Chcieli go tylko zabić politycznie, ale przyczynili się do jego fizycznego unicestwienia.
Barbarzyński atak i zabójstwo prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza są pełne ponurej symboliki, w której nic nie jest przypadkowe.
Po pierwsze, zamordowany został człowiek, który blisko 20 lat swojego życia poświęcił pracy dla innych, dla Gdańska i jego mieszkańców. Zdecydowane zwycięstwo w ostatnich wyborach pokazało, jak gdańszczanie oceniali swojego prezydenta. Takich ludzi nie ma bardzo wielu. I taki właśnie człowiek stał się celem zamachu.
Po drugie, zamach nastąpił w kluczowym momencie finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, która jak żadne inne przedsięwzięcie od 26 lat wyzwala w milionach Polaków odruchy dobra i najlepsze uczucia. Stało się to w chwili i w miejscu największej koncentracji zbiorowej radości i satysfakcji ze wspólnego pomagania. Taki bowiem jest sens "Światełka do nieba", odpalonego kilka sekund po tym, jak z estrady padły wypowiedziane przez Pawła Adamowicza piękne, pełne radości słowa podziękowania gdańszczanom za wspólne „dzielenie się dobrem”. Ostatnie słowa, które wypowiedział. Wtedy właśnie zbrodniarz zadał zabójcze ciosy nożem. Tak jakby zło w czystej postaci nie mogło znieść tej koncentracji pozytywnych uczuć, odruchów dobra, solidarności i radości.
I wreszcie, po trzecie, zabity został człowiek, który przez długi czas był celem ataków słownych, hejtu, rozkręcającej się spirali nienawiści w debacie publicznej, w mediach, a nawet na ambonie. Byłem przed ostatnimi wyborami świadkiem, gdy jakiś żałosny urzędnik Pana Boga, zamieniając ambonę wiejskiego kościółka w wiecową trybunę, część swojego zdumiewającego pseudokazania poświęcił „zdrajcy Adamowiczowi”, który „nie chce polskich wojsk na Westerplatte i w 1939 też by nie chciał”.
To zaczadzenie nienawiścią wikarego z odległej mazowieckiej wsi nie brało się znikąd. Karmiło się nienawiścią sączoną dzień w dzień przez media prawicowe i katolickie, a zwłaszcza przez realizujące zamówienia polityczne swoich mocodawców media zwane dla niepoznaki „publicznymi”. Słynne chamskie ekscesy dziennikarskiego chuligana z kamerą i mikrofonem TVP, który pokrzykiwał na Adamowicza na ulicach Warszawy i Gdańska, na długo pozostaną symbolem medialnego hejtu publicznej telewizji. Usiłowano zrobić z niego nie tylko pospolitego przestępcę i złodzieja, lecz także zdrajcę ojczyzny. W reżimowej propagandzie prezydent Gdańska miał być czarnym ludem i symbolem wszelkiego zła.
Taką nienawiścią karmił się nie tylko wiejski ksiądz, nie tylko internetowy troll czy zwykły wyborca, ale przecież mógł ją chłonąć również nieobliczalny szaleniec czy kryminalista.
Nikt rozsądny nie powie, że inspiratorzy i wykonawcy hejtu na Pawle Adamowiczu świadomie chcieli doprowadzić do zamachu na jego życie i do jego śmierci. W ich zamiarze złe słowa miały tylko prezydenta Adamowicza zabić politycznie, a wczorajsze ciosy nożem fizycznie go unicestwiły. Ale nie mówcie, że nie ma żadnego związku pomiędzy jednym a drugim. Bo jest…
http://wyborcza.pl/7,75968,24363352,kamera-mikrof...