Tomasz Grabarczyk
Nadszedł czas na rozprawienie się z kilkoma standardowymi hasłami związanymi z całą dyskusją na około powstania warszawskiego.
1. "To było przegrane, ale zwycięskie powstanie"
NIE. To było całkowicie przegrane powstanie. Nie było w nim nawet trochę sukcesu. Zginęło 200 000 cywilów, ok. 10 000 powstańców, została zniszczona cała stolica. Młodzi ludzie, kwiat naszego narodu, poszli walczyć mając 1 sztukę broni na kilkunastu ludzi, przeciwko regularnym, uzbrojonym po zęby oddziałom wojsk niemieckich, do tego często złożonych z najgorszych degeneratów wschodniego pochodzenia. Cywile zostali bez żadnej ochrony. Kobiety, dzieci i starcy, musieli się chować po piwnicach, gdzie najczęściej czekała ich śmierć z głodu czy przez rostrzelanie, a dla wielu kobiet poprzedzał to jeszcze gwałt. Największe, najważniejsze, najbogatsze miasto Polski zostało zrównane z ziemią wraz ze wszystkimi zabytkami i całym dorobkiem kulturowym. Jeśli w takim razie ktoś uważa, że był w tym sukces, to ja się pytam, gdzie??? Sukcesem mamy nazwać późniejszą ułatwioną zdecydowanie sowietyzacje Polski? A może całkowite olanie naszej sprawy przez zachód? Jeśli tym sukcesem ma być honor, to przepraszam, ale wolę go w ogóle nie posiadać.
2. "Powstanie i tak musiało wybuchnąć"
Bzdura. Jak to musiało? To jak ja miałbym depresję, to znaczy, że muszę skoczyć z 10 piętra? Jak nie skocze, to będę żył. Może nie tak jakbym chciał, ale będę żył. Jakby nie było powstania, to ci ludzie też by żyli. Może nie w takiej Polsce, jaką chcieli, może byliby ścigani, zamykani w więzieniach i skazywani na śmierć. Nawet na pewno by tak było. Tylko to by nie byli wszyscy ci, którzy zginęli w powstaniu. Pomyślcie sobie teraz, że nie tylko nigdy nie było PW, ale nie było też całej akcji "Burza". Polacy nie ujawnili się, przed Sowietami na kresach, nie byli rozbijani w Wilnie, w Grodnie, we Lwowie. Wszyscy dalej żyli, dalej walczyli o wolność. Pewnie by przegrali, ale wielu z nich dalej by funkcjonowało w nowym społeczeństwie. 1 września w obchodach brałoby udział więcej weteranów, może mieliby oni wpływ na inne myślenie tego narodu, może mielibyśmy lepsze elity polityczne. Nie wiemy tego, ale wiemy, że została nam odebrana ta nadzieja właśnie decyzją o wybuchu powstania. Czyli ono wcale nie musiało wybuchnąć. Często pojawia się także kłamliwy argument jakoby młodzież i tak poszłaby do walki. Otóż jest to całkowita nieprawda. AK była regularną armią czy nie? Skoro chwalimy się, że była, to musimy być świadomi, że w armii są rozkazy, a je się wykonuje. Wszelkie przejawy niesubordynacji należy odpowiednio karać. Po drugie przypominam, że przed godziną W miały miejsce dwie mobilizacje. Właśnie ta porywcza młodzież posłusznie odłożyła broń do skrytek i wróciła do domów. Skompromitowała się jedynie Komenda Główna AK, która w ten sposób doprowadziła do ujawnienia całej siatki podziemia.
3. "My nie wiemy, jak to naprawdę wtedy było"
To prawda, nie wiemy. Szczerze mówiąc to ja nawet nie chce wiedzieć. Rozumiem, że okupacja była koszmarem i tym bardziej przeraża mnie fakt, że w dowództwie nie było na tyle wyobraźni, żeby uzmysłowić sobie co zrobią ci okrutni przez 5 lat Niemcy, kiedy im Polacy zaczną Warszawę odbijać. Wszyscy wiedzieli, co robią Niemcy. Były łapanki, rozstrzeliwania w lasach, obozy koncentracyjne. Wszyscy też wiedzieli co robiła Armia Czerwona. Przychodziły raporty ze wschodu, Komenda Główna była powiadamiana o rozbijaniach grup partyzanckich przez Sowietów. To nie były rzeczy nowe, a mimo to uznano, że można walczyć z jednymi bydlakami, żeby szeroko otworzyć ręce na widok drugich bydlaków. Do tej pory zastanawiam się, jak to widział Okulicki, jeśli wygrałby powstanie. "Witamy szanownych sojuszników naszych sojuszników. Zdobyliście całą Polskę aż do Wisły, ale Warszawa jest nasza. Mamy tutaj młodzież z butelkami z benzyną i ogłaszamy, że możecie iść dalej z nami ramię w ramię. A jak już zdobędziemy Berlin, to wracacie do siebie." Naiwność? Szaleństwo? Głupota? Czy agentura?
4. "Nie możemy tak dzisiaj oceniać historii"
To po co ta historia jest? Po co dzieci uczą się w szkołach o królach, rozbiciach dzielnicowych, wojnach i tych wszystkich powstaniach? Po to, żeby się wkuć, dostać 5 i zapomnieć? Historia ma sens tylko wtedy, jak wyciągamy z niej wnioski. Tak jak w życiu każda porażka pozwala nam zdobywać doświadczenie, tak historia naszego państwa musi nas uczyć zapobiegać podobnym błędom w przyszłości. Musimy wiedzieć, że może za 10, 30, 50 lat będziemy w podobnej sytuacji. Jeśli wyciągniemy wnioski, to może uda nam się zwyciężyć. Jeśli dalej będziemy traktować polską krew jak tani towar, to powtórzyć może się wszystko na jeszcze większą skalę. Na tym polega patriotyzm. Nie chodzi jedynie o składanie kwiatów i machanie flagą, ale o zabezpieczenie przyszłości dla kolejnych pokoleń. O zapewnienie bezpieczeństwa, rozwoju i szczęśliwego życia, o to, żeby nasze dzieci i wnuki nie musiały spłacać długów przez nas zaciągniętych.
5. "Ci powstańcy to skończeni idioci"
To jest stwierdzenie nad wyraz drastyczne, ale takie też słyszy się z drugiej strony sporu. Nigdy nie zgodzę się z obarczaniem młodych, wspaniałych ludzi za tragedię Warszawy. Winę ponosi dowództwo, a bohaterom należy się cześć i wieczna pamięć. Niektórzy nie widzą różnicy między świętowaniem a upamiętnianiem. Dzisiaj o 17 będę na rondzie Dmowskiego, żeby upamiętnić bohaterów, którzy wykonali swój rozkaz w sposób nadzwyczajny. Za to zawsze należy o nich pamiętać.
To chyba tyle. 5 największych anty-haseł w debacie na temat powstania warszawskiego.