6°C

17
Powietrze
Wspaniałe powietrze!

PM1: 6.73
PM25: 10.15 (67,7%)
PM10: 11.03 (24,51%)
Temperatura: 6.33°C
Ciśnienie: 1018.58 hPa
Wilgotność: 68.80%

Dane z 23.04.2024 12:40, airly.eu

Szczegółowe dane meteoroliczne z Mińska Maz. są dostępne na stacjameteommz.pl


facebook
REKLAMA

Forum

Straż Narodowa

82 postów
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Poniedziałek, 16 listopada 2020 17:56:58
0
0 0
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Żabodukt Postów: 42325
kumak Niedziela, 15 listopada 2020 • 14:44:10
-2
+
-
oczywiście- kiedy koledzy chcieli zobaczyć jak wygląda kalkulator komputer video dvd czy montaż komputerowo filmów przychodzili do mnie

a PO POkazie tych cudów techniki wszyscy ubierali sukienki i szli się odpryskać w miejscu publicznym,
taka nowoczesność z mazgułowa rodem
Żabodukt Postów: 78381
kumak
Żabodukt, postów: 78381
Wtorek, 17 listopada 2020 05:29:53
-2
0 -2
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Rodziny z dziećmi radośnie świętujące rocznicę odzyskania niepodległości. Zapis kamer z Ronda de Gaulle'a (źródło: MSWiA)
Post edytowany
MIńsk Mazowiecki Postów: 4929
Zagłoba
MIńsk Mazowiecki, postów: 4929
Wtorek, 17 listopada 2020 10:11:09
-2
0 -2
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Jak podpalić to nie było komu, a grzeją się wszyscy!
gdzieś indziej Postów: 11573
michal1965
gdzieś indziej, postów: 11573
Wtorek, 17 listopada 2020 11:01:59
0
0 0
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
No proszę jak policja ma wszystko udokumentowane.
W Mińsku patałajstwo bluzgało i wyzywało w obecności policjantów a policja nie wszczeła żadnego postępowania.

Zgodnie z art. 141 kodeksu wykroczeń używanie słów nieprzyzwoitych w miejscu publicznym jest karalne. Wobec sprawcy może zostać zastosowana kara ograniczenia wolności, grzywny do kwoty 1.500,- zł albo kara nagany. Miejsce publiczne (inaczej ogólnodostępne) oznacza miejsce dostępne dla nieograniczonej liczby osób, które mogą tam przebywać bez szczególnego zezwolenia.
Żabodukt Postów: 78381
kumak
Żabodukt, postów: 78381
Wtorek, 17 listopada 2020 12:59:22
-2
0 -2
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Michale nie wygnaleś z siebie komuny.Mamy prawem zagwarantowaną wolność demonstrowania i wypowiedzi i nie ma cenzury.To nie była uliczna awantura kilku pijaków tylko polityczny protest wkurzonych Polaków a nie jak ty piszesz talatajstwa.Sracie wyżej niż dupy macie a za murem kościelnym znajdziesz większy syf i pijaństwo i gwałcenie dzieci.I nawet ten proceder sięga biskupów którzy zamiast posprzątać swoją stajnie mówią kobietom jak mają żyć.
Post edytowany 2 razy
gdzieś indziej Postów: 11573
michal1965
gdzieś indziej, postów: 11573
Wtorek, 17 listopada 2020 14:13:06
+1
+1 0
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
W przeciwieństwie do Ciebie ani ja ani moja rodzina nic z komuną nie miała wspólnego. Zarzucasz komuś komunę A w twoich wpisach na kilometr śmierdzi towarzyszami.Chociażby prymitywny antyklerykalizm to powielanie propagandy lat 50tych.

Nikt nie może łamać prawa na żadnej demonstacji
Post edytowany 2 razy
Żabodukt Postów: 78381
kumak
Żabodukt, postów: 78381
Wtorek, 17 listopada 2020 14:36:45
-2
0 -2
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
przykład idzie z góry
Post edytowany
gdzieś indziej Postów: 11573
michal1965
gdzieś indziej, postów: 11573
Wtorek, 17 listopada 2020 23:56:41
+1
+1 0
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Bp Ignacy Dec: Świat akademicki jest zakażony ideologią neomarksistowską

– Świat akademicki niestety jest dzisiaj zakażony ideologią neomarksistowską. Dlatego mamy ludzi, którzy zatracili świadomość wartości prawdy, dobra, piękna i świętości. Jest potrzebna jakaś refleksja, żeby proces kształcenia młodego pokolenia był ukierunkowany na rozwój człowieka w wymiarze religijnym. Religia jest syntezą wszystkich wartości – mówił w Radiu Maryja bp Ignacy Dec.
Biskup Dec przyznał, że duchowni są przerażeni tym, co było widać i słychać na ulicach wielu miast. – To jest powód do podjęcia refleksji, abyśmy zrobili coś, żeby instytucje wychowawcze (…) kształtowały człowieka według myśli Bożej i rozwijały osobowość. W języku teologicznym czy ascetycznym nazywa się to wzrastaniem w doskonałości. Rozwijanie uzdolnień intelektualnych, moralnych i religijnych jest dążeniem do świętości – ocenił.
gdzieś indziej Postów: 11573
michal1965
gdzieś indziej, postów: 11573
Wtorek, 17 listopada 2020 23:57:17
+1
+1 0
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
– Refleksja będzie źródłem działania. Najpierw trzeba sprawę rozważyć, rozeznać, przemyśleć, a potem wytyczyć jakieś cele i podjąć właściwe działania - dodał bp Dec.

– Człowiek jest istotą, która winna być poddana procesowi wychowania, a w wychowywaniu są ważne dwie ścieżki – ścieżka przekazywania wiedzy, która jest ważna, ale nie najważniejsza; oraz ścieżka wychowania według pewnych wartości. W procesie wychowania musimy mieć świadomość, jakie wartości są najważniejsze. (…) W obecnym wychowaniu zniknęły wartości, które są bardzo ważne. Dlatego dzisiaj mamy ludzi, którzy zatracili świadomość wartości prawdy, dobra, piękna i świętości - powiedział biskup.

https://dorzeczy.pl/religia/161583/bp-ignacy-dec-s...
Żabodukt Postów: 78381
kumak
Żabodukt, postów: 78381
Środa, 18 listopada 2020 05:18:26
-2
0 -2
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
@Dlatego dzisiaj mamy ludzi, którzy zatracili świadomość wartości prawdy, dobra, piękna i świętości - powiedział biskup.

W komunikacie opublikowanym na stronie Nuncjatury Apostolskiej poinformowano, że "w wyniku przeprowadzenia dochodzenia ws. oskarżeń wysuwanych pod adresem kard. Henryka Gulbinowicza oraz po przeanalizowaniu innych zarzutów dotyczących kardynała, Stolica Apostolska podjęła w stosunku do niego decyzję o zakazie uczestnictwa w jakichkolwiek celebracjach lub spotkaniach publicznych oraz używania insygniów biskupich".

Nakazano mu również wpłacenie "pewnej sumy pieniędzy jako darowizny na działalność Fundacji św. Józefa powołanej przez Konferencje Episkopatu Polski w celu wspierania działań Kościoła na rzecz ofiar nadużyć seksualnych, pomocy psychologicznej oraz prewencji i kształcenia osób odpowiedzialnych za ochronę nieletnich".

Oskarżenia o molestowanie, tuszowanie pedofilii w kościele i współpracę z SB
W ostatnich miesiącach kardynał Gulbinowicz był publicznie oskarżany o molestowanie seksualne, krycie księży pedofilów oraz współpracę z SB. Po premierze „Tylko nie mów nikomu” okazało się, że w 2005 r. Gulbinowicz poręczył za mającego pedofilskie skłonności księdza Pawła Kanię. Dzięki temu uniknął on aresztu.Po decyzji Watykanu wrocławska kuria przeprosiła wszystkie ofiary kardynała Gulbinowicza. – Komunikat Nuncjatury Apostolskiej jest dla nas o tyle bolesny i trudny, bo pokazuje, że w przeszłości byli ludzie, którzy zostali skrzywdzeni w kościele wrocławskim i dzisiaj z szacunku do tych ofiar należy się im słowo „przepraszam” – mówił Onetowi ks. Rafał Kowalski, rzecznik wrocławskiej kurii.

W najbliższy piątek wrocławscy radni mają głosować w sprawie odebrania kardynałowi tytułu honorowego obywatela Wrocławia, przyznanego mu w 1996 r. https://www.onet.pl/informacje/onetwroclaw/kard-he...
i nie ma co teraz pieprzyc o "Rozwijanie uzdolnień intelektualnych, moralnych i religijnych jest dążeniem do świętości "
Post edytowany
Żabodukt Postów: 78381
kumak
Żabodukt, postów: 78381
Środa, 18 listopada 2020 14:41:56
-2
0 -2
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
https://tvn24.pl/premium/straz-narodowa-co-to-j...
Na publiczne wezwanie Roberta Bąkiewicza zostałem "obrońcą kościołów". Byłem świadkiem polowania na Antifę. Brałem udział w tajnym szkoleniu. Uczyłem się strzelać. Ochraniałem Marsz Niepodległości i widziałem płonące mieszkanie. To relacja ze środka Straży Narodowej.

Autor reportażu jest dziennikarzem TVN24. Ze względu na jego bezpieczeństwo, zgodnie z przepisami prawa prasowego, jego dane pozostaną utajnione.

Orędzia i nabory
"Jesteśmy dzisiaj na wojnie..." - mówi w nagraniu opublikowanym w internecie Robert Bąkiewicz, szef stowarzyszenia Marsz Niepodległości.

"Pierwsza krew już się polała, być może ta krew poleje się dalej" - dodaje
.Film z 27 października, opublikowany przez "Życie Stolicy", to odpowiedź na protesty, które wybuchły po wyroku Trybunału Konstytucyjnego pięć dni wcześniej. Cofnijmy się do tego dnia.

22 października Trybunał Konstytucyjny orzeka, że przepis zezwalający na dopuszczalność aborcji w przypadku dużego prawdopodobieństwa ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu jest niezgodny z ustawą zasadniczą. Oznacza to, że kobiety będą musiały rodzić dzieci, które nie będą miały szansy na przeżycie. Rusza lawina. Dziesiątki tysięcy ludzi, dzień w dzień, w miastach i miasteczkach będą wychodzić na ulice, aby wykrzyczeć swój sprzeciw i gniew.

Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki oznajmia: "Z wielkim uznaniem przyjąłem dzisiejszą decyzję Trybunału Konstytucyjnego, uznającą aborcję eugeniczną za niezgodną z Konstytucją Rzeczypospolitej".

Jest czwartek.

W sobotę, 24 października organizatorki Ogólnopolskiego Strajku Kobiet napiszą na swojej stronie internetowej: "Wiecie, jak cieszą się kościelni sadyści? Wiecie, jak jutro katofanatycy będą świętować zwycięstwo nad kobietami? Fakt legalizacji tortur? Popsujmy im humory!". Wezwą do protestowania podczas niedzielnych mszy.

W niedzielę w świątyniach dojdzie do kilkudziesięciu incydentów.

Także z udziałem narodowców, którzy postanawiają bronić kościołów. Zorganizowana grupa mężczyzn nie pozwala wejść do środka Bazyliki Św. Krzyża w Warszawie pojedynczym kobietom, które trzymają flagi lub transparenty. Szarpią się na schodach.
Tomasz Kalinowski, wiceprezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości, mówi wtedy, że narodowcy dostali zgodę od proboszcza świątyni na "pozbywanie się osób agresywnych" i jej ochronę. W rozmowie z OKO.press ks. Zygmunt Berdychowski potwierdził, że zgodził się na interwencję narodowców w kościele i przed nim.

Stojący obok Kalinowskiego Robert Bąkiewicz, organizator obrony świątyni, dodaje: "Jesteśmy gotowi fizycznie bronić kościołów".

Powołuje Straż Narodową.

Ma doświadczenie w działaniu w organizacji. Bąkiewicz jest prezesem Stowarzyszenia Marsz Niepodległości, był w kierownictwie Obozu Narodowo-Radykalnego. Odszedł w 2018 roku, po - jak mówi mi były członek tej skrajnie narodowej organizacji, ale jak wówczas także donosiły media - przegranej walce o kierownictwo i "różnicy zdań w wizji rozwoju" ONR. Człowiek, który o tym opowiada, podążył za Bąkiewiczem w kierunku Ruchu Narodowego.

We wtorek, 27 października głos zabiera wicepremier Jarosław Kaczyński. Prezes PiS w swoim oświadczeniu opublikowanym w internecie przemawia do Polaków: "Dokonywane są ataki na kościoły, (...) musimy bronić polskich kościołów, musimy ich bronić za każdą cenę. (...) Bardzo często w tych atakach widać pewne elementy przygotowania, być może nawet wyszkolenia. Ten atak jest atakiem, który ma zniszczyć Polskę".
Tego samego dnia Robert Bąkiewicz apeluje w opublikowanym na YouTube wideo: "Musimy bronić kościołów, naszej wiary, najświętszego sakramentu (...) dlatego, że dzisiaj zło, szatan atakuje. Zapraszam państwa do Straży Narodowej, którą organizujemy, żebyście do niej przystępowali, wysyłali własne aplikacje".

W trwającym kilka minut wystąpieniu Bąkiewicz zaznacza, do kogo kieruje swój apel:

"To mężczyźni mają stanąć na czele tej obrony tych wartości. Kobiety niech się modlą, niech pomagają, niech zapewniają prowiant, modlitwę".

Postanawiam wstąpić do Straży Narodowej i zobaczyć, jak wygląda od środka formacja powołana przez Bąkiewicza. Chcę wiedzieć, co kryje się za słowami lidera Straży, które padły podczas niedzielnej konferencji przed Bazyliką Św. Krzyża. "Miecz sprawiedliwości nad nimi (protestującymi przed i w kościołach - red.) wisi i jeśli trzeba będzie, zgnieciemy ich w proch i zniszczymy tę rewolucję. Jeśli państwo polskie nie jest dzisiaj w stanie zapewnić nam bezpieczeństwa, będziemy podejmowali działania" - mówił Bąkiewicz. Jako dziennikarz nie mam innej możliwości, by dowiedzieć się, jak organizują się i jakimi metodami chcą działać ludzie związani ze skrajną prawicą, jak tylko ze środka powstającej organizacji.

Aplikant
Wchodzę na stronę Straży Narodowej i uzupełniam przygotowany formularz. Podaję imię i nazwisko, telefon, datę urodzenia i kod pocztowy. W rubryce "coś o sobie" piszę, że chcę pomóc w obronie świątyń. Nikt najprawdopodobniej nie weryfikuje podanych przeze mnie informacji.

W sieci trafiam też na internetową zbiórkę pieniędzy na działalność Straży Narodowej. Kwota rośnie w szybkim tempie. 4 tysiące osób wpłaca w sumie ponad 300 tysięcy złotych. W dwa tygodnie. Wpłacone kwoty wahają się od kilku do nawet 5 tysięcy złotych.

Dołączam też do facebookowej grupy "Straż Narodowa". Chcę zobaczyć, kim są i o czym rozmawiają osoby, które odpowiedziały na apel Bąkiewicza.

"Chyba powinniśmy jak w wojsku mieć struktury jakie będą dostawały dofinansowanie z dowództwa i wyznaczone grupy coś jak grupy interwencyjne odpowiednio przeszkolone będą działać" - pisze wewnątrz grupy Mateusz z Warszawy.

"Pałka teleskopowa jest lekka i w pełni legalna, mieści się w większej kieszeni, tak samo gaz. Uważam, że każdy członek SN powinien to dostać na wyposażeniu, ponieważ gdy odetną część grupy np tej to pozostali będą mogli działać" - odpowiada mu użytkownik Piotr.

Pada wiele pytań o zagrożone kościoły i taktykę ich obrony.

"Wiecie co myślę - że może stanąć obok schodów kościoła dla zmyły i pilnować, jak ktoś będzie chciał coś zrobić to szybko go pach. Nie wszyscy muszą stać na górze" - Przemek z Zakopanego.

"Zobaczcie, są już prawie na Pl. 3 Krzyży! Jest tam ekipa od nas???" - komentuje Jacek.

Członkowie grupy boją się dekonspiracji i wzajemnie ostrzegają się przed szpiegami, którzy mogą chcieć dostać się do facebookowej społeczności "Straż Narodowa".

"Mam niezły radar do wychwytywania tego szlamu" - o "lewakach" pisze Małgorzata z Krakowa, jedna z niewielu kobiet na forum. Dodaje też: "pozdrawiam serdecznie :) czekam na odzew w przypadku zainteresowania :)".

Dyskusja jednak z każdą godziną wygasa. Ale tylko pozornie, bo przenosi się w inne miejsce...
trażnik
Czwartek, 29 października, rano. Na ekranie mojego telefonu pojawia się wiadomość od nieznanego numeru. Dostaję SMS od mężczyzny, który od teraz staje się moim dowódcą. Nie znam jego nazwiska, tylko pseudonim - "Sokół". Na jego polecenie ściągam szyfrowany komunikator. Dowódca dodaje mnie do zamkniętej grupy. Straż Narodowa zostaje podzielona na plutony. Mój nazywa się "Siekiera".

Nie znamy swoich nazwisk, nie wiemy też, ile jest innych plutonów i jak są liczne. Telefon wibruje co kilka chwil, w ciągu godziny członkowie plutonu wymieniają kilkadziesiąt wiadomości. Muszę być na bieżąco, bo wszystkie wiadomości znikają po 24 godzinach. Nie wiem, kto tak naprawdę kieruje tą grupą i jakie dostaniemy rozkazy.

Komunikator plutonu "Siekiera", późny wieczór:

"Ważne, żeby nie pozwalać się prowokować i nie zachowywać się jak oni" - pisze o protestujących strażnik Mateusz72.
"Ważne, żeby zrobić to tak, żeby wyszło na obronę konieczną" - odpowiada chwilę później strażnik używający pseudonimu "Wolf".

Członkowie straży czekają na rozkazy, wysyłają też meldunki o sytuacji w swoich parafiach.

"W parafii św. Michała Archanioła na Mokotowie spokój" - Paweł
"Św. Tomasz, Ursynów, pilnujemy, jest spokój" - Krzysztof
"Zapewne szczury wypełzną wieczorem" - Wigier

"Pamiętajcie, że poświęcając swój czas i broniąc kościołów przed atakami robicie świetną robotę i że wasz trud Pan Bóg wam wynagrodzi" - “Sokół” - dowódca plutonu “Siekiera”.

Nikt nie melduje ataku na kościoły.

Warta przed świątynią
Piątek, 30 października. Do stolicy jadą tysiące osób z całego kraju. Ogólnopolski Strajk Kobiet organizuje swój największy protest pod hasłem "Na Warszawę!".

"Sokół", dowódca plutonu "Siekiera", wysyła przez komunikator informację o zbiórce przed Bazyliką Św. Krzyża o godzinie 14:00. To świątynia na Krakowskim Przedmieściu, której narodowcy bronili w poprzednią niedzielę, 25 października. Oglądam nagrania z tamtego dnia, żeby zobaczyć, czego mogę się spodziewać na służbie w Straży. Na filmie kilku mężczyzn znosi protestującą kobietę po schodach kościoła. Całej sytuacji przyglądają się stojący obok policjanci. Poproszony o komentarz rzecznik stołecznej policji Sylwester Marczak odsyła do wypowiedzi z tego dnia dla TVN24. "Jesteśmy tam (pod kościołami – red.) po to, żeby nie dochodziło do konfliktów" - mówił. Podkreślał, że policjanci nie interweniują wobec osób, które manifestują swoje poglądy. Reagują tylko wtedy, gdy ktoś nie przestrzega obostrzeń lub atakuje funkcjonariuszy.

Żeby zlać się z tłumem, ubieram się tak samo jak mężczyźni sprzed kościoła: bojówki, ciemna kurtka. Na twarz, zamiast maseczki, zakładam komin.

Docieram pod jeden z kościołów w centrum Warszawy, przed świątynią stoi już oddział policji, a za policjantami czekają obrońcy Kościoła.

- Szczęść Boże! - słyszę na przywitanie od mężczyzny ubranego prawie tak samo jak ja.

- Jak jest? Myślisz, że będzie dziś spokój?

- To się jeszcze okaże - odpowiada strażnik. Po chwili zauważam, że przy pasku ma przypiętą pałkę teleskopową.

Stoimy przed kościołem, tyłem do wejścia do świątyni. Przechodnie co kilka chwil robią nam zdjęcia. Obserwujemy ludzi z transparentami, którzy idą na protest.

- Nie dajcie się sprowokować, stoimy, nie reagujemy na nic - mówi do nas jeden z dowódców o pseudonimie "Juhas".

Wspólnie odmawiamy Koronkę do Miłosierdzia Bożego. Po modlitwie rozmawiamy o Strajku Kobiet.
To są głupie, zmanipulowane dzieci - mówi strażnik w czarnym płaszczu.

- Tęsknię za latami 90. Kiedyś można było nazwać kogoś pedałem i nikt nie robił problemu, a teraz nazywają cię homofobem - odpowiada mu strażnik w skórzanej kurtce pilotce.

- Trudniej będzie z Antifą, oni mogą nam narobić problemów. Myślicie, że się tutaj pojawią? - pyta strażnik w czarnym płaszczu.

Antifa, przed którą ostrzegał Robert Bąkiewicz i której obecności obawiają się strażnicy, to nieformalny ruch antyfaszystowski. Niemiecki Federalny Urząd Ochrony Konstytucji uważa ich za lewicowych ekstremistów, skłonnych do przemocy i nieprzestrzegania prawa. Narodowcy postrzegają Antifę jako swoich śmiertelnych wrogów.

Mijają godziny. Nikt nie atakuje świątyni, która jest szczelnie otoczona także przez służby.

Mija nas jedna z kolumn Strajku Kobiet. Przechodzący krzyczą w naszym kierunku najczęściej dwa hasła. Popularne jest "je… PiS", ale o wiele częściej słychać "chodźcie z nami". Część protestujących macha w naszym kierunku, niektórzy tańczą do muzycznego remiksu znanej piosenki, w której słowa refrenu zamieniono na hasło "je… PiS". Tłum jest głośny, my milczący.

W pewnym momencie "Juhas" ogłasza przez megafon, że będziemy odmawiać różaniec. Modlitwa jest prowadzona przez megafon, a obrońcy kościoła krzyczą jej słowa w kierunku mijających nas ludzi. Niektórzy trzymają w zaciśniętych, wyciągniętych pięściach różańce. Najpopularniejsze są duże, drewniane, które widać z daleka. Protestujący reagują na naszą modlitwę obojętnością.

Jeden ze strażników wyciąga telefon komórkowy i pokazuje innym, co dzieje się na placu Zamkowym. Oglądamy relację z bitwy z oddziałami policji. Wiadomość o starciach rozchodzi się szybko wśród zgromadzonych przed kościołem ludzi i rozgrzewa niektórych strażników do czerwoności. Pod naszą świątynią jest spokój, a gdzieś tam w mieście akcja.
To pewnie Antifa! - krzyczy łysy strażnik w ciemnym dresie do innych obrońców kościoła. Słowo Antifa rozjusza grupę.

- Musimy iść na miasto, szukać Antify! - krzyczy wysoki mężczyzna w kominiarce z czaszką.

Reaguje starszy mężczyzna, odmawiający różaniec na schodach kościoła. - Nie zostawiajcie nas. Jesteście potrzebni tutaj, żeby nas bronić - mówi, rozglądając się wokół, jakby szukając poparcia dla swoich słów.

- Takie są decyzje, idziemy szukać Antify - odkrzykuje łysy obrońca kościoła.

Dowódca "Juhas" obserwuje całą sytuację i nie reaguje w żaden sposób. Mężczyźni, którzy chcą szukać Antify ruszają spod kościoła, dołączam do ich grupy. "Juhas" zostaje pod świątynią.

Myśliwi
Mijamy dwie przecznice. Na swojej drodze spotykamy "lotny" pluton Straży Narodowej. To oddział, który nie dostał rozkazu obrony żadnego konkretnego kościoła. Składa się z około dwudziestu osób. Są młodzi, wszyscy szalenie zdyscyplinowani. Mają być jak żądło, doraźnie reagować tam, gdzie będzie akurat potrzeba. Dowódca ma pseudonim "Morawa" i na oko 20 lat. Zna wszystkich członków swojego oddziału po imieniu.

- To jak chcecie, to możemy się wybrać w stronę placu Zamkowego razem, pójdziemy tą boczną uliczką - proponuje nam "Morawa".

- To chyba lepiej na dwie co najmniej się grupy podzielić, żeby nie było tak, że jak kogoś policja zatrzyma, to wszystkich zatrzyma - proponuje mężczyzna w kominiarce z czaszką.

- Chcecie też się oznaczyć? - pyta zamaskowany nastolatek w kurtce z naszywką Młodzieży Wszechpolskiej, wyciągając rolkę srebrnej taśmy z kieszeni kurtki.

- Czym się oznaczyć? - pyta mężczyzna w kominiarce z czaszką.

- Żeby wiadomo było, kto jest kto, żeby nie bić swoich... - odpowiada, prezentując ramię owinięte taśmą.

,Po krótkim zastanowieniu ja też owijam się. Ruszamy na plac Zamkowy, pod Kościół Akademicki św. Anny, który - według "Morawy" - lada moment może zostać zaatakowany przez Antifę. Naszą trasę przecina kolumna Strajku Kobiet, do której się zbliżamy.

Dowódcy komunikują się ze sobą przez radiotelefony. Szybko orientuję się też, że można ich poznać po dużych, czarnych butlach gazu pieprzowego, schowanych w kieszeniach bojówek.

Zbliżamy się do fali protestujących ludzi. Okrzyki demonstrantów, wcześniej niezrozumiałe, stają się coraz wyraźniejsze.

- Mamy dość! Wypi……ć! - skanduje tłum.

Nad naszymi głowami kolejny raz przelatuje policyjny śmigłowiec. "Morawa" zakazuje nam kogokolwiek zaczepiać, mamy możliwie szybko przedostać się na drugą stronę pochodu.

- Antifa idzie, ej! - krzyczy nagle jeden z członków grupy.
- A to ku..y!
- Wjeżdżamy!
- Ku..a!
- Aaaaa!
onkowie oddziału wrzeszczą, widząc wśród protestujących czerwono-czarne flagi, symbole znienawidzonej organizacji. Wypadają z bocznej ulicy. Znika całe zorganizowanie grupy. Widać, kto chce przystąpić do ataku, a kto tylko obserwować. Stoję na wlocie ulicy razem z kilkoma innymi strażnikami, którzy nie ruszyli do ataku.

Wśród manifestujących widać przerażenie. Narodowcy biegną i krzyczą niezrozumiałe hasła w kierunku protestujących ludzi. Przeczuwam, że chodzi im o ich wystraszenie. Wybucha panika, tłum zaczyna uciekać. Wszystko dzieje się błyskawicznie. Młodzi mężczyźni kopią obcych sobie ludzi i próbują zdobyć wypatrzone czerwono-czarne flagi.

Jeden z manifestujących, szczupły, wysoki mężczyzna próbuje się bronić, ale szybko dostaje w twarz gazem pieprzowym. W powietrzu widać chmurę gazu, wystrzelonego przez strażnika. Rozglądam się, czy nie ma gdzieś obok nas policjantów, ale nie widzę żadnego.

Atakujący nie mają czasu na radość ze zwycięstwa, słyszymy zbliżające się radiowozy. Strażnicy momentalnie gromadzą się wokół dowódcy, dołączam do nich i wracamy do naszej bazy, czyli pod kościół, gdzie jest dowódca "Juhas".

Idziemy grupą. Wyglądamy - zamaskowani mężczyźni - na silnych i pewnych siebie. Na groźnych. Przemieszczamy się bocznymi uliczkami, a widzący maszerującą grupę ludzie uciekają z chodnika.

Policyjny Mercedes Sprinter przecina nam drogę, ale jedzie dalej na sygnale. Policjanci nas widzieli, musieli też widzieć, jak ludzie czmychają z chodnika, ale nas nie legitymują.

Członkowie "lotnego" plutonu przypatrują się po drodze każdej sklepowej witrynie i latarni. Jeśli wypatrzą naklejki z czerwoną błyskawicą, symbolem protestów, zdzierają je.

"Dopóki nie będziecie ich katować pałkami, to powinno być ok"
Strażnik w kominiarce z napisem związanym z Legią Warszawa opowiada o tym, jak kilka dni wcześniej rozpędził "Strajk Kobiet" na rondzie De Gaulle'a. Obok napisu na jego kominiarce zauważam nadrukowaną trupią czaszkę. Jest bardzo podobna do symbolu nazistowskiej dywizji SS "Totenkopf".

upiłem środek odstraszający na zwierzynę. 250 złotych za butelkę. Rozcieńczyłem i wlałem do balonów. W 10 minut nie było tam nikogo pod palmą, a przemówienia miały być – mówi.

- A jak to śmierdzi?

- No po prostu wali gównem. Cały samochód mi tym śmierdział później, jechałem do domu i rzygałem.

Protestujących ludzi już dawno nie ma w okolicach kościoła, którego bronimy. Z posterunku schodzimy dopiero późnym wieczorem.

Po całym dniu strażnicy wymieniają się wiadomościami przez komunikator na grupie naszego plutonu "Siekiera". Telefon wibruje, przyszła następna wiadomość: "Z tego co zauważyłem, to prokuratura ma antifiarzy dosyć, więc dopóki nie będziecie ich katować pałkami to powinno być ok" - pisze do innych strażników użytkownik "Wolf".

Nie składamy broni
Środa, 4 listopada, późne popołudnie. Nowa wiadomość od użytkownika "Sokół", dowódcy plutonu "Siekiera". Dostaję informację o kilkudniowym szkoleniu dla Straży Narodowej. W planie między innymi nauka obsługi broni palnej i sztuki walki.

Dowódcy Straży Narodowej przypominają też, że zbliża się 11 listopada i Marsz Niepodległości: "W myśl zasady więcej potu na ćwiczeniach to mniej krwi w boju, zapraszamy serdecznie wszystkich strażników do rezerwowania sobie wolnego czasu na zbliżające się szkolenia. Prosimy o jak najszybsze deklarowanie chęci uczestnictwa".

Wysyłam potwierdzenie obecności na szkoleniu - samą emotikonkę klaszczących rąk, tak jak kazał dowódca.

"Żeby nic głupiego do głowy nie przyszło"
Sobota, 7 listopada, rano. Nad Warszawą wisi gęsta mgła. Jadę pod wskazany przez dowódcę adres. To leśny parking w Otwocku pod Warszawą. Na zbiórkę stawia się kilkudziesięciu strażników.

Poznajemy dowódcę szkolenia. Ma pseudonim "Szakal". Mówi nam, że musimy zmienić lokalizację, bo ustalony adres wyciekł do internetu i możemy zostać zaatakowani przez lewaków. Mam ochotę zapytać, czego się obawiamy, ale nikt nie zadaje żadnych pytań. Wsiadamy do samochodów i jedziemy kilkadziesiąt kilometrów dalej, do ośrodka szkoleniowego za Garwolinem.

To opuszczone gospodarstwo rolne, jedno z tych miejsc, do których trudno trafić przypadkiem. Ostatnie kilkaset metrów dojeżdżamy zarośniętą leśną drogą. Cały teren monitorowany jest przez kamery przemysłowe.

Potem udaje mi się sprawdzić, że miejsce jest pod opieką Stowarzyszenia Proobronnego GARDA Garwolin. Stowarzyszenie ma w sieci oficjalną stronę, fanpage na Facebooku i własne logo: czarną tarczę z pyskiem wilka, nożem i hasłem "Silva nostra domus est", co po łacinie oznacza "Las jest naszym domem". Na stronie pod nazwą grupy jest też napis BÓG HONOR OJCZYZNA. W zakładce "kim jesteśmy" członkowie GARDY piszą o sobie: "Od dwóch lat GARDA regularnie uczestniczy w organizowanym przez MON programie PASZPORT zakładającym szkolenia dla organizacji proobronnych. Oddziały z Garwolina wzięły też udział w największych ćwiczeniach polskich Sił Zbrojnych w 2018 roku znanych pod kryptonimem Anakonda".

- Nie współpracujemy ze Strażą Narodową, znamy tam kilka osób, ale nie współpracujemy z nimi. Nas to w ogóle nie interesuje, nie jesteśmy z tych osób, nie jesteśmy narodowcami – mówi szef GARDY Dariusz Wielgosz w rozmowie telefonicznej z dziennikarzami TVN24. - Na pewno nie szkolimy żadnych marszów i takich rzeczy, to na pewno. Mamy różnych instruktorów, z jednostek specjalnych, byli operatorzy policji itd. Może któryś się dogadał, może coś robili – dodaje i podkreśla, że nic nie wiedział o "jakimkolwiek szkoleniu dla Straży Narodowej" na działce, którą stowarzyszenie się opiekuje.

Te wszystkie informacje zdobywam dopiero później, bo w trakcie szkolenia nie mamy przy sobie telefonów. "Szakal" zabiera je nam po dojechaniu na miejsce. Jak mówi, "żeby nic głupiego nie przyszło nam do głowy". Nie wiemy, w jaki sposób nasz poprzedni adres wyciekł do internetu.

Kiedy wychodzimy z samochodów, w gospodarstwie rolnym czeka już na nas kilka osób. To postawni mężczyźni, po czterdziestce. Mówią swoje pseudonimy i przedstawiają się jako emerytowani członkowie służb. Nie mówią konkretnie, o jakie służby chodzi. To oni będą prowadzić szkolenie.

VIP-y i nieVIP-y
- Najlepsi spośród was będą szkoleni przez nas przez cały następny rok - mówi do nas instruktor o pseudonimie "Gniady".

Trening zaczyna się o 10 rano. Ma trwać do zmroku. Dowódcy dzielą nas na mniejsze grupy. Na zbiórce ustawiamy się w szeregu. Padają wojskowe komendy. "Gniady" informuje nas, że dowódcy mogą przeklinać, żeby podkreślić istotność niektórych wyrazów i komend.

Na początku uczymy się, jak obsługiwać radiotelefony. Potem uczestniczymy w zajęciach z pierwszej pomocy. Słyszymy, co robić, kiedy ktoś straci rękę lub zostanie postrzelony. Dalsza część zajęć dotyczy taktyki działań w trakcie manifestacji i adekwatnego reagowania w sytuacjach stresowych.

- Polska to spokojny kraj, to nie Bagdad. Tutaj raczej nie będziecie mieli bomby w każdym śmietniku - mówi "Borys", jeden z prowadzących zajęcia. To postawny mężczyzna z brodą. Chociaż dzień jest pochmurny, to cały czas chodzi w ciemnych okularach. W trakcie zajęć pali papierosa za papierosem.

Najwięcej czasu zajmuje nam nauka "ochrony VIP-a". Dowódcy dzielą nas na małe grupki. Godzinami ćwiczymy chodzenie wokół gospodarstwa, mijając się wzajemnie.

- Jeden z was jest VIP-em, reszta go chroni. VIP to może być debil, łazi, gdzie chce, wy go musicie zabezpieczać - tłumaczy nam "Borys".

Każda grupa używa krótkofalówek, korzystamy ze słuchawek wsadzonych w ucho i mówimy do siebie szeptem przez radia, choć dzieli nas metr. Przez wiele godzin mijamy się grupami, chodząc wokół gospodarstwa. Jeden z nas to "Szpica", czyli człowiek będący na czele grupy. Zadaniem "Szpicy" jest meldować wszystko dowódcy, który idzie na końcu.

- Czemu nie meldujesz zagrożenia?! - krzyczy przez radio dowódca naszego minioddziału. - Przecież ten samochód może być pełen napastników, wyobraź to sobie!

Krzyczy na nas wielokrotnie, bo musimy być zdyscyplinowani.

- Czemu się odwracasz? Przecież w każdej chwili może ktoś nas zaatakować!

W przerwach "Borys" - instruktor - tłumaczy nam, że musimy wyrobić w sobie właściwie nawyki.

- Bo ja się zgłaszałem do Straży Narodowej, a widzę tutaj, że przygotowujemy się do bycia jakimiś bodyguardami i do obrony Marszu Niepodległości, nie do końca to rozumiem… - odzywa się strażnik w szarej bluzie i zimowej, wełnianej czapce. Nikt mu nie odpowiada.

Po chwili niski mężczyzna w wojskowej kurtce mówi, że musimy być przygotowani do obrony Krzysztofa Bosaka, który lubi wychodzić do ludzi. Dlatego musimy rozumieć się bez słów.

- Chłopcy, ku..a, tu jest ważna dyscyplina, za takie szkolenia normalnie trzeba bardzo dużo zapłacić. Jest ciężko, a będzie jeszcze ciężej, ale najlepsi z was będą mogli od nas się dużo nauczyć - mówi instruktor "Gniady".

- Pamiętajcie, żeby na Marszu zachować zimną krew i nie dać się sprowokować. Bo problemem nie są wrogowie Marszu, tylko naje…i ludzie, którzy przychodzą dla rozrywki, żeby się pobić - mówi mężczyzna, który wcześniej opowiadał o chronieniu Krzysztofa Bosaka.W trakcie zajęć korzystamy z pirotechniki. Instruktorzy odpalają flary dymne, które mają nas przenieść na pole walki.

- Formujemy kordon! Łapać się! Łapać się! - krzyczy do nas "Gniady".

Łapiemy się pod ręce w kilkanaście osób. W tym czasie instruktorzy próbują przebić nasz "żywy łańcuch", biegną i taranują nasz kordon.

- Trzymaj się ku**a! Gdzie idziesz?! Trzymać się! - krzyczy "Gniady".

Z każdym kolejnym dniem na szkoleniu pojawia się coraz mniej osób. Trzeciego dnia jest nas tylko dwudziestu.

- Wolimy dziesięciu sprawdzonych ludzi niż tysiąc osób z łapanki - mówi następnego ranka dowódca "Szakal".

"Widzicie, że biegnie na was, to walicie w głowę"
Zwieńczeniem całego szkolenia jest wyjazd na strzelnicę nazywany "przyjemnym bonusem". Każdy z nas dostaje po prawie dwieście naboi do wystrzelenia. To ponad dwa razy więcej niż ma polski policjant do wykorzystania na treningach w ciągu całego roku.

- Mogliśmy zaprosić lewaków na strzelnicę… jako żywe tarcze. Byłoby do czego strzelać - śmieje się strażnik w czapce z Krzyżem Żelaznym.

Mamy do dyspozycji pięć pistoletów, każdy innej marki.

- Zamieniajcie się między seriami. Każdy pistolet jest inny, musicie wyczuć, która broń jest dla was najbardziej odpowiednia - mówi szczupły instruktor ze strzelnicy. Przedstawia się jako były operator jednostki specjalnej GROM.

Uczymy się obsługi broni. Ładujemy naboje do magazynków kilkanaście razy, odbezpieczamy i strzelamy do tarczy z sylwetką człowieka. Nie ma wśród nas za wielu dobrych strzelców. W trakcie pierwszej serii młody chłopak w czarnej bluzie nie trafia w tarczę ani razu. Na tle grupy błyszczy dowódca Straży, ubrany w bojówki i polar z naszywką Straży Marszu Niepodległości. Na pierwszy rzut oka widać, że umie strzelać.

edno z ćwiczeń to tak zwany Mozambik. Na początek oddajemy dwa szybkie strzały w klatkę piersiową człowieka narysowanego na tarczy.

- Bam! Bam! Opuszczacie broń, ale tylko kawałeczek. Widzicie, że biegnie na was, to walicie w głowę, bam! W komputer! Ale jak walicie w głowę, to trzeba wycelować - mówi nam instruktor z GROM-u. Instruktor kilkukrotnie tłumaczy nam, jak strzelać, żeby zabić.

Nikt nam nie mówi, kto zapłacił za wystrzelone naboje i strzelnicę. Patrzę na cennik przy kasie. Normalna cena za tyle amunicji i pistolet to 600 złotych. My za całe kilkudniowe szkolenie zapłaciliśmy tylko po 50 złotych.

Po kilku godzinach na strzelnicy pachniemy prochem, czuć zmęczenie, ale to wszystko to dopiero trening.

- A po co nam właściwie strzelanie w Straży? - pyta strażnik w szarej bluzie.

- Wszystko może się przydać - odpowiada "Borys".

Marsz Niepodległości
Najważniejsze wyzwanie jest dopiero przed nami. To Marsz Niepodległości, który rozpocznie się za kilkanaście godzin.

Wtorek, 10 listopada, późny wieczór. Dowódca plutonu pseudonim "Sokół" wysyła wiadomość przez szyfrowany komunikator: "UWAGA!! 11.11 Zbiórka 09:30 na parkingu przy patelni".

Patelnia to plac przed wyjściem z metra Centrum koło ronda Dmowskiego w Warszawie. To z tego ronda ma ruszyć Marsz Niepodległości. Dowódca prosi też o potwierdzenie obecności na Marszu. "Będę!", "Potwierdzam", "Oczywiście będę" - odpowiadają przez komunikator strażnicy z plutonu "Siekiera".

Środa, 11 listopada, rano. Na marsz zakładam buty za kostkę, bojówki i wojskową kurtkę. Miasto jest opustoszałe.

W miejscu zbiórki stoi już duży wojskowy namiot i kilka furgonetek wypełnionych sprzętem.

- Czołem! - wita mnie strażnik, którego poznałem na szkoleniu. To przywitanie wśród narodowców słyszę już kolejny raz.

W namiocie czekają na nas pomarańczowe kamizelki z logiem Straży Marszu Niepodległości. Zakładamy je, a dowódca "Szakal" rozkazuje, żebyśmy ustawili się w dwuszeregu.

- Nie palimy w kamizelkach Straży! Jeśli chcecie zajarać, to odchodzicie na bok i ściągacie kamizelkę. Macie się dobrze prezentować! Tutaj są banery Marszu Niepodległości. Dobierzcie się w grupy i weźcie po dwa. Trzeba je rozwiesić na barierkach od Dworca Centralnego do Ronda Waszyngtona, na trasie marszu - komenderuje.

Rozwieszamy banery, rozmawiając o tym, co może się wydarzyć na Marszu.

- Myślisz, że będą lewacy? - pyta młody chłopak w dresie i czapce z naszywką Straży Marszu Niepodległości.

- Ch.. wie, ale zobacz, ile tego gówna ponaklejane - odpowiada mu strażnik w wieku około 30 lat, wskazując na słupki parkingowe, na które ktoś nakleił małe tęczowe flagi.

Oprócz rozwieszenia banerów dowódcy nie mają dla nas innych zadań, czekamy. "Szakal" wyznacza dwóch strażników do pilnowania wejścia do namiotu. W tym czasie do naszej bazy dociera coraz więcej strażników z innych miast. Przed namiotem nagle pojawia się szef Marszu Niepodległości Robert Bąkiewicz.
Porusza się w obstawie pięciu ochroniarzy. To postawni strażnicy, ubrani w jednakowy sposób. Noszą jasne bojówki i ciemnoszare polary. Bąkiewicz wchodzi do namiotu na moment, a następnie wsiada do swojego srebrnego bmw. Ochroniarze otaczają samochód ze wszystkich stron, chociaż nie widać żadnego niebezpieczeństwa. Kilka metrów od samochodu stoi kilkudziesięciu strażników.

Po jakimś czasie Robert Bąkiewicz wysiada z samochodu i rusza w kierunku patelni w obstawie strażników. Pilnują go non stop, nawet gdy udaje się do przenośnych toalet ustawionych przy parkingu.

"Teraz to się zacznie..."
- Zbiórka w dwuszeregu! Raz! Raz! Pokryj! Wyrównaj! - krzyczy nagle do nas "Szakal".

Odliczamy. Jest już prawie setka strażników. Do Marszu pozostały niecałe dwie godziny. Dowódca dzieli nas na grupy, strażnicy z doświadczeniem mają pracować w "lotnych" grupach uderzeniowych. Pozostali mają działać na czole lub bokach pochodu.

- Pamiętajcie, słuchacie się tylko swojego dowódcy. Nawet jak przyjdzie jakiś ch.. z plakietką, to nic nie robicie, dopóki nie powie wam tego wasz dowódca! - mówi do nas "Brylant", dowódca czoła Marszu, gdzie zostałem przydzielony.

Idziemy na południową stronę ronda Dmowskiego, to stamtąd będzie ruszać Marsz. Na miejscu od razu formujemy kordon. Dowódca odpina kilkunastometrową linę od swojego plecaka. Ma stanowić zaporę blokującą napierający tłum. Chwytamy ją w wielu miejscach i walczymy z tłumem. Blokujemy ludzi, bo marsz jeszcze nie ruszył. Stoję metr od kiboli, którzy zgromadzili się na środku ulicy. Jest ich kilkuset, mają kominiarki z symbolami klubów piłkarskich z całej Polski. Są wśród nich także narodowcy.

- Ku..a! Ku..a! Chcemy iść! - krzyczy w naszym kierunku zamaskowany mężczyzna.

Nie jestem w stanie odróżnić jednego człowieka w kominiarce od drugiego. Mają czarne sportowe ubrania, sportowe buty i czarne kominiarki. Są bardzo agresywni.

- Karetka! Jedzie karetka! - krzyczy dowódca "Brylant". - Zróbcie przejazd!

Próbujemy stworzyć korytarz życia w tłumie ludzi, ale mężczyźni w kominiarkach nie reagują na nasze wezwania. Ambulans wydostaje się z tłumu dopiero po dłuższej chwili. Po następnych kilkunastu minutach marsz rusza.

- Je..ć psy! Zawsze i wszędzie policja je…a będzie! - śpiewają maszerujący ludzie na widok oddziałów policji stojących w bocznych ulicach. W stronę policjantów lecą petardy.

Dochodzimy do stacji PKP Powiśle, to ostatni punkt przed wejściem na most Poniatowskiego. Nagle w kierunku sześciopiętrowej kamienicy zaczynają lecieć płonące race i petardy. Na czwartym piętrze budynku wisi tęczowa flaga. Zamaskowani kibole zaczynają wrzeszczeć. Race odbijają się od elewacji budynku.

- Co za zwierzęta! - mówi o zamaskowanych mężczyznach 40-letni strażnik. Ale nikt z naszej grupy strażników nie myśli o konfrontacji. Jest zupełnie inaczej niż na protestach po wyroku Trybunału Konstytucyjnego.

Kilkaset metrów dalej dochodzi do podobnej sytuacji. Na balkonie kamienicy wisi transparent Strajku Kobiet i powiewa tęczowa flaga.

- Teraz to się zacznie… - przewiduje ten sam strażnik

Zamaskowani mężczyźni rzucają racami w kierunku balkonu z flagą. Żaden z nich nie trafia. Jedna z rac ląduje na balkonie piętro niżej. Stoją na nim doniczki z kwiatami, ale nie dochodzi do pożaru. Sekundę później kolejna płonąca raca wybija szybę w oknie mieszkania dwa piętra niżej. Strażnicy nie reagują. Marsz idzie dalej. Widzimy, że z mieszkania zaczyna lecieć dym.
Agresywni mężczyźni chcą wyprzedzić czoło marszu, ale strażnicy nie pozwalają im na to. Trzymają się pod ręce, gdy kibice zaczynają ich kopać. Dochodzi do szamotaniny.

- Koniec! Spokój! - krzyczy "Brylant" i wyciąga z kieszeni gaz pieprzowy, którym grozi agresywnemu mężczyźnie w kominiarce.

Nie ma wokół nas spokojnie maszerujących ludzi. Widzimy tylko krewkich mężczyzn ubranych na czarno. Ale nie ma też "lewactwa", naszego wroga.

Po przejściu na drugą stronę Wisły mężczyźni w kominiarkach ruszają w stronę policji, która jest zgromadzona na błoniach Stadionu Narodowego.

- My nie idziemy dalej, marsz tutaj się dla nas kończy! Oni niech sobie robią, co chcą - mówi do nas dowódca "Brylant" i zatrzymuje nasz oddział na Rondzie Waszyngtona.

Mija godzina, stoimy w okolicach Ronda Waszyngtona. Dowódcy decydują o końcu służby. Oddajemy kamizelki i możemy rozejść się do domów.

Prowokacje
Dzień po marszu Robert Bąkiewicz organizuje konferencję prasową przed siedzibą stołecznej policji. - My przewidywaliśmy, że Marsz Niepodległości zostanie wykorzystany do prowokacji - mówi przed telewizyjnymi kamerami. Domaga się dymisji Komendanta Głównego Policji.

Sokół", dowódca naszego plutonu wysyła wiadomość do wszystkich strażników. "Wrzucajcie filmy do ściągnięcia z wczorajszych policyjnych prowokacji. Najlepiej krótkie sceny" - pisze o prowokacjach, chociaż w trakcie marszu nikt o prowokatorach nie mówił, a sprawcy byli na wyciągnięcie ręki. Straż Narodowa na zadymy nie reagowała.

W trakcie marszu nie przydała nam się żadna z umiejętności, które trenowaliśmy w trakcie szkolenia. Nie spotkaliśmy też "lewaków", którzy mieli nas atakować. Nie chroniliśmy VIP-ów, nie strzelaliśmy z broni palnej. Zatem dlaczego się tego uczyliśmy? Kto i do czego będzie szkolony przez cały rok, tak jak zapowiadali to instruktorzy? Po co dzień przed Marszem Niepodległości uczyliśmy się strzelać tak, żeby zabić? Tego nie wiem. Na pytania na ten temat odpowiedzi nie udzielił także do momentu publikacji Robert Bąkiewicz, mimo że TVN24 podjął kilku prób kontaktu z nim. Już wiem, że w Straży Narodowej wszystko owiane jest tajemnicą, a nie jest dobrze zadawać dowódcom pytania ani rozmawiać o tym, co się tam dzieje.

"Bo cię znajdziemy, jak komuś o tym powiesz" - powtarzał "Juhas", dowódca w Straży Narodowej.

***

Zgodnie z zapisami polskiego prawa prasowego, ze względów bezpieczeństwa
Żabodukt Postów: 78381
kumak
Żabodukt, postów: 78381
Czwartek, 19 listopada 2020 05:28:22
-2
0 -2
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Tajne szkolenia i nauka strzelania. Jak od środka wygląda Straż Narodowa?
Dziennikarz TVN24 został członkiem Straży Narodowej, której zadaniem - jak deklarowali założyciele - miała być "obrona kościołów przed profanacjami". "Byłem świadkiem polowania na Antifę. Brałem udział w tajnym szkoleniu. Uczyłem się strzelać. Ochraniałem Marsz Niepodległości i widziałem płonące mieszkanie" - pisze w swoim reportażu autor, który ze względów bezpieczeństwa zachowuje anonimowość.

https://www.onet.pl/informacje/onetwiadomosci/stra... znamy swoich nazwisk, nie wiemy, ile jest innych plutonów i jak są liczne. Telefon wibruje co kilka chwil. Muszę być na bieżąco, bo wszystkie wiadomości znikają po 24 godzinach" - opisuje swoje początki w grupie autor reportażu
Ważnym elementem działalności w Straży było szkolenie, jakie zorganizowano w opuszczonym gospodarstwie. Uczestnikom zabrano telefony, a ich instruktorami zostali mężczyźni, którzy - jak to określili - są "emerytowanymi członkami służb"
Pierwsza pomoc, ochrona "VIP-ów", taktyka działań w trakcie manifestacji, wykorzystanie pirotechniki, a w końcu nauka strzelania - z tymi zagadnieniami mogli zapoznać się nowi członkowie narodowej organizacji
Tymczasem, jak niedawno ujawniliśmy w Onecie, w ciągu dwóch lat Ministerstwo Obrony Narodowej przeznaczyło 320 tys. zł na fundację i stowarzyszenie, których lider jest powiązany z ekstremistycznymi organizacjami
Żabodukt Postów: 78381
kumak
Żabodukt, postów: 78381
Czwartek, 19 listopada 2020 06:35:20
-2
0 -2
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Oto nieumundurowany policjant. Na pewno bym w to uwierzył, gdyby się na mnie taki rzucil. Chyba specjalnie ich charakteryzują na narodowe bojówki.
Post edytowany
Żabodukt Postów: 78381
kumak
Żabodukt, postów: 78381
Niedziela, 22 listopada 2020 12:30:24
-1
0 -1
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Post edytowany
Żabodukt Postów: 78381
kumak
Żabodukt, postów: 78381
Niedziela, 22 listopada 2020 12:45:45
-1
0 -1
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Kuba Wątły TV3
ctS3ds pgcroodnzdsore.tdd ·
Policjant po cywilnemu, który rusza na mnie z teleskopową pałką, nie podlega jakiejkolwiek ochronie prawnej z tytułu bycia funkcjonariuszem policji o ile przed podjęciem interewencji, jasno i bezsprzecznie nie udowodni mi, że jest policjantem na służbie (odznaka, legitymacja, itd), co w dalszym ciągu nie oznacza, że w każdej sytuacji ma prawo użyć wobec mnie środków przymusu bezpośredniego.
W innym przypadku, taki policjant jest zwykłym, uzbrojonym agresorem-bandytą, przed którym można i należy bronić się w sposób zrównoważony wszak ma to być obrona konieczna, a nie żaden atak na kogokolwiek.
Policjanci, którzy w minionym tygodniu, po cywilnemu, bili kobiety teleskopowymi pałkami, byli zwykłymi, uzbrojonymi agresorami-bandytami. W poniedziałek wybieram się na protest w Warszawie.
Czy Waszym zdaniem:
- powinniśmy być zaopatrzeni w poniższą pałkę, by mieć szansę obrony przed atakiem ze strony każdego zamaskowanego i uzbrojonego agresora-bandyty?
- jeśli zostaniemy zaatakowani przez zamaskowanych i uzbrojonych agresorów-bandytów np z teleskopowymi pałkami, to mamy się bronić z całą stanowczością?
- powinniśmy bronić ludzi wokół nas, którzy zostaną zaskoczeni i zaatakowani przez uzbrojonego agresora-bandytę?
Czy mężczyźni którzy wybierają się na najbliższą, poniedziałkową demonstrację, powinni mieć ze sobą teleskopową pałkę, by skutecznie bronić siebie i innych, przed ewentualnymi atakami uzbrojonych agresorów-bandytów?
Ważne: "typową pałkę teleskopową (hartowaną lub niehartowaną) możemy legalnie nabywać, posiadać i nosić na co dzień bez pozwolenia, rejestracji czy innych formalności. Pamiętajmy jednak, aby używać jej przeciw człowiekowi jedynie w granicach obrony koniecznej lub w stanie wyższej konieczności."
Post edytowany
Postów: 7439
Zolnierz
postów: 7439
Niedziela, 22 listopada 2020 12:58:15
+1
+1 0
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Kiedy leja neomarksistowskie bojówki, szkolone za forse z ratusza TrzasKOwskiego to ok. Kiedy Policja dala parę razy po d..e neomarksistowskim bojówkom to krzyk.
Moralnosc Kalego? Nie. To PO prostu idiotyzmu ciag dalszy.
Żabodukt Postów: 78381
kumak
Żabodukt, postów: 78381
Niedziela, 22 listopada 2020 13:02:58
-1
0 -1
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
MASZ DOWODY? NIE TO MORDA W KUBEŁ
Post edytowany
Mińsk Mazowiecki Postów: 50642
sailor
Mińsk Mazowiecki, postów: 50642
Niedziela, 22 listopada 2020 14:27:51
0
0 0
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Żabodukt Postów: 42628
kumak Dziś, 2 godz. temu
-1
+
-
MASZ DOWODY? NIE TO MORDA W KUBEŁ

co mi po tym wy nawet kubła nie macie kumacz
Post edytowany
Żabodukt Postów: 78381
kumak
Żabodukt, postów: 78381
Niedziela, 22 listopada 2020 15:32:01
-1
0 -1
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Wywiad odjazdowy, proszę Państwa .... Szczególnie od 5-tej minuty ..
Poezja !!!! https://www.facebook.com/100003236525148/videos/3432810...
Postów: 7439
Zolnierz
postów: 7439
Niedziela, 22 listopada 2020 18:12:21
0
0 0
+ -
Tylko dla zalogowanych użytkowników
Masz dowody....Nie to morda w kubeł....
Tepaku, rozkazywać, to ty możesz na zjazdach KODu, a mnie to możesz co najwyżej w d.... pocałować. Co i tak byłoby dla lewaka, niesamowita miara szczęścia.

Watek został zamknięty ze względu na długi czas (minimum pół roku), jaki upłynął od ostatniego postu.

Aktualności

OK