Leszek Szymowski - dziennikarz śledczy
Paskudna tajemnica kochanka Kaczyńskiego
Dlaczego prezes PiS tak bardzo boi się afery SKOK-u Wołomin?
Według Prokuratury Okręgowej w Gorzowie Wielkopolskim, która prowadzi śledztwo w sprawie SKOK Wołomin, głównym "mózgiem" afery SKOK był niejaki Piotr Polaszczyk (na zdjęciu w okularach) - kapitan Wojskowych Służb Informacyjnych, dobry znajomy byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego. Piotrowi Polaszczykowi warszawska prokuratura postawiła zarzuty związane ze zleceniem napadu i pobicia Wojciecha Kwaśniaka - byłego wiceszefa KNF, który wdrażał procedury sprawdzeniowe wobec wołomińskiego SKOK.
Piotr Polaszczyk od lat 90., jako młody oficer kontrwywiadu WSI, zajmował się inwigilacją prawicy m.in. Jana Olszewskiego i Jana Parysa. Skąd to wiadomo? Z dokumentu, którego w PiS nie wolno podważać czyli z raportu z weryfikacji WSI autorstwa Antoniego Macierewicza (strona 92). Czytamy w nim:
Mniej więcej w tym samym czasie dwóch młodych oficerów WSI - por. Piotr Polaszczyk i kmdr por. K. [nazwisko w aktach Komisji Weryfikacyjnej] - nawiązało kontakty z środowiskiem cywilnych polityków. W drugiej połowie 1991 r. nawiązywali oni kontakty z politykami ugrupowań prawicowych (m.in. z Janem Parysem i Janem Olszewskim). Kontakty te mogły spełniać rolę sondażową, zmierzając do określenia nastawienia tych polityków do ewentualnych zmian w wojsku i WSI. Wiedzę na temat tych spotkań posiadali przełożeni obu oficerów. K. meldował o spotkaniach z politykami prawicy swojemu szefowi, płk. M. Czaplińskiemu.
O tym jakie były skutki tej działalności, gorzowskiej prokuraturze zeznał Paweł Polaszczyk - brat kapitana Polaszczyka. Zeznał on pod przysięgą, że kapitan WSI Polaszczyk i Jarosław Kaczyński wkrótce zostali kochankami. Jak długo miała trwać ta więź między nimi? Jeśli wierzyć zeznaniom Pawła Polaszczyka to "od 1993 roku co najmniej do roku 2014". Ale to nie wszystko. Intymne zbliżenia między kapitanem WSI a prezesem PiS miały być każdorazowo rejestrowane w formie audio i video a zgromadzony w ten sposób materiał miał służyć do możliwości szantażowania Kaczyńskiego, który był i jest jednym z najważniejszych polskich polityków.
Gdy sprawa się wydała, w 2014 roku, służby specjalne, podlegające jeszcze premierowi Tuskowi, wszczęły sprawę o kryptonimie "Buś", która miała wyjaśnić relacje Kaczyńskiego i Polaszczyka. Sprawę z ramienia służb prowadził oficer CBA i AW - Tomasz Szwejgiert. W październiku 2020 Szwejgiert trafił do aresztu pod zmyślonymi zarzutami, gdzie przebywa do dziś. W jego sprawie nic się nie zgadza.
Tymczasem w sprawie SKOK Wołomin ruszyło prokuratorskie śledztwo, które wykazało, że z kasy SKOK pożyczki dostawali prominentni działacze PiS - w tym Jacek Sasin, dzisiejszy minister aktywów państwowych. Powstało też stowarzyszenie reprezentujące poszkodowanych, sąd ogłosił upadłość i chciał wprowadzić likwidatora. Wówczas między sądem a KNF reprezentowaną przez pełnomocnika prezydenta Dudy - Zdzisława Sokala (tego, który chciał ukraść bank Leszkowi Czarneckiemu) wybuchł proceduralny spór. Sokal chciał bowiem takiej procedury, która uniemożliwiłaby ujawnienie kto brał pożyczki ze SKOK i czy je oddawał czy nie.
Jeden z wątków śledztwa w sprawie SKOK Wołomin wykazał, że dochodziło tam do zaciągania kredytów na "słupy" czyli osoby podstawione, które nie miały żadnej zdolności kredytowej. Niejaki Marian D. - przedsiębiorca spod Wołomina - wystawiał nieprawdziwe zaświadczenia o zarobkach, umożliwiające zaciąganie kredytu nawet na kilkaset tysięcy złotych. Osoba z takim zaświadczeniem szła do SKOK i dostawała kredyt. Pieniądze przelewano na konto, beneficjent wypłacał i dużą część (50% lub więcej) oddawał w gotówce Marianowi D. Skąd to wiadomo? Z zeznań księgowej Mariana D., która wystawiała i podpisywała te zaświadczenia (poszła na współpracę z prokuraturą aby uniknąć odsiadki). Księgowa zeznała, że część tych pieniędzy D. woził w walizce znanemu politykowi PiS, który wydawał je m.in. na kampanię wyborczą partii. Sprawa ma posmak nie tylko ekonomiczny ale też kryminalny - naliczyłem 7 tajemniczych zaginięć takich "słupów". Śledztwa w ich sprawach oczywiście poumarzano.
Takich smaczków jest jeszcze więcej. Może kiedyś je opiszę. Szokująca w tej sprawie jest również postawa prokuratury wobec Mariana D. Zatrzymano go ale wniosek o areszt zawierał błędy formalne i sąd go odrzucił. Marian D. poszedł na współpracę z prokuraturą, złożył bardzo obszerne wyjaśnienia, które niczego nie wniosły do sprawy (bo powiedział to, co prokuratura już wiedziała). A gdy akt oskarżenia trafił już do Sądu Okręgowego w Warszawie, sprawa znowu nie mogła ruszyć z miejsca. W międzyczasie część zarzutów stawiana D. się przedawniła. Innych nie udało mu się udowodnić, bo prokuratura nie była w stanie skutecznie wezwać przed sąd 7 "słupów", którzy, jak wszystko na to wskazuje, dołączyli do grona nieboszczyków.
Nie ma odpowiedzi na dwa pytania:
1. czy determinacja Jarosława Kaczyńskiego w roku 2005, by zlikwidować WSI miała związek z jego relacją z Piotrem Polaszczykiem.
2. Czy Jarosław Kaczyński wiedział o wyprowadzaniu miliardów ze SKOK przez swojego kochanka i o tym, że beneficjentami tego procederu są jego koledzy z PiS?
A jeśli wiedział to w jaki sposób zareagował?
Odpowiedź na te pytania może być początkiem końca "Dobrej zmiany".
Post edytowany