@Wonsz - a ile zajmuje dojazd w godzinach szczytu? No nie żartuj. Pewnie, że da się i w 20 min, dojechać w nocy, jak droga pusta, a może nawet i w pół godz. na Mokotów. Ale normalnie pociąg jedzie godzinę, potem musisz dojechać w samej Warszawie. Chyba że masz farta i masz pracę zaraz przy dworcu. Samochód stoi w korkach. Już nie wspomnę o dojeżdżaniu autobusem. Konkrety? Proszę: mam wśród znajomych 3 rodziny, w których oboje rodzice dojeżdżali do Warszawy. Dwie mają do pomocy dziadków na miejscu, jedna nie ma. W ostatnim przypadku matka oczywiście najwcześniej zrezygnowała z dojazdów, bo było tak jak opisywałam wcześniej (w domu praktycznie jedli kolację i spali, dzieci cały dzień w przedszkolu, nawet jakiś czas musieli płacić opiekunce, żeby tę godzinę czy dwie po przedszkolu pilnowała dzieci). Jak zaczęła się szkoła i nauka na różne zmiany, odrabianie lekcji wieczorem, to już w ogóle było słabo. Więc koleżanka zrezygnowała. Netto miała w Warszawie 2900 zł, odlicz bilet PKP i kartę miejską. Ale praktycznie nie widywała dzieci, więc teraz pracuje w okolicy Mińska za trochę więcej niż płaca minimalna, ale ma życie poza pracą i dojazdem. Z dwóch pozostałych rodzin dziewczyny też poredukowały etaty w Warszawie, bo tutaj wyglądało to tak, że babcie robiły rajdy po Mińsku z odbieraniem z jednej szkoły, potem z przedszkola w drugim końcu miasta, potem do domu (nie mają prawa jazdy). Cyrk jakiś.
Drogi Wonszu, widać, że nie masz zielonego pojęcia jak wygląda organizacja życia nie-singla, więc nie mądrzyj się z tą alternatywą. Przypominam, że dyskutujemy o tym, żeby były lepsze warunki dla biznesu TU, na miejscu, a Ty wyskakujesz z tym, że ludzie są nadambitni i nic im nie pasuje. Pasuje, tylko cholerny dojazd im NIE pasuje i wyjaśniam Ci, dlaczego, bo to jest tu kluczowe. Takie możliwości są w miastach, które mają wiele dużych pracodawców, a nie paru na krzyż, którzy i tak lwią część ludzi zatrudniają na programy z UP, jakieś staże za 800 zł albo programy z UE, a jak się skończy, to po roku biorą następnego pracownika też na program z UP (tak, mówię o Mińsku i okolicach). Aż chce się powiedzieć: orientuj się człowieku, bo piszesz takie slogany, że aż zęby bolą.
CNC, buhaha, ile jest takich stanowisk? A reszta to obiboki, bo im praca na taśmie się nie podoba, litości... dodatkowo masz masz w tych "mniejszych i większych" biznesach masz panów Heńków, co to o kulturze i szanowaniu pracownika nawet nie słyszeli. A sorry, jeszcze hipermarety i lidle.