilku godzinach toksyny już są mięśniach. Szybko pojawiają się substancje chemiczne, na przykład jad trupi.
Pół biedy, kiedy tak skażone mięso zjemy w niewielkiej ilości – mówi doktor Morawski. – Wtedy dolegliwości nie są zbyt duże. Mogą pojawić się: uczucie nudności, pełności w brzuchu, niewielka biegunka.
Ale jeżeli zjemy na przykład tatara z surowego skażonego mięsa, wtedy konsekwencje są już bardzo poważne. Biegunka i wymioty w szybkim tempie powodują odwodnienie. Może pojawić się krwawienie z przewodu pokarmowego, wysoka gorączka z dreszczami i poty. Jeżeli natomiast zwierzę miało kontakt z bakterią jadu kiełbasianego, wtedy – po spożyciu jego mięsa – może grozić nam śmierć w niewyobrażalnych mękach.
Jeśli człowiek, który zatruje się jadem, od razu nie umrze, przez rok musi być podłączony do respiratora – tłumaczy dr Morawski. – Jad atakuje bowiem układ nerwowo-mięśniowy. Zaczyna się od podwójnego widzenia i braku ostrości widzenia. Potem następuje paraliż mięśni i zaburzenia oddychania. Jeżeli chory nie zostanie podłączony do respiratora, dusi się i w końcu umiera.

Afery mięsnej ciąg dalszy. Anonimowy weterynarz w rozmowie z dziennikarką programu "Uwaga!" TVN twierdzi, że w Polsce sprze­da­wa­ne jest nie tylko mięso zwierząt faszerowanych antybiotykami, ale także mięso zwierząt chorych.

Wcześniej TVN ujawnił, że wielu hodowców podaje zwierzętom ogromne ilości antybiotyków i niedozwolonych substancji, które mają pobudzić wzrost zwierząt. Teraz anonimowy weterynarz twierdzi, że do sprzedaży dopuszczane są zwierzęta, u których zataja się wystąpienie objawów groźnych - także dla człowieka - chorób.

Jego zdaniem, wielu weterynarzy ignoruje objawy chorób takich jak paratuberkuloza, gorączka Q, IBR, BVD. Podkreśla, że są one nie­bez­piecz­ne także dla człowieka. Według niego, o zaniedbaniach decydują względy finansowe.

Niestety ale rynek produkcji żywności jest przesiąknięty układami i korupcją .Ministerstwo rolnictwa z setkami rozmaitych agencji nie dość, że tego nie kontroluje, to jeszcze sprawia wrażenie jak by zależało im na takim stanie rzeczy. Jak zawsze i jak w każdej branży, tylko całkowita transparentość i jasność powiązań zniechęci kombinatorów przed dalszym budowaniem kolejnych układów. Również wobec ministra Kalemby z PSL należy wyciągnąć stosowne wnioski od natychmiastowej dymisji aż po postawienie mu zarzutów prokuratorskich oraz jego podwładnym, zwłaszcza Głównemu Lekarzowi Weterynarii, Januszowi Związkowi !

Afera mięsna: nie pozbędziemy się trucizny z kurczaka!

AFERA MIĘSNA. Tak truje nas padlina

Afera mięsna: Jemy mięso chorych zwierząt? "To niebezpieczne!"

AFERA ANTYBIOTYKOWA W POLSKIM PRZEMYŚLE MIĘSNYM

AFERA ANTYBIOTYKOWA W POLSKIM PRZEMYŚLE MIĘSNYM CZ.2

AFERA ANTYBIOTYKOWA W POLSKIM PRZEMYŚLE MIĘSNYM CZ.3

Czy Janusz Związek czuje się odpowiedzialny za kolejne afery wy­bu­cha­ją­ce wo­kół pro­duk­cji żyw­no­ści?

http://yelita.pl/artykuly/art/afera-miesna
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Czwartek, 28 lutego 2019 20:18:00
-3
0 -3
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Afera Restytucji Mienia Żydowskiego w Polsce.

Według „Forbesa” wartość znacjonalizowanego po II wojnie światowej mienia wyznaniowych gmin żydowskich w Polsce wynosi około 1 mld zł. O zwrocie tego majątku decyduje od 1997 roku Komisja Regulacyjna do spraw Gmin Wyznaniowych Żydowskich. Jak dotąd gminy żydowskie odebrały już około 500 nieruchomości, wartych 205 mln złotych oraz zainkasowały ponad 80 mln zł z tytułu odszkodowań. I od razu zaczęły go wyprzedawać - pokaźna część tego majątku (synagogi, ubojnie rytualne, mykwy i kirkuty) poszła już pod młotek.

Część z 40 mln zł, pochodzących z wyprzedaży gminnych nieruchomości trafiło w tryby wysublimowanego mechanizmu dystrybucji. Pieniądze rozchodziły się w hermetycznym środowisku menedżerów skupionych wokół Związku Wyznaniowych Gmin Żydowskich (ZGWŻ) i Fundacji Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego (FODŻ).

Oba podmioty działają na gruncie umowy, zawartej w 1996 roku pomiędzy przedstawicielami polskich gmin żydowskich i Światowej Organizacji Restytucji Mienia Żydowskiego (WJRO – World Jewish Restitution Organisation) oraz Światowego Kongresu Żydów (WJC – World Jewish Congress). Stenogramy z tamtych rozmów, do których po latach dotarł „Forbes”, pokazują genezę „rozbioru” znacjonalizowanego po wojnie majątku polskich gmin żydowskich. Polska strona wytargowała od międzynarodowych partnerów prawie milion dolarów pożyczki na zorganizowanie całego przedsięwzięcia. Potem odbyła się dzika reprywatyzacja. Zgodnie z umową polskie gminy żydowskie dzielą się odzyskanym majątkiem ze swoimi partnerami z zagranicy po połowie.

- Stwierdziliśmy tak, że jest „rozbiór” Polski: dziewięć gmin, dziewięć województw i są filie. Dziewięć gmin odbierze obiekty w województwach, gdzie są te gminy. (…) Z drugiej strony, Fundacja wybiera z reszty czyli poza granicami tych województw – czytamy w stenogramie wypowiedź Ayre Edelista ze Światowej Organizacji Restytucji Mienia Żydowskiego.

Realizacja tego planu jest już na półmetku.

96-stronicowy stenogram został podpisany przez trzech działaczy międzynarodowych organizacji żydowskich (Kalman Sultanik, Arye Edelist i Naphali Lavie) z tzw. „Przedsiębiorstwa Holokaust” i trzech działaczy z Polski (Andrzej Zozula, Piotr Kadlčik, Felix Lipman)

Na początku Fundacja Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego zajęła się odzyskiwaniem, zarządzaniem i sprzedażą pożydowskich dóbr znajdujących się na terenach Polski niezamieszkanych przez Żydów. Związek Gmin wraz z podlegającymi mu gminami prowadził taką samą działalność w 16 regionach Polski, gdzie obecnie mieszkają Żydzi. Potem wszystko się personalnie wymieszało i zaczęli działać razem, składając do Komisji Regulacyjnej 5544 wnioski o zwrot majątku.

Najbardziej zaskakujący jest jednak fakt, że w tej zamkniętej enklawie szefów żydowskich organizacji są konwertyci, czyli osoby, które przeszły na judaizm. Najbardziej zaangażowani emocjonalnie zmieniali nawet personalia na starozakonne. Na przykład ortodoksyjny Symcha Keller, zasiadający w zarządzie ZGWŻ i przewodniczący żydowskiej gminy wyznaniowej w Łodzi, to tak naprawdę Jerzy Skowroński. Albo zarządzający warszawskim cmentarzem żydowskim Isroel Szpilman, czyli Przemysław Szyszka.

Polskie urzędy, którym podlegają związki wyznaniowe, są w pełni świadome patologii zakorzenionej wśród skostniałych, mocno „okopanych” organizacji żydowskich. Nie mają jednak odwagi zabrać się za ten drażliwy problem w obawie posądzenia o antysemityzm.

„Forbes” dotarł do nigdy niepublikowanych restytucyjnych zestawień Związku Gmin, prowadzonych przez tę organizację w latach 1997–2009. Wtedy polskie gminy żydowskie odzyskały w naturze najwięcej mienia komunalnego należącego do nich przed wybuchem II wojny światowej. Według wyceny z zestawień ZGWŻ wartość tych nieruchomości przekracza 205 mln złotych. Artur Koziołek, rzecznik prasowy Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji, informuje, że do końca lipca 2013 roku Komisja Regulacyjna przyznała również żydowskim organizacjom wyznaniowym 82 mln zł w ramach rekompensat i odszkodowań za mienie, którego nie udało się oddać w naturze (zabudowane osiedlami cmentarze, zburzone synagogi etc.). Po dodaniu kwot odkrytych przez „Forbesa” i danych MAC można dojść do wniosku, że korzyści polskich gmin żydowskich z restytucji wynoszą 287 mln złotych. Nic bardziej mylnego. Nie można bowiem w żaden sposób ustalić, ile nieruchomości gminy żydowskie odzyskały w latach 2010–2013.

Chociaż religia mojżeszowa zakłada nienaruszalność cmentarzy po wieczne czasy, pod młotek trafiały wydzielone z kirkutów działki, jak na przykład w Toruniu, Gliwicach czy Lublinie. Ceny transakcji są poukrywane w zbiorowych zestawieniach rocznych ZGWŻ. Gminy spieniężały także elementy żydowskiego dziedzictwa. Chociażby świetnie zachowaną synagogę w Lubrańcu (za 500 tys. zł), neoklasycystyczny szpital w Siedlcach (za 610 tys. zł) czy remontowany przed sprzedażą Bejt Midrasz w Sokołowie Podlaskim (za 100 tys. zł).

Nie wstydzą się tego liderzy stojący na czele polskich społeczności żydowskich i Michael Schudrich, naczelny rabin w Polsce, który z racji pełnionej funkcji wyraża zgodę na sprzedaż obiektów sakralnych.
Z raportu ZGWŻ wynika, że żydowskie gminy wyprzedały do 2009 roku nieruchomości za ponad 40 mln złotych.

Bobby Brown, dyrektor Projektu HEART, rządowej agendy Izraela, która zajmuje się restytucją mienia ofiar Holokaustu, wyraża nadzieję, że polskie organizacje wiedzą, co robią, i działają w dobrej wierze. Piotr Kadlčik zapewnia, że restytucyjne pieniądze przeznaczane są na renowację innych obiektów.

– Założenie jest takie, że wszystkie pieniądze przeznaczane są na potrzeby społeczności. Nie jestem księgowym, nie mogę więc z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że na pewno nie pojawiają się nieprawidłowości – wyjaśniał rabin Schudrich w 2011 roku na łamach izraelskiego dziennika „Maariv”.

Wątpliwości rabina Schudricha znajdują odzwierciedlenie w faktach. Pieniądze z odzysku (300 tys. zł) trafiły na przykład do Lubelskiej Fundacji Chrońmy Cmentarze Żydowskie w Lublinie. Miały być przeznaczone na utrzymanie lubelskich kirkutów. Ślad po dotacji zaginął, zaś cmentarze pozostały zaniedbane.

Do zaawansowanych metod drenażu majątku oddanego gminom żydowskim można zaliczyć system wynagrodzeń za odzyskanie nieruchomości. Pierwsza faza polegała na składaniu wniosków do Komisji Regulacyjnej. Przygotowywały je kancelarie prawne, które brały po ok. 500 zł za jeden dokument. Zawodowi prawnicy byli jednak odsuwani, gdy proces wkraczał w drugą fazę, czyli mediacje przed Komisją Regulacyjną. Do tych działań zarząd ZGWŻ wyznaczał swoich ludzi, którym płacił znacznie więcej. Za sukces dostawali 1 proc. wartości odzyskanego mienia (nieruchomości w naturze, działki zamienne, odszkodowania).

Łatwo policzyć wysokość takich wynagrodzeń przy okazji odbioru starego szpitala przy ul. Leszno w Warszawie (szacunkowa wartość 19,8 mln zł) czy Domu Akademickiego przy ul. Przemyskiej 3 w Krakowie (szacunkowa wartość 10 mln zł). W zamkniętym kręgu mediatorów znaleźli się m.in. Piotr Rytka-Zandberg, ekspert ds. restytucji mienia w ZGWŻ, Michał Samet, przewodniczący Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Gdańsku, i Alicja Kobus, przewodnicząca poznańskiej filii ZGWŻ. Wszyscy przy okazji zasiadają we władzach Fundacji Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego.

Zarządzający gminami nie zaniedbywali innych okazji do zapewnienia sobie prywatnych korzyści z odzyskiwanego majątku dawnych żydowskich wspólnot. Ślady można znaleźć w aktach jednej ze spraw, wytoczonych przez gminę warszawską byłemu pracownikowi. Pozwany zeznał, że dom Piotra Kadlčika został wyposażony za 20 tys. zł pochodzących z restytucyjnej kasy w nowoczesny system centralnego ogrzewania. Kolejna informacja pochodzi z piaseczyńskiego „Kuriera Południowego”, który opisał, jak to Rafał Kadlčik z przyjacielem otwierają klubokawiarnię „Bar Mykwa” w zabytkowej myjni rytualnej w Piasecznie. W artykule zabrakło informacji, że Rafał Kadlčik to syn szefa jednej z najważniejszych organizacji żydowskich w Polsce - Piotra Kadlčika.
Gminy żydowskie sprzedawały też odzyskane nieruchomości poniżej ceny rynkowej. Na przykład gmina warszawska sprzedała synagogę w Otwocku. Bardzo podobną nie­ru­cho­mość z bezpośredniego są­sie­dztwa ta sama firma PHU Stok kupiła za niemal dwukrotnie wyższą cenę, lecz nie od gminy żydowskiej. Podobnym tematem zajął się w 2011 roku amerykański tygodnik „The Jewish Week”, pisząc, że w Polsce „mienie pożydowskie zwrócono i sprzedano w niejasnych okolicznościach, a zysk szedł do osób prywatnych bez żadnego nadzoru czy odpowiedzialności finansowej”. Tygodnik opisał skandal związany z zabytkową synagogą w Działoszycach na Śląsku. Filmowiec Menachem Daum, który przyjechał tam na dokumentację, otrzymał od członka zarządu katowickiej gminy żydowskiej propozycję kupna zabytku po atrakcyjnej cenie.

Pod warunkiem, że zapłaci rzeczonemu działaczowi żydowskiemu 10 tys. dolarów prowizji.

Ten cały restytucyjny interes nie miałby zapewne szans na powodzenie, gdyby od lat nie kręcił się w bardzo hermetycznym środowisku. W skład Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich wchodzi sześć gmin zrzeszających zaledwie około 1200 wyznawców judaizmu. Tymczasem według Centrum Mojżesza Schorra (instytucja edukacyjna założona przez Fundację Ronalda S. Laudera) Polskę zamieszkuje ok. 100 tys. Żydów. Nie każdy z nich może jednak zostać członkiem żydowskiej gminy. Obecni przywódcy boją się, że jeśli przyjmą nowych energicznych, demokratycznie nastawionych członków, to stracą potężne i lukratywne stanowiska. Dlatego nie pozwalają wejść do swojego kręgu nikomu, kto nie jest z Polski i nie można nim z łatwością manipulować.

Chcąc zrozumieć, jak żydowskie organizacje wyznaniowe wypracowały sobie w Polsce takie możliwości, trzeba się cofnąć do roku 1996. Wtedy trwały w polskim parlamencie obrady nad rządowym projektem ustawy o stosunku państwa do gmin wyznaniowych żydowskich w Rzeczypospolitej Polskiej. Posłowie SLD podkreślali, że ZGWŻ nie jest sukcesorem prawnym istniejących wcześniej żydowskich związków wyznaniowych, dlatego w ustawie będzie mowa nie o restytucji, lecz o przeniesieniu własności.

Ostatecznego kształtu ustawa nabrała dopiero po wizytach w Izraelu ówczesnego prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego (Izaak Stoltzman) oraz Włodzimierza Cimoszewicza (Dawid Goldstein), wtedy polskiego premiera. Obaj byli tam mocno naciskani na wpisanie do ustawy Światowej Organizacji Restytucji Mienia Żydowskiego, jako jednego z beneficjentów reprywatyzacji majątku gmin żydowskich w Polsce.

ZGWŻ lobbował z kolei u Leszka Millera, wówczas ministra spraw wewnętrznych, żeby nowe przepisy dopuszczały do majątku ko­mu­nal­ne­go Żydów tylko polskie gminy. 20 lutego 1997 roku Sejm przyjął ustawę, która uwzględniła WJRO w restytucji, ale tylko przez fundację powołaną wspólnie z polskimi gminami.

Dwa lata później w Warszawie spotkali się przywódcy polskich gmin żydowskich z liderami Światowego Kongresu Żydów (WJC – World Jewish Congress) i Światowej Organizacji Restytucji Mienia Żydowskiego. Trzy dni dzielili wpływy w poszczególnych częściach kraju i ustalali, co zrobić z pozostałym po polskich Żydach majątkiem komunalnym. Zagraniczne organizacje zgodziły się, że pożyczą miejscowym gminom żydowskim 800 tys. dolarów na sfinansowanie wniosków o zwrot żydowskiego mienia komunalnego. W zamian za pomoc w sfinansowaniu restytucji, WJRO i WJC brały połowę odzyskanych dóbr.

O ich interesy miała zadbać specjalnie powołana Fundacja Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego.

http://www.forbes.pl/kim-sa-nasi-przywodcy-,artykul...

http://www.forbes.pl/kadisz-za-milion-dolarow,artyk...

http://yelita.pl/artykuly/art/afera-restytucji
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Czwartek, 28 lutego 2019 20:19:06
-3
0 -3
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Afera rublowa



Polegała na procederze transferu walut za granicę przez polskie spółki nomenklaturowe. Sprawa miała miejsce w 1990 roku. Mechanizm prze­stęp­stwa był prosty, lecz możliwy do zastosowania tylko za milczącym przyzwoleniem najwyższych władz państwowych, celnych i fiskalnych. Pro­ce­der polegał na zawieraniu fikcyjnych umów z firmami rosyjskimi na do­sta­wy, za które polska strona płaciła w rublach transferowych.

Płatności te strona rosyjska następnie zamieniała na złote w polskich ban­kach. Ze względu na to, że rubel transferowy był wirtualną walutą, która przestała obowiązywać po 1 stycznia 1991 roku płatności te faktycznie ob­cią­ży­ły polski budżet kwotami szacowanymi na 400 mln USD, do momentu uregulowania wzajemnego zadłużenia z tytułu operacji pomiędzy Polską a dawnym ZSRS.

Według NIK straty Skarbu Państwa to ok. 400 mln dolarów!
Firmy-kantory

Raport NIK podaje wiele przykładów tego typu operacji. I tak np. spółka Ex­pan­der z Gdańska zawarła z firmą radziecką kontrakt na sprzedaż urządzeń elektronicznych wartości 35, 6 mln rbt, rozliczonych przez Bank Handlowy po kursie 1000 zł/rbt. Następnie znalazła w Austrii kontrahenta, który miał kupić zamówiony sprzęt dla odbiorcy radzieckiego, i przekazała do banku w Budapeszcie dolary na ten cel.

Spółka Vaxpol z Sopotu zawarła kontrakt z radziecką firmą Torolla na do­sta­wę ziemniaków wartości 63 mln rbt. Ruble rozliczył Bank Handlowy według kursu 2090 zł/rbt, po czym Vaxpol przekazał szwajcarskiej firmie Komink AG prawie 13, 5 mln dolarów na zakup 185 tys. ton ziemniaków dla radzieckiej Torolli. I wszystko to odbywało się jak najbardziej legalnie!

„W szeregu przypadków firmy polskie spełniały dla firm radzieckich rolę kantorów wymiany walut” – konkluduje raport. „Należy jednak zaznaczyć, że większość firm działała zgodnie z obowiązującymi przepisami, jakkolwiek nie zawsze zgodnie z interesem Skarbu Państwa”.

Ile kosztowała nas afera rublowa, dokładnie nie wiadomo. Według raportu NIK, w latach 1989-1991 płatności z tego tytułu obciążyły polski budżet kwotą ok. 400 mln dolarów!

Inni eksperci dzielą aferę rublową na dwie mniejsze. Transakcje z ZSRR, a po jego rozwiązaniu z Rosją – straty skarbu państwa 8 bln starych złotych. Transakcje z b. NRD – straty 12 bln starych złotych.

Bohaterem bocznego wątku tej historii jest „Dziad” czyli Hen­ryk Nie­wia­dom­ski – legendarny boss mafii wołomińskiej, zmarły w radomskim więzieniu.

Na początku lat 90. „Dziad”, wtedy u szczytu potęgi, zamówił w niemieckiej wytwórni ciężarówkę papieru ze znakami wodnymi, na którym chciał drukować fałszywe banknoty ukraińskie (były to wtedy karbowańce – używana już w ZSRR ukraińska nazwa rubli; hrywnę wprowadził dopiero Juszczenko w roku 1996). Kontrabandę obserwowali policjanci, zdecydowani dotrzeć śladem ciężarówki do przestępczej meliny. Niestety, zagapili się i stracili z oczu śledzony pojazd.

Pracujący wtedy w Komendzie Głównej Policji Adam Rapacki wy­ne­go­cjo­wał z „Dziadem” oddanie ciężarówki z trefnym ładunkiem. Uchronił w ten sposób swoją instytucję – i państwo polskie – przed potężną mię­dzy­na­ro­do­wą kompromitacją. Ruble drukowane w Wołominie – czegoś takiego jeszcze nie było.

Ówczesny szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego, Antoni Macierewicz, badał pochodzenie majątku biznesmena Ryszarda Krauzego, doszukując się jego powiązań ze służbami specjalnymi PRL. „Jedną z hipotez sprawdzanych przez Macierewicza jest współpraca Krauzego z jedną z firm występujących w tzw. aferze rublowej – Vaxpolem. Jej właścicielem był późniejszy biznesowy partner właściciela Prokomu, obecnie jeden ze 100 najbogatszych Polaków – Maciej Nawrocki” – pisał Radosław Gruca w „Dzienniku”.

Pytany przez „Dziennik”, Macierewicz zapowiadał tajemniczo, że afera rub­lo­wa zostanie wspomniana w raporcie o likwidacji WSI, choć nie będzie jego głównym tematem.

„Nie ma wątpliwości, że afera rublowa była początkiem wielu karier, nawet ludzi, których dziś określa się mianem oligarchów” - mówił Konstanty Miodowicz, zmarły poseł PO, kiedyś szef kontrwywiadu.

W raporcie Macierewicza nie ma jednak ani słowa o aferze rublowej; być może wzmianka na ten temat znalazła się w aneksie do raportu, który decyzją prezydenta Lecha Kaczyńskiego nie został opublikowany.

Pożegnanie z rublem

Krzysztof Habich – największy aferzysta III RP

Ważniejsze żydowskie afery w Polsce

Afera Rublowa przedawni sie niedlugo!

http://yelita.pl/artykuly/art/afera-rublowa
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Czwartek, 28 lutego 2019 20:20:10
-3
0 -3
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Afera Sawickiej

1 października 2007 została zatrzymana Beata Sawicka (posłanka PO) przez funkcjonariuszy CBA w związku z podejrzeniem przyjęcia korzyści majątkowej za próbę tzw. ustawienia przetargu publicznego, wspólnie z burmistrzem Helu Mirosławem Wądołowskim. Posłanka została zatrzymana po odebraniu drugiej raty pieniędzy. 16 października 2007 na konferencji zorganizowanej przez szefa CBA przedstawiono część materiałów operacyjnych. Na zaprezentowanym materiale filmowym uwidoczniono, jak posłanka przyjęła torbę z ustaloną wcześniej, pierwszą ratą w wysokości 50 tys. zł.

Agent Tomek (36 l.) z CBA tak uwodził posłankę Beatę Sawicką (48l.), że ta była mu gotowa oddać się na plaży. Do zbliżenia w ostateczności nie doszło, bo agent dosłownie w ostatniej chwili... uciekł z wydm na Helu.

– Za dużo wypiłem, przepraszam – tłumaczył oblubienicy swą rzekomą niemoc. Pikantne szczegóły operacji specjalnej CBA wyszły na jaw podczas procesu sądowego oskarżonej o korupcję byłej posłanki.

Sawicka wybrała się z agentem Tomkiem nad morze w czerwcu 2007 r. Znali się już od zimy i byli ze sobą bardzo blisko. Pojechali na Hel, gdzie zatrzymali się w hotelu. Tutaj zaczął się wyjątkowo romantyczny wieczór. Przy winie, wyśmienitym jedzeniu, wspólnych śpiewach i tańcach spędzali upojne chwile. – Jesteś cudowna – szeptał Sawickiej udający biznesmena agent. W restauracji bawili się do 4 nad ranem. Wtedy postanowili pójść na plażę. Tam omal nie doszło do zbliżenia. W ostatniej chwili agent Tomek uciekł z plaży.

– Przepraszam, za dużo wypiłem... nie mogę. Muszę wrócić do hotelu – tłumaczył się Sawickiej. Zostawił posłankę samą na plaży i czmychnął do pokoju. Wiedział, że zgodnie z instrukcją operacyjną CBA nie może przekroczyć granicy fizycznego zbliżenia, bo zabrania tego prawo. Ale postanowił pocieszyć zasmuconą, porzuconą nad brzegiem morza posłankę.

– Przepraszam cię, wiem, co czujesz – mówił jej potem. – Coś takiego zrobić kobiecie... wybacz mi.

– Na plaży nie doszło do zbliżenia, bo agent w ostatniej chwili się wycofał – potwierdza mecenas Jacek Dubois, obrońca Sawickiej.

Po tym incydencie na plaży agent Tomek nieco złagodził swą intensywność w bliskich kontaktach z Sawicką. – Został „wycofany” przez Biuro, bo sprawy zaszły za daleko. Sawickiej powiedział, że na jakiś czas musi wyjechać w interesach, a jego sprawy poprowadzi kuzyn. CBA wprowadziło do akcji na jakiś czas drugiego agenta.

Beata Sawicka(mężatka) przyznała przed sądem, że jej znajomość z agentem Tomkiem miała charakter damsko-męski. – Wykorzystał moją seksualność – mówiła. – Podstawiono mi młodego, przystojnego mężczyznę, z którym się najpierw zaprzyjaźniłam, a potem uległam fascynacji i zauroczeniu.

Sam agent w rozmowie z Faktem nie chciał odnosić się do szczegółów swych działań i zapowiedział, że wypowie się dopiero po wyroku sądu. Prokurator za korupcję domaga się dla Sawickiej 5 lat więzienia.

W swoim oświadczeniu wydanym 17 października 2007 Beata Sawicka zasugerowała, że została wytypowana i uwikłana w sytuację korupcyjną, przez mającego nieszablonowo działać funkcjonariusza CBA (którym okazał się Tomasz Kaczmarek, określany jako "agent Tomek") przy pomocy "miłych i czułych sms-ów, kwiatów" oraz "upominków". Sugerowała, że została uwiedziona i zmanipulowana. Szef CBA Mariusz Kamiński nazwał te informacje oszczerstwem i podkreślił, że wszystkie spotkania agenta CBA z Beatą Sawicką są udokumentowane. Beata Sawicka złożyła zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, wskazując, że funkcjonariusze CBA, "uciekając się do wyrafinowanych i nieetycznych praktyk, przekraczając swoje uprawnienia, mogą bezkarnie wzbudzać u obywateli zamiar popełnienia przestępstwa". Postępowanie w tej sprawie umorzono w 2010 wobec niestwierdzenia znamion czynu zabronionego i uznania, że funkcjonariusze działali w ramach prawa.

5 listopada 2007 w Poznaniu Beata Sawicka po zakończeniu kadencji została ponownie zatrzymana przez funkcjonariuszy CBA. 7 listopada Sąd Rejonowy w Poznaniu odrzucił wniosek o jej tymczasowe aresztowanie oraz uznał zatrzymanie za bezzasadne. 19 listopada 2007 Sąd Okręgowy w Poznaniu, uwzględniając częściowo zażalenie prokuratora, zdecydował, że musi ona wpłacić 300 tys. zł poręczenia majątkowego, co była posłanka bezproblemowo uczyniła. W czerwcu 2008 akt oskarżenia w tej sprawie został skierowany do sądu. Przewód sądowy w procesie karnym rozpoczęto 5 października 2009. 18 kwietnia 2012 w mowie końcowej prokurator wniósł o wymierzenie jej za korupcję oraz nakłanianie do płatnej protekcji kary 5 lat pozbawienia wolności i 54 tys. zł grzywny.

Wyrokiem z 16 maja 2012 została przez sąd I instancji uznana za winną popełnienia zarzucanych jej czynów i za to skazana na karę 3 lat pozbawienia wolności, pozbawienie praw publicznych na 4 lata, przepadek uzyskanej korzyści majątkowej oraz grzywnę.

Sąd Apelacyjny w Warszawie w 26 kwietnia 2013 zmienił zaskarżony wyrok i prawomocnie uniewinnił Beatę Sawicką od popełnienia zarzucanych jej czynów. Według ustnych motywów orzeczenia podstawą takiej decyzji było uznanie działań operacyjnych stosowanych przez funkcjonariuszy CBA za nielegalne. Sąd ten potwierdził ustalenia co do faktu, iż Beata Sawicka przyjęła korzyść majątkową(łapówkę ), za co odpowiada za to tylko moralnie ale nie karnie!

W związku z toczącym się postępowaniem w 2010 Beata Sawicka złożyła dwie skargi konstytucyjne, w sprawach których Trybunał Konstytucyjny w 2012 umorzył postępowania.

Ja tego wyroku nie akceptuje – powiedział na konferencji prasowej były szef CBA Mariusz Kamiński. "Wyrok jest sprzeczny z elementarnym poczuciem sprawiedliwości i przyzwoitości Działania CBA były w pełni legalne. Każde działanie było podejmowane za zgodą sądu – dodał Kamiński.

Jest mężatką, ma jedno dziecko.

Była posłanka PO Beata Sawicka zatrzymana przez CBA

Posłanka zatrzymana przez CBA została usunięta z PO

http://www.rp.pl/artykul/68531.html

Sawicka: w politykę się nie musicie mieszać, tylko kasę dajcie [STE­NO­GRA­MY]

Agent Tomek odmówił seksu na plaży

Beata Sawicka wzięła łapówkę. Sąd ją uniewinnił

Sędzia Paweł Rysiński. Uniewinnił Wałęsę, teraz Sawicką

Sędziowie ze sprawy "niewinnej" posłanki Platformy. Kontrowersyjne naz­wis­ka

Były szef CBA odpowiada na uniewinnienie Sawickiej

Kaczmarek ocenił działania rządu Donalda Tuska


http://yelita.pl/artykuly/art/afera-sawickiej
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Piątek, 1 marca 2019 21:49:11
-2
+1 -3
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Świątek Piątek: Wróg Żołnierzy Wyklętych w Koalicji Europejskiej

https://www.tysol.pl/a29852--Tylko-u-nas-Swiatek-Pi...
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Piątek, 1 marca 2019 21:49:39
-2
+1 -3
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Solidarność pamięta: Cześć i Chwała Bohaterom!

https://www.tysol.pl/a29825-Solidarnosc-pamieta-Cze...
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Piątek, 1 marca 2019 21:50:11
-1
+1 -2
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Zygmunt Szendzielarz przyszedł na świat 12 III 1910, a zmarł 8 II 1951, stracony przez bezpiekę. Karierę zawodową związał z armią, początkowo z Wojskiem Polskim II RP, potem zasłynął jako dowodzący podziemnymi jednostkami AK, w konspiracji posługiwał się pseudonimem „Łupaszka”.

https://www.tysol.pl/a29843--Wideo-Kim-byl-Zygmunt-...
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Piątek, 1 marca 2019 21:53:20
-2
+1 -3
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Katarzyna TS: Żołnierze Wyklęci kontra eurokołchoz

https://wprawo.pl/2019/03/01/katarzyna-ts-zolnie...
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Piątek, 1 marca 2019 21:53:45
-2
+1 -3
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Cześć i chwała Bohaterom! Internauci upamiętniają Żołnierzy Wyklętych

https://wprawo.pl/2019/03/01/czesc-i-chwala-boha...
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Niedziela, 3 marca 2019 11:08:58
-2
+1 -3
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
to wracamy do afer

Afera SLD



Największa polska partia postkomunistyczna w sensie osobowym – jej liderzy i założyciele byli wieloletnimi, lojalnymi członkami PZPR. Po rozwiązaniu PZPR na jej ostatnim zjeździe (w nocy z 28 na 29 stycznia 1990 roku) aparat partyjny zadecydował o dalszej obecności politycznej w nowych formach organizacyjnych. Największą z nowopowstałych organizacji była Socjaldemokracja Rzeczpospolitej Polskiej, która przejęła pełny zakres praw i obowiązków PZPR. Komunistyczna Partia Związku Radzieckiego wsparła aktywnie proces tworzenia partii post-komunistycznej udzielając na ten cel pożyczki w wysokości 1.000.000 dolarów. Pożyczka została wypłacona na ręce Leszka Millera, jednego z liderów nowego ugrupowania, przy złamaniu obowiązującego wówczas prawa dewizowego. Konsekwencją przejęcia zobowiązań i praw PZPR wiązało się przejęcie majątku tej ostatniej. 70% dochodów PZPR stanowiły dochody z nieruchomości (w liczbie około 3000) oraz dochody z przedsiębiorstw, którymi zarządzała. Jednym z największych, i obdarzonych przywilejami podatkowymi, było RSW „Prasa-Książka-Ruch”. 9 listopada Sejm RP uchwalił „Ustawę o przejęciu majątku byłej PZPR”, której celem było przejęcie nieruchomości przez Skarb Państwa (ustawa nie obejmowała majątku ruchomego i kont byłej PZPR).

Modelowym przykładem procesu przejmowania majątku państwowego przez nomenklaturę była działalność spółki PHU „Transakcja”. Założona tuż przed „zmianą systemu” w lipcu roku 1988 przez RSW „Prasa-Książka-Ruch” i Akademię Nauk Społecznych przy KC PZPR, otrzymała wielokrotne wsparcie finansowe od Komitetu Centralnego. Po rozwiązaniu PZPR, jej udziały przejęła SdRP i z jej ramienia kontrolę majątku wykonywali jej czołowi politycy: Leszek Miller, Wiesław Huszcza, Marek Siwiec i Jerzy Szmajdziński. Transakcja powołała do życia dużą ilość spółek córek (przy Komitetach Wojewódzkich PZPR), stając się de facto holdingiem, i prowadziła szeroko zakrojone działania handlowe, opierając się na kontaktach z dyrektorami tzw. jednostek gospodarki uspołecznionej. Obok działalności handlowej. „PHU „Transakcja” zajmowała się również inwestycjami kapitałowymi i tworzeniem struktur ubezpieczeniowych i ban­ko­wych. Była założycielem Banku Inicjatyw Gospodarczych SA, TuiR Polisa SA oraz Muza SA.

„Rozwój” spółki przerwał likwidator mienia byłej PZPR unieważniając wszelkie uchwały od dnia wejścia w życie „Ustawy o przejęciu majątku byłej PZPR”. Przed zawieszeniem działalności „Transakcja” sprzedała spółce „Universal” akcje Banku Inicjatyw Gospodarczych, których była wła­ści­cielem.

Większość spółek założonych przez PZPR, a następnie przejętych przez SdRP w chwili wejścia w życie ustawy przejmującej majątek byłej PZPR już nie istniały, częste zmiany własnościowe i organizacyjne utrudniały do­cho­dze­nia, dokumenty wielu spółek zaginęły (na przykład PPU „Transakcji”).

O pochodzeniu kapitału świadczył najczęściej skład rad nadzorczych nowo powstałych instytucji, z nadreprezentacją byłych komunistycznych członków aparatu przemocy. Zgodnie ze sprawozdaniem z likwidacji majątku byłej PZPR „kapitał partyjny znalazł się w kilku bankach (BIG BANK) oraz w wielu spółkach (BILLA). [...] W zdecydowanej większości majątek tych spółek nie został przejęty przez Skarb Państwa”.

Przejmowanie nieruchomości szło opornie; część została przejęta przez samorządy terytorialne, o przejęcie części toczyły się procesy nawet do roku 2000. Majątek ruchomy i środki finansowe rozpłynęły się w procesie zwanym „uwłaszczeniem nomenklatury”, a więc transferem środków do nowo powstających spółek prywatnych. Sprawozdanie z działalności Ko­mi­sji Likwidacyjnej Majątku PZPR wskazuje na mechanizmy, dzięki którym organy administracji rządowej ułatwiały wyprowadzanie majątku na rzecz SdRP. Przed zakończeniem prac komisji minister w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, Jacek Ambroziak, zwrócił się teleksem do wszystkich wo­je­wo­dów oraz prezydentów Łodzi i Krakowa informując, że obiekty wy­bu­do­wa­ne przez PZPR na jej gruntach stają się własnością SdRP, a wszystkie wybudowane na gruntach skarbu państwa przechodzą na rzecz Skarbu Państwa. Była to konsekwencja stanowiska wyrażonego przez Ambroziaka wcześniej, że utrudnianie zbywania majątku i zamiana na ka­pi­tał jest utrudnianiem działalności legalnie działającej partii politycznej.

Decyzje Ambroziaka stały się podstawą dla terenowych działaczy SdRP do przejmowania i zbywania majątku należącego uprzednio do PZPR.

SdRP wsparł swoimi działaniami ówczesny prezydent Wojciech Ja­ru­zel­ski, który nie podpisał „Ustawy o przejęciu majątku byłej PZPR” i skierował ją do Trybunału Konstytucyjnego. Wobec wycofania wniosku przez prezydenta Lacha Wałęsę, wniosek nie był rozpatrywany, pojawił się natomiast nowy, sygnowany przez 54 posłów z Parlamentarnego Klubu Lewicy Demokratycznej. 25 lutego 1992 roku Trybunał potwierdził zgo­d­ność ustawy z Konstytucją ograniczając jednak czas dochodzenia roszczeń przez osoby trzecie. Pomimo orzeczenia Trybunału członkowie SdRP zys­ka­li blisko dwa lata na skuteczne wyprowadzanie majątku.

W lipcu 1994 roku posłowie SLD wnieśli nowelizację do „Ustawy o prze­ję­ciu majątku byłej PZPR”, która w deklaracjach miała uwzględnić orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z roku 1992. W rzeczywistości nowelizacja, obok uw­zglę­dnie­nia orzeczenia Trybunału miała na celu umocnienie po­zy­cji SdRP w toczonych sporach sądowych poprzez przyjęcie domniemania, że większość majątku PZPR pochodziła ze składek partyjnych oraz uw­zglę­dnia­ła nabycie praw przez SdRP, jeśli SdRP „użytkowała” poszczególne składniki majątku. Ustawę przyjęto bez dyskusji. Została ona zawetowana przez prezydenta Lecha Wałęsę i trafiła do Komisji Ustawodawczej, która jednak nie zdążyła sprawy rozpatrzeć przed wyborami prezydenckimi w roku 1995.

W roku 1996 ustawę podpisał związany z SLD prezydent Aleksander Kwaśniewski, a ostatecznie stan korzystny dla SdRP usankcjonował Trybunał Konstytucyjny uznając ustawę w znowelizowanym brzmieniu za zgodną z Konstytucją.

„Pogrobowe życie” majątku PZPR obfitowało w zadziwiające sytuacje, jak ta z lipca 1996 roku, kiedy to prokurator generalny Stefan Snieżko uznał, że „zadłużenie partii i ukrywanie przez nią majątku nie narusza przepisów konstytucyjnych”, lub ta związana z unieważnieniem pełnomocnictwa szczególnie aktywnego likwidatora z Gdańska – Marka Biernackiego przez wojewodę gdańskiego Henryka Wojciechowskiego (byłego pracownika ZSMP i TPPR).

Dodatkową pomocą w mataczeniu stał się założony 9 lipca 1991 roku, z inicjatywy Aleksandra Kwaśniewskiego, Sojusz Lewicy De­mo­kra­ty­cz­nej, którego SdRP było jednym z członków. Przejmowanie składników majątku przez Sojusz częstokroć uniemożliwiało dochodzenie roszczeń.

Dosyć precyzyjne wyliczenie problemów, na które napotkało państwo polskie przy okazji próby odzyskania majątku narodowego zawłaszczonego przez partię komunistyczną można odnaleźć studiując Sprawozdanie z li­kwi­da­cji majątku byłej Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej:

„Przykładem niech będzie spółka z ograniczoną odpowiedzialnością MESA. Założona w grudniu 1989 roku przez Komitet Wojewódzki, pro­wa­dzi­ła działalność hotelową w części budynku KW. Działalność tę wraz z całym majątkiem MESY przejęła, założona przez SdRP spółka BONA. Spółka ta rościła sobie prawo do reprezentacyjnej nieruchomości w centrum miasta. Majątek Spółki, według wyliczeń samych funkcjonariuszy SdRP wynosił w początkach roku 1991 ponad miliard starych złotych. Spółka ta została sprzedana przez niejakiego Wiesława Pawlika – działającego na pod­sta­wie pełnomocnictwa Leszka Millera – osobie fizycznej (zamieszanej w prze­myt i paserstwo kradzionych w Niemczech samochodów) za 220.000 starych złotych, a więc za kwotę pięciokrotnie niższą od jej rzeczywistej wartości. Spółka ta stała się własnością fundacji, której prezesem jest znany biznesmen i menedżer, ksiądz Zbigniew Bryk.” (strona internetowa MSWiA).

Sojusz Lewicy Demokratycznej powstał z inicjatywy Aleksandra Kwa­śnie­wskie­go (zarej. TW „Alek”) i Włodzimierza Cimoszewicza (zarej. KO „Carex”) na spotkaniu „organizacji młodzieżowych”. 16 lipca 1991. Do porozumienia przystąpiły: Polska Partia Socjalistyczna, SdRP, OPZ, ZSMP, Demokratyczna Unia Kobiet, Komitet Obrony Bezrobotnych i or­ga­ni­za­cje lokalne.

W wyniku wyborów parlamentarnych w 1991 roku partia zdobyła 11,98% głosów (60 na 460 mandatów) poparcia, uzyskując drugi po Unii De­mo­kra­ty­cz­nej wynik wyborczy.

W wyborach parlamentarnych w roku 1993 SLD uzyskało już 20,4% głosów (171 mandatów) powracając do władzy poprzez zawarcie koalicji z Polskim Stronnictwem Ludowym (15,2 pros. i 132 mandaty). Pierwszym pre­mie­rem koalicji SLD-PSL został Waldemar Pawlak. Przed wyborami pre­zy­den­cki­mi w roku 1995 partie zrzeszone w SLD poparły kandydaturę Ale­k­san­dra Kwaśniewskiego.

W 1997 roku, w wyniku zmiany umowy koalicyjnej premierem został Józef Oleksy (zarej. TW „Piotr”), który zrezygnował 26 stycznia 1996 roku na skutek wysuniętych przeciw niemu przez ministra własnego rządu – Andrzeja Milczanowskiego, oskarżenia o szpiegostwo na rzecz Rosji.

W fotelu premiera Oleksego zastąpił Włodzimierz Cimoszewicz, który pełnił funkcję do października 1997.

Po wejściu w życie nowej Konstytucji, która odebrała organizacjom społecznym prawo zgłaszania kandydatów na posłów i senatorów SLD przekształciło się w partię polityczną, wchłaniając większość swoich byłych członków (PPS, RLP, „Proletariat” odmówiło przystąpienia).

W wyborach 1997 roku SLD zdobyło 27,13 proc. głosów, co dało 164 mandaty i pozostało w opozycji.

W wyborach parlamentarnych w 2001 roku SLD zawiązał koalicję wyborczą z Unią Pracy i uzyskał wynik 41%. W nowo powołanym sejmie SLD zawiązał koalicję wyborczą z Unią Pracy i PSL-em (9 %), a na czele rządu stanął Leszek Miller. Ten rząd ukończył negocjacje akcesyjne z Unią Europejską na szczycie w Kopenhadze 13 grudnia 2002 roku. W czasie rządów Millera doszło do wzrostu gospodarczego kosztem wzrostu zadłużenia państwa i pogłębienia deficytu w handlu zagranicznym.

Rząd Leszka Millera zerwał prowadzone przez rząd jego poprzednika – Jerzego Buzka, negocjacje w sprawie dostaw gazu norweskiego do Polski, co przyczyniło się do pogłębienia polskiej zależności od gazu rosyjskiego, uderzyło w wiarygodność Polski na arenie międzynarodowej i na lata pogrzebało plany dywersyfikacji dostaw surowców. 1 marca 2003 roku Leszek wykluczy PSL z koalicji rządowej. Od tej chwili rząd miał cha­ra­k­ter mniejszościowy.

W 2004 roku Leszka Millera zastąpił na stanowisku Marek Belka (zarej. KO „Belch”). Również w 2004 roku, na konwencji zmieniono prezydium SLD. Nowym przewodniczącym został Krzysztof Janik. Narastające konflikty w łonie partii doprowadziły do podziału. 26 marca 2004 roku grupa działaczy z marszałkiem Sejmu Markiem Borowskim na czele założyła nową partię po nazwą Socjaldemokracja Polska (SDPL), kilku posłów przeszło z SLD do nowo utworzonej Partii Demokratycznej (była UW). 21 maja 2005 roku całe kierownictwo partii podało się do dymisji, a kon­wen­cja zastąpiła je nowym, na czele z ministrem rolnictwa w rządzie Belki Wojciechem Olejniczakiem jako przewodniczącym. (zalegalizował ubój rytualny zwierząt w Polsce)

W wyborach parlamentarnych przeprowadzonych 25 września 2005 roku Sojusz Lewicy Demokratycznej zdobył 55 mandatów. Przed wyborami samorządowymi w 2006 roku wszedł w koalicję z UP, PD i SDPL tworząc wyborczą koalicję Lewica i Demokraci. Tę współpracę kontynuowano po wyborach. A sam Olejniczak zastał jednym z przewodniczących Komitetu Porozumiewawczego koalicji.

W marcu 2007 roku z SLD odszedł jej były przewodniczący Józef Oleksy, a stało się to po ujawnieniu przez „Dziennik” „taśm Oleksego” – zapisu rozmów polityka z biznesmenem Aleksandrem Gudzowatym. We wrześniu tego roku partię opuścił kolejny przewodniczący – Leszek Miller.

Po wyborach roku 2007 posłowie SLD stanowili większość w klubie poselskim LiD (40 z 53 wszystkich, którzy zdobyli mandat). W marcu 2008 roku zakończyła się współpraca czterech partii wchodzących w skład LiD i posłowie PD a następnie SDPL opuścili klub. 22 kwietnia 2008 roku powstał w Sejmie klub poselski o nazwie „Lewica”.

31 maja 2008 nowym przewodniczącym Sojuszu lewicy Demokratycznej został Grzegorz Napieralski. Na początku roku 2010 do SLD powrócili Leszek Miller oraz Józef Oleksy. 10 kwietnia 2010 roku pod Smoleńskiem zginął Jerzy Szmajdziński, prominentny polityk Sojuszu, wicemarszałek Sejmu i były minister obrony narodowej.

Przez wielu krytyków polska postkomunistyczna lewica jest oskarżana o nepotyzm i korupcję, jej członkowie byli bohaterami wielu głośnych afer gospodarczych.

Lewica sprawowała w Polsce władzę dwukrotnie i w ciągu obydwu ka­den­cji jej rządów Polska była wstrząsana aferami gospodarczymi i po­li­ty­cz­ny­mi.

Bank Inicjatyw Gospodarczych BIG (który następnie zmienił nazwę na BIG Bank Gdański) powstał jeszcze w czasie obrad okrągłego stołu. To wtedy członkowie PZPR-u utworzyli Komitet Powołania BIG, a w kilka dni po przegranych przez lewicę wyborach podpisano akt notarialny, na podstawie którego sam bank się narodził. Była to jedna z pierwszych licencji bankowych w PRL-u. Zastrzeżenia NBP rodziło to, że właścicielami Banku miały zostać osoby prywatne, które jednocześnie pozostawały dyrektorami państwowych firm – instytucjonalnych udziałowców banku, ale ostatecznie szef NBP, Wiesław Baka przymknął oko na oczywisty konflikt interesów i licencję wydał.

Według aktu notarialnego kapitał prywatny stanowił zaledwie 2%, resztę stanowiły środki firm państwowych.

Założycielami BIG-u byli Aleksander Borowicz, doradca premiera Mieczysława Rakowskiego, ówczesny prezes PZU Anatol Adamski, dyrektor generalny Poczty Polskiej Telegraf i Telefon Andrzej Cichy, prezes Warty Janusz Staniszewski, dyrektor Universalu (późniejszy szef Trybuny Bez Ludu) Dariusz Przywieczerski (oskarżony potem o za­ga­r­nie­cie blisko 1,5 mln dolarów na szkodę FOZZ), dyrektor w NBP (późniejszy szef Platformy Obywatelskiej) Andrzej Olechowski (KO „Must”), prezes spółki Interster Stanisław Tołwinski i prezes firmy Transakcja Wiktor Pitus. Wśród inwestorów instytucjonalnych znalazły się: PZU, PPTiT, Universal, Warta, Expolco Holding, Fundacja Rozwoju Żeglarstwa, Fundacja Wspierania Inicjatyw Gospodarczych oraz spółki Interster i Transakcja.

Fundację Rozwoju Żeglarstwa założyli miesiąc wcześniej: Mieczysław Rakowski (ówczesny premier), Bogusław Kott (współzałożyciel firmy ATS, która zajmowała się handlem bronią) i Aleksander Kwaśniewski (szef Komitetu Młodzieży i Kultury Fizycznej). Kwaśniewski został mianowany prezesem tej fundacji.

Fundacja Rozwoju Żeglarstwa założyła następnie spółkę Interster. Interster korzystał z preferencyjnych, wielomiliardowych kredytów przydzielanych przez ... Urząd Kultury Fizycznej i Sportu. Prezesem innej fundacji zakładającej BIG został eks-minister i biznesmen Mieczysław Wilczek. Jednym z pierwszych nabywców akcji BIG był eksminister Jerzy Urban. Członkiem Rady Nadzorczej powstającego BIGu został przyjaciel Kwaśniewskiego, mecenas Krzysztof Czeszejko-Sochacki, szef Kancelarii Sejmu (2001-2006). Był nim do 1991 r. Innym członkiem Rady Nadzorczej BIGu był późniejszy dwukrotny minister finansów prof. Marek Belka (zarej. KO „Belch”) i prezes NBP (2010).
Około 12 % akcji BIGu objęła spółka Transakcja. Jej prezes Wiktor Pitus był nie tylko udziałowcem banku, ale i następnym członkiem Rady Nadzorczej BIGu.

Gwałtowne przyspieszenie rozwoju banku nastąpiło w latach 1989-1990, kiedy BIG zawarł niezwykle ciekawe transakcje. Przykładowo: 20 lutego 1990 roku przejął z FOZZ 160 mld starych złotych, a tydzień później 100 mld z tej sumy BIG przelał do PeKaO S.A.

Sprawą ulokowania przez FOZZ pieniędzy w BIGu zainteresowały się jakiś czas potem: prokuratura, NIK i nadzór bankowy. Raport NIK-u stwierdzał m.in.:

Zdjęcie przez BIG z konta FOZZ kwoty 100 mld złotych było bezpodstawne. Nie wynikało ono z jakiejkolwiek umowy miedzy stronami. Lokata 100 mld złotych na rachunku w PeKaO SA nastąpiła na podstawie polecenia przelewu i zapewniła bankowi BIG SA nieuzasadnione korzyści.

Według NIK, BIG zarobił na tej operacji extra ponad 1,8 mld złotych i sumę tę powinien wraz z odsetkami zwrócić FOZZ. Prokuratura nie podjęła jednak żadnych czynności na podstawie wniosków pokontrolnych NIK.

Mecenas Krzysztof Czeszejko-Sochacki, członek rady nadzorczej BIG-u w tamtym okresie, został później obrońcą głównego oskarżonego w pro­ce­sie FOZZ Grzegorza Zemka (wywiad wojskowy).

Kancelaria prawna Krzysztofa Czeszejko-Sochackiego pośredniczyła przy zawieraniu kontraktu na system informatyczny ZUS (kierowanego wówczas przez Annę Bańkowską z SLD) z Prokomem. Fundacja "Promocja Talentu" Ewy Czeszejko-Sochackiej (prywatnie żony mec. Krzysztofa Czeszejko-Sochackiego i przyjaciółki Jolanty i Aleksandra Kwaśniewskich) była sponsorowana przez Prokom. Minister Bańkowska, dysponująca de­par­ta­men­tem prawnym ZUS, zatrudniła do prac przy kontrakcie z Prokomem kancelarię prawną z zewnątrz (właśnie kancelarie Krzysztofa Czeszejko-Sochackiego).

Państwowe firmy w założenie BIGu włożyły dobrych kilka bilionów starych złotych. Angażowały się w BIG, pomimo że same często były w trudnej sytuacji. Kiedy w 1990 roku PZU inwestowało w akcje banku, miało bilion złotych strat. PZU powierzyło BIG 65 mld złotych jako lokatę, z której odsetki miały być dostępne dopiero po 10 latach.

BIG robił interesy z firmami uchodzącymi za sztandarowe spółki no­men­kla­tu­ro­we. Głośne kiedyś Towarzystwo Ubezpieczeń i Reasekuracji "Polisa" SA (którego udziałowcami byli m.in. Jolanta Kwaśniewska i Maria Oleksy) wydało na akcje BIG do 1994 roku blisko 100 miliardów złotych. Kiedy "Polisa" na początku 1995 roku przeżywała poważne kłopoty finansowe - uratował ją właśnie BIG.

BIG finansował kampanie wyborcze SLD i kampanie wyborcze Aleksandra Kwaśniewskiego. W okresie rządów SLD-PSL BIG przejął większy od siebie prywatyzowany Bank Gdański i stal się jednym z największych prywatnych banków w kraju.

4 października 2001 r. Minister Skarbu Państwa oraz Eureko BV podpisali umowę warunkową sprzedaży przez Skarb Państwa 21% akcji PZU SA na rzecz Eureko BV - działając na podstawie zgody Rady Ministrów z dnia 25 września 2001 r. zezwalającej na zbycie 21% akcji PZU SA. Największa firma ubezpieczeniowa w Polsce - PZU przeszła w ręce konsorcjum złożonego z portugalskiej firmy Eureko i BIG Banku Gdańskiego (teraz się on trochę inaczej nazywa). Nowy inwestor strategiczny PZU (czyli holding Eureko i BIG) w umowie kupna uroczyście zobowiązał się rozwijać PZU. Zaraz po tej transakcji dokonał z konta PZU wypłaty pokaźnej kwoty - 2 mld 71 mln złotych. Kwotę tą przelano na konto funduszu inwestycyjnego Skarbiec Kasa II. Wysokość przelanej kwoty była tak duża, że wymagana była zgoda państwowego urzędu nadzoru ubezpieczeniowego, stanowiła bowiem 75% środków tego funduszu (już po dokonaniu przelewu).

Zaraz potem fundusz inwestycyjny Skarbiec Kasa II ulokował na koncie w BIG Banku Gdańskim jeden miliard złotych. Właśnie w tym okresie BIG Bank Gdański przeżywał poważny kryzys finansowy. Jak na polskie warunki była to kwota znaczna. I, co ciekawe, jej wysokość odpowiadała dokładnie kwocie, jaką BIG wyłożył na zakup 10% udziałów PZU. Była to lekcja poglądowa, jak kupić przedsiębiorstwo za jego własne pieniądze.

W czasie tak zwanego wrogiego przejęcia BIG Banku Gdańskiego przez Deutsche Bank, przebywający w Davos prezydent Aleksander Kwaśniewski wystąpił osobiście w publicznym radio, niezwykle ostro krytykując zmiany w radzie nadzorczej BIG-Banku (usunięto wówczas z tej rady m.in. Marka Belkę). Prezydent w trybie natychmiastowym odesłał z Davos do kraju Marka Belkę – swojego doradcę ekonomicznego. Do dziś nie wyjaśniono, w jakim charakterze odbywał tę nagłą podroż do kraju, czy doradcy bawiącego w Davos prezydenta, czy też zdymisjonowanego w trybie nagłym członka Rady Nadzorczej prywatnego banku.

Rok 1994 – afera sprzętowa. Jej „sercem” jest ówczesne ministerstwo zdrowia i Opieki Społecznej. To w tym ministerstwie powstaje dokument gwarantujący zapłatę ze środków publicznych za sprzęt przekazany przez szwajcarskie firm do polskich szpitali i sanatoriów. Oszuści namawiali dyrektorów placówek do przyjęcia rzekomej darowizny w formie sprzętu, a po jej przyjęci przysyłali faktury domagając się zapłaty, później od horrendalnie wysokich kwot doliczano odsetki. Dług wraz z odsetkami był sprzedawany na rynku wierzytelności, a dobrą cenę zbycia gwarantowało to, że był to dług jednostek budżetowych.

Rok 1995. Kończy się prywatyzacja ce­men­to­wni Ożarów 75% akcji ce­me­n­to­wni kupił Holding Cement Polski powiązany z kapitałem irlandzkim. Przeprowadzona później kontrola NIK wykaże, że oferta Holdingu nie była najlepszą z ofert, a wyjaśnienie jej powodzenia były zeznania powiązanego z ludźmi lewicy lobbysty Marka Dohnala, który przyznał się do przekazania łapówki jednemu z dyrektorów generalnych w Ministerstwie Przekształceń Własnościowych.

Rok 1996. To rok wprowadzenie PPP – Programu Powszechnej Pry­wa­ty­za­cji. 512 przedsiębiorstw państwowych (ok 10% majątku skarbu państwa) zostało przekształcone w spółki akcyjne, a ich akcje przekazane Na­ro­do­wym Funduszom Inwestycyjnym. Funduszami zarządzały spółki, których us­ta­lo­ne wynagrodzenie nie było powiązane z wynikami funduszy. Późniejsza kontrola NIK wykazała, że zarządy funduszów realizowały scenariusz ma­ksy­ma­li­za­cji własnych dochodów ze stratą wartości majątków funduszy.

Rok 1997 – wybucha afera Laboratorium Frakcjonowania Osocza. Wbrew zdaniu kilku departamentów i zdaniu specjalistów Ministerstwo Finansów poręcza kredyt inwestycyjny udzielony przez Konsorcjum Banków na rzecz grupy osób i firm podejmujących się budowy laboratorium. W skład tej grupy weszły osoby kojarzone z lewicą, w tym bliscy znajomi ówczesnego prezydenta Kwaśniewskiego. W kontaktach pomiędzy lobbystami a kan­ce­la­rią miał uczestniczyć prezydencki minister Marek Ungier. W efekcie działalności konsorcjum laboratorium frakcjonowania osocza nie po­wsta­ło, a pieniądze zostały wytransferowane za granicę. Wbrew zaleceniom pokontrolnym NIK, która podważyła ważność gwarancji Skarbu Państwa, ten ostatni zdecydował się na spłatę kredytu wraz z odsetkami wie­rzy­cie­lom.

Rok 1998 to rok afery POLISY, towarzystwa ubezpieczeniowego, które powoli kończyło swoją działalność. Towarzystwo Ubezpieczeń i Re­a­se­ku­ra­cji "Polisa" SA (którego udziałowcami były m.in. Jolanta Kwaśniewska i Ma­ria Oleksy) było ulubieńcem Spółek Skarbu Państwa, które ubezpieczały się w niej i zostawały akcjonariuszami. Kiedy w 1995 roku Towarzystwo popadło w tarapaty finansowe uratowała je Bank BIG Gdański. Był to klasyczny rewanż biznesowotowarzyski, bo to właśnie Polisa zakupiła w ro­ku 1994 akcje BIG Banku za okrągłą sumę 100 milionów złotych. Pomimo braku dochodów z działalności ubezpieczeniowej, Polisa wypłacała wy­so­kie dywidendy akcjonariuszom, a jej sprawozdania finansowe były fał­szo­wa­ne. Tuż przez upadłością Towarzystwa głównym akcjonariuszom udało się jakoś akcje Towarzystwa zbyć. Interesującą rolę odegrał w tej sprawie Państwowy Urząd Nadzoru Ubezpieczeń, który nie podejmował interwencji, pomimo że posiadał informację o nieprawidłowościach.

Afera, którą media nazwały “Trójkątem Buchacza”, rozpoczęła się jeszcze w 1994 roku, kiedy to w czasie rządów Waldemara Pawlaka, Józefa Oleksego I Włodzimierza Cimoszewicza Skarb Państwa utracił kontrolę nad majątkiem wartym, według rożnych szacunków, 500-800 milionów złotych. “Trójkąt Buchacza” przetrwał bezpiecznie rządy opozycji, dotrwał do ponownych rządów lewicy, przeżył je, a resztki majątku są wyprowadzane do dziś.

Według ustaleń kontroli NIK Lesław Podkański (PSL), a następnie Jacek Buchacz (PSL) wnieśli (w latach 1994-1995) do trzech spółek: Polskiego Funduszu Gwarancyjnego (PFG) SA (wcześniejsza nazwa - Agencja Rozwoju Gospodarczego (ARG SA), Międzynarodowej Korporacji Gwarancyjnej (MKG) Sp. z o.o. (wcześniejsza nazwa Polska Korporacja Eksportowa Sp. z o.o.) i Chemii Polskiej Sp. z o.o., majątek o łącznej wartości 545 milionów złotych. Majątek ten stanowiły akcje central handlu zagranicznego (Animex SA, Agros Holding SA, Bank Rozwoju Eksportu SA, Elektrim SA, Universal SA, Unitra SA), których wartość według oszacowania NIK w 1999 roku wyniosła już ponad 800 mln zł. Jak stwierdziła NIK, PFG udzielał firmom eksportującym na Wschód poręczeń bez analizy ich wypłacalności. W efekcie poręczano kredyty firmom w kiepskiej sytuacji finansowej. Skok na “dziecko PSL” dokonał rząd Cimoszewicza i w SLD szybko zrozumiano, że można z “trójkąta” czerpać korzyści przedstawiając niemoc w sprawie powołując się na brak dostępu do spółek ze względu na ich wzajemne powiązania kapitałowe.

W 2002 roku, po powrocie lewicy do władzy minister skarbu Wiesław Kaczmarek porozumiał się z prezesem Chemii Polskiej Ludwikiem Klinkoszem i w wyniku tego porozumienia odzyskano kontrolę nad spółkami. Ludwik Klinkosz miał zostać prezesem Ciechu, a ten miał wchłonąć “Chemię Polską. Wtedy pojawiły się roszczenia z weksli wystawianych rzekomo przez zarządy spółek w czasie ich powstania. Do transakcji nie doszło. Roszczenia z weksli wysuwały podmioty, których wiązało nazwisko Piotra Bykowskiego – poznańskiego biznesmena, doradcę premiera Waldemara Pawlaka, oskarżonego o doprowadzenie do upadku Banku Staropolskiego i uznawanego za “ojca” koncepcji “Trójkąta Buchacza”. Jedną ze spółek zgłaszających roszczenia z weksli był również fundusz pożyczkowy “Korbona”, którego prezesem był sam Waldemar Pawlak.

W grudniu 2007 roku, po przejęciu władzy przez Platformę Obywatelską i po objęciu resortu Sprawiedliwości przez adwokata Zbigniewa Ćwiąkalskiego, od prowadzenia wszczętego w 2004 śledztwa w sprawie podejrzenia sfałszowania weksli, odsunięty został dotychczas prowadzący je prokurator. Zbigniew Ćwiąkalski, przed objęciem stanowiska, był pełnomocnikiem spółek, które dochodzą praw z weksli.

W 2008 roku majątek spółek został wyceniony na 200 milionów złotych, a więc utracił ¾ pierwotnego. I nadal topnieje.

Rok 2002 przyniósł aferę Rywina. W trakcie prac nad ustawą o radiofonii i telewizji pojawił się projekt zapisu uniemożliwiającego jednoczesne posiadanie gazety ogólnopolskiej oraz stacji telewizyjnej. Uderzało to we właścicieli spółki Agora – wydawcy “Gazety Wyborczej”, którzy nosili się z zamiarem nabycia Polsatu lub 2 programu TVP, jeśli doszłoby do prywatyzacji).

W lipcu 2001 drugiego roku doszło do spotkania Lwa Rywina (zarej. TW „Eden”) – producenta filmowego i człowiek kojarzonego z lewicą, z Wandą Rapaczyńską – prezesem Agory. Lech Rywin przyjął od Wandy Ra­pa­czyń­skiej informację o oczekiwaniach względem nowelizacji ustawy. Po kilku dniach Lew Rywin spotkał się z Rapczyńską ponownie i powołując się na zawarte z premierem Leszkiem Millerem ustalenia zadeklarował, że jej oczekiwania względem ustawy zostaną spełnione, jeśli Agora przekaże 17,5 miliona dolarów na konto firmy Rywina Heritage Films, która przekaże je na rzecz SLD, Gazeta Wyborcza przestanie krytykować rząd i premiera, a po przejęciu przez Agorę Polsatu Lew Rywin zostanie zatrudniony w tej stacji. Jak ustaliła później powołana parlamentarna komisja śledcza, Lew Rywin miał pilnować w niej interesów SLD.

22 lipca Lew Rywin spotyka się z redaktorem naczelnym “Gazety Wyborczej” Adamem Michnikiem. Fragment ich rozmowy, nagrany na dy­kta­fon przez Michnika, i opublikowany w “Wyborczej” sześć miesięcy później stanie się powodem afery.

Przez sześć miesięcy o aferze dowiaduje się wiele prominentnych postaci życia politycznego i świata mediów, nikt jednak nie odważa się podjąć tematu. Korzystne dla Agory zapisy ustawy medialnej są tymczasem kierowane do kolejnych etapów legislacji. O aferze, przez opublikowaniem stenogramów rozmowy Michnik-Rywin, wie prezydent Aleksander Kwa­śnie­wski, Jerzy Urban. O sprawie pisze się w kpiarskich rubrykach, ujmując rzecz w formie plotki. 27 grudnia, tuż po wejściu Polski do Unii Euro­pej­skiej, “Gazeta Wyborcza” decyduje się na opublikowanie treści po­sia­da­nych nagrań.

Powołana dla wyjaśnienia sprawy komisja sejmowa nie doszła do je­dno­zna­cz­nych konkluzji, choć ostatecznie przyjęła projekt uchwały w najdalej idącej wersji PiS. Postępowanie sądowe zakończyło się “nie­stwie­r­dze­niem” istnienia “grupy trzymającej władzę”, na którą powoływał się w ro­zmo­wie Lew Rywin.

Obszerne transmisje sejmowe pozwoliły jednak Polakom przyjrzeć się politykom pozbawionym medialnego wsparcia. Zaufanie do SLD I do tworzonego przez niego rządu spadło do nienotowanych od początku lat 90-tych rozmiarów.

W 2003 wybuchła afera szczególna, bo dotyczące związków wysokich urzędników państwowych, w tym policji, ze światem gangów i prze­stę­p­czo­ści zorganizowanej. Afera dotyczyła wycieku tajnych informacji z Mi­ni­ster­stwa Spraw Wewnętrznych i Administracji do osób podejrzewanych o kon­ta­kty przestępcze. Poseł SLD Andrzej Jagiełło poinformował radnych SLD w Starachowicach o mających nastąpić aresztowaniach. Powołał się na wiedzę uzyskaną od wiceministra MSWiA Zbigniewa Sobotki. Aresztowania miały dotyczyć członków zorganizowanej grupy przestępczej i współ­pra­cu­ją­cych z nimi starachowickich radnych. Telefon Jagiełły był na policyjnym podsłuchu i dowód z tego podsłuchu doprowadził do zatrzymania Jagiełły, Henryka Długosza, który pośredniczył w przekazywaniu informacji pomiędzy Sobotką a Jagiełłą. Sam Sobotka miał uzyskać informację od generała policji Antoniego Kowalczyka. Oskarżeni nie przyznali się do winy. Sąd skazał oskarżonych na kilkuletnie (niskie) bezwarunkowe wyroki poz­ba­wie­nia wolności. Niskie wyroki były bulwersujące w kontekście narażenia na utratę życia policjantów działających w gangu pod przykryciem. Ostatecznie Sąd Apelacyjny zmniejszył wyroki Jagielle i Długoszowi (odpowiedni do 1,5 roku I do 1 roku) utrzymując 3,5 letni wyrok Sobotce.

W ostatnim dniu swojego urzędowania wobec tego ostatniego z prawa łaski skorzystał ustępujący prezydent Aleksander Kwaśniewski.

Generał Kowalczyk uniknął kary. W jego sprawie wypowiedział się Sąd Najwyższy po kuriozalnym uzasadnieniu odesłał do ponownego roz­pa­trze­nia. Kielecki sąd ogłaszając wyrok uznał, że Kowalczyk był pierwszym źródłem przecieku w aferze starachowickiej. Nie można go było jednak za to skazać, bo takiego zarzutu, czyli ujawnienia tajemnicy państwowej, rzeszowska prokuratura mu nie postawiła. Według sądu, nie ma prze­sz­kód, by taki zarzut został mu postawiony w przyszłości. W opinii sądu ge­ne­ra­ła nie można skazać za składanie fałszywych zeznań, bo uznał, że sko­rzy­stał on z prawa do obrony.

Aresztowany w 2004 roku lobbysta Marek Dochnal miał zeznać między innymi: Podczas negocjacji z Rosjanami w sprawie sprzedaży Rafinerii Gdańskiej, Jan Kulczyk miał powoływać się na osobiste peł­no­mo­cni­ctwa prezydenta Kwaśniewskiego.

W sprawie mostów energetycznych łączących Rosję i Europę i Orlenu interesy lobbysty i Kulczyka miał reprezentować rosyjski szpieg Władimir Ałganow. Spotkanie Kulczyka, Ałganowa i szefa koncernu Łukoil Wagita Alekpierowa odbyło się przy pomocy Dochnala w Londynie.

W czasie, kiedy firma Dochnala Proxy działała w Petersburgu miał on oso­bi­ście poznać Władimira Putina.

W czasie, kiedy Marek Dochnal był członkiem fundacji Jolanty Kwa­śnie­w­skiej “Porozumienie bez Barier” organizował spotkania z ludźmi, którzy chcieli uzyskać wsparcie państwa w zamian za wpłaty na rzecz tej fundacji.

Lobbysta poinformował, że politycy lewicy posiadają tajne konta w szwa­j­ca­r­skich bankach, a ich interesy prowadzi w Szwajcarii skazany za zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem, wypuszczony czasach PRL-u na Zachód przez komunistyczny wywiad i ułaskawiony przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego Peter Vogel.

Największe afery III RP

Afery korupcyjne pogrążyły rząd Millera

Kalendarium afer z udziałem członków SLD

http://yelita.pl/artykuly/art/afera-sld
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Niedziela, 3 marca 2019 11:11:02
-2
+1 -3
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Afera Solna

Afera solna rozpoczęła się po tym, jak CBŚ i poznańska prokuratura ustaliły, że trzy firmy sprzedawały sól niejadalną, szkodliwą dla zdrowia, używaną m.in. do posypywania zimą dróg, jako sól spożywczą. Odbiorcami byli głównie odbiorcy hurtowi, ubojnie rytualne, wytwórnie wędlin, mleczarnie i piekarnie. Proceder mógł trwać nawet od 1997 roku.
Afera solna rozpoczęła się po tym, jak CBŚ i poznańska prokuratura ustaliły, że trzy firmy sprzedawały sól niejadalną, szkodliwą dla zdrowia, używaną m.in. do posypywania zimą dróg, jako sól spożywczą. Odbiorcami byli głównie odbiorcy hurtowi, ubojnie rytualne, wytwórnie wędlin, mleczarnie i piekarnie. Proceder mógł trwać nawet od 1997 roku.
http://yelita.pl/artykuly/art/afera-solna
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Niedziela, 3 marca 2019 11:12:15
-2
+1 -3
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Afera Suszu Jajecznego

Nieuczciwi przedsiębiorcy spod Kalisza latami igrali ze zdrowiem, a nawet życiem Polaków. Żeby sprzedać susz jajeczny z dodatkowym zyskiem, podrabiali go. Tak jak w przypadku fałszowanej soli polegało to na kupowaniu tańszego półproduktu. Były to... zepsute jaja. Strach pomyśleć, co jeszcze trafiało do fałszywego suszu. Wykryto w nim kawałki kości zwierząt, metale ciężkie. Z rynku wycofano 300 ton skażonej suszem żywności. To głównie ciasta, słodkie bułki, pączki, a także makarony, wędliny, pasztety, produkty uboju rytualnego, kluski śląskie, gotowe pierogi.
Niebezpieczne są zwłaszcza bakterie coli i salmonella. Wykryto też kadm i ołów. Fakt, że w suszu były groźne bakterie to już bardzo poważna sprawa. Taka żywność wywołuje ostre biegunki, które mogą prowadzić do odwodnienia - ostrzega ekspert.

Jak to możliwe, że proceder oszustów trwał latami? Według "Gazety Wyborczej" szef kaliskiego sanepidu to... szwagier właściciela firmy Viga, producenta fałszywego suszu! Do siedzib oddziałów inspektoratu sanitarnego w Kaliszu i Nisku weszli funkcjonariusze Cen­tral­ne­go Biura Antykorupcyjnego. Właściciel Vigi Krzysztof Z. (56 l.) został zatrzymany

Susz jajeczny, który jest do produkcji makaronów, wędlin, ale także ciast i pieczywa zawierał śladowe ilości jajek. Producent dosypywał do niego za to dużo suszu rybnego z dodatkiem wapnia i kurkumy. Produkt może być rakotwórczy.

Minister Sawicki pytany o to, czy Polacy dowiedzą się gdzie trafiał trefny susz jajeczny, zrzuca odpowiedzialność na prokuraturę – To jest ich decyzja, czy powiadomią społeczeństwo.

PSL było przeciwne ujawnieniu listy firm które stosowały taki susz jajeczny w swoich produktach

AFERA JAJECZNA. Minister SAWICKI zapewnia: Produkty z SUSZEM JA­JECZ­NYM też zostaną WYCOFANE z RYNKU

Nowe fakty ws. "afery jajecznej". Mają już listę firm

Toksyczny susz jajeczny w sklepach w całym kraju?

AFERA JAJECZNA. Firma z Wielkopolski PODRABIAŁA SUSZ JAJECZNY. Proszek może być RAKOTWÓRCZY. SUSZ JAJECZNY - co to jest?

http://yelita.pl/artykuly/art/afera-suszu
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Niedziela, 3 marca 2019 11:14:01
-2
0 -2
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Afera Taśmowa PO

"Newsweek" opublikował film pokazujący kulisy zjazdu dolnośląskiej Platformy. Według informacji tygodnika poseł Michał Jaros i radny z Polkowic Tomasz Borkowski mieli wtedy namawiać delegata Pawła Frosta do głosowania na Jacka Protasiewicza, a w zamian sugerować, że działacz mógłby trafić do rady nadzorczej jednej z państwowych spółek.
Z kolei w po­nie­dzia­łek "Newsweek" o­pu­bli­ko­wał nagranie rozmowy; we­dług tego nagrania po­seł Wojnarowski, zwo­len­nik Pro­ta­sie­wi­cza o­bie­cu­je jednemu z de­le­ga­tów, Ed­war­do­wi Klim­ce, załatwienie sta­no­wis­ka w KGHM - w za­mian chce od­da­nia gło­su na rywala Grzegorza Schetyny.

„Przegrałem jednym głosem" - Schetyna odpowiedział też na zarzuty, że to jego środowisko nagrywa zakulisowe rozmowy. - To jest absurd. Nie po to zakładaliśmy PO w 2001 roku, żeby być świadkiem tego, co widzieliśmy w kilku województwach, w lubuskim czy na Dolnym Śląsku. To nie jest Platforma, jaką zakładaliśmy i dlatego zarząd musi się wypowiedzieć w tej sprawie i bardzo jednoznacznie przeciąć tę historię - podkreślił poseł.
- Jest pytanie o uczciwe zasady gry. Zakładaliśmy PO po to, żeby takie zasady przyświecały i były obecne każdego dnia, w każdej sytuacji. Zrobiliśmy wszystko, żeby tak było. Nie ma zgody na to, co się zdarzyło. Dlatego muszą być kon­sek­wen­cje - dodał.

Nie chciał ocenić wniosku o u­nie­waż­nie­nie wyborów. Złożył go poseł PO Jakub Szulc. - Nie oceniam pomysłu, jestem w środku tej sytuacji. Poczekam na decyzje koleżanek i kolegów. (...) Jeżeli będą uczciwe zasady gry, to porażka jest czymś normalnym w polityce. Najważniejsza jest uczciwość i przyzwoitość - powiedział Schetyna.

"Kontekst nie jest jednoznaczny" - dodał, że w wyborach między kandydatami była różnica jednego głosu, "dlatego są emocje". - Czuję, że przegrałem jednym głosem wybory, których kontekst nie jest jednoznaczny - ocenił.

Jacek Protasiewicz został szefem dolnośląskiej PO otrzymując w drugim głosowaniu 205 głosów, a Grzegorz Schetyna - 194. Głosowało 400 delegatów, 1 głos był nieważny. Drugie głosowanie było konieczne, gdyż w pierwszym ani Schetyna ani Protasiewicz nie otrzymali wystarczającej liczby głosów. Wówczas – podczas pierwszego głosowania, Schetyna zebrał poparcie 199 delegatów, a Protasiewicz 200.

Zdaniem Schetyny Platformie "musi zależeć na tym, żeby reguły były jasne i żeby wszystko zostało wyjaśnione". - Każde oskarżenie musi zostać opisane - ocenił polityk. Dodał, że należy wykazać, czy jest w nich "źródło prawdy".

"Newsweek" publikuje film, na którym - jak twierdzi - poseł Michał Jaros i radny z Polkowic Tomasz Borkowski namawiają jednego z delegatów do głosowania na Jacka Protasiewicza. W zamian sugerują, że działacz mógłby wejść do rady nadzorczej jednej z państwowych spółek. Chodzi o szefa koła PO w Legnicy i radnego Pawła Frosta.

"Newsweek" informuje, że spotkanie zarejestrowane na nagraniu odbyło się dwa dni przed zjazdem w Karpaczu, na którym Protasiewicz został szefem dolnośląskiej PO. Inicjatorem rozmowy miał być Tomasz Borkowski. Zdaniem gazety, rozmówcy sugerują, że Frost, mający zdany egzamin na członka rad nadzorczych, mógłby trafić do władz jednej z dolnośląskich spółek. Gazeta pisze, że Frost jest znanym zwolennikiem Grzegorza Schetyny.

Nagrał dla bezpieczeństwa

Sam Frost, w rozmowie z "Newsweekiem" nie ukrywa, że to on jest autorem nagrania. - Zrobiłem to dla własnego bezpieczeństwa, bo Borkowski od kilku dni w natarczywy sposób namawiał mnie do poparcia Protasiewicza. Nikomu nie mówiłem, że chcę nagrać tę rozmowę, nawet rodzinie. Była to moja indywidualna decyzja – twierdzi Frost.

Odpiera zarzuty, że zrobił nagranie aby mieć haka na partyjnych kolegów. Twierdzi, że to bzdura. - Długo się biłem z myślami, czy to upublicznić, bo wiem, że stracę tych kolegów, ale musiałem to zrobić. Po nagraniu z posłem Wojnarowskim pojawiły się komentarze, że to był jednostkowy przypadek a moje spotkanie jest najlepszym dowodem, że nie był. Jeśli ktoś pofatygował się do mnie do domu i próbował mnie kusić, by nie powiedzieć „kupić”, to znaczy, że jeżdżono też do innych - twierdzi Frost.

Swoje argumenty Frost powtarza w rozmowie z TVN24. Przekonuje, że zdecydował się na nagranie, ponieważ namowy kierowane w jego stronę były "natarczywe". - Te rozmowy czy namawiania były takie dość natarczywe, więc postanowiłem trochę dla własnego zabezpieczenia nagrać to. Szczerze mówiąc nie miałem zamiaru tego w jakikolwiek sposób upubliczniać, tylko tak jak mówię - na wszelki wypadek. Wobec późniejszych wydarzeń zdecydowałem się przekazać te informacje - powiedział w TVN24.

Oto skrypt rozmowy:

Borkowski: - Paweł, moim zdaniem to jest jakaś tam nasza szansa, mówię ci. Stagnacja albo ewentualnie jakiś skok. Tak mi głupio o tym mówić, ale to też jest jakaś informacja. Paweł ma egzamin państwowy zrobiony…
Jaros: - Do…
Borkowski: - No, no… Nie trzeba, ale fajnie, że masz. Wiemy, o co chodzi.
- No dobra, wiemy o co chodzi.
Jaros: - Tak mi się wydaje, że wiemy, o co chodzi. Tam w takim budynku przy ulicy, nie wiem jak się nazywa..., ale tam się w podziemiach się go zdaje, tak?
Frost: - No.
Jaros: - To wiem, jaki egzamin. Do wykorzystania.
Frost: - Cała ekipa, jak myśmy tutaj kurs robili, to cała ekipa pojechała. Sporo tych osób było i jeden zdał.
Jaros: - Ty.
Frost kiwa głową.
Borkowski: - A w Nocie robiłeś czy gdzie?
- No.
Borkowski: - Ja też robiłem w nocie, tylko nie pojechałem na egzamin. Trudny był ten egzamin, nie miałem czasu się uczyć. Ja też byłem radnym. Cuda na kiju, ale... Chodzi o to, że ja mieszkam tu, gdzie mieszkamy a tu, gdzie my mieszkamy, nie trzeba mieć egzaminu.
- No nie trzeba
Frost: - Paweł spokojnie...
Borkowski: - Ja jestem spokojny, bez napinki. Tylko nie wierz w to, co ci mówią o tej wielkiej przewadze. Bo ja ci powiem tak on mówi, że Głogów jest tam a ja mówię, że nie wiem.
Jaros: - Wiem, z czego wynika ich pewność siebie, ale to się rozstrzygnie na sali. Naprawdę ja jestem bezpieczny.
Borkowski: - No, widzisz. To co ci mówiłem. Jedna strona mówi tak a druga strona mówi to samo.
Frost: A ja co mam biedny w takiej sytuacji zrobić?
Borkowski: Ja ci powiem tak. Ja byłem na urodzinach (niewyraźne). Widziałem i jednych, i drugich.

To kolejne nagranie dotyczące kulis sobotniego zjazdu dolnośląskiej PO. We wcześniejszym, zamieszczonym w internecie tekście, "Newsweek" zamieścił nagranie, na którym słychać, jak poseł PO Norbert Wojnarowski, stronnik europosła Jacka Protasiewicza, obiecuje jednemu z delegatów na zjazd dolnośląskiej PO załatwienie stanowiska w KGHM. W zamian chce oddania głosu na Protasiewicza, który o funkcję szefa dolnośląskiego regionu Platformy rywalizował z Grzegorzem Schetyną.

Ostatecznie Zarząd Krajowy PO utrzymał w mocy decyzje zjazdów wyborczych na Dolnym Śląsku i w Lubuskiem. Nie będzie zarządów komisarycznych. To, co się dzieje w dolnośląskiej PO jest czerwonym światłem. Obaj panowie powinni porozmawiać – powiedział Tomasz Lenz, wiceprzewodniczący klubu parlamentarnego PO.

- Mam nadzieję, że zarząd dał obu panom do myślenia, liczę na to, że od jutra panowie będą rozmawiać. Grzegorz Schetyna ma świadomość, że decyzje są już zamknięte - podkreślił Lenz. Szef łódzkiej PO Andrzej Biernat powiedział dziennikarzom, że nie było podstaw merytorycznych do unieważnienia zjazdów w żadnym z regionów. - Zarząd jest po to, żeby rozwiązywać problemy. Sprawy wewnętrzne załatwia się wewnątrz. Nikt nie dostał po uszach, nikogo nie trzeba było pacyfikować – stwierdził Biernat.

Po północy na stronach internetowych Platformy podano dodatkowo informację, że zarząd - na wniosek rzecznika dyscypliny partyjnej - jednomyślnie zawiesił na trzy miesiące w prawach członków partii osoby, które nagrały ujawnione przez "Newsweek" rozmowy i te, które zostały nagrane. Zawieszeni zostali: Edward Klimka, Paweł Frost, Norbert Wojnarowski, Michał Jaros i Tomasz Borkowski. Rzecznik dyscypliny partyjnej - podano - poinformował też członków zarządu, że skierował do Krajowego Sądu Koleżeńskiego wnioski dyscyplinarne przeciw tym politykom. Lenz i Biernat ocenili ponadto, że "nie ma potrzeby" zawieszania Wojnarowskiego i Jarosa w prawach członków klubu parlamentarnego, gdyż w ich sprawie rozstrzygać będzie sąd partyjny. Jeszcze przed posiedzeniem zarządu wnioski o zawieszenie obu posłów w prawach członków klubu zapowiadał jego szef Rafał Grupiński. Gdyby sąd partyjny zdecydował o usunięciu Jarosa i Wojnarowskiego z PO, koalicja PO-PSL straciłaby większość w Sejmie.

O unieważnienie wyników wyborów szefa dolnośląskiej Platformy wnioskował przewodniczący sobotniego zjazdu na Dolnym Śląsku, poseł PO Jakub Szulc. W trakcie obrad zarządu Polsat News podało, że Szulc uznał sytuację za na tyle poważną, że złożył ponadto wniosek o wprowadzenie zarządu komisarycznego w dolnośląskiej Platformie. - Zarząd komisaryczny jest równoznaczny z rozwiązaniem struktur wojewódzkich partii - powiedział Szulc stacji. Ten postulat również nie został jednak spełniony.
Już po posiedzeniu zarządu pragnący zachować anonimowość współpracownik Schetyny ocenił, że zarząd przyjął "opcję minimum". - To zdecydowanie opcja minimum, ale każdy inny wariant oznaczałby, że musielibyśmy przegłosowywać się nawzajem - powiedział polityk z władz PO.

W przerwie posiedzenia zarządu Schetyna zapewniał w TVN24, że nie ma nic wspólnego z ujawnionymi nagraniami ze zjazdu Platformy na Dolnym Śląsku. - Jestem ofiarą tej sytuacji, bo jeśli prawdą jest, że jakieś głosy zostały przeniesione, to ja na tym straciłem - wskazał Schetyna.

Z kolei podczas zjazdu w regionie lubuskim - którym także zajmował się zarząd PO - przewodniczącą partii została na kolejną kadencję Bożenna Bukiewicz, wygrywając kilkoma głosami z wiceministrem spraw wewnętrznych Marcinem Jabłońskim. W sprawie nieprawidłowości w lubuskiej PO list do premiera Donalda Tuska napisała przed kilkoma tygodniami posłanka PO Bożena Sławiak. "Nie mogę firmować swoim autorytetem działań pani przewodniczącej (chodzi o Bożennę Bukiewicz), które mogę określić jako korupcyjne" - napisała Sławiak.

Będzie śledztwo ws. wyborów w PO? Prokuratura bada

Zaostrza się walka wewnętrzna w Platformie. Jest kolejne nagranie
z ukrycia

Zarząd PO podjął decyzję ws. afery taśmowej. Dolnośląskie wybory ważne

Niesiołowski o taśmach: drobna rzecz. Kolejna fala histerii


http://yelita.pl/artykuly/art/afera-tasmowa-po
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Środa, 6 marca 2019 18:34:45
-3
0 -3
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
cd

Afera Taśmowa w PSL

16 lipca 2012 "Puls Biznesu" ujawnił nagranie rozmowy między byłym prezesem ARR Władysławem Łukasikiem i Władysławem Serafinem, w której pierwszy z nich sugerował m.in. nepotyzm i niegospodarność w spółkach Skarbu Państwa, jakich dopuszczali się działacze PSL uznawani za związanych z Markiem Sawickim.

W konsekwencji ujawnionych faktów Marek Sawicki dwa dni później podał się do dymisji z zajmowanego stanowiska ministra rolnictwa i rozwoju wsi.
To Serafin nagrał tą rozmowę aby pogrążyć ministra Sawickiego!

Początek nagrania. Do biura siedziby kółek rolniczych wchodzi Serafin, a tuż za nim były prezes Agencji Rynku Rolnego Władysław Łukasik. Zanim panowie na dobre się rozsiądą i przystąpią do rozmowy, która wstrząsnęła opinią publiczną, Serafin kieruje się w stronę telewizora, gdzie stoi ukryta kamera. Co robi były działacz PSL? Zabiera pilota do telewizora, odkładając go w inne miejsce, a tym samym odsłaniając obiektyw kamery. - Tylko zrobię to... piloty położę - mówi na nagraniu Serafin.

klasyczne nagrywanie z ukrytej kamery. Łukasik wchodząc do pokoju nie widział ukrytej kamery, bo zasłaniał ją pilot. Dopiero gdy usiadł, Serafin wstał i przełożył pilota w inne miejsce. Sposób prowadzenia rozmowy również wskazuje na Serafina. Dopytuje on Łukasika kilka razy o ministra Marka Sawickiego. Podsuwa mu tematy do rozmowy. Rzuca nazwiska. Mówi podniesionym głosem. Podprowadza go... To klasyka tajnych nagrań.

Serafin jako szef kółek rolniczych wykorzystał dotacje budżetową niezgodnie z prawem.

W rozmowie z Informacyjną Agencją Radiową Serafin przyznał, że przelał część dotacji na swoje konto, bo wcześniej - kiedy Krajowa Izba Rolnicza nie wypłaciła części dotacji - on ratował swój związek z własnych pieniędzy.

Polskie organizacje rolnicze są reprezentowane w Unii Europejskiej dzięki corocznym dotacjom z budżetu państwa. Środki te wydawane są na wymagane składki, funkcjonowanie biur, opłacenie pracowników, przelotów i hoteli. Ale zanim trafią do poszczególnych organizacji najpierw trafiają na konta Krajowej Rady Izb Rolniczych, a ona podpisuje umowy na dofinansowanie z poszczególnymi organizacjami.

Serafin zapewnia, że ówczesny minister rolnictwa Marek Sawicki wiedział, że dotacje w jego przypadku często są wykorzystywane na pokrycie wcześniej zaciągniętych długów.

Były minister rolnictwa Marek Sawicki nie chciał o tej sprawie rozmawiać. Jedyne zdanie które wypowiedział brzmiało: "Nie mam nic wspólnego z panem Serafinem".

Władysław Serafin doskonale wiedział o kamerze w swoim gabinecie. Mało tego, sam ją ustawiał tak, by podczas rozmowy z Władysławem Łukasikiem wszystko się nagrało.
Taśmy PSL zostały zmontowane zanim ujawnił je "Puls Biznesu". Na oryginalnym nagraniu widać jak były prezes kółek rolniczych instruuje pracownika technicznego Telewizji Rolniczej, w którą stronę ma być skierowana kamera.
Na taśmach widać tylko jak Serafin ściąga z półki piloty zasłaniające połowę obiektywu. Od tej chwili kamera obejmuje już rozmówców. Informatorzy zdradzają, że Serafin sam kazał ustawić kamerę w tym miejscu. Udzielał też współpracownikowi z Telewizji Rolniczej wskazówek w którą stronę powinien być skierowany obiektyw.

AFERA TAŚMOWA w PSL. Władysław SERAFIN wcześniej USTAWIŁ KAMERĘ? Taśmy są ZMONTOWANE

AFERA TAŚMOWA w PSL. Władysław SERAFIN wypiera się taśm

AFERA TAŚMOWA w PSL. Podejrzane ROZMOWY Władysława ŁUKASIKA z Władysławem SERAFINEM - STENOGRAM

AFERY TAŚMOWEJ nie było?! PAWLAK: To ROZMOWA panów SFRU­STRO­WA­NYCH ŻYCIEM

Gigantyczne przekręty. Afera taśmowa w PSL

Zbigniew Ziobro: złożymy wniosek o komisję śledczą w sprawie Elewarru i taśm PSL


http://yelita.pl/artykuly/art/afera-tasmowa
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Środa, 6 marca 2019 18:36:38
-3
0 -3
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Afera Uboju Rytualnego

Afera wybuchła na początku 2013 roku na skutek prób„siłowego” zalegalizowania w Polsce, krwawego i okrutnego uboju rytualnego zwierząt pod naciskiem międzynarodowego lobby ubojowego, którego interesy reprezentuje Minister Rolnictwa – Stanisław Kalemba i PSL!!!

Rząd PO-PSL chce utrzymania uboju rytualnego, czyli podrzynania na żywca zwierząt bez ich ogłuszania. Minister rolnictwa zapowiedział, że ustawa zabraniająca tego procederu powinna zostać znowelizowana. Zdaniem Stanisława Kalemby jest to konieczne ze względu na poszanowanie grup wyznaniowych w Polsce które stanowią 0,01% populacji oraz utrzymanie rosnącego eksportu takiego mięsa czym jest najbardziej zainteresowany PSL.

Polski Trybunał Konstytucyjny orzekł, że przepis rozporządzenia ministra rolnictwa, który pozwala na rytualne zabijanie zwierząt, jest sprzeczny z ustawą o ochronie zwierząt, a przez to - z konstytucją. Zakwestionowany przepis stracił moc prawną z końcem 2012.

Decyzja Polskiego Trybunału rozwścieczyła Europejskie Stowarzyszenie Żydów (EJA) w Brukseli , które zaapelowało do polskich i unijnych władz o natychmiastową zmianę tego orzeczenia, zgodnie z zaleceniami EJA. Rabbin Menachem Margolin wysłał w tej sprawie list do polskiego prezydenta i ministra sprawiedliwości z żądaniem natychmiastowego wykonania zalecenia EJA.

W swym liście udając naukowca stwierdził autorytarnie: Jest dowiedzione naukowo, że koszerne zabijanie zwierząt nie sprawia im bólu. Przeprowadzono wiele eksperymentów sprawdzających system nerwowy zwierząt, z których wynika, że nie czują one bólu albo wpadają w nagły szok, który nie dopuszcza sygnału bólu do mózgu z powodu nagłego spadku ciśnienia krwi w mózgu”.(jest to typowa retoryka ..nazistowska!)

Ubój rytualny, praktykowany w tzw. „kulturze judaizmu i islamu”, kulturze okrucieństwa i zła znajduje uzasadnienie w religijnej ortodoksji. Rytuał uboju należy do zbioru reguł, ściśle określających co jest właściwe, "czyste" (kosher, halal) a co niewłaściwe, "nieczyste". Reguły te, ich zakres i praktyczne szczegóły ich stosowania, są jednak dalece niejednolite i zmienne. Ubój rytualny zasadniczo wyklucza pozbawianie zwierzęcia przytomności. Z przyczyn trudnych do racjonalizacji, motywowanych tradycją, opartą na interpretacji świętych tekstów, choć nigdzie w nich nie jest jednoznacznie nakazany. Mordowane ubijane zwierzę traktowane jest jako uczestnik rytuału, co wymaga by było "czyste", tj. pozbawione chorób i wad, a taką właśnie był by brak przytomności. Mordowanie odbywa się głównie po to aby zaspokoić instynkty sadystyczne oprawców którzy dokonują tych mordów oraz nabić kasę ich zleceniodawcom czyli mułłom i rabinom oraz ich pośrednikom!

Dla Żydów i Muzułmanów przytomność i świadomość to „naukowo” stwierdzona wada i choroba!!!

W praktyce ubój ten polega na specjalnym unieruchomieniu zwierzęcia i przecięciu obu tętnic szyjnych razem z tchawicą i przełykiem. Jednak bez naruszenia kręgów i tętnic kręgowych, które podtrzymują ukrwienie mózgu,tak aby cierpiało jak najdłużej! W rezultacie zwierzę jest przytomne, cierpi i szamoce się w długiej agonii ku uciesze jej oprawców!

Od 2013 rozpoczęła się brutalna nagonka na Polskę i Polaków, bo międzynarodowe lobby ubojowego straciło nagle spore zyski z rynku polskiego!

W Polsce interesy lobby ubojowego, reprezentują goje z PSL oraz tercet egzotyczny czyli żydowska tajna organizacja B'nai B'rith (po hebrajsku: Synowie Przymierza) i Związek Wyznaniowy Gmin Żydowskich w RP oraz Muzułmański Związek Religijny w RP.

"Jewish Cronicle" - jedno z najstarszych pism żydowskich wydawane na Wyspach Brytyjskich alarmuje, że zakaz uboju rytualnego w Polsce może zagrozić dostawom mięsa koszernego i mięsa halal do szeregu państw islamskich a to poważne straty finansowe. Polska jest jednym z największych dostawców takiego mięsa spożywanego przez wyznawców judaizmu i islamu w Europie, Izraelu oraz Turcji. "Jewish Cronicle" donosi też o tym, że rynek koszernego jedzenia na Wyspach Brytyjskich, ale i na całym kontynencie "dostał poważny cios". "Polska to jeden z liderów w dostawach koszernego mięsa. Z niej pochodzi jedna piąta mięsa zjadanego we Francji i Izraelu" - Gazeta cytuje Henry'ego Grunwalda, przewodniczącego brytyjskiego stowarzyszenia "Szechita" dbającego m.in. o czystość mięsa pozyskiwanego z rytualnego uboju, który stwierdził, że "ta decyzja to zagrożenie dla żydowskiego sposobu życia".

Redakcja "Jewish Cronicle" stwierdza wyrok, który nadszedł z Polski, traktuje jako "kolejny w ostatnim czasie atak na praktyki wyznawane przez Żydów, po toczącej się w Niemczech batalii dotyczącej rytualnego obrzezania". "Ubój jest też zagrożony w kolejnych krajach, np. w Holandii i może się okazać, że wyrok ogłoszony w Polsce stanie się drogowskazem dla innych krajów, które mierzą się z pozwami obrońców praw zwierząt"

Ze względu na olbrzymią korupcje w Polsce, międzynarodowe lobby żydowskomuzułmańskie znalazło - grupę polskich skorumpowanych i głupich gojów z PSL którzy za kasę wykonają krwawą i brudną robotę a nawet złamią polskie prawo!!!

Schemat korupcyjny jest prosty: lobby zleca PSL zalegalizowanie tego krwawego procederu, poprzez kupowanie przychylności urzędników i posłów RP aby wprowadzić do polskiego prawa zapisy zgodne z ich życzeniem. Ubojnie (PSL) dokonują krwawych mordów rytualnych na zwierzętach i eksportują tak pozyskane mięso na eksport do Izraela i krajów muzułmańskich. Zarobioną tak krwawo kasę przeznaczają na wsparcie PSL i lobbowanie w rządzie i parlamencie! Polskie goje wykonują brudną i krwawą robotę ale frykasy finansowe trafiają już tylko do zleceniodawców z lobby ubojowego!

Goje z PSL służą lobby ubojowemu zgodnie z zaleceniem rabina Owiada!

Rabin Owadia Josef, duchowy przywódca partii Szas (nacjonalistyczno-rasistowskiej) wchodzącej w skład koalicji rządzącej Izraelem oznajmił, że "goje rodzą się po to, by służyć Żydom". – Po co goje są tak naprawdę potrzebni? Będą pracować, będą orać, będą zbierać plony. My zaś będziemy tylko siedzieć i jeść jak panowie - zapowiedział rabin podczas przemówienia w synagodze. Potem porównał osoby, które nie są Żydami do... zwierząt pociągowych.

Zdaniem rabina, gdyby goje nie mogli służyć Żydom "nie mieliby po co istnieć". Tłumacząc zaś długowieczność ludzi pochodzenia nie-Żydowskiego rabin Josef użył plastycznej metafory porównując takich ludzi do... osłów. – Wyobraźcie sobie, że zdechł wam osioł. Stracilibyście w ten sposób pieniądze. To jest taki sam sługa. Właśnie dlatego goj otrzymuje długie życie. By dobrze pracować dla Żyda - mówił rabin.

Afera uboju rytualnego w Polsce - to jedna z największych afer RP!

I etap tej afery - to tajne porozumienie Głównego Lekarza Weterynarii RP – Janusza Związka z naczelnym Rabinem Polski - Michaelem Josephem Schudrich z dn. 13.12.2011 przekazujące mu faktyczną kontrolę nad polskimi rzeźniami?! Z porozumienia tego wynika, że jednostka państwowa czyli Inspekcja Weterynaryjna przekazała nielegalnie i niezgodnie z prawem swoje ustawowe zadania w kwestii kontroli polskich ubojni - związkowi wyznaniowemu?! Rabin nie ukrywa radości z interesu jaki zrobił z polskim gojem i liczy na olbrzymie zyski. Całe to porozumienie ma charakter korupcyjny i ze względu na złamanie polskiego prawa, sprawą ta powinno zająć się CBA.

II etap afery to - tzw. „szybka ścieżka” którą wprowadził na życzenie lobby ubojowego, Minister Rolnictwa -Kalemba (PSL) chcąc w ten sposób ominąć prawo oraz wymagane szerokie konsultacje społeczne, zastępując je doraźną konsultacją z zaprzyjaźnionymi firmami i stowarzyszeniami, które są powiązane interesami z PSL i które kierując się tylko własnym zyskiem chcą zalegalizować ten okrutny proceder w Polsce. Lobby ubojowe które zleciło „szybką ścieżkę” kupiło sobie przychylność urzędników państwowych , którzy dokonali zmian w Ustawie o Ochronie Zwierząt zgodnie z ich zaleceniami, co ma charakter korupcyjny oraz przy okazji naruszyło ustawę lobbingową (sprawa dla CBA).

III etap to – „decyzja Premiera Tuska” który „umył ręce” mówiąc do PSL to wasz biznes nie mój, ulegając w ten sposób lobby ubojowemu, jedyną jego rozterką było to czy zwierzęta podrzynane na żywca cierpią czy nie i zastanawiał się jak można zbadać odczuwanie bólu w oparciu o ryk zarzynanych zwierząt!!! Ciekawostką jest fakt że kancelaria Premiera RP jest całkowicie kontrolowana przez żydowską tajną organizację B'nai B'rith (po hebrajsku: Synowie Przymierza). Decyzja Donalda Tuska w tej sprawie była ściśle związana z jego zabiegami o lukratywną posadę w Komisji Europejskiej o obsadzie której decyduje EJA(Europejskie Stowarzyszenie Żydów). Kontrakt był prosty stanowisko w zamian za zalegalizowanie procederu uboju rytualnego na eksport kontrolowany przez EJA!!!

Donald Tusk wybrał ….stanowisko!!!

IV etap to Sejm – to właśnie w nim zapadnie decyzja dlatego sko­rum­po­wa­ne PSL próbuje przekupić innych posłów aby wsparli lobby ubojowe!

Polsce i Polakom odgrażają się ortodoksyjni Żydzi i islamiści, tak w kraju jak i zagranicą! Polacy mają być zakładnikami i niewolnikami we własnym kraju oraz służyć pokornie swoim „nowym panom” z lobby ubojowego!
Od 1 stycznia 2013 - Ubój rytualny nielegalny? Owszem. Teoretycznie. Tylko co z tego, skoro w rzeczywistości bestialski proceder kwitnie w najlepsze? Reporterzy Tomasza Sekielskiego przygotowali wstrzą­sa­ją­cy materiał. Ale minister rolnictwa Kalemba z PSL udaje, że o niczym nie wie, a raczej nie chce wiedzieć bo dotyczy to PSL!!!

To nie był program dla ludzi o słabych nerwach. Być może nawet nie powinien się ukazać przed 22. Tym niemniej ukazał się i ujawnił całe bestialstwo i cynizm środowisk czerpiących zyski z uboju rytualnego. Temat podjął program Tomasza Sekielskiego "Po prostu" (TVP1). Jak udowodnili jego reporterzy wiele polskich rzeźni mimo faktu, że od pierwszego stycznia tzw. ubój rytualny (a więc uśmiercanie zwierząt bez ogłuszania, poprzez podcięcie im gardła i wykrwawienie) jest prawnie zakazany - prowadzi ten biznes nadal. Mięsem z takiego uboju są zainteresowani ortodoksyjni Żydzi i muzułmanie. Reporterzy "Po prostu" udając biznesmenów nagrali szereg rozmów z właścicielami rzeźni i poś­red­ni­ka­mi handlowymi, którzy oferowali im mięso halali. Bez większych pro­ble­mów udało im się też kupić drób z uboju rytualnego.
Wypowiadający się w programie minister rolnictwa Stanisław Ka­lem­ba (PSL) twierdzi tymczasem, że nic mu nie wiadomo, by do takich wypadków w Polsce dochodziło. Jednak nie kryje, że robi wszystko, by taki ubój ponownie zalegalizować. Sprawa była już rozpatrywana przez radę ministrów.

Program Sekielskiego ujawnił w jaki sposób PSL łamało prawo wspólnie z ortodoksyjnymi Żydami i islamistami dla których polskie prawo nie ma najmniejszego znaczenia. Minister Kalemba został zapoznany z materiałem o przestępstwach dokonanych przez takie ubojnie i ich klientów i powinien natychmiast zgłosić ten fakt Prokuraturze !!! Jeżeli nie zgłosił takiego przestępstwa to on również podlega odpowiedzialności karnej zgodnie z kodeksem karnym!

W programie pokazano też zdjęcia z przeprowadzania takiego uboju. Pochodzą z materiałów szkoleniowych dla studentów weterynarii.

Są porażające. Dlatego powinny zostać pokazane także par­la­men­ta­rzys­tom, którzy niebawem będą głosować w sprawie zalegalizowania tego procederu. Obowiązkowo!

28 maja 2013 podczas obrad sejmowej Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi ujawniono kolejną aferę związaną z ubojem rytualnym!!!

Ujawniono że tylko 20-30% mięsa z jednego tak okrutnie zamordowanego zwierzęcia to mięso koszerne i jako „frykasy” idzie na eksport do Izraela i krajów islamskich? Reszta mięsa z tego zwierzęcia, które umiera w okrutnych męczarniach, to odpad koszerny dla gojów-Polaków! Po odpowiednim przerobieniu i wymieszaniu trafia na polskie stoły jako zdrowa i smaczna polska żywność ! Prawdopodobnie też i te ubojnie były zamieszane w aferę solną PSL (minister Sawicki) czyli używania soli drogowej do „uszlachetniania” mięsa i wędlin zamiast soli spożywczej. Ubojnie prowadzące ubój rytualny również celowo nie oznaczają swoich”produktów” aby oszukiwać w ten sposób konsumentów którzy prawdopodobnie nie kupowali żywności z takich firm a to też jest przestępstwem!

Dlaczego konsumenci nie są o tym informowani? Dlaczego Ministerstwo Rolnictwa trzyma to w tajemnicy?

Ubój halal to „miejsca pracy” tylko dla muzułmanów (tylko muzułmanin może tak okrutnie zabijać poprzez wypowiedzenie praktycznie szahady) zwierzęta zabijane są okrutnie i na żywca. Krew żyje a zwierzęta walcząc o życie dodatkowo pochłaniają duże ilości tlenu dodatkowo dotleniając swoją krew czyli dodając sobie energii (dotleniając mózg układ nerwowy i komórki ciała) i przedłużając bólu czyli agonię uśmiercania.

Żydzi do uboju koszer zatrudniają przeważnie skorumpowanych i chciwych gojów którymi sami pogardzają!

http://yelita.pl/artykuly/art/afera-uboju
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Środa, 6 marca 2019 18:37:29
-3
0 -3
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Afera Waldemara Pawlaka



Umorzenie długów rosyjskiemu koncernowi Gazprom, niekorzystne dla Polski zmiany w akcjonariacie strategicznej spółki EuRoPol Gaz SA i w sposobie zarządzania nią oraz radykalne zwiększenie zakupów rosyjskiego gazu po zawyżonych cenach – takie warunki precyzowały protokoły polsko-rosyjskie podpisane 29 października 2010 roku w Warszawie.

W październiku 2010 roku, Pawlak podpisał umowę z wicepremierem rosyjskiego rządu Igorem Sieczininem na dostawy gazu do Polski. Porozumienie to, to nie tylko nasza porażka ale też super afera . Postanowienia to zawiera skrajnie dla nas niekorzystne zapisy. Pokazuje, jak rząd nie jest w stanie lub nie chce dochodzić interesów kraju który reprezentuje.

Po pierwsze umowa zmienia kontrakt jamalski podpisany w 1993 r. Według nowej umowy aż do 2022 będziemy kupować od Rosji więcej gazu niż potrzebujemy, bez prawa odsprzedaży. Artykuł 1 protokołu zobowiązuje Polskę do zakupu już w 2011 roku łącznie 10,5 mld m3, a w latach 2012-2022 ma to być 11 mld m3 rocznie. (Wcześniej wystarczało nam 7,4 mld) Strony zobowiązały się również do tego, że „Wielkości dostaw po 2022 roku będą uzgodnione dodatkowo”. Zmieniono również artykuł 4 protokołu dodatkowego, wprowadzając tam zapis który mówi, by strony w możliwie krótkim terminie podpisały nowy kontrakt na przesył gazu w latach 2020-2045 w wysokości około 28 mld m3 rocznie”. 11 mld m3 zakontraktowane na mocy protokołów dodatkowych z 29 października 2010 roku to ilość znacznie przekraczająca polskie zapotrzebowanie na gaz. Z kolei po 2022 roku będzie to ilość niemal cztery razy większa od naszych potrzeb?! Kuriozum stanowi nie tylko ilość zakontraktowanego gazu ale również to, że w 1993 roku Polska zobowiązała się, że gazu z Rosji którego nie wykorzysta, nie będzie sprzedawać innym krajom. Będziemy zmuszeni ten gaz magazynować. To wszystko zostało podpisane w przeddzień uruchomienia wydobycia gazu łupkowego w Polsce!!! Co więcej takie posunięcia z góry przekreślają dywersyfikację źródeł od innych odbiorców.

Kolejna sprawa to utrata kontroli nad EuRoPol Gazem SA (poprzez podział akcji), spółki która miała wpływ na ustalanie cen przesyłu. Rząd Polski zgodził się także na ceny przesyłu nie uwzględniające unijnych przepisów, co może skutkować karami nałożonymi przez Komisję Europejską. Co więcej, Polska umorzyła Gazpromowi 1,2 mld złotych długu!!! Autor który wyświetlił te szczegóły Leszek Szymowski pisze: "Mamy więc do czynienia z gigantyczną aferą, której skutki będziemy odczuwać przez co najmniej 11 lat.".

Zapytajmy więc kim jest w takim razie minister Pawlak, skoro pozwala sobie na podpisanie umowy całkowicie uzależniającej nas od Gazpromu i narażającej nas na inne fatalne w skutkach rezultaty takich działań? Z jednej strony można przypuszczać, że ktoś kto podpisuje tak niekorzystną dla siebie umowę jest skończonym głupcem. Bo powiedzmy sobie szczerze tylko głupiec może coś takiego podpisać. Z drugiej zaś strony min. Pawlak znowu takim głupcem być nie może i zapewne nie jest. Był premierem, był ministrem, od dobrych kilku lat jest jak nie w rządzie to w ławach sejmowych. Wiedział gdzie być w danym momencie, jak i gdzie się zakręcić by dojść do takiego stanowiska, a przez lata wykonywania tej posady nabrał już sporego doświadczenia. Raczej trudno go podejrzewać, że jest jakimś głupcem. No, ale skoro nie stan umysłu to co skłoniło ministra prawie 38 milionowego kraju by podpisać taką umowę?

Druga rzecz która nasuwa się jako przypuszczenie to być może fakt przekupienia ministra Pawlaka. Po prostu Waldemar Pawlak wiedział, że podpisuje skrajnie niekorzystną dla kraju umowę lecz rozterki sumienia zagłuszyła mu suma jaką do kieszeni wsunął mu Gazprom. Być może zadział ten sam chwyt co w przypadku Schroedera, kiedy to kanclerz Niemiec zostaje współpracownikiem Gazpromu. Być może Gazprom zafundował Pawlakowi godziwą emeryturę za biurkiem w Gazpromie. Tego nie wiemy – przynajmniej teraz.

Jest i trzecia możliwość takiego położenia naszego interesu – szantaż. Być może w któryś piękny wieczór stanęła u drzwi Pawlaka załoga dwóch smutnych panów. Rozmowa trwała krótko ale na tyle dosadnie, że min. Pawlak w mgnieniu oka zrozumiał, że są jednak siły wyższe wśród których ministerialne podskoki nie robią żadnego wrażenia. Być może panowie dali naszemu ministrowi do zrozumienia, że posiadają takie informacje, których ujawnienie w przeciągu trzech dni zmiecie ten cały rząd w historyczny niebyt. Strach przed smutnymi panami, którzy składają niezapowiedziane wizyty ale i przed możliwością pożegnania się z polityką czy kompromitacją był silniejszy.

Czy są jeszcze jakieś inne powody z tych trzech podpisania takiej umowy? Niestety w całej tej historyjce jesteśmy skazani tylko i wyłącznie na domysły, a że Waldemar Pawlak nie wyjawił nam skąd pomysły na taką niekorzystną umowę to domyślać się nam można. Niewątpliwie jednak jeden z tych punktów zaistniał. Coś lub ktoś musiało min. Pawlaka popchnąć do wykonania takiego czynu. Kim jest zatem Waldemar Pawlak i co spowodowało, że nie zawahał się podpisać skrajnie niekorzystnej dla nas umowy, szczególnie w kontekście wyłaniającej się perspektywy wydobycia naszego rodzimego gazu łupkowego? To bardzo ciekawa sprawa.
Sprawa dla CBA i CBŚ!

Kim jest Waldemar Pawlak?

Szymowski oskarża Pawlaka i rząd - protokoły zdrady

Kulisy umowy gazowej między Polską a Rosją


http://yelita.pl/artykuly/art/afera-pawlaka

Watek został zamknięty ze względu na długi czas (minimum pół roku), jaki upłynął od ostatniego postu.

Aktualności

OK