Jak długo żyję i obserwuję polskie życie publiczne, nie mogę zrozumieć fenomenu artysty, który dlatego, że wystąpił w znanym filmie albo ładnie śpiewa – automatycznie zyskuje autorytet oraz kompetencje do wypowiadania się na temat prawa, konstytucji, reformy sądownictwa, finansów, polityki zagranicznej, etc. Owszem, aktor to taki sam obywatel jak każdy inny i ma takie same prawa do komentowania rzeczywistości, ale czy od razu musi przy tym pozować na głos ludu? Z każdej sprawy czynić manifest, pozując ze smutną miną do okładki tygodnika albo powtarzając frazesy o ”kulturze niezależnej” w mających poruszyć sumieniami filmikach?
https://opinie.wp.pl/marcin-makowski-panie-macku-st...