Siadam do oglądania «Zabawy w chowanego» zawodowo. Kiedy pada nazwisko Hajdasz, spoglądam niepewnie na mamę, która siedzi obok mnie. – Znajome – mówi niepewnie. Zaczynam drżeć" - opisuje swoje wrażenia Monika Białkowska, dziennikarka "Przewodnika Katolickiego" po seansie najnowszego filmu braci Sekielskich.
obejrzeniu filmu braci Sekielskich "Zabawa w chowanego" wymienia cztery mechanizmy, których działanie prowadzi do cierpienia ludzi i krycia sprawców przestępstw o charakterze seksualnym. Opisuje także swoje silne przeżycia w związku z seansem filmu.
"Siadam do oglądania «Zabawy w chowanego» zawodowo. Kiedy pada nazwisko Hajdasz, spoglądam niepewnie na mamę, która siedzi obok mnie. – Znajome – mówi niepewnie. Zaczynam drżeć" - opisuje swoje wrażenia autorka.
Jak tłumaczy Białkowska, jej młodszy brat będąc w młodości ministrantem, brał udział w wyjazdach turystycznych organizowanych przez dwóch kleryków. Jednym z nich był anty-bohater filmu braci Sekielskich, ks. Arkadiusz Hajdasz.
"Wystukuję szybko SMS do brata. «Jak nazywał się Biker?» . Ale kiedy pada imię, nie muszę już czekać na odpowiedź. Ksiądz Arkadiusz Hajdasz to właśnie on. Biker, młody kleryk ze zdjęcia, które było w naszym domu jak relikwia. Łapię się na tym, że po twarzy płyną mi łzy" - pisze dziennikarka.
Autorka przechodzi następnie do analizy mechanizmów, które jej zdaniem prowadzą do krzywdy osób skrzywdzonych seksualnie.
Pierwszym z nich jest "język komunałów". Zdaniem Białkowskiej to powszechna praktyka w Kościele - mówić językiem okrągłym, pojednawczym, nieprecyzyjnym, takim który nie wyraża nic konkretnego.
Pokrzywdzony z filmu Sekielskich apeluje do biskupów: chcę, żeby mój Kościół oczyścił się z przestępców
Pokrzywdzony z filmu Sekielskich apeluje do biskupów: chcę, żeby mój Kościół oczyścił się z przestępców
KOŚCIÓŁ
"W tym języku wychowywane są kolejne pokolenia kapłanów mówiących bez refleksji i kolejne pokolenia świeckich, łykających bez zdziwienia komunały. Ksiądz Hajdasz mówi: «Mam świadomość swojej grzeszności». «Walczę ze swoimi słabościami również w tej dziedzinie». «Szatan szczególnie w nas kapłanach chce zniszczyć to, co Boże». «Ostatecznie nie my wzajemnie będziemy się sądzili». Nie jest jedyny. Nie jest niezwykły. To takie normalne, typowe! Wszystko, byle uniknąć odpowiedzi na pytanie: a ty? Wszystko, byle nie powiedzieć: masz rację, skrzywdziłem cię. Przepraszam. Chcę ponieść za to odpowiedzialność" - zauważa autorka.
Białkowska zwraca uwagę, że świeccy tak przyzwyczaili się do tego języka, że nie reagują, kiedy pojawia się w listach pasterskich episkopatu, kazaniach czy wywiadach prasowych.
https://deon.pl/kosciol/katolicka-dziennikarka...
Skąd wiedziałam, że siostra nie weźmie chłopaka za rękę i nie powie: «Chodź, pójdziemy do biskupa, pójdę z tobą do prokuratora»? Dlaczego to było dla mnie takie oczywiste? Dlaczego zamiast się na nią oburzyć, poczułam współczucie dla jej łez? Dlaczego uwierzyłam w jej bezradność? Przyznajmy: wiemy, że była bezradna. Ona za wszelką cenę ma pozostać posłuszną. Za wszelką cenę stać po stronie «swoich» i nie kalać własnego gniazda. Za wszelką cenę nauczona jest chronić wizerunek. Nawet, jeśli tą ceną będzie milczenie lub kłamstwo, a owocem skrzywdzenie niewinnych" - pisze dziennikarka.
Kolejny mechanizm to "procedury wrażliwości". Autorka tekstu dziwi się, że takie cechy jak przyzwoitość, otwartość na drugiego czy wreszcie miłość, muszą być regulowane procedurami.
"To jest dramat Kościoła, nie powód do dumy; dramat, którego nie jesteśmy świadomi. Polega on na tym, że tak bardzo przestaliśmy żyć Ewangelią, że aż musimy tworzyć procedury, by zachować się przyzwoicie" - notuje autorka i dodaje: "uwierzyliśmy, że wystarczy stworzyć odpowiednie przepisy, funkcje i centra, a powoli uda nam się rozwiązać problem. Problem jednak nie na tym polega. Ofiary nie chcą procedur. Chcą, żeby ktoś im spojrzał w oczy. Poświęcił parę minut. Wysłuchał. Powiedział «przepraszam».
Ostatni mechanizm to "władza feudałów". Zdaniem autorki tekstu władza biskupów, która teoretycznie miała być służbą, zbyt często przemienia się w panowanie feudała. "W krwiobieg Kościoła tak głęboko weszły pałace, sekretarze, kalendarze i wierszyki recytowane przy wizytacjach, że nikomu we wspólnocie diecezjalnej do głowy już nie przyjdzie, żeby któregoś dnia przyjść do biskupa, zadzwonić do drzwi i powiedzieć: «Szczęść Boże, chciałem porozmawiać». I biskup nie powie: «Dobrze, to ja do pani jutro wpadnę na kawę»" - zauważa.