13°C

5
Powietrze
Wspaniałe powietrze!

PM1: 2.21
PM25: 2.96 (7,17%)
PM10: 3.23 (19,72%)
Temperatura: 13.20°C
Ciśnienie: 1004.34 hPa
Wilgotność: 68.25%

Dane z 29.03.2024 13:00, airly.eu

Szczegółowe dane meteoroliczne z Mińska Maz. są dostępne na stacjameteommz.pl


facebook
REKLAMA

Forum

żołnierze przeklęci

1090 postów
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Wtorek, 3 marca 2020 12:38:36
-2
0 -2
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
IPN ma listę najbrutalniejszych ormowców

https://warszawa.onet.pl/ipn-ma-liste-najbrutalniejszyc...
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Wtorek, 3 marca 2020 12:42:48
-2
0 -2
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Reanimacja ORMO już trwa!



Czytelnikom młodego pokolenia należy się małe wprowadzenie, komu służyła Ochotnicza Rezerwa Milicji Obywatelskiej (ORMO) i jaki poziom intelektualny oraz moralny prezentowali jej funkcjonariusze.

ORMO to była banda alkoholików, złodziei i donosicieli, którzy byli zbyt durni, aby ich przyjęto do SB, a równocześnie zbyt nadgorliwi, aby dostać się do MO. Właśnie to ich nikczemne donosicielstwo na każdego z kim pracowali w jednej fabryce lub instytucji sprawiało, że stali się jednym z filarów komunizmu w PRL. Na co dzień, to oni udawali robotników, kierowców, a czasem nawet kierowników w cywilu, ale gdy świętowano 1 maja lub rocznice „rewolucji październikowej”, to paradowali w mundurach ORMO w pierwszych szeregach poparcia dla komunistycznego PZPR.

Niezrozumiałym dla mnie jest fakt, że historycy, którzy słusznie potępiają SB, MO, ZOMO, TW i innych oprawców i szubrawców tak niewiele, albo wcale nie opisują zbrodni ORMO.

Wiele nazwisk najaktywniejszych opozycjonistów milicja i SB otrzymywałą bezpośrednio od …tzw. Ochotników. W stanie wojennym wielu donosicieli z ORMO wstąpiło do ZOMO i pacyfikowało huty, kopalnie i inne zakłady pracy.

Osobiście po raz pierwszy miałem do czynienia z ORMO, gdy w młodości pracowałem jako ratownik wodny na basenie przy ul. Konopnickiej w Bielsku-Białej, gdzie znajdowała się ich placówka. Kiedyś tak popili, że weszli do małego basenu śpiewając „Międzynarodówkę”. Wystraszyli kąpiące się dzieci i musiałem ich wszystkich trzech wyrzucić z basenu. Po godzinie wrócili w towarzystwie oficera MO w mundurze, któremu jednak kierownik basenu powiedział, że jest kilkuset świadków awanturnictwa jego kolegów z ORMO. Uratował mnie w ten sposób przed aresztowaniem.

Drugi raz miałem do czynienia z …”Ochotnikami”, gdy pracowałem na wydziale montażu samochodów w FSM. Wszyscy wiedzieli, że donosiciele z ORMO kradną, ale gdy Straż Przemysłowa wykryła złodzieja, to następnego dnia przychodził on w mundurze ORMO i jakoś nikt go nie mógł zwolnić z pracy, bo był zbyt cenny dla „władzy ludowej” jako donosiciel.

Istniał wtedy taki dowcip o góralu, który na polanie coś mieszał i przypadkowy turysta go zapytał:
– „Co pan robi panie baco?
-Ano miszom obornik z gliną!
– A po co?
– Chce ulepić milicjanta!
Po czterech godzinach turysta wraca z gór i widzi na hali rzeźbę ormowca, dlatego oznajmił:
– Baco miał być milicjant, a jest ormowiec!
Góral na to:
– No bo mi się za dużo obornika namieszało!”

Wracając jednak do czasów współczesnych, to znalazłem w jednej z oficjalnych publikacji Fundacji Batorego takie oto rewelacje:

[….]”Sygnalista to osoba (pracownik w szerokim tego słowa znaczeniu), która mając na względzie dobro swojego miejsca pracy i/lub dobro publiczne, przekazuje (najpierw swoim przełożonym-a jeśli to nie przynosi skutku, to innym instytucjom, organom ścigania lub mediom) informacje o nieprawidłowościach związanych z funkcjonowaniem swojej organizacji”. […]

Gdy tylko przeczytałem tę definicję, to doszedłem do wniosku, że mamy do czynienia z reaktywacją ORMO z tą wszakże różnicą, że w miejsce skompromitowanych ormowców wprowadzi się „nowoczesnych” sygnalistów!

Nie traciłbym czasu na pisanie tego felietonu gdyby nie fakt, że w okrąglaku na ul. Wiejskiej w Warszawie już się głośno i oficjalnie mówi o… ochronie sygnalistów przed zwolnieniem z pracy!

Kto ma ich chronić?
Prokurator! Czyli jak sygnalista np. przyjdzie pijany do pracy, albo sam coś ukradnie, to jego szef będzie musiał pisać podanie do Prokuratury, zanim będzie mógł go dyscyplinarnie zwolnić! Toż to nic innego jak PRL BIS, bo w dawnym PRL-u Ochotnicza Rezerwa Milicji Obywatelskiej też była chroniona!

Proponuję nową nazwę dla starej formacji np.: Zespół Sygnalistów Rezerw Reaktywacji, czyli w skrócie: ZSRR! Zastanawiam się tylko… czy w Polsce już tak aby na pewno obalono komunę?

http://pressmania.pl/reanimacja-ormo-juz-trwa/
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Wtorek, 3 marca 2020 12:44:37
-2
0 -2
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Dzieci ormowców rządzą III RP

Ochotnicze Rezerwy Milicji Obywatelskiej ORMO – organizacja utrwalająca władzę ludową w powojennej Polsce – została rozwiązana w 1989 r. Ma jednak wciąż wpływ na III RP. Dawni ormowcy, a głównie ich dzieci, byli i są dziś wpływowymi postaciami życia publicznego. Wśród nich b. szef WSI, dziennikarka-celebrytka, prezenter TVP1, profesor prestiżowej uczelni czy b. szef pierwszego programu Polskiego Radia - ujawnia "Gazeta Polska Codziennie".

Właśnie minęła 68. rocznica powołania Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej. Władze komunistyczne sformowały tę organizację 21 lutego 1946 r. z zadaniem wspomagania Milicji Obywatelskiej. Przez lata funkcjonariusze ORMO tropili wszelkie przejawy antykomunizmu, uczestniczyli w prześladowaniach Żołnierzy Wyklętych, mieli znamienny wkład w pacyfikację studenckich protestów z marca 1968. Formacja ta wspomagała reżim w trudnych dla władzy momentach, w tym w okresie stanu wojennego - przypomina "Gazeta Polska Codziennie". Od rozwiązania ORMO minęło już 25 lat, ale ludzie z nią związani wciąż mają wpływ na życie III RP.

W 1976 r. akces do tej służby zgłosił dr Bohdan Macukow, pracownik Instytutu Matematyki Politechniki Warszawskiej. Przystąpił do ORMO działającego przy Wyższej Oficerskiej Szkole Pożarniczej w Warszawie. Dziś jest znanym naukowcem, kierownikiem jednego z zakładów na Wydziale Matematyki i Nauk Informacyjnych PW, przewodniczącym jednej z komisji senatu tej uczelni. Prywatnie jest mężem byłej rektor UW prof. Katarzyny Chałasińskiej-Macukow - ujawnia "Gazeta Polska Codziennie".

https://niezalezna.pl/52240-dzieci-ormowcow-rzadza-i...
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Wtorek, 3 marca 2020 12:50:09
-2
0 -2
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
na koniec lista 2099 "bohaterów" utrwalających władzę socjalistyczną w rejonie Siedlec, Łukowa, Mińska Mazowieckiego, Węgrowa i okolic , można sprawdzić czy nie ma na niej ojca, wujka, sąsiada czy kolegi ,
wtajemniczeni mogą nie sprawdzać , wystarczy że krzykną sobie "cześć i chwała bohaterom socjalistycznej ojczyzny"

Lista członków ORMO

Lista członków Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej (ORMO) z byłego województwa siedleckiego opracowana na podstawie zasobów archiwalnych IPN.

Wszystkie materiały zamieszczane są wynikiem kwerendy prowadzonej w zasobach IPN w ramach wniosku do publikacji materiału prasowego pt. "Działalność opozycji antykomunistycznej z terenu Siedlec ze szczególnym uwzględnieniem Solidarności 1944-1990".

W okresie szczytowym w ORMO służyło ok. 400 tysięcy ormowców. Była to organizacja paramilitarna wspierająca MO.

https://andrzejewski.siedlce.pl/lista-ormo.html
siennica Postów: 1166
tytuss
siennica, postów: 1166
Wtorek, 3 marca 2020 14:47:26
-1
+1 -2
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
sporo tam Celej-ów z rejonu Garwolin, ciekawe czy to wstępni ( w/g genealogi) naszego kustosza muzeum ziemi mińskiej......???? on z tamtąd pochodzi..........
Żabodukt Postów: 78008
kumak
Żabodukt, postów: 78008
Wtorek, 3 marca 2020 21:32:43
-1
+2 -3
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
a twojego tam nie ma? ktoś w parcelacji pańskich majątków pomagał
Żabodukt Postów: 78008
kumak
Żabodukt, postów: 78008
Wtorek, 3 marca 2020 21:33:00
0
+2 -2
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
W latach 1944-1949, nieważne, czy nazwiemy ten czas wojną domową czy inaczej, „wyklęci” zabili ponad 5 tys. cywilów, w tym 187 dzieci do lat 14. Ale o tym się nie mówi, bo dla prawicy byli to komunistyczni pachołkowie i donosiciele do UB. Bezkrytyczne gloryfikowanie tzw. żołnierzy wyklętych, bez uwzględnienia całego kontekstu historycznego i ówczesnych realiów, jest niczym innym jak powieleniem a rebours haseł i tekstów propagandystów z okresu stalinowskiego.

Poniżej zamieszczamy opis niektórych zbrodni antykomunistycznego podziemia zbrojnego popełnionych w powojennej Polsce. Poniższy spis zbrodni o ofiar podziemia uwzględnia wyłącznie ofiary cywilne. Wśród ofiar poniższych wydarzeń znajduje się 327 osób w tym: 194 Ukraińców, 80 Białorusinów, 39 Żydów. https://zolnierzeprzekleci.wordpress.com/zbrodnie-podziemia-powojennego...
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Środa, 4 marca 2020 09:18:51
-2
0 -2
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Lewica ponownie wyklęła żołnierzy wyklętych. Jeszcze nie ostygła ziemia po szczątkach bohaterów, już bezczeszczona jest o nich pamięć

Oskarżanie o mordy na ciężarnych i dzieciach jest pretekstem do ponownego wyklinania bohaterów, o których przez lata nie wolno było mówić. Ich rodziny nie miały pojęcia o miejscach pochówku, szczątków nie odnajdowano, prawda była zapomniana. Matki zmieniały dzieciom nazwiska w obawie przed represjami władzy PRL. Zofia Pilecka nie mogła ukończyć studiów, odradzał jej to każdy profesor. Mieli dać sobie spokój z karierą w PRL. Dziś, kiedy role się odwróciły i wyklęci wracają do chwały, nawet pośmiertnie, lewica nie może tego znieść.
Dlatego oskarża „Burego”, czy „Łupaszkę” o mordowanie ludności cywilnej. Prokuratorzy IPN co prawda wskazywali na zbrodnie mogące „nosić znamiona ludobójstwa”, ale nie przekreśla to bohaterskiej działalności obu panów i ich walki o w pełni niepodległą Polskę. Co do didaskaliów, czy potrzeby wznowienia śledztw, które opisywali prokuratorzy za czasów PO-PSL, można by się spierać. Nie można jednak negować potrzeby upamiętniania wyklętych.
Publicyści „Gazety Wyborczej” pisali o rzekomych bohaterach wojny domowej. Tyle, że większość Polaków nie toczyła z sobą żadnej wojny. Nie tuż po wojnie, kiedy jednego okupanta, w percepcji większości, zastąpiła władza nadana ze Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Ci, którzy „poszli do lasu, do partyzantki” nie walczyli z Polakami. Oni walczyli z radzieckim systemem. I to dlatego tak wielu z nich zginęło.
Dlatego też wielu z nich skazało siebie na śmierć w męczarniach w lochach na Rakowieckiej, a swoje rodziny na wyklęcie i biedę w PRL. Dlatego wielu z nich nie doczekało się pogrzebu po dziś dzień, a naukowcy z IPN do dziś przekopują metr po metrze, by odnaleźć ich szczątki.

Tę pamięć po prostu trzeba było przywrócić. To jest podstawowe zadanie władz wolnej Polski. I to dlatego wydawało się, że porozumienie ponadpartyjne jest w tej kwestii możliwe. Dziś, kiedy lewica znów zasiada w ławach polskiego parlamentu, złowrogi duch przeszłości powraca. Wyklęci zaczęli przeszkadzać, bo są symbolem morderczej władzy PRL. I to dlatego dziś lewica ponownie stara się zbezcześcić pamięć o bohaterach.

https://wpolityce.pl/polityka/489534-lewica-ponowni...
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Środa, 4 marca 2020 09:20:03
-2
0 -2
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
...
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Środa, 4 marca 2020 09:20:28
-2
0 -2
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
...
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Środa, 4 marca 2020 12:05:41
-2
0 -2
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
we wspomnieniach dzisiejszych komuchów prl jawi nam jako kraina w której to może nie wszystko było jak należy ale przeciętny człowiek żył sobie w świecie prawie spokojnym, prawie zasobnym i prawie kulturalnym czyli jak to powiadali towarzysze w świecie surowym ale sprawiedliwym przy czy "prawie" czyni jak wiadomo znaczną różnicę,
nie było terroru, prześladowań, więźniów politycznych , aparatu przemocy , faworyzowania swoich towarzyszy ze szczególnym uwzględnieniem tych najbardziej zasłużonych czyli "bohaterów" utrwalaczy władzy ludowej nierozerwalnie związanej z bratnią partią utrwalaczy związku radzieckiego czyli ZSRR jakby kto nie pamiętał i innymi bratnimi partiami demoludów czyli krain spod znaku RWPG (rada wzajemnej pomocy gospodarczej) czyli instytucji zbliżonej nieco do obecnej UE zarządzanej przez lewaków co akurat dziwne nie jest...jak to się miało do rzeczywistości ? ano jakoś tak jak w pewnym znanym dowcipie :
"Uczeni radzieccy, prowadząc wykopaliska w Egipcie odkryli grobowiec,
wewnątrz którego znaleźli żywego faraona i żywego ibisa.
Bardzo się zdumieli, podrapali w głowy i zapytali:
- a jakże to możliwe, towarzyszu faraonie, że towarzysz utrzymał się
przy życiu tutaj w zamknięciu przez tyle lat?
- to proste, panowie uczeni. Odżywiałem się odchodami tego ptaka.
- no tak, a czym odżywiał się ten ptak?
- ten ptak odżywiał się moimi odchodami.
Uczeni radzieccy podrapali się w głowy, pomyśleli - i tak powstała
koncepcja RWPG. "
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Środa, 4 marca 2020 12:07:43
-2
0 -2
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
​Wystarczy kliknąć i wiesz! Sprawdź, kto był tajnym współpracownikiem SB

https://niezalezna.pl/94596-wystarczy-kliknac-i-wies...
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Środa, 4 marca 2020 12:09:07
-2
0 -2
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Inwentarz archiwalny IPN

http://inwentarz.ipn.gov.pl/#
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Czwartek, 5 marca 2020 12:03:39
-2
0 -2
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
IPN kryje tajnych współpracowników SB
7 stycznia 2019 roku.

Od 2011 roku, w ramach wniosku do publikacji materiału prasowego pt. „Działalność opozycji antykomunistycznej z terenu Siedlec ze szczególnym uwzględnieniem Solidarności 1944-1990”, we współpracy z Fundacją Gazety Podlaskiej imienia profesora Tadeusza Kłopotowskiego ujawniamy osoby z terenu dawnego województwa siedleckiego, które były tajnymi współpracownikami Służby Bezpieczeństwa PRL. Pierwsza lista została upubliczniona 27 listopada 2011 roku i zawierała 103 nazwiska konfidentów. Od tego czasu lista jest systematycznie aktualizowana. Do dnia 1 marca 2018 roku ujawniono 839 osób i dalsze prace nad ujawnianiem donosicieli trwają. Lista dostępna jest na stronie Fundacji Gazety Podlaskiej, jak i w obecnym serwisie na stronie Lista TW.

Przeprowadzenie kwerendy w zasobach Instytutu Pamięci Narodowej wymaga częstych wyjazdów do czytelni lubelskiego oddziału IPN, a następnie analizowanie zebranych dokumentów i przygotowanie materiałów do publikacji. Z uwagi na fakt, iż w latach 1988-1990 masowo niszczono teczki tajnych współpracowników SB, dostęp do tych dokumentów jest bardzo utrudniony. W wielu przypadkach należy posiłkować się szczątkowymi informacjami zawartymi w innych dokumentach. Nie ułatwia pracy fakt, iż służby III RP mogły dowolnie „dla bezpieczeństwa państwa” kryć tajnych współpracowników, chowając ich teczki w wyodrębnionym, tajnym zbiorze w archiwum Instytutu Pamięci Narodowej. Nie wszystkie dokumenty zostały zniszczone. Zachowały się m.in. dzienniki rejestracyjne Służby Bezpieczeństwa, w których rejestrowano wszystkie zakładane teczki, w tym tajnych współpracowników. Z tych danych nie da się określić, jakie informacje przekazywał TW do SB, ale można ustalić osobę, w jakim okresie współpracował i jaki charakter miała ta współpraca (czy był tajnym współpracownikiem, kontaktem operacyjnym, itp.). Niestety te dzienniki też były tajne i przechowywane w zasobie zastrzeżonym IPN. Częściowy dostęp do nich dawał art. 35 ust. 1 i 2, oraz art. 36 ust. 4b ustawy o IPN[18]. Wnioski o odtajnienie tych danych musiały dotyczyć konkretnej osoby, lub ustalenia danych konkretnego tajnego współpracownika, który figuruje w naszych aktach. Nie da się w ten sposób ujawnić wszystkich agentów, wiele osób nie jest nam znana z imienia i nazwiska, a niektóre osoby trudno było nawet podejrzewać, że donoszą do SB. Służby specjalne w okresie masowego niszczenia akt, skrupulatnie usuwały wszelkie wzmianki o tajnych współpracownikach, szczególnie dbano o tych najbardziej „zasłużonych”.

Sytuacja zmieniła się po wejściu w życie ustawy o zmianie ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej z dnia 1 czerwca 2016 r[19]. W myśl tej ustawy, z mocy prawa 17 czerwca 2017 r. zbiór zastrzeżony IPN przestał istnieć, a wszystkie dokumenty w nim zawarte, co, do których Prezes Instytutu Pamięci Narodowej nie nadał klauzuli tajności, stały się dokumentami jawnymi i podlegają udostępnieniu na bieżąco.

Czy na pewno???
Dziwne zachowania IPN

Jesienią 2017 roku poinformowałem starszego archiwistę pana Andrzeja, że chcę przejrzeć dzienniki rejestracyjne WUSW Siedlce. Kategorycznie odmówił, uzasadniając, że są to pomoce ewidencyjne IPN i nie podlegają udostępnianiu. Nie przekonały pana Andrzeja moje wyjaśnienia, iż zgodnie z nowelizacją ustawy o IPN, obecnie wszystkie dokumenty ze zbioru zastrzeżonego, za wyjątkiem tych, które Prezes Instytutu utajnił, są z mocy prawa jawne. Przy następnej wizycie w czytelni lubelskiego oddziału IPN poprosiłem pana Andrzeja, aby jeżeli on nie chce rozpatrywać wniosku o udostępnienie tych dokumentów, to przyjął rewersy na wniosek o udostępnienie dzienników rejestracyjnych WUSW Siedlce w czytelni warszawskiego oddziału[1]. Zgodził się[2].

Oddziałowe Archiwum IPN w Warszawie najpierw zwróciło się do Archiwum IPN w Warszawie[3] o informacje w zakresie możliwości udostępnienia ww. dokumentów, a następnie poinformowało[4], iż dzienniki rejestracyjne WUSW Siedlce, Archiwum przekazało do lubelskiego oddziału IPN, gdzie mam się kontaktować w sprawie możliwości udostępniania ww. dokumentów. Po okazaniu tych pism, tym razem pan Andrzej przyjął rewersy[5]. Odpowiedź jednak była negatywna[6].

… zamówione przez Pana akta - o sygnaturach: IPN Lu-00501/15 (IPN BU Z/001661/1), IPN Lu-00501/16 (IPN BU Z/001661/2), IPN Lu-00501/17 (IPN BU Z/001661/3) – są pomocami ewidencyjno-informacyjnymi, które znajdują się w naszym Referacie Informacji i Sprawdzeń jako stały depozyt i nie podlegają udostępnianiu bezpośredniemu.

Dyrektor Oddziału IPN w Lublinie nie napisał, na jakiej postawie prawnej ww. dokumenty nie podlegają udostępnianiu bezpośredniemu. Nie znalazłem informacji w przepisach prawa, o jakimś szczególnym traktowaniu akt, które są pomocami ewidencyjno-informacyjnymi lub jako stały depozyt, natomiast w noweli ustawy o IPN wyraźnie jest zapisane:

Dokumenty znajdujące się w wyodrębnionym, tajnym zbiorze w archiwum Instytutu Pamięci, którym w ramach przeglądu nie nadano klauzuli tajności, stają się dokumentami jawnymi i podlegającymi udostępnieniu na bieżąco.

Jedynym warunkiem jest klauzula tajności, którą może nadać tylko Prezes Instytutu Pamięci Narodowej, co, do której, nie wiedziałem, czy jest nadana (w piśmie brak było informacji na ten temat).

O rozwianie tych wątpliwości postanowiłem zwrócić się telefonicznie do źródła, czyli Biura Prawnego IPN. Poinformowano mnie, iż Biuro jest dla Instytutu Pamięci Narodowej i nie udzielają porad prawnych osobom z zewnątrz. Przełączyli mnie jednak do Archiwum IPN, gdzie pan Paweł poprosił, bym przedstawił problem w mailu[7].

Dyrektor Archiwum IPN Marzena Kruk odpisała[8]:

… uprzejmie informuję, że nie ma możliwości udostępniania całych dzienników rejestracyjnych WUSW Siedlce, ponieważ mogą w nich występować zapisy niejawne.

Zaznaczam przy tym, że ustawa z dnia 29 kwietnia 2016 r. o zmianie ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu oraz niektórych innych ustaw (Dz. U. z 2016 r., poz. 749) uchyliła przepisy dotyczące zbioru zastrzeżonego, jednocześnie, w art. 19 ust. 2 nałożyła na Instytut Pamięci Narodowej obowiązek ochrony informacji niejawnych zawartych w dokumentach byłego zbioru zastrzeżonego, którym została nadana klauzula tajności …

Jednak tajne. Czas powrócić do wcześniejszego pozyskiwania informacji z dzienników rejestracyjnych SB poprzez zapytania o konkretne osoby. Sprawa zamknięta...
IPN wprowadza w błąd

… Coś mnie tknęło, by zapytać jeszcze, o sygnaturę pisma Prezesa Instytutu Pamięci nadające klauzulę tajności na te dzienniki[9].

Odpowiedź[10]: Dzienniki są jawne

Hmmm… „Jawne przez poufne”

Dokument nie może być jednocześnie tajny i jawny. Ustawa nie przewiduje jakiegoś specjalnego traktowania dzienników rejestracyjnych Służby Bezpieczeństwa, na co powołuje się Dyrektor Marzena Kruk. Pokrętna interpretacja art. 19 noweli ustawy o IPN przez panią Dyrektor może nasuwać wniosek, że jest to celowe działanie, polegające na wprowadzaniu w błąd, celem nieudostępnienia ww. dokumentów. Art. 19 nie dotyczy tylko dokumentów, które służby specjalne III RP przedstawiły Prezesowi IPN do utajnienia, jak to sugeruje Dyrektor Archiwum IPN, ale określonych w ust. 1, czyli „dokumentów znajdujących się w wyodrębnionym, tajnym zbiorze w archiwum Instytutu Pamięci”, inaczej mówiąc, dokumentów znajdujących się w całym zbiorze zastrzeżonym IPN, w tym esbeckich dzienników, które się w nim znajdowały. I nie w wyniku tego przeglądu zostały uznane za jawne (bo nikt nie musiał uznawać je za jawne), ale z mocy prawa stały się jawne i podlegającymi udostępnieniu na bieżąco. Ustawa nie przewiduje też późniejszej weryfikacji tych dokumentów przez Prezesa IPN, a tym bardziej przez Dyrektora, czy innego pracownika Instytutu Pamięci Narodowej.

Cóż takiego istotnego znajduje się w esbeckich dziennikach, że pracownicy wszelkimi sposobami, nawet z naruszeniem prawa próbują zablokować dostęp do tych dokumentów?

Przyjrzyjmy się dziennikom rejestracyjnym SB na podstawie przykładowego wpisu[11] i [12].

Dzienniki rejestracyjne WUSW Siedlce przedstawione są w formie tabelarycznej. W pierwszym wierszu są nazwy kolumn, a w następnych chronologicznie wpisywane zakładane teczki.

kol. 1. L.p. dziennika (Nr rejestracyjny) – kolejny nr rejestracyjny teczki. Definicja numeru rejestracyjnego w Słowniku Terminów IPN.
kol. 2. Data rejestracji – data założenia teczki
kol. 3. Nazwa jednostki rejestrującej – nazwa jednostki lub wydziału SB, w którym przechowywana jest teczka
kol. 4. Kategoria – kategoria współpracy z SB (np. TW - tajny współpracownik, KO – kontakt operacyjny, itp.), lub kategoria sprawy operacyjnej, lub osoby rozpracowywanej (inwigilowanej).
kol. 5. Nr sprawy do której dana osoba jest rejestr. – nr rejestracyjny teczki powiązanej z daną sprawą lub osobą.
kol. 6. Pseudonim kryptonim – pseudonim tajnego współpracownika lub kryptonim sprawy operacyjnej i osoby rozpracowywanej. Definicja pseudonimu i kryptonimu w Słowniku Terminów IPN.
wspólny tytuł do kol 7. i 8. Data zdjęcia z ewidencji i przekazania do archiwum lub innej jednostki
kol. 7. Data – data przekazania do archiwum, innej jednostce lub wydziału SB, lub data zniszczenia teczki.
kol. 8. Nr arch. lub nazwa jedn. i kol. 9 Uwagi – nr rejestracyjny dziennika archiwalnego, do którego złożono teczkę, lub w przypadku masowego niszczenia esbeckich dokumentów w latach 1988-1990 zamieszczano formułkę taką lub podobną: „Rejestrację wycofano (zakończono). Materiały nie przedstawiały wartości operacyjnej i jednostka zniszczyła we własnym zakresie”.
dodatkowo w dziennikach siedleckiej esbecji w kol 3-5 dopisywano nazwisko i imię tajnego współpracownika lub osoby rozpracowywanej.

To są wszystkie informacje, jakie są przechowywane w dziennikach rejestracyjnych SB. Zaletą tych dokumentów jest to, że zapisywane są chronologicznie i nie da się ukryć pojedynczego wpisu. O ile ujawnienie kryptonimu sprawy obiektowej bez danych z teczki, czy nazwiska i imienia działacza Solidarności, którego inwigilowano nie przeszkadza nikomu, to już ujawnienie danych tajnego współpracownika jest nie na rękę osobie zainteresowanej i może wpływać na pracowników IPN, by go nie ujawniały.

Złożyłem odwołanie od decyzji Dyrektora lubelskiego oddziału IPN do Prezesa Instytutu Pamięci Narodowej[13].
Nowe przepisy w Instytutu Pamięci Narodowej

Po miesiącu dostałem odpowiedź od … tegoż samego Dyrektora, czyli Dyrektora Oddziału IPN w Lublinie Marcina Krzysztofika[14].

Czy w IPN nie znają przepisów prawa? Nie słyszeli o dwuinstancyjności? Kto zarządził, by na pismo adresowane do Prezesa, odpowiadał Dyrektor? A może w IPN zastosowano nowe przepisy wewnętrzne, sprzeczne z KPA, o których zapomnieli poinformować.



Stosując nowe przepisy IPN, mając na uwadze dobro własne, postanawiam:

Art. 1. § 1. Kto się nie zgadza z bieżącym artykułem, lub z jego częścią, może wnieść odwołanie/zażalenie/skargę (niepotrzebne skreślić) w formularzu komentarzy zamieszczonego poniżej artykułu.
§ 2. Zabrania się w komentarzach umieszczania wpisów powszechnie uważanych za wulgarne, oraz promowania totalitaryzmów, ze szczególnym uwzględnieniem komunizmu, pod rygorem nieopublikowania.
§ 3. Wszystkie komentarze będą przeczytane z należytą starannością i opublikowane, bądź nie według własnego uznania.
Art. 2. Gdyby jakaś instytucja lub firma otrzymała odwołanie/zażalenie/skargę (niepotrzebne skreślić) na niniejszy artykuł, uprzejmie proszona jest o nie nadawaniu biegu sprawy, lecz odesłanie w terminie bez zbędnej zwłoki na adres andrzejewski.siedlce@gmail.com celem dalszego rozpatrzenia.
Art. 3. Przepisy wchodzą w życie z dniem opublikowania artykułu.

Wracając do artykułu ponowiłem odwołanie do Prezesa Instytutu Pamięci Narodowej[15]. Tym razem dostałem odpowiedź od Prezesa[16].

W postanowieniu (taki tytuł nosi te pismo) Prezes IPN stwierdził niedopuszczalność mojego odwołania z uwagi na brak w przedmiotowej sprawie przedmiotu zaskarżenia, tj. decyzji administracyjnej.

Decyzja administracyjna była. Organ administracji publicznej załatwia sprawę przez wydanie decyzji i nie ma znaczenia, że pisma Dyrektora Oddziału IPN w Lublinie nie były nazwane decyzją, „o charakterze pisma świadczy jego treść i zawarte w nim wnioski a nie jego nazwa czy formuła”. Jest to powszechnie przyjmowana doktryna w orzecznictwie Sądów Administracyjnych i nie wierzę, by żaden prawnik w Biurze Prawnym IPN jej nie znał.

Pracownicy Instytutu po raz kolejny kruczkami prawnymi próbują uniemożliwić mi dostęp do tych dokumentów, co uprawdopodabnia wpływ tajnych współpracowników SB na pracowników IPN.

Instytut Pamięci Narodowej powinien stać na straży praworządności, której nadrzędnym celem winna być prawda historyczna. Ujawnienie tajnych współpracowników z czasów dyktatury komunistycznej i umożliwienie poznania ich tożsamości może przyczynić się do lepszego poznania mechanizmów zniewolenia społeczeństwa w okresie PRL. Instytut winien być promotorem takich działań a nie ich hamulcowym. Tymczasem można wysnuć teorię o kryciu tajnych współpracowników przez IPN, co w mojej ocenie jest niedopuszczalne.

Napisałem skargę na postanowienie Prezesa Instytutu Pamięci do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie[17].

Jak do sprawy ustosunkuje się Sąd? Tego jeszcze nie wiem. Z tym też bywa różnie. Powszechnie znane są przypadki, że w sprawach, wydawałoby się oczywistych, Sąd orzekł, że „sędzia wziął, bo był roztargniony”, czy „syn prezydenta spowodował wypadek, bo miał pomroczność jasną”.

Sprawa w toku.

Leszek Andrzejewski

Wyrok WSA w Warszawie

30 sierpnia 2019 roku.

13 sierpnia 2019 r. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie w składzie:
Przewodniczący Sędzia WSA - Konrad Łukasiewicz (spr.)
Sędzia WSA - Ewa Radziszewska-Krupa
Asesor WSA - Karolina Kisielewicz

na posiedzeniu niejawnym uznał moją skargę na postanowienie Prezesa IPN za słuszną.[20]

Sąd wywiódł, iż pismo Dyrektora Oddziału było decyzją administracyjną i zgodnie z art. 36 ust. 8 ustawy o IPN, przysługiwało mi prawo do złożenia odwołania. W związku z powyższym Sąd zobowiązał Prezesa IPN do merytorycznego rozpatrzenia mojego odwołania.

Zaznaczyć przy tym trzeba, iż poza kontrolą Sądu, zakreśloną granicami niniejszej sprawy, pozostawały kwestie merytoryczne, dotyczące poprawności bądź wadliwości odmowy bezpośredniego udostępniania mi dzienników rejestracyjnych WUSW w Siedlcach. Sąd zauważył jednak, iż próżno jest doszukać się w ustawie o IPN kategorii dokumentów „pomoce ewidencyjno-informacyjne”, podobnie jak pojęcia „pomocy ewidencyjnej przeznaczonej do użytku wewnętrznego”. Gdyby przyjąć stanowisko Dyrektora Oddziału, to organ w każdym przypadku mógłby odmówić udostępniania żądanego dokumentu, tworząc dla niego pozaustawową „kategorię”. Sąd zauważył też, iż organ udostępnił mi część dokumentów objętych tym samym wnioskiem, co prowadzi do przyjęcia, że spełnione zostały pozostałe warunki przewidziane w art. 36 ust. 1-4 ustawy o IPN.

Całe uzasadnienie w odpisie wyroku WSA w Warszawie sygn. akt II SA/Wa 261/19.



Dokumenty:

1. Wniosek o udostępnienie dokumentów w czytelni warszawskiego oddziału IPN 14.12.2017 r. (0,8 MB)
2. Pismo Dyrektora Oddziału IPN w Lublinie do Naczelnika Oddziałowego Archiwum IPN w Warszawie z dnia 03.01.2018 r. (0,4 MB)
3. Pismo Oddziałowego Archiwum IPN w Warszawie z dnia 10.01.2018 r. (0,4 MB)
4. Pismo Oddziałowego Archiwum IPN w Warszawie z dnia 05.02.2018 r. (0,3 MB)
5. Wniosek o udostępnienie dokumentów w czytelni lubelskiego oddziału IPN 20.03.2018 r. (1 MB)
6. Pismo Dyrektora Oddziału IPN w Lublinie z dnia 23.04.2018 r. (0,4 MB)
7.Mail do Dyrektora Archiwum IPN z dnia 31.07.2018 r. (0,3 MB)
8.Pismo Dyrektora Archiwum IPN z dnia 01.08.2018 r. (1,6 MB)
9.Mail do Dyrektora Archiwum IPN z dnia 07.08.2018 r. (0,1 MB)
10.Pismo Dyrektora Archiwum IPN z dnia 08.08.2018 r. (1,3 MB)
11.Przykładowy wpis w dzienniku rejestracyjnym SB Siedlce (0,5 MB)
12.Przykładowy wpis w dzienniku rejestracyjnym SB Gdańsk (0,2 MB)
13. Odwołanie do Prezesa IPN z dnia 23.08.2018 r. (0,9 MB)
14. Pismo Dyrektora Oddziału IPN w Lublinie z dnia 28.09.2018 r. (1,3 MB)
15. Odwołanie do Prezesa IPN z dnia 23.10.2018 r. (1,1 MB)
16. Postanowienie Prezesa IPN z dnia 04.12.2018 r. (1,1 MB)
17. Skarga do WSA z dnia 05.01.2019 r. (2,2 MB)
18. Ustawa o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu z dnia 18 grudnia 1998 r.
19. Ustawa o zmianie ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej - Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu oraz niektórych innych ustaw z dnia 29 kwietnia 2016 r.
20. Wyrok WSA z dnia 13.08.2019 r.
Żabodukt Postów: 78008
kumak
Żabodukt, postów: 78008
Piątek, 6 marca 2020 19:08:37
0
+2 -2
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Oddział Ludowej Straży Bezpieczeństwa (Bataliony Chłopskie) pod dowództwem Romana Kisiela "Sępa" spacyfikował zamieszkaną przez Ukraińców wieś Skopów. Zginęło od 70 do 150 cywilów.

Banda "Sępa" była odpowiedzialna za kilkanaście ataków na ukraińskie wsie (większość odbyła się wiosną 1945), w których zginęło co najmniej 500 osób.

Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Piątek, 6 marca 2020 21:43:16
-2
0 -2
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Prawdziwy kat Wołynia - to on, a nie Bandera, był mózgiem ludobójstwa

Dmytro Semenowicz Klaczkiwski, lepiej znany jako „Kłym Sawur”, to ukraiński zbrodniarz odpowiedzialny za rzeź wołyńską i osobiście kierujący jej przebiegiem. Gloryfikowany od dawna na Ukrainie, zarówno przez jej władze, jak i Cerkiew Prawosławną Kijowskiego Patriarchatu – przez tę ostatnią pomimo tego, że nie był wyznawcą chrześcijaństwa, ale ideologii OUN, stanowiącej zaprzeczenie Ewangelii. Swoją nacjonalistyczną karierę rozpoczął w II Rzeczypospolitej, a zakończył sprzedany przez własnych podwładnych w lesie w okolicy Suska w lutym 1945 r., dopadnięty przez sowiecką obławę.

(Poniższy tekst jest fragmentem książki Marka A. Koprowskiego „Kaci Wołynia”, która właśnie ukazała się na rynku nakładem wydawnictwa Replika)

Przyszły rzeźnik Wołynia urodził się w Zbarażu w 1911 r. w Małopolsce Wschodniej, która wówczas należała do Austro-Węgier, będąc częścią Królestwa Galicji i Lodomerii. Według niektórych jego życiorysów rodzice Dymitra byli biednymi chłopami, ale bardziej prawdopodobna wydaje się inna wersja biografii, stwierdzająca, że był synem bankowego urzędnika. Syn biednego chłopa nie kończył z reguły gimnazjum i nie wstępował później na Uniwersytet Lwowski. Klaczkiwski ukończył Ukraińskie Gimnazjum w Stanisławowie, choć część źródeł mówi o gimnazjum w Zbarażu. Następnie, jak wielu działaczy OUN, studiował prawo na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie, ale go nie ukończył. Zaliczył kursy handlowe we Lwowie. Już jako członek OUN odbył służbę w Wojsku Polskim w latach 1934–1935. Następnie podjął pracę w Zarządzie „Narodnij Torhowli” w Stanisławowie. Cały czas uczestniczył w podziemnej terrorystycznej działalności OUN, wymierzonej przeciw państwu polskiemu.

W 1937 r. policja aresztowała Klaczkiwskiego. Jakiś czas przebywał w więzieniu. Rok później ponownie działał jako członek zarządu paramilitarnej sportowej organizacji „Sokił” w Zbarażu. W 1939 r. został szefem Junactwa OUN w powiecie stanisławowskim. Kontynuował swoją działalność po zajęciu Kresów przez Armię Czerwoną. Bardzo szybko znalazł się w orbicie zainteresowania sowieckich organów bezpieczeństwa. Te nie działały po omacku, lecz przystąpiły do zwalczania ukraińskiego ruchu nacjonalistycznego finansowanego przez Niemców według dawno przygotowanych list, względnie kartotek przejętych z archiwów polskiej policji.

Ukraińscy nacjonaliści natychmiast usiłowali uruchomić podziemne struktury, sięgając m.in. do niewciągniętej do nacjonalistycznej roboty młodzieży. Wśród niej był oczywiście „Blondyn” – taki pseudonim nosił wówczas przyszły rzeźnik Wołynia. W 1940 r. NKWD wpadło na jego trop. Aresztowany został przez NKWD w Dolinie wraz z grupą aktywistów OUN. W śledztwie był ponoć twardy. Nie przyznał się do przynależności do OUN i nie wsypał nikogo z nacjonalistycznego podziemia. W tzw. procesie 59 orzeczono wobec Klaczkiwskiego karę śmierci. Wraz z nim na szubienicę skazano 42 członków OUN. Sowieci, chcąc jednak pozyskać społeczeństwo ukraińskie, okazali im łaskawość i zamienili karę na odsiadkę w łagrach. Klaczkiwski otrzymał najniższy, standardowy wyrok – 10 lat odsiadki.
Na początku lipca 1941 r., podczas wojennego bałaganu, zdołał uciec z więzienia w Berdyczowie. Szybko przedostał się na teren Małopolski Wschodniej, gdzie objął stanowisko przewodniczącego OUN miasta Lwowa. Nominacja ta oznaczała awans i potwierdzenie pozycji Klaczkiwskiego w nacjonalistycznym ruchu. We Lwowie upatrywali oni stolicę opanowanej przez siebie Ukrainy. Tam Klaczkiwski działał pod pseudonimem „Ochrim”. Wziął udział w I Konferencji OUN-Bandery, w której uczestniczyło 15 takich jak on przewodników, a także szef Służby Bezpeky OUN. Wówczas to brał udział w wypracowaniu taktyki OUN. Ustalono, że część działaczy zejdzie do podziemia, a reszta wejdzie do legalnie działających struktur w administracji w instytucjach kulturalno-oświatowych i policji.

Rok później na II Konferencji OUN-B Klaczkiwski został wybrany do Centralnego Prowidu OUN i objął funkcję prowidnyka OUN na obszarze Wołynia i Polesia, zwanych przez nacjonalistów Północno-Zachodnimi Ziemiami Ukrainy.

Oznaczało to dla Klaczkiwskiego kolejny awans. OUN uznało bowiem, że Wołyń jest terenem, na którym istnieją najbardziej sprzyjające warunki do przeprowadzenia ukraińskiej rewolucji narodowej. Teren był nieopanowany przez Niemców i przejąć go pod swoją kontrolę było stosunkowo łatwo. Od początku działalności Klaczkiwski przystąpił do tworzenia zbrojnych oddziałów, które tę rewolucję miały przeprowadzić.

Podczas II Konferencji OUN-Bandery podjęto też decyzję brzemienną w skutkach. Jej uczestnicy opowiedzieli się za utworzeniem przez OUN-B własnych wijśkowych sył. Ustalili też, że grupy wojskowe będą tworzone według następujących zasad. Podstawową komórką miał być kuszcz. W jego skład miały wschodzić trzy wsie. W każdej z nich powinien powstać oddział liczący od 15 do 45 bojowników. Trzy wsie miały tworzyć sotnie, trzy–cztery sotnie kureń. W połowie lata 1943 r. banderowcy mieli w swoich szeregach 600 ludzi. Oddziały te dały początek Ukraińskiej Powstańczej Armii. Jednocześnie Klaczkiwski jako „Kłym Sawur” przystąpił do tworzenia na Wołyniu ukraińskiego państwa podziemnego, które w zasadzie działało zupełnie legalnie. Terenowe komórki OUN przejęły nad nim całą władzę, organizując wszystkie sfery życia.

Od początku swego działania „Kłym Sawur” uznawał za głównych przeciwników nie Niemców, ale Polaków i Sowietów, a konkretnie ich partyzantów na Wołyniu i Polesiu. Swój pierwszy atak sotnia Perehiniaka skierowała jednak przeciwko niemieckiemu posterunkowi żandarmerii we Włodzimiercu. Miało to miejsce 8 lutego 1943 r. Ukraińcy zabili jednego Niemca i trzech Kozaków (własowców). Uprowadzili też kilku Kozaków do Parośli. Tu dokonali następnego dnia pierwszej masowej zbrodni na ludności polskiej, mordując całą wieś. Kozaków – własowców uprowadzili, żeby uprawdopodobnić fakt, iż to Sowieci wyrżnęli wieś. Na nich to bowiem chcieli zwalić winę za mord.

Decyzja o realizacji takiego scenariusza musiała zapaść na górze. Być może to właśnie „Kłym Sawur” ją podjął. Praktycznie rzecz biorąc, działania na większą skalę UPA „Kłyma Sawura” zaczęła walką z Polakami, a nie Niemcami. Potrzebowali bowiem trupów własowców, żeby zamaskować pierwszą masową zbrodnię na Polakach. Gdyby nie to, prawdopodobnie w ogóle nie zaatakowaliby Włodzimierca.

Swojej nienawiści do Polaków „Kłym Sawur” nigdy nie ukrywał. Dał temu wyraz m.in. na III Konferencji OUN, kiedy to znalazł się w gronie działaczy twierdzących, że to Polacy, a nie Niemcy czy Sowieci są największymi wrogami Ukrainy. Wychodząc z tego założenia, postanowił przeprowadzić na Wołyniu czystkę etniczną, pozbywając się z niego niepożądanego polskiego elementu. Przygotowywał się do tej akcji przez kilka miesięcy. Na jego rozkaz około 5 tys. ukraińskich policjantów, pozostających na służbie niemieckiej, zdezerterowało i poszło do lasu. Stali się oni kadrą UPA, narzucając nowej formacji określonego ducha. Policja ukraińska aktywnie uczestniczyła w wymordowaniu na Wołyniu ludności żydowskiej. Wszyscy policjanci ukraińscy mieli po łokcie ubabrane ręce w żydowskiej krwi. Każdy z nich zamordował od kilku do kilkunastu Żydów. Zamordowanie jeszcze kilkudziesięciu Polaków nie robiło im już żadnej różnicy.
Uczestnicząc w Holocauście Żydów, utracili wszystkie ludzkie odruchy. „Kłym Sawur” doskonale o tym wiedział i postanowił się nimi posłużyć. Zajmowali się oni szkoleniem oddziałów UPA, a w trakcie mordów ludności polskiej odgrywali rolę moderatorów.

Przygotowując się do akcji oczyszczania Wołynia z Polaków, „Kłym Sawur” przeprowadził akcję zniszczenia swoich konkurentów. W pierwszej kolejności kazał zlikwidować zbrojne formacje Tarasa Borowcia „Bulby”, które ze względu na totalitarny charakter oddziałów banderowskich nie chciały im się podporządkować. Oddziały banderowskie i bojówki Służby Bezpeky otoczyły sztab „Bulby”. Aresztowały pułkowników Sowenka, Nowickoho i Trejka, a także żonę Borowcia. Wszystkich poddano torturom, a na końcu zamordowano.

Oddziały „Bulby”, choć nie wszystkie, banderowcy wzięli pod swoje rozkazy. Brały one udział w zbrodniach na ludności polskiej. Świadkowie zbrodni brali ich za bulbowców, podczas gdy oni byli już banderowcami. W podobny sposób „Kłym Sawur” kazał postąpić z melnykowcami i innymi mniejszymi konkurentami. Wszyscy nieuznający władzy banderowców zostali zniszczeni. Ukraińscy autorzy Jurij Szapował i Dmitro Wiedenejew podkreślają, że wszyscy bulbowcy i melnykowcy cały czas byli pod nadzorem Służby Bezpeky jako element niepewny. Nieliczni oficerowie z tych formacji, którzy zostali wcieleni do banderowców, też długo nie pożyli. Byli skrytobójczo mordowani przez SB jako „wrogi element”. Każdy z nich miał swojego przydzielonego „anioła stróża”.

Przygotowując akcję „oczyszczania” Wołynia z ludności polskiej, „Kłym Sawur” rozpoczął drugą akcję propagandową adresowaną do społeczności ukraińskiej, w której wzywał ją do likwidacji Lachów. Ponadto zaczął oskarżać Polaków, że prowokują Ukraińców, napadają na ukraińskie wsie, wspomagają partyzantkę sowiecką i współpracują z Niemcami. Było to typowe „odwracanie kota ogonem”, mające usprawiedliwić „wybuch nowej koliszczyzny”, przed którym obłudnie przestrzegał.

Jednocześnie jego podwładni dokonywali mordów ludności polskiej. Miały one rzecz jasna wyglądać jak spontaniczne napady stanowiące sprawiedliwą odpłatę za wielowiekowy ucisk i poniewieranie Ukraińcami. Jednocześnie ich celem było zastraszenie Polaków i pokazanie wszystkim, że Ukraińcy wykazywali się niezwykłą cierpliwością, ale w końcu ich wybuchu nie dało się już powstrzymać…
W czerwcu 1943 r. „Kłym Sawur” wydał dyrektywę przeprowadzenia wielkiej akcji mającej na celu wymordowanie ludności polskiej na Wołyniu. Miała ona wprawdzie dotyczyć tylko mężczyzn w wieku od lat 16 do 60, ale w praktyce mało kto się tym przejmował. Mordowano wszystkich, którzy nawinęli się pod siekiery, noże i kosy. W dyrektywie „Sawura” czytamy:

(…) powinniśmy przeprowadzić wielką akcję likwidacji polskiego elementu. Przy odejściu wojsk niemieckich należy wykorzystać ten dogodny moment dla zlikwidowania całej ludności męskiej w wieku od 16 do 60 lat. (…) Tej walki nie możemy przegrać i za każdą cenę trzeba osłabić polskie oddziały. Leśne wsie oraz wioski położone obok leśnych masywów powinny zniknąć z powierzchni ziemi.

Jak zeznał Jurij Stelmaszczuk „Rudyj” po ujęciu go przez NKWD, w teren szybko poszedł inny rozkaz „Kłyma Sawura”, nakazujący powszechną likwidację ludności polskiej. Pisał on do swego towarzysza:

„Druże Ruban! Przekazuję do waszej wiadomości, że w czerwcu 1943 r. przedstawiciel centralnego Prowodu, dowódca UPA „Piwnicz” „Kłym Sawur” przekazał mi tajną dyrektywę w sprawie całkowitej, powszechnej, fizycznej likwidacji ludności polskiej. (…)”

„Czyszcząc” Wołyń z ludności polskiej, „Kłym Sawur” chciał raz na zawsze pozbyć się jej z ukraińskiej ziemi. Zrabować majątek przez nich wytworzony i rozdzielić między Ukraińców. Oczyszczone z Polaków wsie w myśl jego koncepcji miały stać się twierdzami. W każdej z nich miał powstać oddział samoobrony, a samą wieś planowano zmienić w twierdzę. Otoczone miały być systemami umocnień polowych. Cała przedwojenna własność ziemska miała zostać rozparcelowana. „Kłym” polecił przeprowadzenie na terenach opanowanych przez OUN-UPA wyborów do samorządów lokalnych. We wsiach miały zostać uruchomione ukraińskie szkoły podstawowe, a także ukraińskie biblioteki itp.
UPA pod kierownictwem „Kłyma Sawura” stawała się coraz większą siłą zorganizowaną na wzór wojskowy. Na jego polecenie od 15 maja 1943 r. w oddziałach UPA ustanowiono karę śmierci za zdradę, współpracę z wrogiem, sabotaż i dywersję przeciwko UPA, dezercję lub kradzież wojskowego majątku. Bardzo dużo uwagi „Kłym Sawur” poświęcał też rozbudowie Służby Bezpeky, w której widział główną podporę nacjonalistycznego ruchu, a także własnego bezpieczeństwa. Pod jego nadzorem działała niezwykle skutecznie, głównie w likwidacji przeciwników. Atmosfera szpiegomanii i wewnętrznego terroru pociągnęła za sobą wiele ofiar. SB z polecenia „Sawura” bezwzględnie likwidowała wszystkich podejrzanych o szerzenie „kapitulanckich nastrojów”. Co jakiś czas w oddziałach przeprowadzano „czystkę”, pozbywając się nie tych, którzy zdradzili, lecz tych, co teoretycznie mogli zdradzić.

Działania kontrwywiadowcze Klaczkiwskiego, choć zbrodnicze i na dłuższą metę wręcz samobójcze, były jednak bardzo skuteczne. Aż do lutego 1944 r. sowieckie organa bezpieczeństwa nie znały prawdziwej tożsamości „Kłyma”. Ścigały go, ale na dobrą sprawę nie wiedziały, kogo. „Sawur” pod przewodnictwem UPA podporządkował w totalny sposób życie całej ukraińskiej społeczności. Wieś stanowiła zaplecze UPA pod każdym względem. Każda została zobowiązana do dostarczenia określonej daniny na rzecz organizacji. W każdej działała siatka cywilna, organizująca dla UPA żywność, bieliznę, umundurowanie, buty, środki opatrunkowe i kontyngenty świeżego rekruta. UPA Klaczkiwskiego wraz z zapleczem stanowiła integralną całość.

Nie było wsi ukraińskiej, która byłaby w stanie istnieć poza jego systemem.

Szczególną uwagę Klaczkiwski przywiązywał do zaangażowania mieszkańców wszystkich wsi w mordy ludności polskiej. Widział w tej bestialskiej akcji eksterminacyjnej czynnik jednoczący Ukraińców. Chciał z okrutnej rzezi uczynić mit założycielski nowego państwa. Udział w ludobójstwie miał być czynnikiem spajającym społeczeństwo ukraińskie, miał też ułatwić mu propagowanie tezy, że rzeź ludności polskiej na Wołyniu stanowiła egzemplifikację słusznego gniewu ludu ukraińskiego, a nie jego rozkazu. Zbrodniarz najzwyczajniej bał się odpowiedzialności i za wszelką cenę chciał się nią podzielić. Wiedział też dobrze, że nawet nie wszyscy kamraci z OUN akceptują jego metody. Na III Zjeździe OUN we wsi Złota Słoboda Mykoła Łebedʹ i Mychajło Stepaniak mieli skrytykować taktykę „Kłyma Sawura” i określić jego działania podjęte przeciw Polakom jako bandyckie.
Łebedʹ i Stepaniak uważali, że „UPA skompromitowała siebie bandycką działalnością przeciwko ludności polskiej, a także OUN skompromitowała się związkami z Niemcami”24. Wołyńscy działacze OUN stanęli jednak murem za „Kłymem Sawurem”. Jego taktykę wobec Polaków na Wołyniu uznali za wzorcową i domagali się jej zastosowania również w Małopolsce Wschodniej. Uchwała Zjazdu Dwa lata walki oceniała pogromy ludności polskiej jako przejaw walki z polskim nacjonalizmem.

O tym, że OUN stała za „Sawurem”, najlepiej świadczy fakt, że 27 sierpnia 1943 r., tuż po owej naradzie w Złotej Słobodzie, został mianowany szefem Głównego Dowództwa UPA. Będąc zagorzałym banderowcem, który podporządkował działaniom frakcji banderowskiej OUN-UPA, dbał o pozory, że nie jest ona partyjną, ale ogólnonarodową armią.

Po wkroczeniu Sowietów na Wołyń wystąpił z inicjatywą powołania Rewolucyjnej Organizacji Narodowo-Wyzwoleńczej. W jej skład mieli wejść także przedstawiciele innych narodów walczących o wolność z Sowietami. „Sawurowi” marzyło się, co zresztą już po jego śmierci znalazło odzwierciedlenie w taktyce UPA, powołanie antybolszewickiego bloku narodów. Najprawdopodobniej liczył, że na stronę UPA przejdą usługujące Niemcom oddziały własowców, Tatarów, Uzbeków czy Azerów. Złożone z nich formacje pojawiały się bowiem na Wołyniu. Nic z tego nie wyszło i UPA nadal działała pod sztandarami OUN.

Do czasu zajęcia Wołynia przez Armię Czerwoną „Kłym Sawur” z cofającymi się oddziałami UPA przebywał za linią frontu, gdzie jego oddziały kontynuowały walkę z Polakami, głównie z koncentrującą się 27. Wołyńską Dywizją Piechoty AK.

W 1944 r. „Sawur”, mając już na karku Sowietów, usiłował zawrzeć porozumienie o współpracy z Niemcami. Zachowało się pismo podpisane przez niego i „Tarasa”, czyli Dmitra Maiwśkoho, adresowane do niemieckiego dowództwa, w którym czytamy m.in.:

Jesteśmy gotowi koordynować z wami naszą bojową działalność, ale przy następujących warunkach: naczelne dowództwo Wehrmachtu powinno uzyskać od niemieckiego kierownictwa decyzję o uwolnieniu z więzienia i powrocie do ojczyzny wodza Ukraińskich Nacjonalistów OUN Stepana Bandery, a także innych politycznych więźniów. Niemcy powinni zakończyć represje przeciw ludności Ukrainy, a także zaprzestać niszczyć jej majątek. (…) Niemcy nie będą też utrudniać i mieszać się w sprawy mobilizacji mężczyzn do UPA na zachodnioukraińskich ziemiach. Niemieckie wojsko powinno też przekazać UPA określoną ilość broni i amunicji (10 tys. taśm do karabinów maszynowych, 250 tys. sztuk nabojów, 200 sztuk szybkostrzelnej broni, 20 armat polowych, 30 moździerzy, 10 armat przeciwlotniczych, 10 tys. granatów itd.)

Umowa ta została dostarczona przez „Kłyma Sawura” oficerom wywiadu z Abwehrkomendy grupy armii „Północna Ukraina”, którzy przekazali ją dalej. Nie przyniosła ona jednak większego efektu. Być może apetyt Klaczkiwskiego był zbyt duży. Nie jest też wykluczone, że Niemcy nie potrzebowali już ukraińskich sojuszników.

Gdy na Wołyniu zaczęli „gospodarzyć” Sowieci, dni „Sawura” były policzone. Innych jego hersztów uczestniczących w wołyńskim ludobójstwie Polaków też.

Natychmiast po wkroczeniu na Wołyń Sowietów w Równem i innych miastach zainstalowały się również organy bezpieczeństwa, które przystąpiły do zwalczania UPA. Przeciwko „Kłymowi Sawurowi” założyły sprawę o kryptonimie „Szczur”. Wiedziały już, kogo ścigają. Zagraniczna ekspozytura razwiedki, penetrująca zagraniczne środowiska OUN, zdołała ustalić jego dane osobowe.

(…)

Jakie były dalsze losy kata z UPA? Cały historia „Kłyma Sawura” w książce „Kaci Wołynia”!

https://superhistoria.pl/druga-wojna-swiatowa/104959/2/...
Żabodukt Postów: 78008
kumak
Żabodukt, postów: 78008
Piątek, 6 marca 2020 23:29:46
-1
+1 -2
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Fantazje władzy o „żołnierzach wyklętych”. Było zupełnie inaczej, niż mówią
O „wyklętych” 1 marca 2019 mówili wszyscy: prezydent Andrzej Duda, premier Mateusz Morawiecki, wicepremier Beata Szydło, ministrowie i politycy partii rządzącej.

Wszyscy składali im bezwarunkowy hołd. Prezydent Duda złożył wieniec pod pomnikiem upamiętniającym kpt. Kazimierza Kamieńskiego, ps. Huzar, i jego żołnierzy w Wysokiem Mazowieckiem.

Premier Morawiecki i wicepremier Piotr Gliński brali udział w uroczystościach w Ostrołęce.

Przy okazji politycy partii rządzącej mówili różne rzeczy o „wyklętych” – w dużej części nieprawdziwe. Manipulacja, której się dopuszczali, nie polegała wyłącznie na mówieniu nieprawdy, ale także na przemilczaniu — zarówno ofiar cywilnych, które zginęły z ręki „wyklętych”, (a były ich tysiące), jak i faktu, że nie byli oni najgroźniejszym politycznym przeciwnikiem komunistów po wojnie.

Do tych przemilczeń wrócimy na koniec: zacznijmy od sprostowania najczęściej powtarzanych przez polityków półprawd i fałszów.

Fałsz 1: Bez „wyklętych” nie byłoby wolnej Polski
Mówił o tym m.in. premier Morawiecki w klipie nagranym z okazji święta przez Kancelarię Premiera.Bez żołnierzy wyklętych nie byłoby oporu społecznego, jaki miał miejsce w kolejnych latach PRL, nie byłoby wielkiego ruchu »Solidarność«, dzięki któremu mamy wolną i niepodległą Polskę” – powiedział Morawiecki.

Mówił o tym także podczas uroczystości na warszawskich Powązkach b. minister obrony Antoni Macierewicz. Według niego „żołnierze wyklęci” walczyli aż do pojawienia się swoich następców: robotników, młodzieży, „Solidarności”.

Zdanie premiera Morawieckiego potraktowane dosłownie jest jednoznacznie fałszywe. PRL upadł nie dzięki powstaniu z bronią w ręku, tylko w wyniku negocjacji władz komunistycznych z „Solidarnością” przy Okrągłym Stole. „Solidarność” była masowym ruchem społecznym, który świadomie i programowo wyrzekał się przemocy — jak uważają niektórzy historycy, m.in. ze względu na doświadczenie przegranego Powstania Warszawskiego.

Ta zasada w ruchu „S” była święta. „Solidarność” strajkowała i negocjowała, ale nigdy nie walczyła z bronią w ręku! Do tradycji „wyklętych” nie nawiązywała ani ona, ani opozycja demokratyczna lat 70.

„S” nie traktowała też komunistów jako okupantów, przeciwnie, rozmawiała z nimi — żeby użyć sławnych słów, które zostały wypowiedziane podczas podpisywania porozumień w Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 roku — „jak Polak z Polakiem”.

W jakim sensie bez „wyklętych” nie byłoby wolnej Polski? To już tajemnica polityków PiS.

Fałsz 2: Zrównywanie okupacji niemieckiej i PRL
W klipie Kancelarii Premiera Morawiecki mówił:

„Okupację niemiecką zastąpiła okupacja sowiecka. Żołnierze wolnej Polski przeciwstawili się jej z bronią w ręku”.

Mówił o tym także Andrzej Duda w Ostrołęce:

„Bo jeden okupant przepędził drugiego. A oni wiedzieli, co to znaczy sowiecka Rosja i co to znaczy komunizm. I doskonale widzieli, że wolnej Polski nie ma, że prawdziwej niepodległości nie ma i prawdziwej suwerenności nie ma”.

Zrównywanie okupacji niemieckiej z PRL (a nawet z okresem początkowym okresem, kiedy w Polsce stacjonowały dziesiątki tysięcy frontowych żołnierzy Armii Czerwonej) jest monstrualnym nadużyciem. Politycy PiS robią to często.

Przypomnijmy krótko niektóre kluczowe różnice.

Hitlerowskie Niemcy:

dążyły do biologicznego wyniszczenia narodu polskiego i zamordowały ponad 5 mln obywateli RP, w tym niemal wszystkich polskich Żydów;
zlikwidowały polskie instytucje edukacyjne i kulturalne;
zlikwidowały polskie państwo i większość jego instytucji;
Tymczasem w PRL:

w początkowym okresie (1944-1950) zostało zamordowanych przez władze od 20 do 50 tys. osób;
państwo polskie było niesuwerenne i niedemokratyczne, ale istniało i było uznawane na arenie międzynarodowej także przez USA i inne kraje Zachodu za legalne państwo polskie;
istniały polskie instytucje, administracja i wojsko;
władze cieszyły się autentycznym poparciem części obywateli, którzy uznawali Polskę Ludową za własne państwo;
za własne państwo uznawała PRL także opozycja demokratyczna, z „Solidarnością” włącznie.
Fałsz 3: Było to powstanie
Morawiecki mówił w Ostrołęce:

„Warto zdać sobie sprawę z tego, że to było ostatnie zbrojne polskie powstanie niepodległościowe, powstanie z bronią w ręku, powstanie, które (…) było najbardziej beznadziejne ze wszystkich naszych powstań”.

To nieprawda. Na tę tezę odpowiedział prof. Rafał Wnuk, historyk i badacz podziemia powojennego, w wywiadzie dla „Wyborczej” w 2011 roku. Zacytujmy więc eksperta:

„Żadnego powstania nie było. Mieliśmy do czynienia z odruchem zbrojnej samoobrony. Twierdzenie, iż w latach 1945-56 liderzy polskiego podziemia wywołali czy choćby chcieli doprowadzić do ogólnonarodowej insurekcji, to absurd.

W 1945 roku Armia Czerwona świętowała zwycięstwo nad Trzecią Rzeszą i Japonią. Stalin władał obszarem od Łaby po Mandżurię, posiadał świetnie wyposażoną, najliczniejszą armię w Europie. Wywoływanie powstania w takich warunkach byłoby głupotą i samobójstwem. (…) Owszem, myślano o powstaniu, ale warunkiem koniecznym jego rozpoczęcia był wybuch trzeciej wojny światowej”.

Fałsz 4: Wygrali
Morawiecki w klipie Kancelarii Premiera:

„Chociaż ponieśli najwyższe ofiary, nie zostali zwyciężeni, bo dali świadectwo niezłomności”.

Jest to nieprawda. „Wyklęci” nie wygrali w żadnym sensie tego słowa: władze komunistyczne rządziły Polską przez następne 40 lat z okładem.

Nie zostali też wymordowani, ale w ogromnej większości wyszli z lasu i z podziemia. Po sfałszowanych wyborach w styczniu 1947 roku władze ogłosiły amnestię. Ujawniło się wtedy 53 tys. osób.

W lasach został tysiąc. „Ci ludzie nie stanowili już realnego zagrożenia dla rządzących krajem komunistów. Starają się przetrwać, a funkcjonariusze bezpieczeństwa ich systematycznie »dostrzeliwują«” – mówił prof. Wnuk w cytowanym wcześniej wywiadzie.

Fałsz 5: Byli świętymi
Mówił tak o „wyklętych” na cmentarzu powązkowskim Jan Józef Kasprzyk, szef Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych.

Nazwał ich „rycerzami dobra w walce dobra ze złem” i „ziarnem, na którym wzrasta współczesna Polska”. „Są oni dla nas punktem odniesienia, a ich słowa, ich czyny są cały czas dla nas testamentem i wskazaniem” (cytujemy za relacją „Wyborczej”).

Są to bardzo dziwne rycerskie ideały. Jak mówi w wywiadzie dla „Krytyki Politycznej” badający zbrodnie „wyklętych” — w szczególności popełnione na Żydach — historyk dr hab. August Grabski, mieli oni na sumieniu tysiące niewinnych cywilnych ofiar.

„Osobiście antysemickie zbrodnie podziemia antykomunistycznego szacowałbym na ponad 200 zabitych Żydów. (…) Trzeba dodać, że ofiar byłoby jeszcze więcej, gdyby nie środki obronne podjęte przez polskich Żydów: przenoszenie się do większych miast oraz powołanie żydowskiej zbrojnej samoobrony współpracującej z MO, UB i ORMO.

Rekordzistą, jeśli chodzi o liczbę zabitych Żydów, był gloryfikowany dziś przez prawicę dowódca Józef Kuraś, ps. Ogień. Jego oddział zabił ponad 30 Żydów, w tym kobiety i dzieci”.

Wielka manipulacja: „wyklęci” nie byli najważniejszymi przeciwnikami komunistów
Tego władza nie mówi: „wyklętych” było niewielu. W 1945 roku było ich pewnie ok. kilkunastu tysięcy. Po amnestii 1947 — ok. tysiąca.

Główną siłą opozycji antykomunistycznej był w pierwszych latach po wojnie PSL Stanisława Mikołajczyka — działająca legalnie, chociaż prześladowana przez władze, partia opozycyjna. To PSL zdobył najprawdopodobniej w wyborach 1947 roku większość głosów (pełnych wyników nigdy nie poznamy).

Działacze PSL byli prześladowani przez UB i mordowani, a władze podjęły ogromny wysiłek organizacyjny — angażujący dziesiątki tysięcy funkcjonariuszy w całym kraju — żeby sfałszować wybory, które musieli przeprowadzić ze względu na międzynarodowe zobowiązania podjęte wobec zachodnich aliantów.

O ile „wyklęci” nigdy nie mogli obalić rządów komunistycznych, to PSL był dla komunistów realnym zagrożeniem. „Wyklęci” wywodzili się także często z przedwojennej skrajnej prawicy; PSL reprezentowało demokratyczne centrum.

Działacze PSL walczyli jednak słowem i kartką wyborczą, a nie z bronią w ręku — dlatego o nich od polityków PiS nie usłyszymy ani słowa.

https://oko.press/fantazje-wladzy-o-zolnierzach-...
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Sobota, 7 marca 2020 08:13:01
-2
0 -2
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
"

Tajny współpracownik (TW) – osoba celowo pozyskana do współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Świadomy tajny informator i wykonawca zleceń SB[1].

W końcowej fazie swojego istnienia, w sierpniu 1989, SB zatrudniała 24,3 tys. funkcjonariuszy, którzy nadzorowali 90 tys. tajnych współpracowników


W 1960 wprowadzona została nowa instrukcja regulująca pracę operacyjną w Służbie Bezpieczeństwa. Wprowadziła ona nowe kategorie osobowych źródeł informacji. W sposób oficjalny zostało zdefiniowane pojęcie „tajnego współpracownika”. W zasadzie „tajny współpracownik” już w 1957 nieformalnie zastąpił wcześniejszego „agenta”. Według instrukcji byli to ludzie, którzy mając dotarcie do interesujących SB osób, grup czy ośrodków, wynikające z posiadania ich zaufania lub z różnego rodzaju powiązań, mogą wykonywać zlecone im zadania operacyjne.

Kolejna instrukcja pracy operacyjnej wprowadzona w 1970 spowodowała pewne zmiany w kategoriach osobowych źródeł informacji. Kategoria rejestrowanego w ewidencji operacyjnej i świadomie wyrażającego wolę współpracy tajnego współpracownika została utrzymana. Osoby te były celowo pozyskane do współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa i wykonujące zadania w zakresie zapobiegania, rozpoznawania i wykrywania wrogiej działalności.

W listopadzie 1989 przekształcono struktury Służby Bezpieczeństwa, a w grudniu wydano nową instrukcję pracy operacyjnej. Jako główną kategorię utrzymano „tajnego współpracownika”. Otrzymał on większy zakres obowiązków i przejął zadania nieformalnych dotychczas „rezydentów]. Instrukcja określała, że tajnym współpracownikiem jest osoba pozyskana do współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa w celu uzyskiwania w sposób tajny ważnych informacji dla tej służby oraz realizacji innych zadań. Tajny współpracownik może z upoważnienia Służby Bezpieczeństwa kierować lub koordynować pracę innych tajnych współpracowników.

Tajny współpracownik podpisywał zobowiązanie do współpracy z organami bezpieczeństwa państwa i w zasadzie własnoręcznie pisał meldunki. Od zasad tych stosowano odstępstwa szczególnie wobec osób o wysokim statusie społecznym. W tym przypadku wystarczyła deklaracja, że osoba jest zdecydowana świadomie i tajnie współdziałać z SB"

to tyle za Wiki niejako tytułem wprowadzenia
Post edytowany
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Sobota, 7 marca 2020 08:19:23
-2
0 -2
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Ilu Polaków współpracowało z bezpieką?

To dzięki ich donosom decydowano kto jest „wrogiem ludu”, kto już powinien siedzieć za kratami, a kto – stracić jakiekolwiek szanse na karierę. Oddech Tajnych Współpracowników obywatele mieli czuć na karku bezustannie. Ale czy rzeczywiście agenci byli wszechobecni?

„Tajni współpracownicy UB i SB stanowili jedną z najważniejszych części systemu kontroli społeczeństwa i podtrzymywania dyktatury komunistycznej” – przyznaje historyk i pracownik IPN, Tadeusz Ruzikowski. Rzeczywiście, donosy pochodzące od tak zwanych „osobowych źródeł informacji” często decydowały o aresztowaniach, łamały kariery, dostarczały służbom podstaw do szantażu.

Na pomocy agentów opierano się szczególnie tam, gdzie Urzędy Bezpieczeństwa nie były bardzo rozbudowane. Na przykład w powojennym Krakowie, jak pisze historyk Wojciech Frazik, to „dzięki agenturze bezpieka mogła w ogóle wiedzieć, co się dzieje w skali społecznej”.

Jednocześnie społeczeństwo właściwie od momentu powstania Polski Ludowej zdawało sobie sprawę, że jest obserwowane. Skutki tej świadomości były widoczne na każdym kroku. Wiedziano, że „ujawnienie jakiejkolwiek formy sprzeciwu czy kontestacji ustrojowej rzeczywistości może nam grozić negatywnymi konsekwencjami”, podkreśla doktor Maciej Korkuć. Czasem prowadziło to do groteski. Jak inaczej określić sytuację, w której dziewczynki z dobrze sytuowanych rodzin wojskowych przemykają obrzeżami osiedla, chowając sukienki komunijne, i przebierają się dopiero pod kościołem?

Lęk przed byciem obserwowanym zmieniał zachowania ludzi. Jakie jednak były realne szanse, że ktoś obserwował danego obywatela? Ile osób rzeczywiście współpracowało z socjalistyczną „policją polityczną”: Urzędem Bezpieczeństwa, a następnie, od 1956 roku, Służbą Bezpieczeństwa?
Co znaczy: współpracować?

Pojęcie „współpracy” jest oczywiście bardzo szerokie. UB-SB dysponowała szeregiem kategorii, do których zaliczała poszczególne powiązane z nią osoby. W pierwszej dekadzie powojennej odróżniano na przykład informatorów od agentów. Ci pierwsi, jak sama nazwa wskazuje, zajmowali się zbieraniem informacji i byli wybierani ze względu na swoją bliskość ze środowiskiem, którym służby się interesują. Czasem powoływano ich do wykonania konkretnego zadania. Był to najpopularniejszy sposób współpracy z UB. Agenci działali bardziej aktywnie, wykrywając i rozpracowując wrogie środowiska.

Osobno powoływano rezydentów, czyli współpracowników politycznie sprawdzonych, którzy kierowali całymi grupami informatorów. UB-SB miała wreszcie także sieć kontaktów operacyjnych – ludzi, którzy nie podpisywali zobowiązania do współpracy i przekazywali informacje ustnie.

Określenie „tajny współpracownik”, dziś najbardziej rozpoznawalne, pojawiło się dopiero w 1957 roku. Pierwsze formalne określenie TW pojawiło się w instrukcji z 1960 roku. Sprawę porządkowała ostatecznie instrukcja o dekadę późniejsza, głosząca, że:

Tajni współpracownicy – to osoby celowo pozyskane do współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa i wykonujące zadania w zakresie zapobiegania, rozpoznawania i wykrywania wrogiej działalności.

Odróżniano TW od pomocy obywatelskiej, a później – od kontaktów służbowych i kontaktów operacyjnych, czyli relacji mniej zobowiązujących. Określano tak osoby, z którymi służby wchodziły we współpracę przy okazji „zapewniania porządku i bezpieczeństwa publicznego” w pracy lub dla pozyskania pojedynczych informacji.

Czy oznacza to, że każdy, kto został zakwalifikowany jako tajny współpracownik, z zaangażowaniem działał na rzecz ludowej władzy? Oczywiście nie, choć były i takie przypadki. Wyjątkowym przykładem jest TW „Maks”, który rozpoczął współpracę tuż po nastaniu władzy ludowej. Jego akta urywają się dopiero w połowie lat 80. „Maks” działał prężnie zwłaszcza po pojawieniu się jawnej opozycji w latach 70. i na początku lat 80. Inwigilował Komitet Obrony Robotników i kontaktował się z członkami Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, próbując nastawiać ugrupowania przeciwko sobie.

Co więcej, „Maks” za wiedzą i zgodą SB stworzył… własną niewielką grupkę opozycyjną, dzięki której mógł utrwalić swój wizerunek jako działacza antyreżimowego. Nie zaprzestał też aktywności w trakcie stanu wojennego – sam zawnioskował, by go internowano, dzięki czemu zbierał cenne dla SB informacje wśród innych zatrzymanych.
Obok takich jak „Maks”, których historyk Andrzej Friszke określa mianem agentów szczególnie aktywnych, były jednak także „płotki”. Ci TW podpisywali zobowiązanie do współpracy pod wpływem strachu lub szantażu, a następnie próbowali możliwie szybko zerwać kontakt. Jak pisze Friszke:

Dla wielu ludzi niespodziewanie złapanych w sieć, zatrzymanych na gorącym uczynku, następnie odpowiednio zaszantażowanych przez oficera, deklaracja współpracy była przepustką na wolność. I oddechem, który pozwalał się zastanowić nad konsekwencjami złożonej deklaracji.

Podczas najczarniejszej nocy stalinowskiej „Modrzewski” zgłosił się po kilku dniach i wymówił zobowiązanie do współpracy. Z pełną świadomością, że konsekwencją będzie uwięzienie i wyrok, co też się dokonało. Inni próbowali uniknąć kontaktu, spotkań, wyjechać do innego miasta, uznać rzecz za niebyłą. Tak uczynił np. D., który aresztowany w 1946 r. podpisał zobowiązanie, ale realnie współpracy nie podjął.
Tysiące agentów…

Liczba osób współpracujących z UB-SB, którą znamy dzięki statystykom prowadzonym przez same zainteresowane urzędy, przez lata znacząco się zmieniała. Jak wylicza Ruzikowski, podwaliny pod sieć agenturalną zostały położone w latach 1944-1949. Zwerbowano wówczas ponad 50 tysięcy osób (liczba ta obejmuje informatorów, agentów i rezydentów). W kolejnych latach siatka stale się rozrastała, w 1953 roku osiągając rekordową liczbę 85 333 osób.

W kolejnych latach służby bezpieczeństwa zanotowały jednak znaczący spadek chęci współpracy. Do końca lat 50. współpracownicy masowo rezygnowali, do tego stopnia, że w 1960 roku tych aktywnych pozostało już tylko 8720. Dopiero w drugiej połowie lat 60. SB zaczęła odbudowywać swoje kontakty. Proces ten przyspieszył, kiedy pojawiła się zorganizowana opozycja, czyli przede wszystkim KOR.

Od 1981 roku współpracowników przybywało w tempie prawie 30 procent rocznie. Co ciekawe, to właśnie w tym okresie – w ostatniej dekadzie istnienia PRL – liczba współpracowników osiągnęła
szczyt. Mogła dojść nawet do 100 000. Taką politykę promował minister spraw wewnętrznych, generał Czesław Kiszczak.
Liczba współpracowników znacznie przewyższała w latach 80. liczbę zatrudnionych w SB pracowników operacyjnych. Największe „obłożenie” w 1984 roku miał… Zamość, w którym na jednego esbeka przypadało aż 13,2 tajnych współpracowników. Nie najlepiej wyglądała też sytuacja w Chełmie, w którym jeden pracownik SB prowadził średnio 9,4 TW. Bardziej umiarkowanie na tym tle wypada Kraków z 6,1 tajnych współpracowników na etat operacyjny w urzędzie.
Najweselszy barak?

Choć początkowo liczby TW w Polsce mogą przerażać, wystarczy rzut oka na sytuację w innych krajach bloku wschodniego, by przekonać się, że być może wcale nie było tak źle. W NRD liczba współpracowników służb specjalnych przekroczyła 100 000 już w połowie lat 60. i stale rosła. W 1989 roku wyniosła aż 174 000! W tych samych latach 60., w których w Polsce dopiero odbudowywano sieć agenturalną, w Rumunii działało już ponad 100 000 TW. W Bułgarii było ich wówczas około 60 000, a w Czechosłowacji – 40 000.

Zanim jednak popadnie się w nadmierny entuzjazm, trzeba pamiętać, że statystyki w odniesieniu do Polski mogą być (i to mocno) zaniżone. Przede wszystkim, statystyki polskie nie obejmują wywiadu, agentury wojskowej i agentury pionów pomocniczych, a jedynie agenturę krajowych pionów operacyjnych. Dane z pozostałych krajów uwzględniają te kategorie.
eśli jednak założymy, że liczba TW w Polsce była nieco niższa, niż gdzie indziej, jak można to wyjaśnić? Filip Musiał z IPN twierdzi, że SB w pewnym momencie zdecydowała się na rozwijanie sieci podsłuchów i inwestowała w ten typ inwigilacji. Z kolei Janusz Kurtyka sugerował, że może służby specjalne skupiały się na elitach i ich formowaniu. Skoro w centrum ich zainteresowania była stosunkowo ograniczona grupa, duża sieć agentów nie była potrzebna.

W podobnym duchu wypowiada się Wojciech Frazik, który zwraca uwagę na nadreprezentację niektórych grup wśród współpracowników SB:

Olbrzymie są dysproporcje między wielkościami pewnych grup społecznych a procentowym udziałem tych grup w agenturze. Liczba agentów z wyższym wykształceniem to kilkadziesiąt procent, około 40-50, przy czym liczba osób mających w ogóle wyższe wykształcenie w tamtym czasie to 4%. To właśnie pokazuje metody działania bezpieki. Być może taki rzeczywiście wybrano model, że werbowano w grupach najważniejszych z punktu widzenia systemu.
eśli jednak założymy, że liczba TW w Polsce była nieco niższa, niż gdzie indziej, jak można to wyjaśnić? Filip Musiał z IPN twierdzi, że SB w pewnym momencie zdecydowała się na rozwijanie sieci podsłuchów i inwestowała w ten typ inwigilacji. Z kolei Janusz Kurtyka sugerował, że może służby specjalne skupiały się na elitach i ich formowaniu. Skoro w centrum ich zainteresowania była stosunkowo ograniczona grupa, duża sieć agentów nie była potrzebna.

W podobnym duchu wypowiada się Wojciech Frazik, który zwraca uwagę na nadreprezentację niektórych grup wśród współpracowników SB:

Olbrzymie są dysproporcje między wielkościami pewnych grup społecznych a procentowym udziałem tych grup w agenturze. Liczba agentów z wyższym wykształceniem to kilkadziesiąt procent, około 40-50, przy czym liczba osób mających w ogóle wyższe wykształcenie w tamtym czasie to 4%. To właśnie pokazuje metody działania bezpieki. Być może taki rzeczywiście wybrano model, że werbowano w grupach najważniejszych z punktu widzenia systemu.
Historyk podaje przykład Piotra Fronczewskiego, który zdecydowanie odrzucił próby szantażu podejmowane przez próbującego go zwerbować esbeka. Ale nawet on przyznaje, że zdarzały się szykany. Obawa przed nimi z pewnością przez cały okres PRL była duża. Czy wobec tego można obwiniać tych, którzy nie zdobyli się na odmowę? „Nikt nie powinien być pewny, że w sytuacji aresztowania, strachu, izolacji, perspektywy więzienia, zachowałby się nieskazitelnie, jeśli nie doświadczył tego osobiście” – podkreśla Andrzej Friszke. A Wojciech Frazik dodaje: „Za każdym przypadkiem współpracy kryły się różne motywy, różna też była atmosfera, w jakiej odbywał się werbunek”. O tym, jak „łatwo” było odmówić, najbardziej dobitnie niech zaświadczy jednak co innego:

Każdy, kto bada te archiwalia potwierdzi, że nie ma w nich dokumentów, w których bezpieka podnosiłaby problem jakichś masowych odmów zgody na werbunek. Nie ma czegoś takiego. Większość dokumentów idzie właśnie w takim kierunku, że planowane werbunki zakończyły się powodzeniem. Oczywiście nie w 100%, lecz nie ma po prostu takich statystyk, które by wskazywały, że znacznie więcej osób odmawiało werbunku niż planowano tych werbunków.
Bibliografia:

Agentura w akcji, red. Filip Musiał, Jarosław Szarek, IPN-OMP 2007.
Naznaczeni i napiętnowani: o wykluczeniu politycznym, red. Maria Jarosz, ISP PAN 2008.
Informator o zasobie archiwalnym Instytutu Pamięci Narodowej (stan na dzień 31 grudnia 2008), red. Jerzy Bednarek, Rafał Leśkiewicz, IPN 2009.
Ruzikowski Tadeusz, Tajni współpracownicy pionów operacyjnych aparatu bezpieczeństwa 1950-1984, „Pamięć i Sprawiedliwość” nr 1 (2003).
Strażnicy sowieckiego imperium. Urząd Bezpieczeństwa i Służba Bezpieczeństwa w Małopolsce 1945-1990, red. Filip Musiał, Michał Wenklar, IPN Kraków 2009.
Wokół teczek bezpieki, Zagadnienia metodologiczno-źrodłoznawcze, red. Filip Musiał, Avalon 2015.
W służbie komuny, red. Filip Musiał, Jarosław Szarek, IPN-OMP 2008
https://ciekawostkihistoryczne.pl/2017/10/28/ilu-polakow-wspolpr...
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Sobota, 7 marca 2020 08:22:34
-3
0 -3
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
cd oczywiście nastąpi

Watek został zamknięty ze względu na długi czas (minimum pół roku), jaki upłynął od ostatniego postu.

Aktualności

OK