Zakopali ciało dziecka. Mieszkańcy wsi w szoku. "Widać było, że są po jakichś przejściach"
— Spotykałam często tę kobietę na spacerze z dziećmi. Miła, uśmiechnięta, maluchy czyste, zadbane, widać było, że matka je kocha. Boże, nie rozumiem, jak mogło dojść do takiej strasznej tragedii — wzdycha w rozmowie z Onetem pani Katarzyna, sąsiadka 19-latki, która usłyszała dziś zarzuty zabójstwa swego 4,5-letniego synka. Podobnie, jak jej partner, który miał zakopać zwłoki dziecka w lesie. Z naszych nieoficjalnych ustaleń wynika, że ciało 4,5-latka mogło przeleżeć w ziemi nawet dwa miesiące.
https://www.onet.pl/informacje/onetwarszawa/cialo-...
Z naszych ustaleń wynika, że para z dwójką dzieci — 4,5-letnim i niespełna rocznym — wynajęła mieszkanie w jednym z domów w Górkach na rok. Płacili za wynajem gotówką, regularnie. Mężczyzna mówił, że pracuje u wujka w piekarni
— Na pierwszy rzut oka sprawiali dobre wrażenie, choć widać było, że są po jakichś przejściach. Zwłaszcza kobieta, która musiała zostać matką w bardzo młodym wieku — opowiada właściciel budynku, w którym mieszkali
Wyprowadzili się nagle w sierpniu. Od razu wyjechali. Potem nie pojawiali się już w tej okolicy. Wszystko więc wskazuje na to, że już wtedy doszło do zbrodni
— Matka często wychodziła na spacery z dziećmi. Młoda, ładna, zadbana. Przyjemna i uśmiechnięta. A jak mówiła te sąsiedzkie "dzień dobry", to widać było, że to nie jest takie wymuszone, kurtuazyjne, tylko tak z serca — mówi nam pani Katarzyna, sąsiadka
— Dzieci też czyste, zadbane, widać, że je kochała. Taka zwykła rodzina. Nie było tu żadnej patologii, hałasów, awantur. W życiu bym nie podejrzewała, że akurat w tej rodzinie może wydarzyć się coś tak strasznego — dodaje
We wsi mówi się, że to mógł być wypadek. Że dziecko zostało poparzone wrzątkiem. — Ale dlaczego nie zadzwonili po karetkę? Albo nie przybiegli po pomoc do sąsiadów? Jedyne, co im przyszło do głowy, to je zakopać?— powątpiewa z kolei pani Dominika, inna sąsiadka