https://natemat.pl/277019,coraz-wiecej-samobojstw...
Ksiądz strzelił sobie w głowę, inny wyskoczył przez okno. W Kościele depresja to "owoc złego życia"
Proboszcz powiesił się na sznurze do przepasania sutanny, wikary na klamce zawiązał pętle i dodatkowo podciął sobie żyły, jezuita strzelił do siebie z pistoletu – w ciągu ostatnich lat kilkunastu duchownych odebrało sobie życie. Często ich problemem była depresja, do której wciąż wstyd się przyznać. "Wielu duchownych głosi pogląd, iż depresja jest owocem złego życia czy głupich wyborów życiowych" – pisał na swoim blogu ojciec Grzegorz Kramer. Czarna seria
Kilka lat temu dziennikarze rozpisywali się o "czarnej serii" samobójstw kapłanów w diecezji tarnowskiej. W 2012 roku Ewa Czaczkowska wyliczyła, że tylko w ciągu sześciu lat w tym najbardziej religijnym regionie kraju aż ośmiu księży odebrało sobie życie.
"Kapłani, którzy targnęli się na życie w poprzednich latach, byli wikariuszami i proboszczami o różnym stażu kapłańskim, najstarszy miał 60 lat, najmłodszy 31. Czterech się powiesiło (na plebanii lub w kościele), dwóch przedawkowało lekarstwa, jeden rzucił się z okna" – pisała na łamach "Rzeczpospolitej" Czaczkowska.
Ówczesny rzecznik krakowskiej kurii prostował wówczas, że samobójstw było pięć, nie osiem. A za targnięcie się na swoje życie nie uznawał wówczas np. przedawkowania leków, czy wypadnięcia (inni mówili o wyskoczeniu) przez okno.
Ludzie znaleźli sobie proste wytłumaczenie samobójstw duchownych i winowajcę – "diabła", który zadomowił się na terenie tak bogobojnej diecezji. – Łazi po okolicznych kościołach i zabiera nam księży. Przed naszym proboszczem wziął trzech, a po nim jeszcze czterech – to słowa jednego z mieszkańców Podkarpacia, które cytowała "Gazeta Wyborcza".
– Takie pogłoski pojawiały się zwłaszcza wśród starszych osób. Oni twierdzili, że to demony, duchy kuszą księży i zabierają ich z tego świata. To jest tak bzdurne, zabobonne i niekorespondujące z prawdą, że tym bardziej domaga się jakiegoś wyjaśnienia ze strony Kościoła – zauważa ojciec Krzysztof Mądel.
Ksiądz na Podkarpaciu nie ma lekko
Dlaczego w najbardziej religijnym regionie Polski, gdzie jest najwięcej powołań, tak często księża odbierają sobie życie? Ojciec Mądel nie ma wątpliwości, że to wynika z dysfunkcji – zwłaszcza w komunikacji emocjonalnej wyniesionej z domu. – A później w żaden sposób nieprzepracowanej w formacji seminaryjnej – mówi nam jezuita.
Ale i dodaje: – Księża z tej parafii mówili mi, że niektóre z tych samobójstw wyglądały trochę tak, jakby "obolały" duchowny po nieudanej rozmowie z przełożonym, postanowił ze sobą skończyć.
Na Podkarpaciu nadal pozycja księdza jest szczególna. Wierni stawiają go na piedestale, patrzą jak na Boga i nie tolerują słabości. Ojciec Gużyński: – To bardzo specyficzna religijność Podkarpacia. Ona jest bardzo powierzchowna, fasadowa.
Ojciec Jacek Prusak: – Ksiądz na Podkarpaciu ma ogromną presję, bo z jednej strony cieszy się ogromnym statusem społecznym, którego w takim wymiarze nie ma już w żadnym innym miejscu w Polsce, a z drugiej strony niedosięganie do tego statusu jest związane z ostracyzmem. Oni traktowani są w taki sposób jakby nie mogli mieć swoich słabości, problemów albo nawet jeśli je mają, to muszą je ukrywać przed wiernymi.
Dzwonię do kilku parafii na Podkarpaciu. – Nie mam myśli samobójczych, tu nie ma żadnego problemu – słyszę od proboszcza. Inny rzuca: – Temat jest ważny, ale nie mogę się wypowiadać.
Kilka lat temu 60-letni duchowny spod Tarnowa szczerze przyznał dziennikarzom "GW", że paradoksalnie na Podkarpaciu trudniej jest być księdzem: – Mamy być doskonali jak anioły. To dla niejednego duchownego jest wyniszczające. Każde jego potknięcie rodzi stres i coraz bardziej zamyka go w sobie. W tych samobójcach mógł być wielki lęk przed ujawnieniem swoich słabości. Sama świadomość, że o ich wadach mogliby się dowiedzieć przełożeni, parafianie i rodzina, prawdopodobnie dla niektórych była nie do zniesienia.