independent MM odrzuca tym, że nikt tu nie dba o czystość, ład i porządek. Wszędzie pobite butelki (na skrzyżowaniu Warszawskiej i Placu Kilińskiego leżały 4 miesiące potłuczone flaszki i nikomu to nie przeszkadzało), dworzec - bez komentarza, park także, wszędzie pełno liści, śmieci, obesranych chodników (dramat ze świadomością właścicieli psów), kiepów (odsetek palących w miejscach publicznych w granicach 50%), na Kościuszki z siatek na drzewach (za pomysł nagroda Nobla) pozostały strzępy, w szpitalu syf i bród, walące się domy.
Przyznasz, że różowo nie jest. Jak można to tolerować? Nikomu to nie przeszkadza? Nikt tego nie widzi? Czy już wszyscy się do tego przyzwyczaili?