Kto mieczem handluje
Kowal artystyczny mógł już iść na całość i wklepać w głownię najsłynniejszego dziś miecza inskrypcję: "Mesco Dux Pater Rydzyk donatus A.D. 966".
Gdy w czwartek bezskutecznie pytałem fundację Enea, w jakim antykwariacie kupiono miecz podróbkę za 250 tys., nie uzyskałem tej konkretnej informacji, tylko zapewnienie, że „zostały sporządzone ekspertyzy, które zostały opracowane przez niezależnych specjalistów, którzy mają wiedzę z zakresu historii sztuki i bronioznawstwa". W odpowiedzi Enei jest jednak inny ciekawy wątek: „Fundacja Enea przekazała środki fundacji Tożsamość na zakup miecza datowanego na X/XI wiek…".
Zatem to o. Tadeusz Rydzyk przedstawił ofertę zakupu, dostał na to pieniądze i sam kupił. Enea umywa ręce.
To mogło wyglądać tak ...
Siedziba rozgłośni przy Żwirki i Wigury, noc, już po „Rozmowach niedokończonych". Ojciec Grzegorz Moj do szefa: – Ojcze dyrektorze, rząd chce nam zrobić prezent do muzeum. Dają ćwierć balona.
Ojciec Dyrektor: – Tylko tyle? Dobra... niech od razu przeleją na Lux Veritatis. Numer konta znają.
Ojciec Piotr Dettlaff: – A do muzeum co damy?
Ojciec Dyrektor – Pamiętasz tego Mariana, co wykuł balustradę do Kaplicy Pamięci? Niech zrobi jakiś atre… aferta… Boże pomóż! No, jakiś antyk…
Ojciec Piotr Dettlaff: – Ojcu Dyrektorowi chodziło o artefakt? Może historyczny krzyż jakiś? Z wyprawy krzyżowej na przykład.
Ojciec Grzegorz Mój: – Lepiej coś polskiego. Coś z Jana III Sobieskiego, może od Jagiełły...
Ojciec Dyrektor: – Najlepszy będzie miecz. Jesteśmy przecież na wojnie z lewactwem i w ogóle… Ale nie Jan Sobieski. Słyszałem od Glińskiego, że antyk im starszy, tym lepszy.
Ojciec Piotr Dettlaff: – To może od króla Popiela. Miecz nadgryziony przez myszy.
Ojciec Dyrektor: – Już nie przesadzajmy, bo ktoś się zainteresuje, jakiś uczony lewak… dajmy Mieszka I.
Ojciec Grzegorz Mój: – To ja rano zadzwonię do Mariana.
Następny tydzień
Dom właściciela kuźni artystycznej MarKuj, popołudnie. Kowal z żoną w kuchni.
Marian: – Patrz, Barbara, jaki ładny miecz dla Ojca Dyrektora zrobiłem.
Żona: – Wcale nie ładny. Smutny jakiś. Nudny. Nie mógłbyś go ozdobić? Dedykację wkleić i logo naszego warsztatu…
Marian: – Nie da rady. To ma być niby z czasów Mieszka I.
Żona: – To jakiś dekor z epoki daj. Kupiłam ci przecież katalog. O tu jest! Mam… symbole średniowieczne, strona 212. Masz rybę, o… krzyż taki, jakby wiatrak jest… malarski… nie… maltański… i skrzydło anioła…
Marian: – Może ty masz rację...
Żona: – Ja zawsze mam rację. I tylko złotem nanieś, żeby było skromnie.
A teraz na serio
Jak już się, mam nadzieję, pośmialiśmy – to poważniejszy wątek. Moim zdaniem w Enei wiedzieli, że coś cuchnie, bo na ponowione pytanie o adres antykwariatu odpisali m.in.:
„Ekspertyzy zawierają nie tylko opis techniczny danego obiektu (np. wymiary, waga, materiał, z którego jest wykonany), ale również jego charakterystykę oraz opis określający jego proweniencję i datowanie. Przy takiej analizie porównuje się eksponat z obiektami, które są dostępne w zbiorach, a ich datowanie zostało już określone. Opracowania zawierają również m.in. ogólną ocenę zabytku pod kątem stanu zachowania".
Gdyby miecz był faktycznie kupiony legalnie, to Enea po prostu odesłałaby dziennikarza do antykwariusza sprzedawcy, bo to on bierze na siebie gwarancję oryginalności sprzedawanych antyków. Kupiec się tłumaczyć nie musi.
Jest jeszcze kilka innych wątków.
„Skierowałem właśnie zawiadomienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia kilku przestępstw w związku m.in. z wprowadzeniem do obrotu prawdopodobnie podrobionego zabytku – miecza rzekomo z X wieku, który eksperci nazywają falsyfikatem" – ogłosił senator Platformy z Kujaw – Krzysztof Brejza.
Bo sprawa ma się tak: jeżeli miecz jest oryginalny (10 proc. szans), to ktoś popełnił przestępstwo. Zabytkami archeologicznymi nie można w Polsce handlować na wolnym rynku.
„Zabytki archeologiczne z terenu Polski, bez względu na sposób ich odkrycia, stanowią własność Skarbu Państwa i jako takie wyłączone są z obrotu handlowego" – mówi ustawa, z której treścią można się zapoznać.
Jeżeli zaś miecz jest falsyfikatem (90 proc. szans), to ktoś komuś powinien oddać 250 tys. zł, ewentualnie pomniejszone o koszt wytworzenia miecza.
A na koniec: w każdym żelaznym zabytku jest węgiel, który tam został po procesie wytopu metalu. Tzw. datowanie radiowęglowe, czyli badanie na obecność izotopu 14C jest proste i datuje badany obiekt z dokładnością do dziesięcioleci (jeżeli coś ma kilkadziesiąt wieków, dokładność oczywiście spada, ale w naszym przypadku takie niebezpieczeństwo nie zachodzi – wręcz przeciwnie). Zamiast „porównywać eksponat z obiektami, które są dostępne w zbiorach, a ich datowanie zostało już określone", wystarczyło oddać opiłek z tego miecza do laboratorium.
Jeszcze można to zrobić.
Piotr Głuchowski - Gazeta Wyborcza, 14.07.2023
Post edytowany