Strażników zgodnie z tradycją na pewno jest minimum dwóch - jeden umie pisać, drugi czytać... W czasach, gdy mieszkałem w W-wie miałem z elektorskimi (tak ich nazywają w stolycy - za serialem "Czarne Chmury" moim zdaniem trafnie) następujace doświadczenie: po urodzeniu się córki żona dostała blokady piersi - zablokował sie pokarm. Do mojej żony przyjechała koleżanka, która urodziła miesiąc wcześniej i miała podobny problem. Potem - wiadomo - parzona kapusta, masaż - jednym słowem pomogło. Koleżanka przyjeżdżała małym Fordem Ka, a ponieważ przyjeżdżała ze swoim miesięcznym synem parkowała autko pod naszym blokiem (spółdzielnia Piaski na Bielanach jeśli wiecie) dwoma kołami na zawalonym psimi kupami trawniku. Na drugi dzień przyjechała sprawdzić postępy, zaparkowała jak dzień wcześniej. Po wyjsciu auto było już z blokadą. Po przyjeździe elektorskich (dwóch, jeden się tłumaczył, drugi wypisywał mandat) okazało się, że to jakiś troskliwy o zieleń miejską sąsiad sprzedał info o źle zaparkowanym samochodzie. Na nic zdały się moje tłumaczenia o tym, że koleżanka uratowała żonę od poważnych komplikacji zdrowotnych, które odbiłyby się napewno też na dopiero co urodzonej córce. Na nic zdały się tłumaczenia, że na pobliskiej ul. Broniewskiego na trawnikach parkuje ponad setka samochodów, a oni nie reagują. Nałożył na nią grzywnę, musieliśmy jechać do ich komendy (?) i tam się tłumaczyć. Na szczęście trafiła podczas przesłuchania na funkcjonariuszkę-kobietę z problemami psychologicznymi. Przy okazj, jako psycholog z wykształcenia, odbyła z nią sesję a ona policzyła najniższą karę 50 zł, którą zrefundowałem. Od tej pory od elektroskich z daleka...