Dziś około godz. 16.00- 17.00 usunięto mi ząb. Odrętwiała po zabiegu, z tamponem w ustach, stanęłam na ulicy w oczekiwaniu na samochód, który miał mnie zawieź do domu. Zatrzymał się przy mnie radiowóz. Policjant wysiadł i powiedział, że płacę mandat za brak maseczki. Odpowiedziałam bardzo niewyraźnie z tamponem w ustach, że przed chwilą usunięto mi ząb i czekam tylko na transport do domu. Policjant zażądał dowodu i spytał, czy mam zaświadczenie o usunięciu zęba. Odpowiedziałam, że nie, ale jeśli potrzebne jest takie zaświadczenie, to zaraz po nie pójdę. Przychodnia z olbrzymim napisem „Stomatologia” znajduje się na parterze budynku. Od wejścia do niej dzielił mnie tylko trawnik. Odwróciłam się i zaczęłam iść. Wówczas policjant podbiegł do mnie, wykręcił rękę, złapał za kark i skierował do samochodu, ale nie wprowadził do auta, tylko zatrzymał przy nim. Zrobiło mi się słabo i pomyślałam, że za chwilę zemdleję. Odruchowo chwyciłam za klamkę tylnych drzwi i usiadłam na siedzeniu. Wówczas oburzony zaczął na mnie krzyczeć, żebym wyszła i że popełniam wykroczenia, bo nie mam maseczki, uciekałam ( sic!) i nie chcę okazać dowodu. Wyliczył, ile kosztują poszczególne wykroczenia. Gdy był zajęty wymienianiem liczb, podałam mu dowód. Spytał, czy przyjmuję mandat, powiedziałam, że nie przyjmuję. Spytał dalej, czy chcę jechać na komendę. Odpowiedziałam, że tak, bo słabo się czuję. Oszczędzę opisów dalszych działań. Efekt końcowy był taki, że policjant dostał zaświadczenie od chirurga, zwrócił mi dowód i udzielił pouczenia.
Postanowiłam napisać o tym zajściu, bo przeraziła mnie agresja, z jaką zostałam zaatakowana przez policjanta. Niestety pamiętam czasy ZOMO
Ewa Makowska
Post edytowany