Dlaczego Kaczyński pozwala na tak wiele Macierewiczowi?
Kiedy w roku 2006 szkodliwie zlikwidowano Wojskowe Służby Informacyjne, proces „weryfikacji” ich żołnierzy i pracowników Kaczyński powierzył Macierewiczowi. Czy wiedział co robi i jaki kierunek przyjmie jego działalność? Dzisiaj jest prawie pewne, że nie tylko wiedział, ale o to mu właśnie chodziło. Był pewien, że Macierewicz przedstawi „argumenty” świadczące na rzecz postawionych tez. Tak się też stało. Powstał „raport” jego zespołu, za który wszyscy zapłaciliśmy. Finansowo, wypłacając odszkodowania dla pomówionych albo wizerunkowo, będąc kłamliwie opisanymi przez ów „dokument”. Sąd uznał bowiem, że tzw. raport jest jakąś publikacją, a jego autor nie jest funkcjonariuszem publicznym. Czy w demokratycznym państwie będącym wówczas od 15 lat członkiem NATO i od dwóch w UE, prywatny facet może wejść z ulicy do siedziby wojskowych służb specjalnych i w dobie trwającej kampanii przeciwko terroryzmowi wyprosić z ich siedziby żołnierzy i pracowników, a w ich miejsce wprowadzić kompletnie nieprzygotowany zespół przypadkowych ludzi – znajomych znajomego. Czy w takim państwie swoje działania i konfabulacje poprzeplatane informacjami na temat aktywów operacyjnych, w tym zagranicznej agentury, mógłby on bezkarnie opisać w długim opowiadaniu i skierować ponad 400 pomówień do prokuratur? Jak się okazuje mógł. I nie poniósł za to żadnej odpowiedzialności. Pomimo utraty władzy przez jego mocodawców już w roku 2007.
Lech Kaczyński zorientował się, że coś z działaniami Macierewicza jest nie tak, a jego rojenia mogą być groźne dla państwa. Dlatego nie zezwolił na publikację aneksu do wspomnianego „raportu”. Jak powiedział wówczas Andrzej Urbański bliski współpracownik prezydenta, utracił on zaufanie do Macierewicza. Dlaczego więc nie utracił do niego zaufania Jarosław Kaczyński? Przecież podobno ufał bratu, który był taki wspaniały i jedyny. Czy ból Kaczyńskiego i jego manifestacja to tylko spektakl? Czy śmierć brata była dla niego korzystna politycznie, w obliczu niemalże pewnej klęski wyborczej w zbliżających się w roku 2010 wyborach prezydenckich? Czy temu służą miesięcznice smoleńskie i czy dlatego pozwolił Macierewiczowi na utworzenie „podkomisji smoleńskiej” i szerzenie bzdur i kłamstw? Czy dlatego pozwala mu na nękanie rodzin ofiar katastrofy kolejnymi ekshumacjami i zalewem dokumentów, które poza rozdrapywaniem niegojących się ran, niczego nie wyjaśniają? Odpowiedzi na te pytania wydają się oczywiste. Postąpił tak, gdyż wiedział, że Macierewicz nie cofnie się przed niczym. Udowodnił to przecież ujawniając na początku lat 90. XX wieku nie zweryfikowane i pełne pomówień listy "tajnych współpracowników" policji politycznej, rozwinął skrzydła w latach 2005-2007 pozbawiając Siły Zbrojne ich „oczu i uszu”, w okresie nasilającego się udziału naszych wojsk w koalicji antyterrorystycznej. Potwierdza to i dziś.
Czy kiedy dojdzie do zmiany władzy, organy ścigania i wymiar sprawiedliwości zbadają działalność i pobudki Kaczyńskiego, Macierewicza, Ziobry i im podobnych? Czy powstanie nareszcie specjalna komisja sejmowa do zbadania procesu likwidacji i weryfikacji WSI oraz powołania w ich miejsce SKW i SWW – wojskowych tylko ze swojej nazwy? Czy nowa władza będzie zdolna do odbudowy wojskowych służb specjalnych, w myśl założeń i rozwiązań stosowanych w NATO? Jeżeli ponownie pozwolimy na bezkarność, ci sami, a może jeszcze gorsi od nich, kiedy dojdą do władzy twórczo rozwiną „myśl polityczną” Kaczyńskiego, Macierewicza i ich totumfackich. I tego powinniśmy się szczególnie obawia
Post edytowany