Na wstępie napiszę, że jestem pracownikiem tej szkoły, ale chcę odnieść się do sprawy w pierwszej kolejności ogólnie.
Bardzo łatwo krytykować niektóre posunięcia szkół, nie znając realiów w których zmuszone są funkcjonować. Ilość przepisów, często nie do pogodzenia, bądź wręcz sprzecznych, są wrzucane przez kolejne władze. Nikt nie wnika w logikę, czy w ogóle możliwość wprowadzania kolejnych pomysłów, tylko zrzuca je w pierwszej kolejności na samorządy, a w konsekwencji na dyrektorów, którzy mają OBOWIĄZEK wszystko udźwignąć. Czasami jest to najzwyczajniej nie możliwe. Zapewniam, nikt nie ma złych intencji. Każdy próbuje jak najlepszych rozwiązań, ale czasami nawet one mogą okazać się niesatysfakcjonujące dla wielu.
Jeśli chodzi o plan lekcji, jest on obwarowany tak wieloma uwarunkowaniami, że stworzenie go jest często karkołomne. Wcześniej poruszana była sprawa religii. Trzeba wiedzieć, że ustawienie wszystkim klasom jej na ostatniej, bądź pierwszej jednostce, jest po prostu niemożliwe. Takie lekcje, jak języki (podział na grupy), WDŻ (gdzie są często dzielone na zajęcia z chłopcami, bądź dziewczętami), wf (gdzie są zwolnienia), czy innowacje - też powinny odbywać się na skrajnych miejscach w planie. Gdy dodamy do tego jeszcze prośby od proboszczów, uwarunkowanie innych nauczycieli uczących w kilku placówkach, powstaje prawdziwy obraz całości. W SP 1 funkcjonuje kolejna wersja planu, bo ciągle wynikają nowe "niespodzianki", a osoby tym się zajmujące nie miały jeszcze wolnego popołudnia, a nawet weekendu.
Nie chcę tutaj jakoś szczególnie bronić, czy użalać się nad sytuacją, która w obecnej chwili jest naprawdę wyjątkowo trudna w szkolnictwie, co zresztą codziennie jest poruszane w mediach. Chcę jedynie uświadomić, że zarówno samorządy jak i dyrekcje szkół zmuszone do podejmowania decyzji, do których ta sytuacja ich obliguje, będąc na końcu struktury - ponoszą największe ich konsekwencje, chociaż często tak samo krytycznie, jak rodzice - którymi przecież także są - je oceniają.