Euroazja w budowie
W latach 1965 – 1967 na uprzejmą prośbę Związku Radzieckiego, łamiąc traktaty międzynarodowe rząd PRL wybudował na terenie kraju 3 bunkry – magazyny głowic nuklearnych (jeden z nich – w Podborsku k. Białogardu jest dostępny do zwiedzania). O tym fakcie wiedziało tylko 12 osób w Polsce. Prawdopodobnie równie niewiele osób u nas miało wiedzę, że w UE powoli, lecz systematycznie postępuje budowa niemiecko – rosyjskiej „Euroazji”.
Polaków trudno byłoby przekonać do ideologii euroazjatyzmu, skoro jej twórca Aleksander Dugin w rozmowie z polskim dziennikarzem stwierdził otwartym tekstem: „nie jesteśmy zainteresowani istnieniem państwa polskiego w żadnej postaci”, a także : „zjednoczenie z Niemcami i stworzenie jednego bloku kontynentalnego, to jeden z ważnych celów strategicznych Rosji.” Ponadto dochodziły wieści, że przez nasz kraj miała przebiegać linia dzieląca „strefy odpowiedzialności za bezpieczeństwo Euroazji”. Pośrednio potwierdzał to brak inwestycji niemieckich na wschód od Wisły i np. rezygnacja niemieckich właścicieli z Kuriera Lubelskiego.
Dugin- to naczelny ideolog Kremla, nacjonalista wielkoruski, filozof i geostrateg, autor podręczników używanych w wojskowych uczelniach i – co najważniejsze – syn generała GRU.
Dlatego taktownie przemilczano teoretyczne podstawy budowy „Euroazji” koncentrując się na działaniach pod hasłem „mniej państwa w gospodarce”, lansując tzw. "rozproszone przywództwo lokalne", czyli przekształcenie państwa w federację samorządów, wyprzedając majątek narodowy , przeprowadzając likwidację przemysłu i demilitaryzując kraj. Tylko Polacy wiedzą, że pozornie atrakcyjna idea „wspólnego europejskiego domu od Lizbony po Władywostok” będzie faktycznym skolonizowaniem Europy przez współczesnych sowietów. Nie można liczyć, że „wartości europejskie” i cywilizacja rozprzestrzenią się po Władywostok – raczej terror, korupcja i gangsterstwo dotrą do Lizbony.
Budowniczowie „Euroazji” wiedzieli, że bardzo przywiązani do swojej niepodległości Polacy będą głównymi „hamulcowymi” projektu, stąd tępienie „polskich populistów - nacjonalistów” wszelkimi sposobami - „ulicą i zagranicą”, a nawet fizyczną eliminacją. „Katastrofa smoleńska" nawet na standardy KBG była zbrodnią tak zuchwałą, że następnym krokiem mogła być już tylko "operacja specjalna" na Ukrainie, bo ten kraj również nie mieści się w założeniach „Euroazji”.
Mimo szoku spowodowanego przez rosyjską agresję, werbalnych potępień, nałożonych sankcji i powszechnej sympatii dla napadniętej Ukrainy, skompromitowana idea „Euroazji” raczej nie została zarzucona. Jest wiele przesłanek wskazujących, że budowa tego bytu politycznego - „nowego ZSRR”, którego „carem” według prof. Panarina, miał być Putin, nadal postępuje.
Są na to dwa istotne dowody – nieustanny atak na państwo polskie i rząd, który „nie wydaje się być dobry dla Polaków” (słowa komisarza Reyndersa) mimo naszego zaangażowania w wojnę na Ukrainie i przyjęcie wielkiej rzeszy uchodźców, oraz ciągłe dążenia integracyjne w Unii Europejskiej.
Znający sowieckie plany płk Anatolij Golicyn ujawnił, że pierwszym etapem przed połączeniem z ZSRR, będzie zjednoczenie Europy i przekształcenie jej w jednolite, scentralizowane (nie federacyjne!) socjaldemokratyczne państwo.
Już w 1999 roku były przewodniczący Komisji Europejskiej i dwukrotny premier Włoch Romano Prodi (którego Mitrochin zdemaskował jako agenta KGB), mówił, że państwa narodowe są przeżytkiem i Europa będzie zjednoczona, a przewodniczący PE Martin Schultz zapowiadał, że nastąpi to w roku 2020.
"Warunkiem sukcesu Unii Europejskiej w globalnej konkurencji jest sojusz z Moskwą. (...) ja wam dostarczę wschodnie landy w taki sposób, że ich dzisiejsi administratorzy, Polacy, będą wam jeszcze wdzięczni za to, że wreszcie zostali Europejczykami”
Z takich wypowiedzi kanclerza Gerharda Schroedera wynika, że w 2001 roku miał on wiedzę o odległych planach Putina.
„Kamieniem milowym” w pogłębieniu integracji był traktat lizboński, gdzie utworzono już „ministerstwo” zjednoczonego państwa, a był nim „Wysoki przedstawiciel Unii do spraw międzynarodowych i polityki bezpieczeństwa”. Ministerstwo spraw zagranicznych i ministerstwo obrony to kluczowe resorty każdego państwa. O nowo powołanej komisarz – Catherine Ashton, europoseł Nigel Farage mówił tak:
"Za politykę bezpieczeństwa zagranicznego odpowiada osoba sprzeciwiająca się zachodniemu kapitalizmowi, która brała pieniądze od wrogów zachodu. Ona nigdy nie została wybrana na na funkcję publiczną, nigdy nie miała prawdziwej pracy, jednak zostało jej powierzone nadzwyczaj potężne stanowisko, a narody Europy nawet nie mają uprawnień do rozliczenia i usunięcia jej".
Warto wspomnieć, że następczyni pani Ashton – Federica Mogherini miała równie silne moskiewskie powiązania.
O agenturalności nie wypada mówić w dobrym towarzystwie. O agentach może mówić tylko Antoni Macierewicz, bo ma doprawioną „gębę” oszołoma, ew. prof. Cenckiewicz jeśli coś wygrzebie w pożółkłych papierach.
Dlatego mówi się o „błędach polityki niemieckiej” „naiwności”, „łatwowierności,” „braku wyobraźni” nawet nie sugerując, że politycy niemieccy mogli po prostu mieć agenturalne umocowanie. Wiedza o naturze Rosji, także w jej putinowskim wydaniu, jest powszechna, a jednak nie przeszkadzało to politykom w bliskich kontaktach z „Rosją taką, jaka ona jest”.
Niestety także w Polsce znaleźli się ludzie gotowi włączyć się w budowę „Euroazji”, wiedząc jaki los jest przewidziany dla Polski. Jednym ze świadomych „budowniczych Euroazji” mógł być „wyprowadzający” Amerykanów z Polski Radosław Sikorski, który zapewniał nas, że demokracja w Rosji ma się coraz lepiej, a „tarcza antyrakietowa nie zwiększy bezpieczeństwa Polaków”.
Bliski ideowo Sikorskiemu „kapciowy” D. Tuska - Paweł Graś opiekował się domem (?) pewnego Niemca. Jako doradca premiera doradzał, czy przekazywał dyspozycje?
Dzięki Grasiowi Donald Tusk miał pracę lekką i przyjemną (ponoć nawet w godzinach urzędowaniach „haratał w gałę” w korytarzach urzędu premiera), pracując 4 dni w tygodniu był niezwykle ceniony wśród naszych sąsiadów ze wschodu i zachodu. Poprzedni premier Jarosław Kaczyński pracował do wieczora i upadał na nos ze zmęczenia, premier Morawiecki haruje jak cyborg, jednak sąsiedzi tych polityków nie polubili.
Sowieci wycofując się z Polski zostawili u nas to, co mieli najcenniejszego – ogromną agenturę, której liczebność Oleg Gordijewski oceniał na ok. 30 tysięcy. Wprawdzie w USA i Niemczech sowieckich agentów było jeszcze więcej, ale w stosunku do liczby ludności byliśmy najbardziej nasyconym sowiecką agenturą krajem na świecie (a byli jeszcze agenci innych graczy...). Dziś po 30 latach ci ludzie nie zniknęli – podobnie jak komunistyczna kasta sędziowska -środowisko to się replikuje i dalej trwa mimo przemiany pokoleń. To dlatego nasze życie polityczne wygląda tak, jak wygląda i dlatego tak ciężko jest nam „wybić się na niepodległość”.
Skąd się biorą „ludzie rozumiejący Rosję”?
Są tylko dwa kraje europejskie, w których przyjaźń z Rosją wynika z przesłanek historycznych – Bułgaria wyzwolona przez Rosję z kilkuwiekowej niewoli tureckiej (zresztą przy znacznym udziale poborowych z Królestwa Polskiego), oraz Serbia, w obronie której Rosja zdecydowała się na udział w Wielkiej Wojnie 1914 roku. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu atrakcyjność idei komunizmu umiejętnie wykorzystana do szerzenia imperializmu rosyjskiego, przysparzała ZSRR wielu zwolenników na świecie. Dziś, po zbankrutowaniu tej zbrodniczej idei, współcześni sowieci pozyskują swoich miłośników bardziej prozaicznie - oferując korzyści majątkowe lub prestiżowe.
W Niemczech finansowanie łapówek i rozliczanie sum przeznaczanych na korumpowanie polskich urzędników państwowych wymagało sporej pomysłowości, ale najmniejszych problemów z pozyskaniem i zaksięgowaniem ogromnych sum na utrzymywanie „przyjaciół Rosji” na całym świecie nigdy nie mieli Rosjanie. Kierowali się oni zawsze wskazaniami chińskiego starożytnego teoretyka wojny Sun Tzu:
„Nie szczędźcie obietnic i podarunków, żeby zdobyć wiadomości. Nie żałujcie pieniędzy, bo pieniądz w ten sposób wydany, zwróci się stukrotnie”.
Etap zdobywania informacji współcześni sowieci mają już za sobą – teraz koncentrują się na plasowaniu „swoich” ludzi w strukturach administracji państwowej zaatakowanych państw, w międzynarodowych organizacjach, federacjach sportowych itp. Najlepiej na kierowniczych, decyzyjnych stanowiskach.
Anatolij Golicyn pisał, że do opanowania państwa wielkości Finlandii wystarczy 800 osób. Ich wielka skuteczność wynika z faktu, że działają oni w sieci, w sposób zorganizowany, stosując metody naukowe wypracowane w Instytucie Skutecznej Polityki słynnej uczelni dyplomatyczno – szpiegowskiej MGiMO.
Aby osiągnąć swoje cele Rosjanie nie wahają się używać „mokrej roboty”. Golicyn przytacza sprawozdanie Żenichowa, byłego rezydenta KGB w Finlandii. Przedstawił on historię prowadzonego przez siebie agenta, który pełnił wysokie stanowisko państwowe i w pewnym okresie w kampanii wyborczej był zagrożony przez konkurenta, antykomunistycznego socjaldemokratę. Wkrótce więc ten konkurent został otruty przez zaufanego agenta KGB.
Dzięki powiązaniu metod naukowych z gangsterskimi Rosjanie mają ogromną siłę sprawczą w doborze kadr przywódczych zarówno w poszczególnych państwach Unii Europejskiej, jak i w całej unijnej administracji. W życiorysach wielu czołowych polityków UE "ruski ślad" dosłownie bije po oczach. Ilu agentów (czy tylko lobbystów) rosyjskich może być wśród tysięcy unijnych urzędników? Zatrudniona w administracji UE córka Dymitra Pieskowa – bliskiego współpracownika Putina - jest tutaj skrajnym przypadkiem, ale z pewnością nie jedynym. Od szeregowych urzędników oczywiście ważniejsi są ludzie na czołowych stanowiskach zaprzyjaźnieni z rosyjskimi politykami, a tak się złożyło, że właśnie ci należą do największych krytyków polskiego rządu i są fanatycznie zdeterminowani w walce o "praworządność" w Polsce.
Niewątpliwie świadomość posiadania "zasobów kadrowych" w kluczowych miejscach decyzyjnych krajów demokratycznych i unijnej administracji była jedną z ważnych przesłanek, która skłoniła Władimira Putina, aby właśnie teraz podjąć próbę "wyrzucenia na śmietnik historii" zachodnich demokracji (a także chrześcijańskiej cywilizacji).
W Wielkiej Brytanii ukazał się bulwersujący raport, w którym stwierdzono, że rząd jest "chronicznie i systemowo" niezdolny do przeciwdziałania rosyjskiej infiltracji. Okazało się także, że wielu lordów z Izby Lordów ma biznesowe powiązania z rosyjskimi przedsiębiorcami, lub wręcz ma swoje biznesy w Rosji. Zachodnia demokracja jest bezzębna, bo brakuje narzędzi prawnych, by się bronić.
Zdaniem Golicyna najważniejszą kwestią jest, czy w miarę szybko znajdą się ludzie zdający sobie sprawę z destrukcji systemu władzy na Zachodzie i zorientują się w mistyfikacji „pierestrojki”. Sądzi on, że taki punkt w końcu nastąpi, ale wtedy może już być za późno.
Rosjanie są w stanie zorganizować pożar w amerykańskim terminalu LNG i strajk związków zawodowych na platformach wiertniczych w Norwegii, ale ich siłę sprawczą najlepiej widać w „polityce kadrowej” czyli zdolności do skutecznego promowania miłych sobie polityków.
Współinicjatorka Trójmorza, blisko współpracująca z Polską prezydent Chorwacji Kolinda Grabar Kitarovic, po 5 latach urzędowania przegrała wybory ustępując miejsce prorosyjskiemu socjaldemokracie Milanovicowi, który później dał się poznać jako przeciwnik przyjęcia do NATO Szwecji i Finlandii.
Premier Słowenii Janez Jansa był niemiły wobec Federacji Rosyjskiej – naprzód wydalił 33 rosyjskich dyplomatów, a później pojechał do Kijowa w towarzystwie premiera Morawieckiego i Jarosława Kaczyńskiego na wyprawę nazwaną przez polskie media "błazenadą Kaczyńskiego". Wówczas premierzy byli pierwszymi zagranicznymi dyplomatami, którzy pojawili się w stolicy Ukrainy, gdy miasto otoczone było z trzech stron przez wojska rosyjskie. Jednak Jansa wypadł z polityki, bo w najbliższych wyborach, na dwa tygodnie przed rozpoczęciem kampanii wyborczej powstała nowa partia o nazwie Ruch Wolności pod przywódstwem Roberta Goloba i właśnie jemu elektorat powierzył kierowanie krajem.
Największym politycznym zwycięstwem Rosji było jednak ustąpienie Borisa Johnsona – polityka najbardziej zdecydowanie popierającego Ukrainę. Jako pretekstu do ataków na niego użyto nieformalnych spotkań w ogrodach urzędu premiera w czasie obowiązywania lockdownu. Ktoś te spotkania organizował, ktoś dokładnie dokumentował i nagłośnił sprawę w mediach. Ponoć na jednym spotkaniu doszło do bójki, na innym ktoś nadużył alkoholu i zwymiotował. Niechętne Johnsonowi telewizje BBC i Sky News "grzały" temat miesiącami pokazując m. in. sondy uliczne w których przypadkowi przechodnie zgodnym chórem wyrażali opinie typu "powinien odejść", "zawiódł zaufanie" itp. W wyniku dochodzenia kryminalnego ukarano winnych grzywnami, powołano specjalną komisję rządową w celu wyjaśnienia nieprawidłowości, a w końcu zgłoszono względem premiera wotum nieufności, które Johnson w głosowaniu przetrwał. Nie przetrwał natomiast kolejnego zarzutu – nominacji polityka, który molestował mężczyzn.
Skutkiem upadku rządu Mario Draghiego we Włoszech, oprócz miłego sowietom chaosu w dużym europejskim kraju, jest wstrzymanie pomocy wojskowej dla Ukrainy.
Jak dotąd nie udało się zmienić tylko polskiego rządu, ale prace trwają.
https://niepoprawni.pl/blog/leopold/euroazja-w-budowi...