Skoro było tak kolorowo, były kolonie nad Soliną, kluby modelarskie, kursy szydełkowania, mecze między-zakładowe, pełne knajpy, wszędzie jeździły polonezy, a Pewexy wyrastały jak grzyby po deszczu, to komu to przeszkadzało? Jak mawiał Friedman, to jest jak z alkoholizmem - najpierw jest nadmiar środków płynnych i związana z nim euforia, a potem przychodzi depresja. Ściślej, depresja pojawia się jak trzeba spłacić dług, który został zaciągnięty częściowo na przychylanie społeczeństwu nieba, aby ten zbytnio nie interesował się tym, czym naprawdę zajmuje się władza. Bawiący się naród jest bowiem narodem zadowolonym, a jak naród jest zadowolony to czegoż chcieć więcej? Można go okradać do woli! Systemy upadają nie dlatego, że są "złe", ale dlatego, że bankrutują. PRL zbankrutowała. Dokonano więc tzw. transformacji ustrojowej, czyli odkręcenia kurka kapitalizmu przy jednoczesnym przekazaniu znamion władzy ludziom, którzy dadzą gwarancję i swobodę dalszego spokojnego rabowania narodu, tym razem na jeszcze większą skalę (prywatyzacja itp.). Najlepszym symbolem tej "transformacji" jest gen. Jaruzelski - pierwszy prezydent "wolnej Polski", były przywódca jeszcze wczoraj obalonego systemu. Tak wyglądała transformacja PRL w III RP. Innymi słowy, trzeba było dużo zmienić, żeby wszystko zostało po staremu.
Obecnie przeżywamy euforię związaną z nadmiarem środków płynnych. Powstają stadiony narodowe, nowe odcinki autostrad na piachu, orliki, zusy, srusy i tak dalej. Bal na Tytanic'u trwa, ale niedługo nadejdzie depresja...