"Język obcy to jest przedmiot, którego mozna sie uczyć przez całe życie i chyba wszyscy juz sie pogodzili z tym ze w szkołach jest on na niewystarczającym poziomie (przede wszystkim angielski, którego, z racji popularności, uczą nauczyciele z przypadku, często bez doświadczenia i przygotowania pedagogicznego a czasami z średnia znajomością samego jęzka) i dlatego z reguły posyłają dzieciaki na dodatkowe zajęcia. Moze tu warto wymóc na szkole jakieś zmiany."
Czytam i nie wierzę. A nie zastanowiło was to, że właśnie w szkołach językowych pracują same młode miłe panie tuż po studiach i to im można by było zarzucić brak doświadczenia. Z tego co wiem to często w szkołach prywatnych pracują Ci, których do pracy w szkołach publicznych nie przyjęto. Inną kwestią jest nauczany w szkole podstawowej i szkole prywatnej poziom języka, ale tu wchodzi kwestii podstawy programowej, która tu o dziwo nie jest aż tak zła bo dziecko do pojęcia pewnych spraw musi dojrzeć i choćby go w szkole prywatnej uczyli 3 razy w tygodniu zawiłych kwestii gramatycznych to i tak ich pewnie nie ogarnie.
Druga sprawa. Dlaczego angielskiego się dzieciaki prywatnie uczą a np. przyrody nie? A do czego Wam się przyroda w życiu przyda. Angielski jest wymagany do każdej pracy teraz. Matematyki i polskiego też się douczają dzieciaki - i kończą to po maturze, bo dalej im nie potrzebne. Angielski potrzebny jest cały czas. Ponadto "nauka języka nie kończy się nigdy" - ojczystego też :)