Maciej Stuhr wystąpił w czwartek w ”Faktach po Faktach”, chyba 20 raz przez ostatnie dwa lata mówiąc, że ”nie może milczeć”. Problem w tym, że wcześniej mógł, a dzisiaj nikt mu milczeć nie każe. Apelował również o kulturę ”niezależną od jakiegokolwiek wpływu politycznego”. No chyba, że chodzi o dofinansowanie do jakiegoś festiwalu teatralnego. Wtedy pieniądze z ministerstwa albo samorządu są ponadpartyjne.
Jak długo żyję i obserwuję polskie życie publiczne, nie mogę zrozumieć fenomenu artysty, który dlatego, że wystąpił w znanym filmie albo ładnie śpiewa – automatycznie zyskuje autorytet oraz kompetencje do wypowiadania się na temat prawa, konstytucji, reformy sądownictwa, finansów, polityki zagranicznej, etc. Owszem, aktor to taki sam obywatel jak każdy inny i ma takie same prawa do komentowania rzeczywistości, ale czy od razu musi przy tym pozować na głos ludu? Z każdej sprawy czynić manifest, pozując ze smutną miną do okładki tygodnika albo powtarzając frazesy o ”kulturze niezależnej” w mających poruszyć sumieniami filmikach?
Właśnie w ten schemat, choć starał się jak mógł, aby wyjść na bezstronnie zafrasowanego losem państwa, wpisał się w ”Faktach po Faktach” Maciej Stuhr. Aktor skądinąd sympatyczny, człowiek inteligentny i prywatnie zapewne taki, z którym można pójść na wódkę i przegadać całą noc. Niestety, gdy zabiera się za politykowanie grzeszy charakterystyczną dla jego kolegów i koleżanek naiwnością oraz patosem. ”Dlaczego nie protestowałeś wcześniej, gdy Platforma Obywatelska nic nie robiła dla artystów” – pyta gościa Katarzyna Kolenda-Zaleska, a pan Maciej ewidentnie się zapowietrza. W sumie sam nie wie, dlaczego wtedy mógł milczeć, a teraz nie może. ”Całe szczęście, że nie musiałem robić tego ja i mogłem się skupić na swoich rolach. Mógł to zrobić ktoś z telewizji publicznej, zauważyć, napiętnować i nagłośnić. Mógł to zrobić niezależny prokurator i osądzić niezależny sędzia. Jak sprawa była z tych najpoważniejszych, to mógł wydać wyrok Trybunał Konstytucyjny” – powiedział na swoją obronę aktor.
Szkoda tylko, że nie wymienił tych przypadków, w których ”ktoś z telewizji publicznej” krytykuje Donalda Tuska albo rozlicza władzę. Wtedy nie przeszkadzało, bo Wiadomości były subtelniejsze, a ich propaganda podana nie łopatą jak teraz, ale w białych rękawiczkach? Gdzie byli ci wspomniani niezależni prokuratorzy oraz sędziowie? Dniami i nocami tropili wyłudzających VAT oraz bezwzględnie ścigali mafię reprywatyzacyjną? Ile razy Trybunał Konstytucyjny postawił się koalicji PO-PSL? Czy wtedy, gdy wbrew woli większości społeczeństwa zagrabił pieniądze z OFE oraz uprawomocnił podniesienie wieku emerytalnego?
To jest właśnie problem, który mam z polskimi artystami. Potrafili, jak Maciej Maleńczuk w 2010 grać koncert przed odwiedzającym Warszawę Dimitrijem Miedwiediewem, rosyjski reżim i branie pieniędzy publicznych za występy mu nie przeszkadzały, a dzisiaj ”chociaż prywatnie w jego życiu wszystko jest ustabilizowane, a PiS niczego mu nie odebrał”, to on i tak ”nienawidzi PiS-u”, ”wszystkiego co robią” i myśli o emigracji. Tak samo po wygranej Trumpa mówiło pół Hollywood i jakoś Los Angeles się z dnia na dzień nie wyludniło. Tak jak nie wyludni się Warszawa. Podobnie rzeczy się miały z Kayah, która również zapisała się do reklamowanego przez Macieja Stuhra ruchu ”Kultura Niepodległa". Wcześniej mogła grać w Opolu po stanie wojennym, dzisiaj nie pozwala jej na to sumienie. Bardzo selektywna ta wrażliwość na standardy demokratyczne.
Najzabawniejszy z fragmentów rozmowy z aktorem w TVN był chyba ten, gdy prowadząca zadała pytanie o autentyczną niezależność artystów, którzy jednocześnie domagają się dofinansowania swoich przedsięwzięć od państwa. "W tym sensie zawsze kultura będzie w jakiś sposób zależna od polityków. Dlatego też jednym - umówmy się do razu, że z najmniej realnych - postulatów ‘Kultury Niepodległej’ jest wpływ na obsadę stanowiska ministra kultury. Żeby o tym - przynajmniej współdecydowali - twórcy kultury i ludzie z nią związani, a nie tylko politycy” – dodał Stuhr. I tu ich boli – pomyślałem. Tym samym aktor, który choć zapewnił w rozmowie kilka razy, że absolutnie nie chce się mieszać do polityki, a mówił w 90 proc. o polityce, niechcący przyznał rację Pawłowi Lisickiemu. Nie demokracja, nie wolność słowa, nie wolność sztuki, ale taka władza marzy się artystom, która jednocześnie da, a z drugiej strony nic nie powie, niczego się nie czepi, pokornie będzie się przyglądać, jak ktoś wsadza sobie krzyż w waginę, i nazywa to sztuką. Moglibyście się przynajmniej panie i panowie artyści i artystki nie oszukiwać. Nie lubicie PiS-u? Macie święte prawo i zapewne tysiąc dobrych powodów do takiego nastawienia. Po prostu powiedzcie to wprost i nie mydlcie nam oczu jakąś wymuszoną ”apolitycznością”. Nie byliście tacy, nie będziecie, nie musicie być. Po prostu zróbcie to, co jest solą życia każdego artysty.
Bądźcie k...a szczerzy!
https://opinie.wp.pl/marcin-makowski-panie-macku-st...