protest kobiet dziś w MMz

KOBIECY WĘZEŁ GORDYJSKI...

Gdy przywódca jakiejś partii, nawet największej, jest pierd*lnięty, można to jeszcze jakoś wytrzymać. Bo wpływ takiego osobnika na politykę państwa jest jednak ograniczony. Ale gdy chory psychicznie jest człowiek rządzący w sposób dyktatorski 38-milionowym krajem, to jest to już dramat. I zapowiedź katastrofy. Bo bratobójcza wojna zawsze jest katastrofą. Kaczyński przez 5 lat doprowadził nasze państwo i naród na skraj przepaści i teraz kolanem próbuje nas do tej przepaści zepchnąć. I jest mu zupełnie obojętne, że i on, i jego partia też wylądują na dnie czeluści. A najgorsze jest to, że Kaczyński nie tylko jest chory psychicznie. Ale w dodatku on nie ma nic do stracenia! Zupełnie zatracił przy tym instynkt samozachowawczy. Nie ma potomstwa, które mogłoby w przyszłości zapłacić wysoką cenę za jego zbrodnie. Nie ma żony, nie ma majątku. On nie ma nawet przyjaciół! Wie także, że nie dożyje swojego ewentualnego procesu. Czyli jest pierd*lniętym desperatem, któremu wszystko jedno. Dla Polski i Polaków to jak krzesło elektryczne z podwójnym napięciem...

Z samymi protestami kobiet PIS dałoby sobie może jakoś od biedy radę. Wpierw liczyliby na zmęczenie uczestniczek demonstracji wielodniowym buntem i spadek poparcia dla nich z strony pozostałej części społeczeństwa. Bo te protesty są jednak dla wielu ludzi uciążliwe. Sam stałem w środę w centrum Wrocławia 2 godziny w korku spowodowanym przez kilkadziesiąt dziewcząt przechodzących przez jezdnię. A takich jak ja, w tym jednym tylko miejscu i czasie, były tysiące. W tramwajach, autobusach i samochodach. Podobnie zmęczeni i zdenerwowani byliby ludzie nie mogący z powodu kobiecego strajku załatwić niczego up. w urzędach. Nie ma co mieć pretensji ani do protestujących kobiet, ani do innych obywateli. Bo gama możliwych form kobiecego protestu nie jest nieograniczona, podobnie jak cierpliwość społeczna. Większość dostępnych wariantów Strajku Kobiet uderza w zwykłych ludzi, a w Nowogrodzką co najwyżej rykoszetem. Istniałoby więc całkiem spore prawdopodobieństwo, że impet i liczebność protestów zaczęłyby słabnąć. Tym bardziej, że czeka nas święto Wszystkich Świętych, zawsze kojarzone ze refleksją i spokojem. I ono także wyhamowałoby nieco wojownicze nastroje protestujących. Gdyby jednak PIS-owskie nadzieje na osłabnięcie fali protestów nie spełniły się, to w ostateczności obiecaliby nowelizację prawa i dopuszczenie aborcji także w skrajnych przypadkach uszkodzenia płodu. A wyłączyliby z prawa do aborcji płód dotknięty zespołem Dawna. I to już z pewnością spowodowałoby spadek liczebności i intensywności protestów...

Ale PIS, zamiast tonować nastroje i gasić pożar, postanowiło wkroczyć na wojenną ścieżkę z kobietami. Początkowo była to "tylko" wojenna retoryka, wyzywanie protestujących od "wulgarnych kurewek", "diabelstwa", "morderczyń", "lewackich dziwek", "prostytutek"... I już ta retoryka spowodowała zmianę także w żądaniach i atmosferze wśród naszych dziewczyn. Bo radykalizacja stanowiska jednej strony niemal zawsze rodzi radykalizację stanowiska także strony drugiej. Hasła z początku protestów, dotyczące niemal wyłącznie problemu aborcji, zastąpiły hasła już czysto polityczne. Gdy mnie ktoś zwyzywa na ulicy, to mu dam w mordę. Choć mam już swoje lata i mogę ucierpieć w takiej konfrontacji z jakimś nazistowskim 20-letnim "karkiem". Niby dlaczego więc 20-letnia protestująca dziewczyna miałaby puszczać płazem wyzywanie jej od "kurew" lub "morderczyń" przez prawdziwą kurwę Pawłowicz? Oczywiście kurwę polityczną, bo kto przy zdrowych zmysłach chciałby zaciągnąć tę psychopatkę do łóżka... A przecież takich szokujących, chamskich i wulgarnych epitetów pod adresem kobiet padło mnóstwo. Skoro więc prominentni politycy PIS prą do konfrontacji, obrażając miliony Polek i Polaków, którzy są przecież ich pracodawcami (!), to naturalną reakcją jest domaganie się przez te miliony Polek i Polaków ukarania partii rządzącej, a nie tylko zmiany decyzji w sprawie aborcji. To zachowanie samoobronne, które jednak, w pewnym momencie, przeradza się w samoobronę ofensywną.

Ale w końcu ta wojenna retoryka, wyzwiska, oskarżenia i pogróżki przestaną rządzącym wystarczać. I do głosu dojdzie przemoc fizyczna. Już by zapewne doszła, gdyby skala protestów była mniejsza. PIS jest w stanie spacyfikować wielotysięczne demonstracje nawet w kilkunastu dużych miastach. Ale technicznie, czy też logistycznie, nie jest w stanie zrobić tego w 300 miejscowościach na terenie całego kraju. Bo to właśnie z tych mniejszych miejscowości, do tej pory cichych i spokojnych, przerzucano na ogół siły bezpieczeństwa i oddziały porządkowe do buntujących się aglomeracji. I na tym głównie polega istota fenomenu Strajku Kobiet. Jego zasięg, powszechność i masowość. Mieszkańcy Hajnówki, Piotrkowa Trybunalskiego lub Łomży, wychodzący nawet w kilkadziesiąt osób na uliczny protest, wiążą ręce władzy jeśli chodzi o możliwość tłumienia protestów tam, gdzie są one największe. W czasach stanu wojennego bardzo nam, wielkomiejskim bastionom opozycji, brakowało tego wsparcia. Dziś więc PIS chyba nawet nie rozważa możliwości siłowego rozprawienia się z kobietami. Siły policyjne są dużo za słabe. Tym bardziej, że część z nich "oddelegowano" do pilnowania domów takich mend jak Pawłowicz, Przyłębska i cała wierchuszka PIS-u, ale także kościołów, a nawet pomników. A PIS nie bardzo może wysłać na ulice armię. Pewny jest wierności tylko formacji WOT. Ale już z "normalnymi" oficerami i żołnierzami problem jest taki, że Kaczyński nie wie, w która stronę mogą oni obrócić broń. Raczej nie przeciwko swoim własnym kobietom.

Tak jak wojenne wypowiedzi, tak i zastosowanie przemocy fizycznej pociągnie za sobą określone skutki, pewnie także tragiczne. W jednej miejscowości naziole spod znaku Bąkiewicza ciężko pobiją dziewczynę z czerwoną błyskawicą na maseczce. W rewanżu w innej miejscowości jacyś mężczyźni, chroniąc kobiety, pobije kilku narodowców. No i znów w rewanżu fanatyczni naziści skatują gdzieś kilkanaście protestujących osób. Spirala przemocy. Zawsze ktoś będzie uważać, że to on musi zadać ostatni cios. Do obecnej wrogości dojdzie jeszcze jeden koszmarny element. Poczucie skrzywdzenia, chęć odwetu. Tak się właśnie zaczynają bratobójcze wojny, choć tu nie będzie czołgów i armat. Tylko pewnie kastety, łańcuchy, kije bejsbolowe i zwykłe pały. Co się będzie dziać, gdy w końcu gdzieś ktoś zginie, lepiej nie myśleć. W każdym razie nikt nad tym już nie będzie w stanie zapanować. Chyba, że wprowadzając stan wyjątkowy i godzinę policyjną.

Jeszcze kilka dni temu istniały całkiem realne szanse na pewne uspokojenie sytuacji i choćby ograniczenie zasięgu masowych protestów. Bo o całkowitym ich zaniechaniu nie było chyba już co marzyć. Ale żaden z warunków takiego rozładowania napięcia nie został (lub nie zostanie) przez rząd wykorzystany. Z winy wyłącznie PIS-u. Bo Kaczyński nie chce nawet słyszeć o złagodzeniu stanowiska w kwestii aborcji. A kluczem do złagodzenia protestów naszych kobiet było niepublikowanie orzeczenia TK lub natychmiastowe rozpoczęcie prac legislacyjnych na ustawą gwarantującą możliwość aborcji w skrajnych przypadkach. Kaczyński nie wykorzystał tej szansy, wybrał wojnę, do której zresztą wciąż nawołuje w swoich wystąpieniach. Dziś zresztą nawet spełnienie tych warunków nic by nie dało, bo kobiety nie domagają się już złagodzenia przepisów aborcyjnych, ale działań dla PIS-u rzeczywiście nie do zaakceptowania. Choćby dymisji rządu i wywalenia 5 sędziów TK na zbity pysk, z blond wywłoką Przyłębską włącznie. Kaczyński zupełnie nie przejmuje się oporem ze strony własnych polityków, a także posłów Gowina. Podobnie jak nie chciał nawet na cal ustąpić w sprawie "piątki dla zwierząt", choć miał w tej sprawie silną opozycję w szeregach własnej partii.

Ale nawet gdyby Kaczyński jednak ustąpił, to PIS jest już bezradne przy spełnianiu kolejnego warunku. Dziś dopiero wszyscy widzimy to, przed czym ekonomiści ostrzegali pół roku temu. Katastrofalne skutki pierwszego lockdownu. PIS zamroziło naszą gospodarkę w czasie, gdy mieliśmy 400 zarażonych i 15 ofiar śmiertelnych dziennie. Tak panicznie bało się wybuchu pandemii tuż przed wyborami. A teraz nie bardzo może ją zamrozić, gdy mam 20.000 zarażonych, 300 zgonów, przepełnione szpitale i brak respiratorów. Nie może, bo wskutek bezmyślnych decyzji sprzed 6 miesięcy pozbyło się wszystkich rezerw finansowych. Nasze państwo jest dziś bankrutem. W wielu krajach zachodnich jest właśnie wprowadzany lockdown. Ale np. w takiej Francji w czasie jego trwania każdy przedsiębiorca będzie otrzymywać 10 tysięcy EURO miesięcznie. A w Polsce rząd PIS-u, planując kolejny lockdown, chce ofiarować polskim firmom 5 tysięcy złotych i to jako jednorazową zapomogę! To nie są nawet ochłapy. To niewiele więcej, niż średnia pensja krajowa. I to ma uratować polskie firmy?! A żeby było bardziej groteskowo, część polskich przedsiębiorców, aby otrzymać teraz wsparcie państwa, będzie musiała zwrócić pieniądze, które dostała od państwa w czerwcu! Bo taki kretyński zapis PIS przeforsowało w jednej z ustaw o "tarczach", które pisali wtedy w biegu i przegłosowywali po nocach. Ale oni byli zajęci przemyceniem do projektów antykryzysowych swoich zapisów o karach za obrazę "główki" lub za dokonanie aborcji, bo tak im kazał Ziobro, pokazując palcem na szafy pełne haków na 20 tysięcy członków PIS-u. Zresztą, gdzie oni tam mieli wtedy czas zajmować się gospodarką, skoro trwała w najlepsze kampania wyborcza. A od wyniku wyborów zależało ich życie, wolność, stanowiska, kariery i majątki...

Więc nawet jeśli za tydzień protesty Polek osłabną, to za miesiąc czeka nas kolejna fala protestów. Tym razem ekonomicznych. Wczoraj wieczorem napisałem, że PIS jest jak NSDAP lub III Rzesza. Oni też się nie poddadzą. Nawet wtedy, gdy poparcie dla nich spadnie do 15%. Więc nie ma nawet co próbować z nimi negocjować. Dlaczego zawsze, gdy piszę o nadziejach na odsuniecie PIS od władzy, na myśl przychodzi mi jedno i to samo nazwisko? Gowin...

Dziękuję za uwagę.
I proszę o udostępnianie tego tekstu gdzie się da, komu się da i kiedy się da...

Jacek Nikodem