Warzecha: komiwojażerowie Polskiego Ładu i wszystkie fronty walki PiS
W wystąpieniach Kaczyńskiego i Morawieckiego, promujących Polski Ład, pojawia się niezliczona liczba ekonomicznych bredni, przekłamań, manipulacji albo wprost kłamstw. Ale to tylko jeden z frontów walki PiS. A jest ich wiele.
Kto pamięta pierwsze rządy PiS w latach 2005-07, pamięta także, że po ich upadku za jedną z jego głównych przyczyn uznawano, że partia Jarosława Kaczyńskiego postanowiła walczyć naraz z wieloma środowiskami, a wojna na wielu frontach rzadko kiedy się udaje. Czy interesy tych środowisk były słusznie naruszane i czy sięgnięto wówczas po najlepsze możliwe sposoby działania – to inny temat.
Dziś można odnieść wrażenie, że historia się powtarza. Gdyby podliczyć fronty, na których walczy PiS, naliczylibyśmy ich wiele: Bruksela, Waszyngton, krytyczne wobec władzy media, przedsiębiorcy i lepiej sytuowani Polacy, duża część środowiska prawniczego – a to tylko najważniejsze, znalazłoby się wiele pomniejszych, takich jak część rolników (pomysły z piątki dla zwierząt). Nowym frontem, na którym PiS walczy w dużej mierze przeciwko części własnych dotychczasowych wyborców, jest ten sanitarystyczny.
Żongler przerzuca nad głową w coraz bardziej zawrotnym tempie już dziesięć piłeczek
Niektóre z tych wojen łączą się z sobą – np. wojna z mediami na froncie walki z TVN łączy się z wojną z nową waszyngtońską administracją, a wojna z Brukselą – z wojną z częścią środowiska prawniczego. Niezależnie od tego, jak oceniamy zasadność poszczególnych konfliktów (ja uważam na przykład uroszczenia TSUE do ofensywnego wkraczania w sprawy państw członkowskich za niezwykle groźne, ale też rząd dał do nich znakomity pretekst), jest ich chyba nawet więcej niż było w okresie pierwszych rządów PiS.
Ogólna sytuacja jest oczywiście także inna niż w okresie pierwszych rządów PiS. Pod wieloma względami partia Kaczyńskiego radziła sobie przez długi czas znacznie lepiej niż wówczas, co zresztą ma odbicie w jej obecnych notowaniach, zaś Platforma Obywatelska zdążyła się w latach 2007-15 mocno skompromitować na wielu polach, co dzisiaj stanowi dla niej duże obciążenie. Lecz nawet uwzględniając te wszystkie czynniki, PiS podjął walkę na tak wielu frontach, mając jednocześnie tak poważne wewnętrzne problemy i samemu cierpiąc na zużycie władzą (m.in. koszmarny poziom nepotyzmu oraz zatrudniania po znajomości), że ta gra robi się już skrajnie trudna.
Nawet jeśli uznać, że Jarosław Kaczyński jest specjalistą od wykorzystywania konfliktów dla własnej korzyści, dzisiaj zaczyna przypominać coraz bardziej znużonego i przecież również coraz starszego żonglera, który przerzuca nad głową w coraz bardziej zawrotnym tempie już dziesięć piłeczek, a co chwila dokłada sobie następną. To jeszcze przez jakiś czas może działać, ale wystarczy najmniejsze potknięcie – minimalny błąd, spóźnienie ruchu, leciutko zmieniony tor lotu piłeczki – żeby wszystko się posypało.
Kaczyński najpewniej zdaje sobie z tego sprawę, więc bardzo potrzebował swego rodzaju resetu. Momentu odpoczynku dla żonglera, gdy może swoje piłeczki na moment odłożyć, odetchnąć, przetrzeć czoło i dopiero wtedy wrócić do wykonywania sztuczki – z nową energią. Tę chwilę bardzo potrzebnego wytchnienia miał dać Polski Ład, ale tu nastąpiła porażka.
REKLAMA
Leciwy, pordzewiały traktor w błotnistym polu
Co do tego, że Polski Ład nie stał się wehikułem ciągnącym PiS w kierunku trzeciej kadencji, nie ma już wątpliwości. Pokazują to sondaże, problemem pozostaje stanowisko Jarosława Gowina i jego ludzi w sprawie zmian podatkowych, wzburzenie dużej części środowisk gospodarczych wywołują plany dotyczące pełnego oskładkowania dochodów. To, co miało pociągnąć rządzące ugrupowanie niczym rakieta, ugrzęzło już na starcie jak leciwy, pordzewiały traktor w błotnistym polu.
Najwyraźniej jednak nie ma pomysłu na nic nowego, ponieważ Polski Ład jest przez najważniejsze figury PiS promowany z coraz większą zaciętością. Momentami jest to nawet zabawne, bo przypomina walenie głową w mur. Chwilami – żenujące, jak w przypadku Elżbiety Witek, która nie poradziła sobie z niechęcią części tłumu w Otyniu i wypaliła, że niegłosujący na PiS nie powinni korzystać z przysługujących im rozwiązań socjalnych. Była to wypowiedź bez wątpienia mocno niezręczna, ale też bezczelna, wziąwszy pod uwagę, że nie mówimy o prywatnych pieniądzach polityków PiS, ale o pieniądzach publicznych. Jednak jeżeli przysłuchamy się niektórym wypowiedziom najważniejszych komiwojażerów Polskiego Ładu, wywody Witek wydają się niewinne.
Co oni mają na myśli?
Twarzą projektu został Mateusz Morawiecki, momentami wspomaga go Jarosław Kaczyński. Poziom absurdu, przekłamań, nonsensów i oczywistych wydawałoby się bzdur, jakie pojawiają się w ich wystąpieniach, przyprawia o ból głowy. Tego nie da się uzasadnić wiecową atmosferą czy uproszczeniem przekazu, tak aby był zrozumiały dla słuchacza umiarkowanie interesującego się polityką.
Co na przykład miał na myśli Jarosław Kaczyński, mówiąc w Rypinie, że specjaliści, od których zależy innowacyjność naszej gospodarki, będą wracać do Polski już nie będą z niej wyjeżdżać (na co Naczelnik bardzo narzekał), ponieważ tutaj czekają na nich ulgi sięgające "200 proc. ich pensji”? Nikt nie wie. Wiadomo natomiast, że właśnie specjaliści należą do ludzi zarabiających najlepiej, a więc w hierarchii PiS łapiących się już na bogactwo, czyli mających podlegać dodatkowemu złupieniu. To miałoby ich nakłonić do pozostania w Polsce?
REKLAMA
Podobnie nikt nie wie, skąd Jarosław Kaczyński (w tym samym wystąpieniu) wytrzasnął, że "przeciętna roczna polska płaca" wynosi 32 tys. dolarów. Oznaczałoby to, że Polak zarabia przeciętnie ok. 10 tys. zł miesięcznie i sytuuje się powyżej granicy "bogactwa", którą wyznaczono na potrzeby Polskiego Ładu.
Można się z tych absurdów śmiać – podobnie jak z kompletnie nielogicznego wywodu prezesa PiS o tym, dlaczego bogatsi muszą płacić wyższe składki zdrowotne – ale jest to jednak przerażające. Oto bowiem osoba, od której w Polsce zależy dzisiaj niemal wszystko, publicznie wygaduje ewidentne i bezsporne brednie. Oznacza to, że Jarosław Kaczyński albo całkowicie nie rozumie gospodarki i nie ma zielonego pojęcia o jej podstawowych parametrach, a ktoś podrzuca mu błędne dane, albo że wicepremier do spraw bezpieczeństwa utracił już kontakt z rzeczywistością.
Komiwojażer numer dwa
Drugim komiwojażerem jest Mateusz Morawiecki. Kiedyś śmialiśmy się z Ewy Kopacz, kontrolującej w pociągu jakość kotlecika w Warsie, ale ówczesna wszechobecność ostatniej jak dotąd premier z PO była niczym wobec hiperaktywności Mateusza Morawieckiego, który ze swoim zachwalaniem Polskiego Ładu wydaje się wyskakiwać już nawet nie tylko z lodówki, ale z każdego kontaktu, otworu wentylacyjnego i dziury w podłodze. Przy czym poziom jego wystąpień jest jeszcze dramatyczniejszy niż poziom wystąpień Kaczyńskiego.
W przypadku Morawieckiego składają się one w większości z całkowicie beztreściowych, grafomańskich fraz w stylu "Polski Ład zaczyna się tam, gdzie wasze marzenia", powtarzanych w lekko zmienionej formie kilkakrotnie podczas przemówienia. Tam, gdzie pojawia się jakiś cień konkretu, natychmiast pojawia się też absurd.
Oto w Tykocinie pan premier zapewniał, że Polski Ład zostanie sfinansowany z pieniędzy zabranych mafiom i przestępcom. O ile w pierwszych latach rządów PiS można było jeszcze uznać, że jakaś część nowych programów socjalnych faktycznie jest finansowana z pieniędzy uzyskanych z uszczelniania systemu, to takie twierdzenie teraz, a już zwłaszcza w kontekście Polskiego Ładu, nijak się nie broni. Jest wręcz przeciwnie, co uświadamiamy sobie, zwracając uwagę choćby na to, co NIK mówi o realizacji budżetu i wyprowadzaniu zadłużenia poza jego formalne granice.
https://www.onet.pl/informacje/onetwiadomosci/pols...